przez Terminus w 15 Sie 2008, 21:35
Wybaczcie, pewnie mam chandrę. Cóż taki dziś dzień. Defilady, nadęte przemówienia, niemieckie czołgi jadące za sowieckimi czołgami, a te za brytyjskimi armato-haubicami, [błąd - to były czechosłowackie], które poprzedzały fińskie transportery opancerzone i amerykańskie przereklamowane terenówki...
A z drugiej strony w 1920r. polskiego nieba bronili amerykańscy lotnicy, wspierali nas francuscy oficerowie. Walczyliśmy w czołgach i samolotach z francuskiego demobilu, bronią odebraną Niemcom, Rosjanom, żołnierzom CK armii...
Dziś żołnierze defilowali pod pomnikiem J. Piłsudskiego, który stchórzył i w przededniu bitwy warszawskiej; złożył na ręce premiera W.Witosa rezygnację z funkcji naczelnego wodza [zachował się odpis] i uciekł z Warszawy. Premier jej nie rozgłosił, aby nie zdemoralizować armii. W czasie bitwy wojskami dowodził gen. Rozwadowski, którego otruto gdy w 1926r. do władzy doszedł Piłsudski i jego poplecznicy.
Dziś nazywamy "cudem" doskonale przeprowadzoną operację wojskową, świetnie zaplanowaną i przeprowadzoną przez wybitnych oficerów, którzy potrafili wykorzystać posiadane środki, błędy przeciwników [osłabienie południowego skrzydła przez marsz na Lublin], dane uzyskane przez wywiad i kryptografów itp. Szkoda, że ich zabrakło po 1926r. w polskim sztabie...
Wojny się wygrywa się lepszą strategią, umiejętnością wykorzystania błędów przeciwnika lub uzyskania efektu zaskoczenia, maksymalnym wykorzystaniem sił i środków i wieloma elementami, jakie tworzą sztukę wojenną. Nie przewagą ilości ludzi i czołgów. Gdy dowodzili właściwi ludzie polska armia roznosiła Szwedów pod Kircholmem, Turków pod Wiedniem... O tym, że miażdżąca przewaga liczebna do niczego nie wystarcza przekonali się Rosjanie pod Tannenbergiem, Warszawą czy w śniegach Finlandii.
Nie ma cudów w wojnie... Jest mądrość dowódców, bohaterstwo żołnierzy, czasem mocne wsparcie artylerii...
Ostatnio edytowany przez
Terminus 17 Sie 2008, 11:53, edytowano w sumie 3 razy
CREDO [łac. Wierzę]