Rozdział VIII - baza
Józek obudził się na jakieś starej kanapie. Strasznie go bolała szyja. Tak to jest jak się śpi na siedząco. Obok Józka spał z kolei jego gumofilcowy brat Władek. Obydwaj byli spętani. Znajdowali się w pomieszczeniu które przypominało leśniczówkę. Przed nimi stał piec węglowy na którym piekła się pieczeń i bulgotał wielki kocioł. Po całym pomieszczeniu roznosił się zapach który Józek znał z niedzielnych obiadów u wujka w jego leśniczówce. Na podłodze leżał stary dywan a na ścianach wisiały trofea. No jak na Zonę przystało nie były poroża jelenia tylko głowy potworów o których Józek czytał jak dowiadywał się o Zonie. Była tam chimera, zmutowany dzik i stalker. Moment, stalker był żywy! W dodatku celował w stronę Józka obokanem. "Skubany, zlał się z otoczeniem" - pomyślał sobie Józek. Nie próbował go jednak zagadać. Mogłoby to tylko pogorszyć sytuację. I tak jest, źle. "Taka wpadka" - myślał dalej Józek - "przecież nie mieliśmy szans. W najlepszym wypadku rozstrzelali by nas od tyłu. A ten obszczymur też biegł jak porąbany". Józek żałował, że tu przybył. Żałował, że w ogóle mu taka myśl przyszła do głowy. Pamiętał jak to było. Rozpoczęło się od rozmowy z Bartkiem, kolesiem który wrócił z Zony. Leżał w szpitalu. Jak uciekał z Zony dopadli go wojskowi. Na szczęście uciekł. Bartek opowiadał mu jak to jest w Zonie. "Puki nie przekroczysz mostu nie ma się praktycznie czego bać" mówił. Sam nigdy go nie przekroczył. Dowiedział się jednak o historii stalkera który wracał z Czerwonego lasu i znalazł tam wspaniały kamień. Zamienia on każdą rzecz w pobliżu po kilku dniach w artefakt. I nie jest on tak niebezpieczny jak anomalia. Musiał go jednak zostawić na terenie baru gdyż Powinność przeszukiwała akurat osoby udające się na południe. Nie mógł też czekać ponieważ umierał z napromieniowania nieznaną energią występującą na terenie Czerwonego lasu. Niestety nie dotarł do wyjścia z Zony. Bartek też zmarł tylko, że kilka dni po rozmowie ze mną. Lekarze pomylili go z innym pacjentem i zamiast go leczyć po postrzale to amputowali mu nogę. Niestety wkradło się ostre zakażenie. A już planowali wspólną wyprawę. Trafił się jednak brat którego koleżanka pracowała w Politechnice Kijowskiej. Przez nią oraz jej przełożonych udało się zdobyć dwie przepustki naukowe. Dalej to wszystko szło gładko. Aż do teraz.
-Aaale miałem sen- wyziewał budzący się właśnie Władek - ouuu...Józek co to za miejsce?
-Siedź cicho bo ci łeb odstrzelą - odrzekł mu brat. Chwilę później do pomieszczenia weszła grupa stalkerów. Wszyscy z Powinności. Stalker z obokanem zasalutował. Widocznie wszedł jego przełożony. Łatwo było go poznać. Wyróżniał się z grupy. Wysoki, krótko przystrzyżony, postawny. Podszedł do związanych na kanapie braci.
-Tu są moje ptaszki - powiedział bardzo spokojnym głosem - I co? Warto było? Co mam teraz zrobić? Myślicie, że ja nie mam problemów!
-Przepraszamy, byliśmy zestresowani - odrzekł Władek
-Wszyscy tu są zestresowani. Wczoraj jakieś poj..y otwarły bramę do Kordonu i bandyci okrążyli walczących tam stalkerów. Pomyślcie jak oni się denerwowali. Gdyby nie nasi chłopcy wracający z wschodu to w Kordonie byłaby rzeź. Jakbym tylko dorwał tych skur..synów co tą bramę otwarli to bym ich zaje.ał. A czym wy niby byliście zestresowani?
-No dzik nas atakował - odpowiedział Władek na co zebrani w pomieszczeniu stalkerzy wybuchli śmiechem.
-No bo Zona się k.rwa broni przed takimi debilami jak wy co ich matka kołysała w betoniarce! Wyprowadzić ich.
-Na wysypisko? - zapytał jeden z stalkerów stojących obok dowódzcy
-Nie, damy im nagrodę na odwagę. Jesteście pierwsi którzy postawili się patrolowi. Niech zostaną. Ale jeszcze raz mi się pokażecie na oczy a was wyślę na arenę!
Po tych słowach Powinnościowcy wynieśli siłą Józka i Władka na zewnątrz budynku gdzie ich rozwiązali i wykopali po za strefę bazy frakcji. Na koniec jeden z stalkerów przyłożył Władkowi do głowy palec wskazujący i udał, że strzela mu w głowę z pistoletu. Potem odszedł zastawiając braci wśród nieznanych im budynków. Bracia lekko zszokowani i bardzo przestraszeni otrzepali się i rozejrzeli.
-A h.j w szprychy temu dowódcy - wyszeptał pod nosem Władek kiedy to Józek dokonał właśnie odkrycia i wskazując na górującą nad nimi wieżę wykrzyczał w dzikiej radości:
-Jesteśmy na terenie baru! Jesteśmy!
--------------------------------------------------
PS: Tym razem bardziej poważny odcinek
I mam już przygotowany I rozdział nowej "poważnej" powieści