Michaił rzucił kiepa o zimną, żelbetonową ścianę i wtulił głowę w ramiona oparte o kolana. „Po co ją tutaj zabrałem?”- w głowie kłębiło mu się to pytanie. Mógł zostawić ją na Dużej Ziemi, żeby na niego czekała, ale nie. Uległ ciemnookiej brunetce, a teraz zdechnie tu razem z nim. Stalkerzy z Kordonu go ostrzegali nawet ten złośliwy Sidorowicz, ale nie był uparty z resztą Ona też. „Odeślij ją za mury póki jeszcze Zona jej nie wzięła w objęcia”- mieli rację lecz teraz jest już za późno. Podniósł głowę i spojrzał na leżącą obok Nadię, która spokojnie jak dziecko spała w jego podartym śpiworze. Wierzyła, że jej ukochany znajdzie jakieś rozwiązanie i wyjście z tak patowej sytuacji. Ufała mu bezgranicznie mimo iż zaufanie w Zonie prowadzi do kuli w głowie. Znalazł w sobie siły i bezdźwięcznie wstał z zimnych kafelek. Podszedł do zawału betonu i dotknął wystającego, pokrytego korozją pręta zbrojeniowego. „ Jaki kretyn oprawia wszystko żelbetonem, a wejście daje betonowe?- zapytał sam siebie w myślach. Odszedł od gruzowiska i spojrzał na gładki jak pupa niemowlęcia sufit. Minął zbutwiałe biurko, na które kapała woda z jakiejś nieznanej mu rośliny.. Wolał jej nie dotykać, jeszcze skróci jego mękę i przyspieszy powolną agonie. Po kilku sekundach znalazł się przy ciężkich ciemnozielonych drzwiach z kołowrotem, który przy kręceniu niemile skrzypiał. - Co robisz?- aż podskoczył gdy usłyszał głos obudzonej kobiety. Spojrzał się na siedzącą w śpiworze Nadię i odparł: - Szukam wyjścia. Nie chciał jej uświadamiać, że tak naprawdę prowadzi ich do szybszej śmierci w objęciach stworów Zony. Po co umierającego człowieka uświadamiać, że i tak to kwestia czasu kiedy umrze? Lekko uchylił drzwi, które również zaskrzypiały przez nieoliwione zawiasy i zapalił czołową latarkę. Snop światła przeszył gęstą jak osiemnastoprocentowa śmietana ciemność i utknął na schodach prowadzących w dół kompleksu. -Cholera- zaklnął cicho, tak żeby towarzyszka nie usłyszała zawodu. Otworzył szerzej małe wrota i ostrożnie, postawił nogę za próg. Wyciągnął z kabury, która spoczywała na biodrze natowskiego Glocka19 i pstryknął bezpiecznikiem. Fachowo skierował broń przed siebie, aby być gotowym do celnego strzału w razie w i zszedł kilka stopni niżej. Bez zmian. Tylko schody i nic więcej. Wrócił do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi i usiadł koło kobiety, która patrzyła na niego pytająco. -Będziemy musieli pójść w głąb kompleksu, bo nie ma innego wyjścia- uświadomił ją w jakiej kiepskiej są sytuacji mimo, że doskonale to wiedziała.- Taktyka się trochę zmieni. Nie idziemy jak do tej pory w odstępie pięciu metrów tylko piętnastu. Jeżeli nie daj Zono coś mnie zaatakuje to uciekasz tam skąd przyszliśmy i czekasz, aż wrócę.- Spojrzał na ukochaną czy słucha uważnie jak na lekcjach w podstawówce. - Dobrze- rzuciła krótko i czekała na dalsze instrukcje. -Jeżeli coś mi się stanie to wróć, weź mój sprzęt i próbuj iść dalej.- splunął na ziemię zapobiegawczo i kontynuował- Jeśli się nie da to spróbuj z granatem przy osuwisku. Niestety jak to zawiedzie strzel sobie w głowę. Spojrzał głęboko w oczy rozmówczyni, które pokryły się łzami i pocałował ją namiętnie w usta. Wstał, podskoczył. Wszystko gra nic nie szeleści, nie brzęczy. Niechętnie zwinął legowisko i zaczepił na zatrzaski na plecak towarzyszki. W drogę. Podszedł do drzwi i powtórzył czynność. Ostrożnie zaczął schodzić po szarych schodach dzierżąc karabin w dłoniach. Minęło kilka minut zanim zamienili wąskie stopnie na równie ciasny korytarz. Zatrzymał się na skraju dotychczasowej drogi i poświecił po pięciu ziejących czeluścią pustych futrynach gdzie powinny być wstawione drzwi. Oglądnął się za siebie i lekko uspokojony wrócił do poprzedniego zajęcia. Zebrał się na odwagę i fachowo zaczął penetrację budynku. Przytulił się do ściany po prawej i zajrzał do pomieszczenia na lewo. Czysto. Biurko, komputer, krzesło i jakaś szafa. Nic nowego. Przeskoczył na drugą ścianę i zajrzał do pomieszczenia naprzeciwko. To samo. Czysto. Powtórzył tę czynność raz jeszcze, tylko że z wcześniej niezbadanymi pokojami i przystanął przy ostatnim otworze, który prowadził do następnego pomieszczenia. Większego. Spojrzał za siebie, czy aby na pewno Nadia jest za nim i wszedł do pokoju. Przed nim wyrósł podwójny rząd biurek z takim samym sprzętem skrywanym w nieprzenikliwej ciemności. Zatrzymał latarkę na takich samych ciemnozielonych drzwiach co mijali przedtem i pełen rezygnacji podszedł do nich. Bał się, że spotka taki sam widok do na górnej kondygnacji lecz zdziwił się. Po przekręceniu kołowrotka ujrzał ogromną halę oświetloną przez światło dzienne! Trzasnął metalową rzeczą, która dzieliła go od możliwego wyjścia i podbiegł do czekającej kobiety. -Przed nami wyjście- odparł uradowany chociaż w głębi wiedział, że takowego może nie być. W Zonie wszystko jest możliwe. -Mówiłam, żebyś się tak nie martwił- Nadia ucałowała go w spocone przez emocje czoło i dodała- Idziemy czy będziemy tutaj stać? -Idziemy, przed nami ogromna hala więc trzymaj się blisko.- Poinstruował groźnie.- Krok w krok, miej oczy szeroko otwarte i pistolet gotowy do strzału. Otworzył drzwi i jak zawsze zrobił ostrożny krok przed siebie. Szurnął podeszwą glana i lekko uniósł grubą warstwę kurzu w powietrzę. Dozyment w kieszeni kurtki niemile zatrzeszczał, a stalker automatycznie dotknął lewą ręką zawieszonej na pasku nośnym, maski gazowej. Poczekał, aż drobinki kurzu trochę opadną i ruszył dalej. Zatrzymał się mniej więcej na środku hali załadunkowej i rozejrzał się uważnie. Pusto, aż za pusto. Poczuł ciepły oddech na karku i delikatny zapach potu. Nie musiał się oglądać za siebie, by wiedzieć, że kobieta za nim podąża. Ruszył dalej. Przed stalkerską parą wyrosły wysokie lecz dość liche drzwi umieszczone na suwnicach. Michaił dotknął klamki umieszczonej na wysuniętym prostokącie, pociągnął. Zero odzewu. Niezmąconą ciszę przerwało głośne szurnięcie, które poniosło się echem po prawie pustej przestrzeni. Mężczyzna złożył się do strzału przełączając karabin na ogień automatyczny. Wycelował w falujące powietrze w ciemnym pomieszczeniu po lewej i nacisnął spust. Huk wystrzału rozlał się po pustostanie jak woda z dziurawej beczki, a kule przecięły powietrze i dosięgnęły celu. Bryznęła gęsta ciemno-czerwona krew mutanta lecz ten stracił tylko swą osłonę niewidzialności i biegł na ludzi. Kolejna długa seria poniżej latających na boki macek Pijawki, a następnie płynna zmiana pozycji. Kolejna seria. Posiatkowane ciało niechcianego dziecka odbiło się od przykrytej plandeką maszyny i upadło na zakurzoną, betonową posadzkę. Łuski zabrzęczały stykając się z gruntem i przetoczyły się we wszystkie strony świata. Suchy trzask pistoletu ponownie zagłuszył powracającą ciszę, a potem kolejny. Świat jakby zawirował. Zewsząd zaczęły dochodzić żałosne jęki i szuranie. Huk, huk, trzask. Stalker w porę się opamiętał i puścił serię po Nibyludziach idących w ich kierunku. Bez skutku. Zmienił magazynek i profesjonalnie wycelował w głowę mutanta. Wstrzymał oddech i nacisnął spust. Karabin lekko wbił się w ramię i wypuścił z lufy cztery kule, które trafiły w cel. Ciało plasło o ziemię i zastygło w bezruchu. -Ostatni magazynek- oświadczyła nerwowo Nadia podpinając ostatni magazynek. Stalker zostawił wojującą półówkę i podskoczył do drzwi. Wycelował w twardo trzymający się zamek i zacisnął spust. Kule przecięły na wylot cienką blachę wpuszczając do hali odrobinę światła przez okrągłe dziury. Soczystym kopniakiem wywarzył drzwi i obrócił się do osłaniającej. Stała jak wmurowana, a przednią niższa o pół głowy postać wyciągająca przed siebie rękę. -Nie!- krzyknął rzucając się przed siebie i wyjmując z kabury Barette. Karabin nie protestując upadł na ziemię łamiąc ledwo trzymającą się, posklejaną taśmą izolacyjną kolbę. Michaił odepchnął dziewczynę w lewo i wpakował trzy kulę w głowę Dziadka, który już brał zamach prawą ręką. Dziewczyna oprzytomniała w locie i podparła ciało rękoma. Przeturlała się w bok i trafiła idącego do jej ukochanego Nibyczłowieka. -Uciekaj!- znów wykrzyczał lekko wycofując się jednocześnie prowadząc ostrzał w zwężający się półkrąg odmieńców. Dziewczyna wybiegła przez wyłamane drzwi i wpadła w powykrzywiane ręce CZEGOŚ w fartuchu. -Uciekajcie, zaraz przyjdzie Ona- wymamrotał stwór.-Nie idźcie na Podstacje. Łeb mutanta eksplodował, a na trzymaną bryzła krew i resztki rozwalonego mózgu. Michaił złapał płeć przeciwną za rękę i biegiem ruszyli między ziejącymi pustką budynkami...
Gdy nadeszło Gestapo, na budynki spadły bomby Zamienił dziurawe palto na dwie kukurydzy kolby Poczuł, że koniec to już tylko kwestia dni. Gdy płonęło miasto ludzie z krzykiem umierali w nim...
Miszczu jak by ci to delikatnie powiedzieć... To jest chu*owe jak ch*j? Ale co się spodziewać po tytule 1 rozdziału. Orto, grama, inter - wszystko leży. Fabuła z dupy typu idzie mongoł przez pustynie, znajduje buta i zaczyna nad nim rozmyślać. Depreszyn jak się to czyta. Mógłbym pobawić się w Uniego i zrobić grammar nazi desant, ale po co? Żeby zrobić z tekstu tęczowy mjusic box?
Snop światła przeszył gęstą jak osiemnastoprocentowa śmietana ciemność
Fachowo skierował broń przed siebie, aby być gotowym do celnego strzału w razie w
Itp. itd. czyli ogólnie kaszana co chwilę, szkoda brać się nawet za korektę. KMN powiedziałby, że zdanie to było stylistycznie niezwykle brawurowe. Daj se spokój z pisaniem, bo nic z tego nie będzie...
KOSHI napisał(a):Mógłbym pobawić się w Uniego i zrobić grammar nazi desant, ale po co? Żeby zrobić z tekstu tęczowy mjusic box?
Zgadnij dlaczego się tu mój post nie pojawił? Po paru zdaniach odpuściłem, tylko przeleciałem wzrokiem resztę. Przerzuciłem się na larpy i bycie trutniem, może kiedyś wrócę. Ale czuję, że mimo wszystko, po przerwie i z brakiem weny, musiałbym się starać, by napisać taką "Miłość do końca". A propos:
Karaibska rapsodia Zagubiona w miłości Najpiękniejszy prezent Odrobina szaleństwa Miłość do końca Mąż do wynajęcia Spotkanie na wzgórzu
Sześć z powyższych to autentyczne tytuły harlequinów zaczerpnięte z półki obok mnie. No ku*wa - nierozróżnialne.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Wprowadzanie kobiet do Zony to porażka. Próbował Misza, próbował Krzychu Haladyn, próbujesz i Ty - a ja wam mówię: nie idźcie tą drogą
"In loneliness, in some sort of a bleak unexplainable solitude with yourself and the Zone you can contemplate. Feel it, become another, penetrated by the aeons of the Zone. That's why it is good that makers didn't include women in the game, truly they are genius. While the game is kind of explorative, it is the journey inside. Had you also the feeling that you are in your dream while playing? Sometimes, for only moment some sight in the game appears to you like an image in a dream: obscure landscape, grey sky, and deserted building with dark windows. (...) It is no shame to have an intimate feeling to this game. I think this game, not on purpose but through artistic intuition, which is not controlled by a purpose of the artist, touched the perennial."
Za ten post skinnyman otrzymał następujące punkty reputacji:
Sporo problemów z interpunkcją, błędów ortograficznych raczej wiele nie ma, ale za to bardzo dziwnych konstrukcji gramatycznych się nieco pojawiło. Co do samej fabuły... No, jak już tu się wypowiadano - kobiety w Zonie to ogólnie problematyczny temat, a samo uniwersum nie jest najlepszym miejscem na wątki o miłości. Poza tym, końcówka tekstu zmieniła się w takie nie do końca zrozumiałe Rambo.
Ale względem Twoich poprzednich tekstów... No, powiem szczerze, że jest poprawa, nawet dosyć spora. Może wciąż nie jest to na poziomie poważniejszych literackich tekstów tego foruma, ale po trochu dajesz radę co nieco z tym zrobić.
Jakbyś miał taką potrzebę, to mógłbym powytykać wszelakie błędy jakie znajdę, kiedy będę miał chwilę.
Spolszczenie do Misery: The Armed Zone (Ja & Imienny) Ciekawe kiedy ilość moich kozaczków przekroczy moje IQ
-Będziemy musieli pójść w głąb kompleksu, bo nie ma innego wyjścia- uświadomił ją w jakiej kiepskiej są sytuacji mimo, że doskonale to wiedziała.- Taktyka się trochę zmieni. Nie idziemy jak do tej pory w odstępie pięciu metrów tylko piętnastu. Jeżeli nie daj Zono coś mnie zaatakuje to uciekasz tam skąd przyszliśmy i czekasz, aż wrócę.- Spojrzał na ukochaną czy słucha uważnie jak na lekcjach w podstawówce. - Dobrze- rzuciła krótko i czekała na dalsze instrukcje. -Jeżeli coś mi się stanie to wróć, weź mój sprzęt i próbuj iść dalej.- splunął na ziemię zapobiegawczo i kontynuował- Jeśli się nie da to spróbuj z granatem przy osuwisku. Niestety jak to zawiedzie strzel sobie w głowę.
Dobra, dość. Autor nie dość, że napisał fragment dość kiepsko, to jeszcze bohater sam sobie zaprzecza. Na pocieszenie, sporo opowiadań było gorszych, ale widać, że to opowiadanie to zaawansowana podstawówka lub gimnazjum. Karkołomne, mało profesjonalne zdania, dzikie konstrukcje i brak interpunkcji, a poza tym kwiatki w postaci cytatu wyżej.