przez PMG w 20 Lip 2016, 12:30
W Cieniu Czarnobyla każda z lokacji była charakterystyczna, unikalna, ze swoim własnym, niepowtarzalnym klimatem i atmosferą. Mieliśmy względnie spokojny Kordon, ponurą Dolinę Mroku, wilgotny i mózgotrzepiący Jantar... i tak dalej. Każda z tych miejscówek była odmienna, a Zona sprawiała dzięki nim wrażenie różnorodnej. W Zewie Prypeci natomiast... wszystkie lokacje, może poza tymi podziemnymi, sprawiają wrażenie identycznych, różniących się tylko ukształtowaniem terenu i innymi budynkami. Mimo to każda z nich miała ten sam klimat (nie powiem, że zły, bo jednak Zew również trzyma poziom) i pustkę, którą w Cieniu wypełniały różne elementy krajobrazu, śmieci, anomalie itp., a w Zewie nie wypełnia jej nic. Po prostu kilometry dróg, wzgórz i parę drzewek po bokach. Rozumiem, że twórcom zależało na realistycznym przedstawieniu tych terenów - nie wątpię, że w rzeczywistości mogą wyglądać one podobnie. Ale jednak świat realny nie nuży tak mocno jak wirtualny, bo jest mniej monotonny i bardziej przyjemny dla oka. Kolorowy, dynamiczny i po prostu ciekawy, a nie tak sztywny i jałowy jak jego wirtualna imitacja. Pod tym względem gry nigdy nie dorównają prawdziwemu światu. W Cieniu lokacje były dosyć złożone i wypełnione jakimś złomem, anomaliami, zdeformowanymi lasami i mogiłami. Po prostu czymś, co te miejsca zapchało, ale nie bezsensownie.
Co do anomalii - również uważam, że powinny one być rozsiane po terenie Zony. Owszem, pomysł z symbiontami jest niezły, ale nie powinien wypierać zwykłych, małych anomalii. W Cieniu często zdarzało się, że wpadałem w nie na środku ulicy albo w innych miejscach, gdzie bym się ich nie spodziewał. Wymuszało to na mnie większą ostrożność i przypominało, że mam do czynienia z niebezpiecznym i zdradzieckim miejscem. Natomiast w Zewie podróżowanie to właściwie kwestia trzymania "W" na klawiaturze. Wędrowanie od obozu do obozu było niesamowicie nudne, zwłaszcza, kiedy co chwila trzeba było się zatrzymywać, aby uzupełnić energię. Sytuacja zmienia się jedynie nocą, kiedy widoczność jest mocno ograniczona (tutaj akurat sprawa wygląda lepiej niż w Cieniu, w którym nocy nie było wcale) i nigdy nie wiemy, czy nie wpadniemy na jakiegoś zabłąkanego mutanta, którego nie zauważyliśmy. Szczególnie działa to na Zatonie, podczas przedzierania się przez trzciny. Czasem idzie się nieźle wystraszyć, kiedy znienacka coś zaryczy w krzakach.
-
Za ten post PMG otrzymał następujące punkty reputacji:
- PRZEMEK ŁOWCA.