Kolega z pracy...
Problem jest wieloraki. Po pierwsze jestem od niego młodszy i pracuję jako jego pomocnik. Wie na pewno więcej ode mnie i ma większe doświadczenie. Ale też i olbrzymią rutynę. Gdy proponuję mu jakąś zmianę, która usprawni naszą pracę, to mówi, ze to bzdura i herezja. Potem ja robię po swojemu, on po swojemu i ostatecznie robię 2-3 razy szybciej niż on. Do tego dochodzą nieziemskie teorie na każdy temat, nie tylko zawodowy.
Po drugie szybkość pracy. Im bardziej mi zależy na normalnym powrocie do domu, im bardziej szefowi zależy na zakończeniu pracy, tym wolniej ten gość pracuje. Czynność, która mi (po zaledwie półrocznej pracy w zawodzie) zajmuje pół godziny, jemu potrafi zająć dwie, a czasem i więcej. A logicznie rzecz biorąc powinien to robić szybciej ode mnie.
Po trzecie nieskazitelność. On nigdy nie popełnia błędów, o niczym nie zapomina, utrzymuje nieskazitelny porządek i w ogóle cacy. Za to po moich porządkach w samochodzie niczego nie można znaleźć, niewielki błąd z mojej strony urasta do tragedii a zapomnienie o dwóch śrubkach za chwilę spowoduje upadek firmy. Natomiast to, że rozrzuca narzędzia, kolekcjonuje śmieci i myli kolory/numery/strony to oczywiście drobiazgi. Podczas tłumaczenia jakiegoś schematu potrafi jeden kolor (to ma znaczenie przy elektryce) pomylić z kilkoma innymi.
Wreszcie po czwarte higiena. Moje ubranie firmowe po pół roku pracy jest lekko sprana, jego było prane raz. Bieliznę ma jedną na tydzień, albo i dłużej, kąpie się chyba tylko w pełnię księżyca. Jeśli ktoś po całym dniu pracy nie pachnie świeżo, to jest to normalne. Ale jeśli komuś w poniedziałek rano skarpety jadą jak żulowi z Centralnego, to coś jest nie halo. W dodatku na jakiekolwiek uwagi jakimkolwiek tonem reaguje obrazą, która przejawia się tym, że jakiekolwiek moje pytanie z zakresu pracy dostaje odpowiedź w stylu "przecież już wszystko wiesz, przecież jesteś lepszy".
Na koniec wisienka - on "śpiewa" albo nuci
Nie wie za bardzo co, bo potrafi splątać ze sobą kilka piosenek na raz i koszmarnie fałszuje. Nucenie to jeszcze pół biedy, ale śpiew jest o tyle gorszy, że facet ma wadę wymowy i bardzo trudno go zrozumieć.
Po prostu poezja