Sam się sobie dziwię, ale beznadziejnie zaczynający się główny wątek nie zabolał mnie tak bardzo jak myślałem. Miałem nadzieję, że główny bohater wreszcie będzie posiadał własną osobowość, że będziemy z nim dzielić ból utraty rodziny i innego rodzaju emocjonalne bzdety. Chciałem Wiedźmina a dostałem Mass Effecta. Nasz protagonista to rzekomo ex-żołnierz, a przynajmniej tak zrozumiałem intro. I jako ex-żołnierz powinien wiedzieć jak używać Power Armoura, broni palnej, stimpaków itd. A jako obywatel przedwojennych USA powinien odczuwać jakieś zasrane uczucia w związku z tym, że wszystko co znał teraz jest w ruinie. A on się ku*wa zachowuje jakby przyjechał z Krakowa do Warszawy i miał to miasto głęboko w dupie. Gdzie są teksty w rodzaju "Jadałem tu. Podawali świetny makaron", albo "Mój szwagier pracował w tej fabryce", albo "ku*wa, pamiętam tę całą okolicę, prawdopodobnie 200 lat temu mówiłem dzień dobry temu szkieletowi!". WIERZYĆ SIĘ NIE CHCE. Ale to wszystko są przemyślenia, które przychodzą mi do głowy dopiero jakieś pół godziny od wyłączenia gry, jak gram jakoś mnie nie zaprzątają.
Mam nabite 30h, ledwie ruszyłem wątek główny bo gameplay strasznie wciąga. Wpadłem w wir zwiedzania i zbierania gratów. Zupełnie jak w Stalkerze. Założę się że każdy z was ma w którymś z nich swoją ulubioną skrzynkę.
Budowanie bazy jest zabugowane i słabo wyjaśnione, na razie niewiele się go tykam. Tak tylko, symbolicznie, żeby mi jakieś świnie ludzi nie wybili. No i znoszę te wszystkie graty żeby ulepszać bronie. "Jedna pukawka w plecaku na dany typ amunicji"- oto moja agenda.
Grafika dupy nie urywa ale nie jest brzydka. Ratuje ją fantastyczny design retro future i bardzo dobre efekty pogodowe. Bardzo dobrze zrobili, że zerżnęli Emisje ze Stalkera.
Świetny jest ten DJ z Diamond City. Nie mieli pomysłu na charyzmatycznego radiowca to zrobili ciamajdę!
Nie wiem jak to się dalej rozwinie, fabuły praktycznie nie ruszyłem. Mam nadzieję, że dalej będzie lepiej.