Poszedłem "wiertaliot" zbadać, a odchodząc zobaczyłem kupę mięcha lecącą w moją stronę. Po zużyciu prawie całych rezerw amunicji i kilkukrotnym przepuszczaniu go przez anomalie gazowe wreszcie go zabiłem. No to do trupka i kroimy. OOO, jakie szczęście, grawi w środku! OOO, jakie nieszczęście, pijawka. OOO, i przyprowadziła 3 (!!!) koleżanki. Kilkanaście kur*w i loadów później, kroję zwłoki 4 pijawek. Zaczynam się wlec na skadowsk, a tu na wale między Izumrodnojami, a spalonym gospodarstwem emisja. No nie ma ch*ja, nie dojdę. Nafaszerowałem się podczas walk chemią, przez to musiałem zeżreć całe zapasy, artefakt mi promieniuje, więc jak się schowam gdzieś po drodze to mi się dupa usmaży. Na skadowsk nie dojdę, za duże obciążenie, nie zdążę. Jak wyrzucę arta, to już go nie podniosę, za słaby detektor. Anabiotyków ni ma. Krótko mówiąc: dupsko. Wielkie jak stąd na Marsa. Przez galaktykę Andromedy.
Prawie nie dropią mi bronie na recona. Niemal wyłącznie kałasze, kilka Sturmgewehr'ów i SKS'ów, pojedyncze pistolety, ale w tak okrutnym stanie, że aż żal patrzeć.
Nawet raz sobie szedłem wzdłuż szewczenki i wyleciałem w powietrze. Ot tak sobie. Wziąłem i wybuchłem. Ile to ja się naszukałem potencjalnego miotacza granatów. Ni ma. Wczytuję sejwa, wbijam na okręt od drugiej strony, lorneta w łapę i szukam. Ni ma. schodzę na dół, idę kawałek i znowu, JEBS, pozdrowienia ze stratosfery. Ostatecznie zrezygnowałem, poszedłem na skadowsk, odszedłem od kompa i wróciłem po 10 czy 15 minutach. Tym razem był spokój.
Głuszec nie strzelał do pijawek. Nie widział ich. Coś tam pogadał, porozglądał się i poszedł dalej. Zderzając się z krwiopijcą pędzącym mi, jak to mówią na Pradze, "wyje**ć".
Niechcący zawędrowałem za blisko żelaznego lasu, widzę, że burer idzie się przywitać. To dałem nogę. Skur***yn dodreptał za mną aż pod barkę noego, gdzie wreszcie moja stamina wzięła górę i musiałem przystanąć. A on dał radę w zasięg swój wejść, kondycję pozabierał i walnął. Pozamiatane.
Ogólnie, pieprzona złośliwość rzeczy martwych, dawno już nie miałem tak idiotycznego szeregu niezbyt fartownych zdarzeń.
Żeby nie było tak smutno i "marudząco" żarcik będzie:
Złapał facet złotą rybkę.
Ona do niego standardowo: -wypuść mnie to spełnię trzy życzenia.
On na to: -OK,ok. Ale dobry i rodzinny to był facet, to poleciał do żony i córki i mówi, że mają 3 życzenia.
Córka: -Chciałabym jeża... Do dupy z takim jeżem.. Aua!, wyciągnijcie go!...