Chyba mój pierwszy zamknięty długi tekst na tym forum... Tak czy siak, ot taki nagły pomysł, jaki wpadł mi ostatnio do głowy. W sumie jakby sławek wpadł i powiedział "Mało zony", to chyba bym mu nawet przyznał rację. No, ale trochę jej tam jest, więc jednak ląduje tutaj. Ot, taka dziwna wprawka, na którą pomysł przyszedł mi zupełnie znikąd. Nie ma praktycznie zupełnie akcji, tak więc PEGI 10+
Wrzucane na gorąco, więc czytajta i narzekajta. I pamiętajcie, że na gorąco to może kiszki poskręcać
:
- Łapy w górę!
Ciszę rozdarły słowa wykrzyczane łamiącym się ze stresu oraz przejęcia głosem. Ich adresat odwrócił się powoli do tyłu i spojrzał jednym sprawnym okiem na autora, celującego teraz starą strzelbą w jego kierunku. Powoli uniósł w górę palec, skierował go w swoją stronę i uniósł do góry obie brwi w niemym pytaniu "ja?". Uzbrojony chłopak zacisnął ręce jeszcze mocniej na chwycie broni, oblizał wyschnięte usta i krzyknął jeszcze raz:
- No dalej, łapy! Tak, do ciebie mówię! Widzisz tu kogo innego jeszcze??
Adresat tych słów uśmiechnął się szeroko i stanął przodem do młodzieńca, w międzyczasie spoglądając gdzieś ponad jego ramieniem. Po paru krótkich chwilach chłopak nie wytrzymał napięcia i postanowił na chwilkę zerknąć za siebie, żeby zobaczyć, co tak bardzo przykuło uwagę jego ofiary. On tu się stara, próbuje pierwszego swojego rabunku w Zonie i chce udowodnić reszcie gangu, że będzie przydatny i umie kroić frajerów... A tu gość zwyczajnie go olewa. Chętnie przeorałby mu twarzyczkę śrutem i zwinął wszystko co zostanie, ale szefu wyraźnie mówił "nie ma zabijania". Ponoć to jakaś kwestia enok... eken... ta, no, ekumeniczna, czy jakoś tak - że ponoć to bardziej opłaca się obrabiać stalkerów z mniejszej ilości siana i fantów, ale za to regularnie. Zanim jednak zdążył się obrócić, poczuł klepnięcie w ramię, aż podskoczył i o mało nie wypalił ze strzelby w powietrze. Sekundę później przy uchu usłyszał głos szefa:
- Szczawik...Ale kogo nie wolno tykać, to ty się naucz.
Chłopak opuścił broń i spojrzał na przywódcę z wyraźnym pytaniem w oczach. Ten jednak zignorował młodego i podszedł do stojącego spokojnie stalkera, lekko ukłonił głowę i powiedział:
- Wybaczcie, ojczulku. Dzieciak jeszcze młody, nie miejcie za złe, co? Wódki może na przeprosiny z nami wypijecie, albo fanty jakieś wam odstąpimy?
Nie dosłyszał odpowiedzi - ba, miał nawet wrażenie, że nie nadeszła. Herszt jednak odezwał się ponownie:
- Rozumiem, rozumiem, ważniejsze sprawy. Szerokiej i bezpiecznej w takim razie.
Stalker skłonił się nieco, odwrócił na pięcie i ruszył przed siebie. Młodzieńca dopiero uderzyła jedna rzecz - mężczyzna nie miał przy sobie żadnej widocznej broni, poza nożem przy pasie. Kiedy jego niedoszła ofiara znalazła się już dość daleko, podszedł do szefa i zapytał:
- Szeryf, o co z tym gościem chodzi? Ani gnata, ani nic... A gębę ma, jakby całą Zoną rządził, skurkowaniec.
Mężczyzna odwrócił się w stronę chłopaka, palnął go w głowę płazem dłoni i odburknął:
- Ciesz się, żeś cały, głąbie...
Młody nie do końca pojął o co chodzi, więc drążył dalej temat, jedną ręką trąc się po czerepie:
- Ale... że jak? Bo co, ja nowy jestem, to mi nie wolno powiedzieć? Czemu nie mogłem go skroić? Przecież miałem go na muszce! Zaraz by oddał graty i jeszcze obsrał ze strachu! I czemu z nim gadałeś jakby to jakiś, nie wiem, profesor pieprzony był?
Herszt spojrzał na chłopaka gniewnie i warknął:
- Won do nory, siadaj na dupie i czekaj. I lepiej, żeby było wszsytko na glanc, zanim przyjdę.
Młodzieniec zdziwił się wybuchem spokojnego zazwyczaj herszta, ale postanowił nie dyskutować tym razem. Ruszył biegiem do oddalonej o kilkaset metrów meliny.
~~~~
- Szczawik! Siadaj na rzyci i słuchaj teraz jak na kazaniu, co ci powiem.
Młody usadowił się na zydelku, oparł ręce na kolanach i w napięciu czekał na słowa herszta. Ten jednak wpierw spokojnie wyciągnął z kieszeni paczkę tanich papierosów, wziął do ręki jednego, obejrzał krytycznym okiem, po czym odpalił i zaciągnął się. Wypuścił dym, schował zapalniczkę do paczuszki i odłożył na pobliski stół. Kilkanaście sekund i dwa buchy później odezwał się w końcu, patrząc gdzieś w nicość:
- Ten stalker co to go chciałeś dziś skroić... Słuchaj no. Ja wiem, że ci kazałem dorwać pierwszego lepszego frajera, który ci się nawinie, ale on to... Jakby ci to powiedzieć. Ten koleś to gość honorowy. Jak go widzisz, to wlepiasz od razu wzrok w ziemię, przepraszasz, że żyjesz i najlepiej oddajesz mu swój portfel, razem z pocałunkiem w buty.
Młody spojrzał na herszta, licząc, że ten żartuje. Że za chwilę powie coś w stylu "Oj, młody, aleś ty głąb, dałeś się nabrać, żartowałem" albo "No dobra, przesadziłem trochę, w sumie to chcieliśmy z chłopakami zasiać ci wątpia". Nic z tych rzeczy. Oczy mężczyzny nadal krążyły gdzieś w innym wymiarze. Po chwili odezwał się ponownie:
- Najlepiej, jeśli w ogóle będziesz schodzić mu z drogi za każdym razem, kiedy tylko zobaczysz go na horyzoncie. Krążą o nim różne historie...
Chłopak nie wytrzymał w końcu i postanowił się odezwać. Najwyżej zbierze burę od szefa, raz się żyje. Zapytał:
- Ale szeryfie! O co w ogóle chodzi z tym kolesiem? Każdy się go tutaj boi, jakby to był co najmniej... Nie wiem, Rambo? Terminator? Cholera w ogóle wie! O co chodzi, przecież to stary dziadek, ślepy na jedno oko!
Herszt w końcu wyswobodził się z otępienia i spojrzał przytomnie na chłopaka - co ciekawsze, wcale nie wybuchnął gniewem, jak młody się spodziewał, tylko powiedział:
- Wyjaśnię ci wszystko jak krowie na rowie, boś młody i głupi jeszcze. Zbierz jaja w garść i słuchaj no. Powiadają, że ten koleś to legenda Zony. Jeden z tych kilku, którzy dotarli do Sarkofagu i wrócili żywi - a do tego z każdą klepką na swoim miejscu. Mówią też, że wiele razu rozłożył kilku a nawet kilkunastoosobowe drużyny, które na niego polowały. Potrafił przemykać niepostrzeżenie nawet przed samymi gębami pijawek, anomalie wyczuwał z kilometra, a mutanty spieprzały przed nim, jak tylko go zobaczyły czy tam wywąchały.
Młody spojrzał z niedowierzaniem na herszta. Nigdy nie widział, żeby ten czegokolwiek się bał - teraz w jego oczach można było zobaczyć właśnie strach i jeszcze coś.
Szacunek.
Nie wiedzieć czemu, ale darzył tego tajemniczego mężczyznę ogromnym szacunkiem. Dziwiło go to i nieco burzyło jego światopogląd, więc otworzył usta, żeby coś powiedzieć, jednak nagle poczuł na swoim ramieniu rękę. Odwrócił się do tyłu i podskoczył jak oparzony, spadł z zydelka i odczołgał się za herszta. Jednooki mężczyzna stał z przyjaznym uśmiechem na twarzy i pokazywał coś szeryfowi. Ten tylko kiwnął głową i migiem zniknął z pomieszczenia. Chłopak w międzyczasie podniósł się z ziemi i obrzucił intruza spojrzeniem kryjącym niechęć oraz ciekawość. Ot, zwyczajny łowca w podgumowanym płaszczu, z plecakiem i ciężkimi buciorami. Żadnej broni, tylko wspomniany wcześniej nóż przy pasie. Na oko przekroczone czterdzieści lat. Odnośnie oczu, jedno z nich zakryte bielmem. Dodatkowo, dziwaczna szrama na szyi, wyglądająca spomiędzy rzadkiego zarostu. Oględziny skończyły się po chwili, kiedy wrócił herszt. Podał mężczyźnie jakiś pakunek i pokłonił się. Ten zabrał paczkę, kiwnął głową, uśmiechnął się i ruszył w stronę wyjścia - po drodze tylko rzucił młodemu jedno spojrzenie, po którym ten prawie poczuł, że musi zmienić pieluchę. Kiedy mężczyzna znalazł się dość daleko, chłopak podszedł do szefa i powiedział:
- Co jest z nim nie tak?? Wygląda jak stary dziadyga spod budki z tanim winem, ale jak na mnie spojrzał...
Herszt popatrzał chwilę na młodego i po chwili powiedział:
- Widzisz, szczawiu o czym mówiłem? Toś mi wierzyć nie chciał. Nikt nie wie na pewno, czy zrobił te wszystkie rzeczy, które o nim się mówi. Ale to, co się czai w jego spojrzeniu... Nikt nie ma zamiaru sprawdzić, czy te legendy to prawda. I kiedy mówię NIKT, właśnie to mam na myśli.
- Ale on nawet broni nie ma! Że on tak wszystkich tym nożem, czy jak...?
- Drwisz? On go tylko do otwierania konserw używa. Ewentualnie żarcie sobie pokroi. W życiu nikt go nie widział, żeby kogoś tym nożem atakował.
Chłopak pokiwał głową, powoli zaczynając rozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Nadal czuł na plecach zimny pot, mimo że minęło już ładnych kilka minut. Miał wrażenie, jakby jego świadomość zbuntowała się przeciwko niemu samemu i ustaliła za niego, że jest przerażony. Nie chciał się z tym zgodzić, jednak nie mógł nic na to poradzić - zwyczajnie czuł, że się boi. W międzyczasie szef odezwał się:
- Co ciekawe, on nawet nie może mówić. Jest niemy. Mówią, że stracił kiedyś głos. Opinie są różne - mutant go tak pochlastał, artefakty źle na niego wpłynęły, wpadł w jakąś dziwaczną anomalię... Tak czy siak, nawet nie może nic powiedzieć. Ale każdy i tak się go boi... - ostatnie słowa wypowiedział znowu w głębokim zamyśleniu, patrząc w jeden punkt nieobecnym wzrokiem. Chłopak odezwał się jeszcze, chcąc dowiedzieć się ostatniej rzeczy:
- Jak go w ogóle nazywają?
Herszt spojrzał na młodzieńca, uśmiechnął kwaśno i powiedział cicho:
- Pacyfista.
Ostatnio edytowany przez Gizbarus, 11 Lip 2015, 20:28, edytowano w sumie 1 raz
No... Ciekawe, ciekawe, chociaż jako dłuższy tekst bym tego nie zakwalifikował. Raczej jeszcze w granicach shorta, gdyby Realkriss czy kto tam decyzyjny ustalił jakiś rozsądniejszy limit znaków. Tylko osiem tysięcy pięćset, co to tam :F. Tajemniczo i ciekawie, ale oczywiście coś wyłapałem:
Ten jednak wpierw spokojnie wyciągnął z kieszeni paczkę tanich papierosów, wyciągnął jednego...
Powtórzenie.
Mówią też, że wiele razu rozłożył kilku a nawet kilkunastoosobowe drużyny, które na niego polowały.
Literówka i myślę, że raczej "kilku-" i po tym przecinek. I jeszcze może rozwinąć to "rozłożył"? Jakoś tak... dziwnie brzmi. Rozłożył na łopatki może?
Spolszczenie do Misery: The Armed Zone (Ja & Imienny) Ciekawe kiedy ilość moich kozaczków przekroczy moje IQ
Mito napisał(a):I jeszcze może rozwinąć to "rozłożył"? Jakoś tak... dziwnie brzmi. Rozłożył na łopatki może?
Wiesz, to jest PEGI 10+, więc nie chciałem pisać niczego w stylu "zamordował ich brutalnie aż niebo stało się czerwone od ich posoki, która wsiąknęła w ziemię i wraz z parą wodną zabarwiła chmury" Każdy może sobie sam dopowiedzieć, o co mogło chodzić - kopał ich po kostkach, związał im sznurówki, przybił spodnie gwoździami do podłogi... Pełna dowolność - najwyżej wyjdzie na wierzch co wam w głowach siedzi
A co do literówek, to jak zawsze racja, Mitokoncie
Wrzucane na gorąco, więc czytajta i narzekajta. I pamiętajcie, że na gorąco to może kiszki poskręcać
Wezmę pod uwagę
okiem na autora
Autor mi tu nie pasuje. Sugerowane zamienniki: "nadawcę" (choć to pocztowo brzmi), "mówiącego", "napastnika", "agresora"?
- Ale... że jak? Bo co, ja nowy jestem, to mi nie wolno powiedzieć? Czemu nie mogłem go skroić? Przecież miałem go na muszce! Zaraz by oddał graty i jeszcze obsrał ze strachu! I czemu z nim gadałeś jakby to jakiś, nie wiem, profesor pieprzony był?
Stwierdzam, że będę musiał i u siebie powstrzymywać kreowanie takich kretynów, bo mnie to drażni - taka czysta, stereotypowa, bezrefleksyjna głupota bohatera drugoplanowego U Tajemniczego mnie to też denerwowało. Ech... Skończyło się babci sranie, nie będę mógł być przecież hipokrytą, nie?
wszsytko
Litrówka.
ale postanowił nie dyskutować tym razem
Zmieniłbym szyk: ale postanowił tym razem nie dyskutować.
Ruszył biegiem do oddalonej o kilkaset metrów meliny.
Biegiem? Hmm... nie wiem, czy komuś by się tak chciało. Zaraz wyskoczysz z moim nieulubionym terminem "licencia poetica", ale wrzuciłbym tu co najwyżej trucht, może marsz.
że musi zmienić pieluchę
Trochę zbyt kolokwialne, łamiące nastrój.
- Pacyfista.
Spieprzę cały zamysł, ale trochę zbyt wymyślne jak na Zonę.
Ale tekst ładny. Daję kozaczka, bo wyszedł dużo lepiej niż poprzednie
Na moje - gubisz podmiot, rozpływa się gdzieś między bohaterami, przez co nie jest łatwo się zorientować, kto jest głównym bohaterem. Nawet jeśli go nie ma, nie jest to jakoś wyraźnie zaznaczone.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Poprawki postaram się wprowadzić, może dziś, a może a rok
Co do nieokreślonego podmiotu - w sumie taki był mój zamiar... Początkowo w ogóle miało być dwóch głównych bohaterów - tyle tylko, że nie za bardzo zaufałem swoim umiejętnościom i postanowiłem zostawić to tak, jak jest. Może to błąd, może nie - tak czy inaczej, samo wyszło
Ale czuję się zaszczycony, Uni powiedział że ładne :3