Wyprawa

Powyżej 5000 znaków.

Moderator: Realkriss

Wyprawa

Postprzez Pigwa w 24 Cze 2015, 20:36

Stąpam ostrożnie, starając nie nadepnąć na rozbite szkło walające się po podłodze. Uważnie wsłuchuję się w dźwięki wokół mnie; nic, tylko cisza. Nie opuszczając broni, przesuwam się krok naprzód. I spadam. Jeb, i już jestem piętro niżej, a wraz ze mną dziesięć kilo gruzu, tynku i paneli podłogowych w kawałkach. Przez chwilę się nie ruszam, próbując oszacować straty cielesne i materialne. Rwą mnie plecy, i to rwą jak sku*wysyn. Ale mogę się ruszać, czyli kręgosłup cały. Po kolei sprawdzam kończyny, palce, a na końcu głowę. Wszystko działa jak należy. Gramolę się na kucki i dodaję do listy części ciała, które mnie bolą dupę i prawą łydkę. Próbuję wstać, ale noga odmawia posłuszeństwa i zwalam się na ziemię jak worek kartofli. Chwilę leżę, po czym wyprostowuję się do siadu i przesuwam pod ścianę. Opieram się, wzdycham z ulgi; trochę lepiej. Teraz pora na sprzęt. Podnoszę do oczu broń: na oko wszystko działa. Wyjmuję magazynek, odciągam zamek, sprawdzam komorę. Czysta. Wsuwam magazynek z powrotem, repetuję i zabezpieczam. „W gotowości, ale bezpiecznie.” - taka jest moja dewiza dotycząca broni. Teraz pistolet. Odpinam kaburę, wyjmuję Steyr'a GB. Ten konkretny model zniesie wiele, ale i tak wolę sprawdzić. Magazynek, wyrepetowanie, sprawdzenie komory, znowu magazynek i zarepetowanie. Odhaczone. Odpinam szelki plecaka, oglądam go. Z zewnątrz wygląda jak nówka-nieśmigana. No może gdyby go wyprać i zacerować, to jakoś by wyglądał, ale i tak jest nieźle. Pstrykam zatrzaskami, odchylam klapę. ku*wa! Manierka poszła, cały plecak zawalony gorzałą, i to tą drogą na dodatek. Szlag by trafił. Kit z wódą, ale manierka dobra była, nowiutka, prosto z armii. Dałem za nią ponad stówę. Gówno jakieś, a nie dla wojska. Dobra co dalej... Druga manierka cała, plastik z samogonem też. Konserwy... No i tu jest problem. Z trzech puszek została jedna. Cała reszta posłużyła jako tapeta w moim plecaku. Ehhh, zdarza się. Jeszcze kilka minut i cały ekwipunek ogarnięty. Powoli, podpierając się o ścianę wstaję. Dobrze, plecy już tak nie nawalają, a i noga trochę przestała. OK. Teraz muszę iść z powrotem, bo jedzenie się rozpaćkało. A i tak będę wracał na głodnego: od Pogranicza i Kordonu dzieliły mnie dwa dni drogi.

Wychylam się zza futryny, patrzę w lewo, potem w prawo. Cisza i spokój. Idę korytarzem ku jaśniejącemu prostokątowi wyjścia. Już blisko, jeszcze kawałek... SRU!!! Dostałem falą energii, poleciałem na ścianę, głowa zostawiła wgniecenie w karton gipsie. Znowu na ziemi. Cholera jasna, szlag by trafił anomalię. Chwiejnie wstaję i ostrożnie przemykam drugą stroną korytarza przy zabójczym wejściu do jakiegoś pomieszczenia, gdzie zrodziła się anomalia. Gdy mam to już za sobą, odwracam się w stronę wyjścia. Wychylam się zza uchylonych drzwi, lustruję okolicę. Pusto. Przebiegam przez środek placyku, dopadam do wraku KRAZ'a, stojącego przy bramie. Patrzę na licznik Geigera. Ja pierniczę, wyłączony. Pstrykam i głuchnę od dzikiego terkotu w uchu. Rzucam się biegiem, byle dalej od tego cholernego samochodu. Przykucam przy drzewie, wyciągam pudełeczko z antyradem. Łykam dwie pastylki na sucho, nie ma czasu na zapijanie. Lustruję drogę przede mną. Cisza i spokój. Szybciutki truchcik do następnego drzewa, kamyk przed siebie, kolejne drzewo, znowu kamień. O, tym razem coś było. Kamyk eksplodował na setki malutkich odłamków. Widocznie jakieś grawitacyjne badziewie. Wybieram inne drzewo. Sprint, kamyk, sprint. I tak w kółko, do usranej śmierci. W końcu jakieś domy na horyzoncie. Zmierzch już zapada, gdy docieram do ruin jakiegoś ośrodka wypoczynkowego. Wchodzę do pierwszego domku, ale w środku jest anomalia. Następny nie ma dachu. Kolejny się nadaje. Wbijam do głównego pomieszczenia, zamykam drzwi i upewniam się, że okno jest zamknięte. Zostawiam plecak i idę do drugiego pokoju. Popycham bronią półotwarte drzwi i zapalam latarkę. Zamarłem. Patrzyłem prosto w oczy psu. I to nie byle jakiemu: z metr w kłębie, bary jak moje, a zęby większe niż u ludojada. Ale co tam, jakby był jeden. Z pojedynczym psem prawie każdy sobie poradzi; tylko że w pokoju były jeszcze cztery. Dwa dorosłe, i dwa młode, jeszcze brzydsze od rodziców, co samo w sobie wydawało się niemożliwe.

Odruchowo ściągnąłem spust. Nawet nie myślałem, że nie dam rady, po prostu zadziałał mechanizm przetrwania w dziczy. Uzi szarpnęło się w rękach, pociski weszły w mordę psa, wyrywając ogromne kawały mięsa. Specjalna amunicja, z płaskim czubkiem. Nielegalne, ale co tam. Dostaliśmy partię od znajomego kwatermistrza. Mordercze dla celów takich jak mutanty. Pies nie zdążył się ruszyć. Jego łeb dosłownie przestał istnieć. Przeniosłem ogień na psy z tyłu. Tyle że już ich tam nie było. Poczułem ugryzienie na nodze. Szarpnąłem, ale moja walka dobiegła końca. Drugi dorosły mutas doskoczył do mojego ramienia i ściągnął w dół. Zraniona noga ugięła się i upadłem na brudną posadzkę. Wypuściłem broń. Mutanty zaczęły mnie szarpać, próbując dobrać się do mięsa przez gumowany kombinezon. Któryś nadepnął mi na dłoń, i to mnie otrzeźwiło. Sięgnąłem do kabury po pachą, wyszarpnąłem Steyr'a, przyłożyłem jednemu z psów do łba i strzeliłem. Jucha trysnęła na ścianę, a ja wycelowałem w drugiego zwierzaka, który doskoczył i próbował ugryźć mnie w gardło. Złapałem pysk jedną ręką, a drugą wbiłem pistolet między wystające żebra i wywaliłem wszystkie pozostałe pociski we flaki psa. Rozpruł się jak świnia w rzeźni. Odsunąłem się błyskawicznie pod drugą ścianę i zmieniłem magazynek. Chwiejnie się podniosłem i cały czas celując do trupów psów, sięgnąłem po Uzi. Coś chwyciło mnie za rękę. Odrzuciłem to coś z obrzydzeniem. Plasnęło mokro o ścianę. Podniosłem broń i władowałem po kilka pocisków każdemu z trupów w głowę. Ot tak, dla pewności. Zebrałem się, wziąłem rzeczy i uciekłem. Całą noc spędziłem na drzewie, przywiązany liną. Rano zjadłem pół konserwy i ruszyłem dalej. Gdy doszedłem do Pogranicza, w coś wdepnąłem. Nie zdążyłem zauważyć co to było. Mina szarpnęła i urwała mi stopę wraz z kawałkiem łydki. Moje wrzaski było słychać chyba aż za Kordonem, na Dużej Ziemi. Klnąc ile wlezie, zabandażowałem kikut, i czekałem. Wraz z upływem czasu widok się rozmywa, świat traci kolory. Gdy z oddali usłyszałem odgłos silnika, wiedziałem, że to nie karetka. Kilkanaście metrów dalej zatrzymał się BTR. Wysiadło z niego kilku żołnierzy. Rosjanie. Podeszli celując z kałachów. Zatrzymali się jakiś metr ode mnie. Jeden skierował broń na mnie. I wtedy ja puściłem sznurek od fugasa. Cholera, a jednak opłacało się uważać na lekcjach...

THE END

Za ten post Pigwa otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Decimus76.
Pigwa
Kot

Posty: 15
Dołączenie: 27 Wrz 2014, 10:37
Ostatnio był: 16 Lut 2018, 20:00
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: SGI 5k
Kozaki: 6

Reklamy Google

Re: Wyprawa

Postprzez Decimus76 w 24 Cze 2015, 20:52

Tekst dobry, ale moim zdaniem za dużo opisywałeś upadek, czyli stan ekwipunku, także za dużo było o tym jak go wszystko bolało, ja bym to o wiele bardziej skrócił. No i te tekstu w stylu "jeb", "sru" są po prostu żałosne, nie lepiej zastąpić je czymś mniej "prostackim"? :/
Procesor: i5 3470 3.20Ghz/Karta Graficzna: Gainward GTX 650 Ti-1GB-128 bit/RAM: Goodram 6GB 1333Hz/Zasilacz: Silentium PC Vero L1/Dysk: Samsung HD502, 500GB/Obudowa: SilentiumPC Brutus M23 Pure Black/Monitor: Acer K22HQL
https://www.youtube.com/watch?v=GgmMCp1nOlU
Telefon: LG L Fino
Tablet: Modecom FreeTab 1001

Decimus76
Wygnany z Zony

Posty: 407
Dołączenie: 31 Paź 2014, 22:06
Ostatnio był: 05 Paź 2015, 19:19
Miejscowość: Bagienko na Wysypisku
Frakcja: Bandyci
Ulubiona broń: TOZ34
Kozaki: 47

Re: Wyprawa

Postprzez Algir w 26 Cze 2015, 12:52

Masz niezły początek, szkoda, że nie widać tego po formatowaniu. W tekście powinno wyglądać to jakoś tak:

WWWStąpam ostrożnie, starając nie nadepnąć na rozbite szkło walające się po podłodze. Uważnie wsłuchuję się w dźwięki wokół mnie; nic, tylko cisza. Nie opuszczając broni, przesuwam się krok naprzód.
WWWI spadam.
WWWJeb, i już jestem piętro niżej, a wraz ze mną dziesięć kilo gruzu, tynku i paneli podłogowych w kawałkach.

To bardzo fajny początek, potem jest jeszcze lepiej, bo wykorzystujesz sytuację do przedstawienia bohatera - taki "przegląd techniczny" to bardzo udany zabieg. Zmorą amatorskie pisania jest przedstawianie postaci niczym w grach RPG (wzrost, kolor włosów, ilość guzików w kurtce i długość k... (kałasznikowa, znaczy się)). Zastosowany przez Ciebie zabieg (wierzę, że zastosowany świadomie) umożliwia w bardzo fajny sposób przedstawić bohatera w ruchu. Za to duży plus.

W tekstach literackich często pojawia się scena z lustrem, tzn gł. bohater staje przed lustrem, podziwia siebie (dotknął swoich jasnych włosów i takie tam), a autor ma okazję opisać wygląd zewnętrzny postaci. Zabieg ten jest już zmałpowany na 1000 sposobów (był czas, gdy widziałem to prawie u każdego autora), ale ważniejsza jest metoda: zamiast suchego opisu i wymieniania, mamy "dzianie się". Zasada jest zawsze ta sama, tylko zmieniają się dekoracje.

Potem jest już niestety gorzej - niepotrzebnie przyśpieszasz w dalszej części tekstu. To też kolejny problem, z którym się zmagają początkujący autorzy - w końcówce prą na złamanie karku, przez co tekst gubi kompozycję, a zakończenia wydaje się być (i zwykle jest) zrobione na odp...ol. Bywa i tak.

Ze swoje stronę radzę przed rozpoczęciem pisania stworzyć jakąś ramę kompozycji (nawet szczątkową), określenie jaką ilość znaków chcemy poświęcić na poszczególne fragmenty (otwarcie, rozwinięcie, zakończenia), a potem spróbować wprowadzić to w życie. Oczywiście, nie w skali 1:1, ale zachowując zdrowy rozsądek: jeżeli po napisaniu okaże się, że ekspozycja zajmuje nam 20 tyś. znaków, a rozwinięcie i epilog po 1k, to znaczy, że gdzieś zostały zachwiane proporcje i trzeba nad tekstem popracować. To piekielnie trudne zadanie, ale warto próbować. Powodzenia ;)

Za ten post Algir otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Red Liquishert.
Algir
Stalker

Posty: 76
Dołączenie: 27 Maj 2014, 19:47
Ostatnio był: 13 Cze 2021, 20:55
Kozaki: 26

Re: Wyprawa

Postprzez Red Liquishert w 26 Cze 2015, 14:07

Mógłbym dać kopiuj-wklej z opinii o tym opku bez tytułu, ale ten jest lepszy. Coś z niego można wyciągnąć, jak zaweźmiesz się do roboty. Ujdzie w tłumie. I jeśli bohater dał sto rubli za manierkę, to w sumie się nie wykosztował, bo dał jakieś... siedem złotych/dwa dolary:E Ogarnij przeliczniki i będzie OK.
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167


Powróć do Teksty zamknięte długie

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 21 gości