Uni, dobrze pamiętasz, że mam okulary (bardzo to zresztą miło), to podzielę się z Wami swoim doświadczeniem. Zanim zacząłem inwestować w soczewki po terenie poruszałem się zawsze w patrzałkach. Wiele lat i wiele modeli okularów daje mi spore porównanie.
- po pierwsze - solidna konstrukcja to podstawa, najlepiej jednolity plastik. Wszystkie druciane ciulstwa z nanośnikami odpadają, jeden strzał w pysk i po ptokach. Z prostą jednolitą konstrukcją można dużo.
- po drugie - co oczywiste - jest to momentami w hugo niewygodne. Ale jednocześnie przy odrobinie obycia, zaczynasz przy kładzeniu się, upadkach, uderzeniach, blokach, skokach, padach itp. odruchowo chronić łeb tak, jakby patrzałki były częścią ciała. To jest niesamowicie potężny odruch - do dziś, jak latam w soczewach, łapię się na niepotrzebnych już ruchach głową czy ręką.
- po trzecie - nie jest prawdą, że przy bieganiu w wyższych temperaturach nie widać. Źleś to, Połaniecki, wyforsztelował, mój ptysiu miętowy. Może w jakichś goglach, ale nie w okularach (zwłaszcza sportowych). Gunwo to widać w zimie przy wilgoci, a nie jak jest ciepło. I tak po prawdzie to dla mnie jest największa wada okularów - zima + wilgoć (czy to oddech czy z powietrza, no po prostu koszmar!)
- po czwarte - drugą mocną wadą są wszelkiej maści brzygi - pół biedy, jak w pysk chlapnie wodą, to jeszcze przejrzyste jest i coś tam na szybko dojrzysz. Ale błocko na szkłach plus uwalone łapy to jest dramat. Błyskawiczne starcie jest praktycznie niemożliwe. Taka sytuacja to jest piękna symulacja zaciętej broni i konieczności szybkiego przeładowania w zaimprowizowanej osłonie.
- po piąte - "każde źdźbło wrogeim" - jasne, że szybki bieg przez np. lasek wyschniętych sosen jest bardziej angażujący - trzeba trochę łbem uniki robić, bo jak zachaczy pod/nad skroń, to bryle lecą. Z drugiej strony kilka razy okluary uratowały mi już oko - gałąź zjechała po szkle, zamiast po tęczówce. Co do zwykłych habazi, traw itp. - to akurat żaden większy problem, bo to miękkie jest, nawet czasem okulary pomagają właśnie, jak się czołgasz przez trawska, bo do oczu nie włazi.
- po szóste - wspomniany przez Ciebie, Wiewi0r, sznurek - trudno o gorszy pomysł w teren. To dopiero potrafi haczyć! Tylko raz spróbowałem - wzięło mi gałęzią sznurek przy szyi, normalnie drzewo mnie chciało udusić

. Jeśli już to jakiś rodzaj gumowego paska a la gogle. Mam taki w jednych ze słonecznych, to się faktycznie doskonale sprawdza.
Dla porównania:
Od jakichś czterech lat w teren biorę soczewki kontaktowe, kilka lat przedtem zmieniłem codzienne okulary na te, które co poniektórzy na zlocie widzieli. Inna konstrukcja niż poprzednie i wkurzało mnie strasznie, że jak pot mi się leje z czaszki, to bryle z nosa zaczynają zjeżdżać. Dałem się namówić na soczewki jednodniówki i od tej pory zawsze takie ze sobą biorę w teren. Zalety są oczywsite - zero zmartwienia, można ryjem krzaki atakować, bok głowy mocno do czegoś przyciskać, itd. itp. Jedyne, czego musiałem się nauczyć, to programowo oczy zamykać, jak zielsko chłoszcze. Natomiast wcale nie spotkałem się z problemem zakażenia - ani u siebie, ani u znajomych. Nawet kilkudniowe poniewieranie się w gdzieś tam (przeważnie bez dostępu do łazienki) wcale nie wyklucza możliwości czystej zmiany soczewek. Ślina, panie i panowie, ślina - i to starczy.
Podsumowując, stwierdziłbym, że okulary i pole to nie tyle rzeczy, co się wykluczają ile jest to utrudnienie. Trzeba - co najważniejsze - dobrze dobrać oprawki, a potem nabrać trochę skilla - jak ze wszystkim.