Kapkę w weekend spróbowałem.
Cydr miłosławski - mocna dwója/kiepskie trzy. Dość mocno nagazowane, ruskoje szampanskoje z posmakiem jabłka. Gdyby było droższe, plułbym sobie w brodę.
Gruszecznik (nieszczęśnie nazwany "Perry") z Miłosławia - trochę lepszy, czuć gruszkę i można go już pić z pewną przyjemnością.
Dnia następnego:
Celtyckie miodowe - trochę jak Łomża miodowa. Miód pewnie sztuczny, ale go czuć. Zbyt mocno nagazowany, trąci po nosie. Całkiem tani, może być przynajmniej jeden na wieczór. Ale nie wiem, czy zdecydowałbym się na cztery po kolei.
Oprócz tego Na miodzie gryczanym w puszce (znów za dużo gazu) i Twierdzowe, które jest zwyczajnie dobre, średnie, w połowie stawki, a na pewno warte swojej ceny - klasyfikuje się cenowo z grubsza jak koncerniaki, będąc od nich sporo lepszym.
I zwycięzca mojego mikroskopijnego zestawienia (
), czyli Warmińskie Rewolucje. Przypominało mi trochę jankesa. Czuć chmiel. Właściwie nie wiem do czego miałbym się przyczepić. Pozdrawiam i polecam