Jestem w budynku szkoły podstawowej, po moim odejściu przerobionym na basen czy coś. Wchodze do kibla a tam jakaś loszka, patrze na nią
"dziwnym" wzrokiem, a ona mówi "nawet o tym nie myśl nie będe sie z tobą ruchać" a ja odpowiadam "na pewno?" i przejeżdżam jej palcem po
kręgosłupie
przytulam do siebie i mówie "chodźmy pod prycznic" bo sobie przypomniałem że mam brudnego kutasa i warto by go umyć. Wchodzimy
i zamykamy kabine, woda sie leje z prysznica, i po jakimś czasie prawie cała kabina napełnia sie wodą, mamy wody po szyje, no tak-zapomniałem
wyciągnąć korek. Wyciągnąłem korek i woda powoli uchodzi. Jakieś tam macanie nie macanie, potem próbuje tą loszke spenetrować, okazuje sie że
jest dziewicą i obok korka kapie krew, przestraszyłem sie że ta krew zwabi niedźwiedzia. I faktycznie do kibla wchodzi niedźwiedź ale nic nie
może nam zrobić bo jesteśmy zamknięci w kabinie. Potem wychodzi, potem włazi do kibla dużo ludzi, potem wychodzą, potem i my wychodzimy.
Wychodze z tego basenu/podstawówki a tam siedzi na rowerze taki jeden rozrabiaka co z nim chodziłem do podstawówki, co w zerówce już palił
papierosy i raz nawet wypił spirytus salicylowy zmieszany z wodą ze stawów hodowlanych rybnych. Raz na zajęciach robiliśmy figury z masy
solnej i on zrobił penisa i potem na przerwie biegał z nim między nogami i wykonywał na nim jakieś ruchy a zgorszona pani wychowawczyni
go ganiła. Po szkole jak już wróciłem do domu i siedziałem sobie w kiblu, spróbowałem skopiować te ruchy co robił na wacku z masy solnej, ale
nijak nie wychodziło. wku*wiłem sie i ścisnąłem mocno kutaka i wtedy spróbowałem znowu i nagle eureka, zdawało mi sie że odkryłem sens życia
albo co najmniej Ameryke. Byłem jeszcze taki młody że nie produkowałem spermy.
No ale siedzi on na rowerze przed szkołą, i mówi cześć chodź pojeździmy rowerami. No i jeździmy sobie ja na swoim on na swoim, jakaś rampa,
skaczemy sobie na niej tak że z rozpędu najeżdżamy na rampe i potem chwile lecimy na rowerach. On coś tam mówi o mnie, ja mu mówie że mam
porytą banie. On mówi że też by chciał mieć porytą banie i jedzie rowerem jedzie, naciska na przedni hamulec i jeb głową o ściane, i go
zabolało ale nie rozpłakał sie.
Płyne na jakimś kajaku, po lewej zamarznięta część jeziora, nagle srubudu na tą lodową część spada wielki orkęt i przebija sie przez lód
niczym lodołamacz przez lody arktyczne. Wielka fala wody zmieszanej z lodem kieruje sie w moją stronę, taka jak tsunami. Unosi mnie do góry
i nalewa sie woda do kajaku. Ale dzięki temu że fala unosi mnie do góry to w czasie płynięcia wylewam wode z kajaku przekręcając go do góry
nogami i wchodze do niego z powrotem. Potem z fali robi sie duży słup wody lecący do góry, a ja w środku tego słupa, unosi mnie do góry i nie
mogę zaczerpnąć powietrza. Wreszcie wyleciałem ze słupa wody, i lece w powietrzu, staram sie lecieć do przodu żeby złapać sie za drewniany
słup od linii elektrycznychale lece do tyłu ale lece do tyłu. Wreszcie jednak ucze sie szybko jak kierować torem lotu i lece do przodu i jestem
uratowany na słupie. Jacyś ludzie obok mówią że pozwą mnie do sądu za naruszenie prywatności kapitana statku. Ide na ten wielki statek i
kapitan coś pie*doli że ma lepszego prawnika i przegram z nim rozprawe. Potem jest podwieczorek u kapitana i zachodzi słońce.
Biegne sobie przez ulice jakiegoś miasta i nagle mijam jakiś gości, jeden coś obraźliwego do mnie powiedział a ja mu pokazałem fuck you i
biegne dalej i szybciej a oni mnie gonią. Nie pamiętam co było dalej, jak sobie przypomne to dopisze...