Było już późno w nocy, ale jak zwykle diabełek z pudełka wziął górę nad rozsądkiem
i postanowiłem sprawdzić co kryje się za wyjściem z wieży.
Na ośnieżonym połaciu terenu z kilkoma zaledwie drzewami
natychmiast pożałowałem swojej ciekawości.
Strzelec najpierw postanowił unieszkodliwić
w jego mniemaniu mniej groźny z celów
i tak zauważyłem jak życie mojego bądź co bądź towarzysza broni
ulatuje w otchłań nocy kilka metrów ode mnie...
Postanowiłem dopilnować żeby był to ostatni błąd ów snajpera.
Po zakończonej wymianie ognia okazało się że zabójca jeszcze żyje
i jak się później okazało nie była to ostatnia niespodzianka tejże nocy...
https://www.youtube.com/watch?v=wriaT32v2T0Po obejrzeniu cut-scenki wyłączyłem konsole, otworzyłem szeroko okno
i usiadłem na szerokim parapecie ażeby (wzorem mojego bohatera)
móc w kilkustopniowym mrozie zaczynającym wypełniać mój pokój,
delektować się równie uzależniającym odpowiednikiem Diazepamu
marki LM light, pozwalając jednocześnie by egocentryczne
trio zamieszkujące mój umysłu pod nazwą "me,myself and I"
poddało się kontemplacji traktującej o życiu i śmierci...
Metal Gear Solid wynagrodził mi w pełni "męczarnie" językowe
(dopiero później w dobrym stopniu poznałem język angielski),
ale również pozwolił mi po raz pierwszy i jedyny jak do tej pory
tak naprawdę PRZEŻYĆ grę...
Atmosfera tej kojącej samotności powróciła do mnie dopiero po latach,
kiedy to (całkiem przypadkowo) zetknąłem się z Czystym Niebem,
by później zagłębić się (bardzo przyjemnie zresztą)
w uniwersum najpierw Stalker'a a później Metra.
I tak również trafiłem do was
Pozdrowienia dla wszystkich forumowiczów.
I am not a number, I am a free man...