przez Gildon w 31 Mar 2008, 12:32
No to macie:P
- Czółko Śruba! Masz coś dla mnie?- Od strony budynku głównego Wolności, szedł nie wysoki stalker. Ubrany był w skórzany bury,skórzany płaszcz, taki jakie noszą bandyci w kordonie. Nie miał założonego kaptura, widać było dobrze rozwichrzone, rude włosy oraz odstające uszy. Jak by tego było mało, twarz ozdobiona miał obficie piegami. Na czole nosił gogle, a na szyi powieszona miał maskę gazowa.
- No cześć Pokrak- Śrubę zawsze rozbawiał widok znajomego.- Mam dla ciebie to co chciałeś.- Śruba wyciągnął z kieszeni paczkę
papierosów. Wyciągnął rękę w stronę przybysza, mimo iz wiedział, ze tamten nie pali. Stalker nazwany "Pokrakiem" pokręcił tylko głową.
- To cię zabije, wiesz?- Powiedział rozwiewając ręka dym z papierosa.
- Ta, mam nadzieje.- Odpowiedział Śruba ze śmiechem w glosie.- Lepiej to niż kontroler czy coś.
Stali tak chwilkę obok siebie. Przybysz patrzył na Śrubę wyczekująco.
- Co sie gapisz Pokrak? Nie mam zamiaru rzucić!- Odpowiedział tamten jakby oburzony.
- No do cholery...- Pokrakowi opadły ręce- Pokaz towar, i działamy, nie?- Odpowiedział powoli, jakby tłumaczył maluchowi skąd biorą sie dzieci.
- Nosz kurde, dzisiaj mi sie nie chce, działaj sam.- Śruba rzucił papieros na ziemie i przydeptał. Pokrak popatrzył na niego zawiedziony.
Śruba wskazał mu jedna ze skrzyń. Przybysz ruszył ku niej i zaczął coś wygrzebywać. Wtem, Śruba podszedł do niego i złapał go za ramie
- Miszka, znalazłeś to, o co cię prosiłem?- Spytał smutnym, lecz pełnym nadziei głosem.
- A, no tak.- Miszka odwrócił sie i wstał, wycierając ręce z czegoś lepkiego w płaszcz.
- Znalazłem, ale ma to Polaczek.- Odpowiedział- Nie miałem
miejsca już na to w torbie, dałem mu. Przyniesie dziś wieczorem, najpóźniej jutro.- Polaczek tak na prawdę spóźniał się już
prawie cały dzień, lecz Miszka nie chciał martwic kolegi.- Dobra, ja sie biorę za furę, jak nie chcesz pomóc to spieprzaj,
bo będziesz tylko przeszkadzał.- Miszka zaśmiał sie głośno, Śruba podziękował mu serdecznie i ruszył w lewo, do ogniska,
ku innym stalkerom. Minął wraki samochodów, odpalił papierosa, przywitał sie z mijającym go strażnikiem po czym ruszył dalej i
już był przy ognisku, z gitara w ręce, kozakiem na kolanach i papierosem w ustach. Jak zwykł mawiać:
"Jeszcze kobitka na drugie kolanko i jestem w raju!".
Miszka zabrał się do pracy, wyciągnął z jednej ze skrzyń narzędzia, pogrzebał chwilkę w skrzyni wskazanej przez Śrubę, wyciągnął
parę rzeczy i zabrał się za grzebanie przy nich. Po jakimś czasie, gdy już wszystko sprawdził, wyczyścił i umocnił, zabrał się
za montowanie tego do jednego z samochodów w "warsztacie" Śruby. Znał się z nim bardzo dobrze, poznali się w ciężarówce która
przewoziła ich do zony. W ciężarówce znajdował się też Tomik, tak też i z nim się poznał. Śruba nigdy nie wyłaził na wyprawy,
mimo to zarabiał sporo. Kiedy tylko trzeba było coś naprawić, zwracano się do niego(w bazie wolności oczywiście). Zbijał na tym sporo
kasy, często oddawano mu artefakty, części których nie użył a raz nawet cały pancerz który naprawiał. Teraz leżał w kufrze i czekał
aż Śruba ulepszy system oddychania. Miał zamiar oddać go Miszce.
Wieczorem Miszka przestał pracować. Schował narzędzia, części i poszedł w ślady Śruby, do ogniska. Było już ciemno, przy ognisku nie rozpoznawał teraz nikogo.
- Tak! Idiota wyciągnął magazynek i zatłukł ją kolbą pistoletu, HAHA- Do Miszki dotarł strzępek rozmowy, ten kto to mówił był już
wstawiony.
- Jasne, pijawę?- Inny głos nie dowierzał- Już ja miałem do czynienia z taką.- Miszce ten głos wydał się znajomy.
- Większość miała, ja też!- Znów ktoś inny odkrzyknął.- Wcale nie są twarde, ale raczej kolba pistoletu nie starczy.
- Ta, jeden leciał ze skarpy, jak go dopadły to tylko nogami wierzgał.- Miszka znieruchomiał. Czy to jeden z gości którzy
zamordowali Igora?
- Coo?! Widziałeś jak pijawy zabijają stalkera? Pomogłeś mu?- Różne osoby zadawały pytania, Miszka oczekiwał odpowiedzi.
Nie doczekał się jej jednak, inni zaś widząc, że ten nie odpowie, przestali go męczyć. Tamten pociągnął z butelki "kozaka" i siedział.
- Te, a znacie ten?- Ktoś przerwał ciszę- Idzie kontroler przez Nowy Jork- Tu, ta sama osoba roześmiała się, jakby już skończyła.- I.. I... I...
Nie mógł mówić dalej, tarzał się po ziemi ze śmiechu, inni widząc to, też zaczęli sie smiac, szczególnie, że tamten strasznie chrząkał.
-Eeej... Nie skończyłem opowiadać, No to idzie ten kontroler przez Nowy Jork- Znów wybuch śmiechu ze strony opowiadającego i znów wszyscy tarzają
się po ziemi.
Śruba, włącz gitarę!- Teraz on się roześmiał jak z dobrego żartu.
Miszka przysiadł się do ogniska i zaczął słuchać muzyki. Po dwóch, może trzech godzinach śpiewów, rozmów i oczywiście picia, większość osunęła się i zasnęła. Miszka z reguły pił mało. Nie lubił być pijany. Po jakimś czasie wstał od ognia, gdy już wszyscy spali
i chwiejnym krokiem udał się w stronę jednego z budynków magazynów. Tam położył się na jednym z materaców, nakrył śpiworem i zasnął.
- Pokrak! Miszka! Wstawaj- Miszka czuł uderzenia w bok, znał jedną osobę która miała zwyczaj budzić w ten sposób.- Miszka, piczko wstawaj!
Głos i kopnięcia stawały się natarczywe. Nagle kopanie ustało i rozległ się miły głos:
- Miszka, Miszunia kochaniutki! Chodź, mamusia ma kakałko, kanapeczki.- Po tych słowach inny, grubszy głos się roześmiał.
- Wstawaj Miszka, bo ci granat w dupę wsadzę.- Powiedział
Miszka otworzył oczy, przetarł je i usiadł na materacu. Złapał się za plecy. "Cholernie nie wygodnie", pomyślał.
Podniósł śpiwór i zaczął go zwijać.
- Dieleż ty czopie, jeszcze raz mnie kopniesz to ci strzelę w głowę.- Powiedział zaspany. Skończył zwijać śpiwór, przywiązał go do plecaka.
Tomik roześmiał się
- Mamusię będziesz kopał?- Spytał i razem z Dieleżem roześmiali się. Miszka spojrzał tylko na nich krzywo. Był pewien, że o czymś zapomniał.
"Pieprzyc, zawsze mam takie jazdy"- Uspokoił się sam w duchu, lecz nagle przypomniał sobie co zobaczył w nocy przy ognisku.
- Miszka, w porządku?- Spytał Dieleż.- chodź idziemy, Polaczek zaraz będzie, powiedział nam, że mamy się z tobą zobaczyć.
- To co ku*wa tak długo?- Spytał już w pełni rozbudzony, zarzucił plecak na plecy i razem skierowali się do wyjścia.- Mieliście być wczoraj, nie?
Stalkerzy wyszli z budynku. Zona dopiero przebudziła się, promienie słońca wpłynęły do magazynów, ogrzewając tych którzy spali
na zewnątrz, przy popiele z ogniska. Także wrony pobudziły się, zaczęły latać dookoła, pokrakując. Ponura zona, przynajmniej
z rana, wydawała się w pełni życia. Odgłosy nocnych zwierząt i mutantów ucichły, teraz dało się słyszeć w powietrzu tylko poszczekiwanie, często ryki czegoś większego niż psy. Częste były także rozdzierające krzyki i strzały. Nigdy nie szło się w stronę z których
dobiegały, dla stalkera było już za późno, a i samemu można było wpakować się w kłopoty. Mimo to, że to wszystko było normalne,
częste i wszyscy byli co do tego obojętni, wielu po prostu nie mogło się przyzwyczaić. Szczególnie koty. Miszka także nie lubił tych dźwięków. W nocy było jednak o wiele gorzej, szczególnie jak spało się poza bazą lub obozem, samemu gdzieś w opuszczonej
chacie a nawet pod drzewem, lub w jakiejś rurze. Właściwie, nie można było tego nazwać snem. To było siedzenie, jak najciszej z pistoletem w jednej ręce i granatem w drugiej, tylko tak o, żeby nie leźć w nocy po ciemku wśród mutantów i bandytów
- Mam dla was coś ważnego- Powiedział Miszka.- Ale najpierw, Polaczek dawał wam coś dla mnie?
- Nie... Mówił tylko, żebyśmy się spotkali.- Odpowiedział Dieleż, Tomik jak zwykle dużo nie mówił.
- Okej, gdzie on jest?- Miszka był zniecierpliwiony.
- Poszedł do Sidorowicza, ma z nim pogadać o tych gościach co zabili Igora.- Znów odezwał się Dieleż.
- Spoko, czekamy na niego, nie?
- Mamy inne wyjście?- Odpowiedział pytaniem Tomik.
- Racja... Aha, miałem wam coś powiedzieć, widziałem tego Mądralę. To gość który zabił Igora.
Dieleżowi zaświeciły się oczy. Tomik wyciągnął z kieszeni scyzoryk i zaczął ryc dziurki w ścianie przy której stali.
- Gdzie?- Spytał Dieleż. W jego oczach widniała żądza mordu.