A mnie ostatnio cieszą - i to bardzo - moje nowe studia. Nowy kierunek znaczy się. (Dla zainteresowanych powiem, że nazywa się toto "zastosowania fizyki w biologii i medycynie", a specjalizacja na której jestem i która zaczyna się już na pierwszym roku to "optyka okularowa i optometria".)
Tutaj czuję się o wiele lepiej niż na poprzednim i mimo że presja, jak i wszędzie zresztą, jest, tak samo jak stres (szczególnie przed laborkami*), to jakoś specjalnie to nie zniechęca, a wręcz przeciwnie, motywuje do tego, żeby się uczyć więcej. Plus jest mi trochę łatwiej z fizyki i matematyki, bo na WAT miałam jej o wiele więcej niż tutaj, więc nie muszę spędzać nad tymi dwoma przedmiotami aż tak dużo czasu, co najwyżej żeby sobie cośtam przypomnieć, i mogę skupić się na optyce i biologii.
Nawet moja mama mówi że widać, jak bardzo mi się podobają te studia, bo za każdym razem jak przyjeżdżam do domu to opowiadam jej o tym, co robiliśmy na laboratoriach i na innych zajęciach i dopóki nie wyczerpię tematu, to mi się buzia nie zamyka.
*Jeden z prowadzących podobno (mówię podobno, bo u nas akurat jak wejściówka poszła źle, to dopytywał przy tablicy i trochę pomagał, zamiast od razu wyrzucić) wywala bezlitośnie, a poprawiać można tylko jedną laborkę. A jeżeli nie zaliczymy laboratoriów z tego semestru, to nie wolno nam w przyszłym semestrze chodzić na optykę fizjologiczną, co z kolei blokuje nam optometrię na drugim roku... Więc de facto trzeba wtedy studiować rok dłużej.