Spopielarz

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Spopielarz

Postprzez Grzechu300 w 17 Paź 2014, 12:49

Napisałem pierwszą część mini opowiadania. Może się komuś spodoba. ;)
Z góry mówię - jestem amatorem. :)

I
:

-Dobra chłopy, przerwa na papierosa. - Powiedziałem, nawet się nie odwracając.

Przysiadłem od razu na wystającym kawałku jakiejś betonowej konstrukcji, zapewne podziemnej. Cholera wie, co to jest – cały okoliczny teren jest pełen właśnie takich wypustek. W niektórych z nich, targane mocnym wichrem ociężale kołyszą się pordzewiałe wiatraki, a część to po prostu wetknięte na sztorc w ziemię odrapane płyty, poznaczone burymi śladami nacieków.

Sam las też jest ewenementem, oczywiście jak na Strefę. Nie jest zbyt skażony (śmiech na sali), rośliny nie przekształciły się w żadne upiorne, martwe twory rozsiewające plagę swych soków niszczącą wszystko dookoła – jest po prostu zwyczajnym, większym zagajnikiem.
Drzewa nie są wysokie, więc wytworzył się zapewne przed Drugą Emisją.

Według map (albo raczej mojej sztabówki) powinien tu stać centralny hangar małego zakładu produkcyjnego. Dwie z zaznaczonych na niej konstrukcji już minęliśmy, nie wchodząc nawet pobuszować w środku.
Została nam najmniejsza z nich. Znając pokręcone sowiecko-paranoiczne myślenie wojskowych,wejście do podziemi kompleksu, znajdującego się pod wspomnianym lasem, będzie właśnie w najmniejszym z blaszanych magazynów. Fakt, błędem być może było nie zbadanie poprzednich, ale budowle nie są od siebie zbyt oddalone, a i anomalii tu niedużo. Wszystko gra.

-Może by tak ogień rozpalił? - Zaproponował Kajman, drapiąc się po wyzwolonym spod kaptura czerepie.

-Na cholerę Ci tu ognisko? Co, suchy prowiant się skończył? - Zerknąłem na niego z ukosa,przy okazji wyciągając paczkę szlugów z ładownicy na przodzie kamizelki.

Myślałem, że będzie dość niewygodnie nosić Żjuka wprost na kuloodpornej, ale sprawuje się całkiem nieźle. Nie zawadza, nie ogranicza ruchów, a ciężar szpeju ładnie rozkłada się na barki i pierś, nie to co przy pasoszelkach. Latają gówniarze w takich, a potem marudzą, że plecy rwą. Do tego gnojki obwieszeni jak choinki jakimś pseudowojskowym barachłem.
Zresztą, tak jak Pestka, pomyślałem, zerkając na młodego, który padł jak długi, opierając się plecami o suchą kłodę i ciężko dysząc. W sumie kawałek przeszliśmy.

Pstryknąłem zapalniczką i dostawiłem do papierosa, zaciągając się powoli. W zasadzie to nie palę, ani nawet nie popalam. Po prostu człowiek czasem ma nastrój, aby sobie zakurzyć. Zwyczajna rzecz.

-W butach to ja mam już pierdzielony Bajkał, kurna twoja mać - Powiedział Kajman, podnosząc wojskowego trepa, jakby chciał zademonstrować chlupoczącą mu tam wodę.

-Wytrzymasz, machnąłem ręką - Sam również miałem nieco mokro w butach, ale biercy jak na razie się sprawują.
Kajman to w miarę rozsądny gość. Cała ta eskapada to jego wymysł. On dowiedział się od kogośtam o kompleksie, który podobno jest pod nami.

Znam Jurija trochę, ale przyjacielem, czy nawet kolegą nazwać go nie mogę . Ot, po prostu zabulił mi trochę kasy i obiecał zdobyczne fanty w zamian za pomoc i przewodnictwo, bo zdarzało mi się szwendać w tych rejonach. Miałem mały zastój, więc zgodziłem się z miejsca, byleby ruszyć nieco z robotą. Żarło się samo nie kupi, a mięsaczy czy dzików, jak to robią podobno niektórzy stalkerzy, jeść nie zamierzam.
Toż to z miejsca rak żołądką – jak można w ogóle wszamać coś, co stworzyła Strefa? Nawet nie chodzi tu o promieniowanie.

Co do samej istoty zadania - ja tam specjalnie nie wierzę w jakiekolwiek podziemne pseudolaboratorium (w szczególności w środku lasu), ale tu nie ma rzeczy i zjawisk niemożliwych - tym bardziej że Kajman pokazał mi listy przewozowe rzeczy, które trafiały w te okolice, nie zdawane były jednak w jakimś magazynie transportowym, a przekazywane załodze pojedyńczej ciężarówki.
Sama opisana procedura przekazania też była interesująca - należało wnieść drewniane (a często i stalowe) skrzynie do czekającej w wyznaczonym miejscu transportówki, i to w czasie krótszym niż sześć minut. Następnie tragarze wracali do swojego pojazdu, gdzie wojskowy z ochrony (po co trep w zwykłym transporcie?) odnotowywał dokonanie wymiany. Cała sprawa mocno śmierdzi (o ile dokumenty mówią prawdę), więc Kajman postanowił rozwiązać sobie tę zagadkę - i całkiem słusznie, bo każdy z barmanów porządnie płaci za dostarczenie im jakichkolwiek papierów czy wyników badań z obiektów w Strefie.

Przerwałem rozmyślania,spoglądając na Pestkę łapczywie pijącego wodę z plastikowej manierki. Młodego ponury stalker wziął z litości, jako partnera do chodki – wydawał mu się rozgarnięty, a i wytrycha też potrzebował.
To chyba nawet on zresztą nadał mu pierwszą ksywę.

Ze stalkerskimi pseudonimami jest w zasadzie ciekawa sprawa – po prostu widać, czy ktoś nadał go sobie samemu.
W każdym z nielicznych barów Zony spotkać można młodzików każących wołać na siebie „Hunter, „Terminator” i z nieznanych mi powodów dość często „Artem”.

Tymczasem to starsi nadają imiona młodszym.

Posiadać ksywę jest łatwiej – stalkerów w Zonu jest bardzo mało, więc raczej się nazwy nie powtarzają.

Z rozważań wyrwał mnie nieokreślony szum gdzieś z lewej.
Wojacy pewnie określiliby, z jakiej „godziny” ale ja jakoś nigdy się nie potrafiłem tego nauczyć. No, i wojskowym też przecież nigdy nie byłem.

Kajman błyskawicznie wycelował swój aks w stronę krzaków, ja przyklęknąłem i pstryknąłem przełącznikiem na ogień ciągły. Z lekkim opóźnieniem Pestka zgramolił się z kłody i wyszarpał z wewnętrznej kieszeni kurtki ciężką, odrapaną TT.

Hałas się wzmagał, słychać było nawet głuche piski i porykiwania.

-Dziki! - Wrzasnął młody, dziwnym sposobem padając na ziemię i kryjąc się za betonową płytą.
Manewr pewnie miał być imponujący, a wyszedł nieco śmiesznie. Przed pędzącym wielotonowym świniakiem i tak się nie uciekniesz, a tym bardziej się nie schowasz.

Prując przez krzaki jak lodołamacz przez pasy arktycznej kry,nadciągały dwa dorodne odyńce.

Odliczyłem do trzech, i dałem ognia, prując krótkimi, trójpociskowymi seriami raz w jedno, raz w drugie oko pędzącej bestii.

Kajman odczekał jeszcze chwilę, po czym też wypalił.

Jego krótki kałasz, pomimo swej manewrowości ma nieco mniejszy zasięg niż jego dłuższy braciszek. Nadrabia za to mocą obalającą, wagą i poręcznością, co w Strefie jest ważniejsze niż dystans strzału - sam myślałem o wymianie mojej "motyki" na właśnie taki model, ale jakoś na razie pieniędzy brak.

Pierwsze trafienia spowolniły mojego dzika, lecz ten zamiast paść na poszycie, przysiadł, targnął pyskiem na lewo i prawo rozpryskując dookoła krew i fragmenty futra, po czym niezrażony ruszył dalej. Wot, żywotna bestyja.

-Dziewięć kul - Mruknąłem, i wypuściłem kolejną serię.

Zawsze liczę pociski – to nie M4, że zamek cofnie mi się po wystrzeleniu magazynka, dlatego lepiej być pewnym, ile jeszcze pozostało.

Kątem oka dostrzegłem, jak mutant, którą zajął się mój towarzysz przy wsparciu młodego, z impetem wyrżnął w drzewo, kwiknął rozbrajająco i znieruchomiał.

Natomiast mój żywy czołg parł dalej, głęboko w poważaniu mając kolejne trafienia.
Wredne, ciemne oczka wpatrywały się we mnie z nienawiścią i uporem.
Dorwać i połamać dwunoga, który wtargnął na terytorium mojego stada, zdawało się mówić spojrzenie. Głupie myśli mi przychodzą do głowy w takich chwilach.

Z boku zaterkotał aks, wybijając w boku zwierzęcia krwawe dziury.

Był już całkiem blisko, więc zwyczajnie odskoczyłem w bok i wywaliłem kolejną serię, tym razem celując pod ucho.

Zadziałało, dzik przetoczył się jeszcze parę metrów i ciężko osiadł na ziemi, wzbijając chmurę liści i pyłu z poszycia.

-Skubaniec! - Krzyknął Kajman. Wzruszyłem tylko ramionami, starając się opanować przyśpieszone bicie serca.

Dziki to nie pierwszyzna, i można uznać, że nie są jakoś szczególnie niebezpieczne.
Znaczy, oczywiście że są, i nie mam zamiaru ich lekceważyć (ani niczego innego w Zonie) ale jak człowiek wie, jak zachować zimną krew i nie panikować, to da się je załatwić.

W zasadzie system jest taki sam, jak na zwykłym polowaniu na Dużej Ziemi – czekasz, aż bestia zaszarżuje, i w ostatnim momencie odskakujesz, waląc z tyłu,poniżej czoła.
No, tylko tu nie trzeba płoszyć zwierzyny, a raczej jej za wszelką cenę unikać.

-Pół paczki na jedną pieprzoną świnię. - Mruknąłem sam do siebie.

No nic, nie ma czasu teraz sięgać do plecaka po amunicję – po prostu wypiąłem pusty do połowy bakelitowy magazynek, wrzucając go do ładownicy w mojej kamizelce, a zastąpiłem go pełnym, odciągając zamek do tyłu.

-Spadajmy stąd, kanonadę pewnie było słychać i w Prypeci - Powiedział całkiem sensownie młody, drapiąc się po czole rękojeścią pistoletu.
Swoją „tetetkę” miał do reszty przerdzewiałą, a i blokada też pewnie starta. Będzie miał fuksa, jak sobie stopy nie odstrzeli.

Nie ma sensu zabierać się za odpiłowywanie kopyt – dużo za nie nie dostaniemy, a i obciążać się nie ma po co. Zrobimy to w drodze powrotnej – zapewne do tego czasu zlecą się padlinożercy, ale liczę, że racice zostawią.

Ruszyliśmy dalej, przybierając prostą formację – Kajman środkiem, ja i młody po bokach. Banalna zasada – jeden osłania drugiego, środkowy wypatruje niebezpieczeństw i obstawia obydwu.

Po paru minutach z lekkiej, mlecznej mgły zaczęły wyłaniać się odrapane ściany hangaru. Konstrukcja nie była jakaś nadzwyczajna – ot, zwykłe ściany i ścięty dach z mocno już przerdzewiałej blachy falistej, wsparty zapewne na drewnianych czy też żeliwnych belkach. Służyć to mogło do wszystkiego – od przechowywania towarów po hodowlę bydła.

-Pewien gość kiedyś mi mówił,że często na ścianach takich właśnie budynków spotkać można nieznaną istotę! Nikt nie wie, czy to anomalia,czy mutant. Podobno przybiera postać czarnej,smolistej plamy, lepi się do nieszczęśnika, który wpadnie w jej działanie i powoli go trawi! – Konspisracyjnym szeptem powiedział Pestka, nie odrywając oczu od targanego wichrem budynku.

-Skąd on to niby wie? Zapytałem z powątpiewaniem , ale i z pewną obawą - cholera wie, jakie twory rodzą się w trzewiach Reaktora.

-Usłyszał od jakiegoś faceta, który podobno był w Agropromie i spotkał się tam z takim czymś!

-Jakiś świrnięty ten Twój stalker. I co jeszcze młody, może kontrolera siekierą ubił? -Roześmiał się Kajman.

Też uśmiechnąłem się pod nosem, nie tracąc jednak czujności i lustrując okolicę. Nie takich to świrów można w Zonie znaleźć - a to jeden twierdzi, że jest Kaznodzieją Strefy i jej wiernym sługą, a to drugi że z mutantami gadał...

W lesie było bardzo spokojnie – żadnych więcej szmerów, anomalie leniwie kołysały się lub obracały, będąc doskonale widocznymi w gęstym poszyciu.
Nieopodal budynku drzewa były poprzewracane i nadpalone – widać, działały tu „wulkany”, a może jeszcze i gdzieś się tam kryją? No nic, podejdziemy i tak pewnie z tyłu.

Do wszelkich zabudowań w Zonu najlepiej zabierać się jak do nieśmiałej dziewczyny – po cichu i od tyłu, powtórzyłem w myślach zasłyszany gdzieś kiedyś przy wódce żart.

Znieruchomieliśmy, gdy kolejny raz z lewej rozległ się szmer. Ni z tego ni z owego trajektorią przecinającą wybiegł na drogę pojedyńczy chomik – chomik, rodent, gryzoń, szczurus, - sporo to miało nazw w żargonie, i każdy używał innej.
Mi się spodobało właśnie chomik, bo gryzoń to nieco zbyt prosto, a na reszcie nazw można zęby połamać.

Nie zaszczycając nas nawet przelotnym spojrzeniem, mutant popędził przez las, jakby go całe piekło goniło.

Zaraz.

-Jasna cholera, szybko, do budynku! - Krzyknął Kajman, po czym machnął automatem w stronę hangaru. Tośmy się poskradali.

W oddali słychać było już pierwsze grzmoty.

Szlag.

Jesteśmy dość daleko od Reaktora, więc powinniśmy mieć jakieś dziesięć minut zapasu – tylko co z tego, skoro w tym blaszanym pudle może nie być żadnej piwnicy. Fakt, wiemy, że tam jest jakiś obiekt pod ziemią – ale nie wiemy, gdzie jest wejście, i czy w ogóle jest. Równie dobrze może być zamknięte na amen albo zawalone w cholerę.
I jak ostatni debile, nie sprawdziliśmy poprzednich budynków. Liczyliśmy na łut szczęścia w Zonie – a Ona nas teraz sprowadzi na ziemię.

Wpadliśmy przez uchyloną bramę do hangaru, nie sprawdzając nawet, czy nie skryła się tam jakaś anomalia. Nie było czasu.

Blacha, którą obłożona była konstrukcja, zaczęła się już zdrowo trząść, targana nagłymi porywami wzmagającego się wiatru.

-Musi tu być, musi tu być! Musiii! -Ryczał Kajman, w panice rozglądając się na lewo i prawo.

Cholera by to wzięła, w pobliżu nie ma innych budynków, przywołałem w pamięci układ mapy terenu. To nasza jedyna szansa!

Cisnąłem karabin w kąt, zrzuciłem plecak i zacząłem kopać w stercie gratów usypanych pod ścianą.

Serce wali mi jak oszalałe – byle nie zginąć, byle nie zginąć...

Szybciej!

Pestka podbiegł mi pomóc, natomiast Jurij na czworakach sprawdzał, czy na ziemi nie ma jakiegoś ukrytego włazu.
-Jest, wrzasnąłem, odrzucając w kąt resztki starej szafy.

Cholera, zwykłe schody w dół. Trzeba je jeszcze odkopać. Cały budynek zaczął już się porządnie trząść. Niedobrze.

Dookoła robi się coraz bardziej pomarańczowo. W głowie huczy mi tak, jakbym stał pod głośnikiem na jakimś rockowym koncercie.

Ręce i nogi strasznie bolą – nie wiem, czy to ze zmęczenia, czy na skutek zbliżającej się pożogi.

We trzech odsunęliśmy potężny kawał jakiejś stalowej konstrukcji, zastawiający przejście.

-Drzwi... Zachlipiał młody, opuszczając w beznadziei ramiona.

Usiadłem. Usiadłem tam, gdzie stałem, osunąłem się w beznadziei wprost na mokry beton.
Czyżby to był koniec? Już? Tak szybko?

Wsunięte w ziemię betonowe schody zablokowane były na końcu przez stalowe wrota.

-Granatem je, kurna ich mać!

-Jasna cholera, co ty...

Nie zdążyłem nawet dokończyć. Kajman wyszarpał odłamkowy z ładownicy, wyrwał zawleczkę i cisnął w stronę wrót.
Zdążyłem tylko odskoczyć, kryjąc się za wyrzuconym przez nas wcześniej metalowym ustrojstwem.

Z nieba uderzył grom.

Węglą mi się myśli. To właśnie czuję. Powoli, zaczynając od móżdżka i przechodząc coraz wyżej, odczucia mojego umysłu zapalają się pomarańczowym płomieniem, szybko spopielaja i gasną. Czuję to wyraźnie, lecz jakby nie swym ciałem. Tlą się, rozpalają i gasną, wlewając w trzewia umysłu.

Huknęło potężnie. Granat, przewinęło mi się przez dogorywające neurony. Czy też aksjomy? Cholera, mogłem uważać na biologi.

Wydało mi się to strasznie śmieszne, więc zachichotałem.

Cały czas huczało, lecz teraz jakby od góry? Dziwne.

Kawałki drewna i małe kamyczki, których pełno było dookoła zaczęły się unosić.
Dziwne.

Pomarańczowy blask bije po oczach, więc je po prostu zamknę.

Spadło mi coś na plecy. Boli.
Myśli, marzenia i wizje przelewają się w pomarańczowych strugach, plącząc się i nakładając . Nie czuję ciała. Miałem kiedyś coś takiego?

Coś stuknęło mnie w głowę. Podświadomie pomyślałem, że to coś ciężkiego, ale ból się nie zjawił.
Dziwne.

Ciemno, już nie pomarańczowo.
Huczą grzmoty.

Skaczę, starająć się ruszać do rytmu rękoma. W jednej z nich trzymam niedopitego drinka, z którego co chwilę wylewa się na podłogę. Szkoda marnować, więc po prostu wlewam go do gardła, a szklankę stawiam potężnym ruchem na stół. Byle by się nie stukła, wkradła mi się do głowy samotna myśl.

Kogo to obchodzi? Zabawa!

Patrzę na ścienny zegar – nie da się skupić wzroku, strasznie szybko jeździ w górę i w dół. Smród, kwaśno w ustach.
Niedobrze.

Siedzę na ławce w zimowy dzień. Śnieg jest dziwny, ma inny kolor. Bardzo jasny.

Czekam. Na kogoś? Chyba tak? Kogoś ważnego? Nie wiem. Ciepło w piersi.

Trzymam cos w ręce. Kwiat?

Stoję w kolejce, bardzo się stresując. Czekam na egzamin. Zaraz mnie wywołają. Nie widzę wszystkiego wyraźnie, postaci i tło jest rozmyte, i z jakiegoś powodu pomarańczowe.

Ale nie muszę nic widzieć, przecież wiem co się stanie, przecież to już było, już było...

Właśnie.
Właśnie!

Huczy mi w głowie. Właśnie, właśnie... Co właśnie? Dajcie pospać.
Klik, klak.

Ból.Potężny, krwawy, obity, stłuczony, ranny, zmasakrowany.
Nagły.

Ciemno.

Budzę się. Chyba.
Boli. Wszytko. Każdy element ciała. Nie chcę się ruszać. Nie chcę, nie będę!
Element czego?

Mija trochę czasu. Spałem? Chcę się odwrócić. Nie mogę, coś blokuje mi stopę. Szarpnięciem wyrywam ją z pułapki, co powoduje powrót bólu.

Kładę się w końcu na plecy.

Otwieram oczy, ale widzę tylko jasne plamy. Coś cieknie mi po twarzy, lecz jest zimne, więc nie narzekam.
Znów rozchylam powieki. Patrzę w odrapany, stalowy dach. No tak, przecież tu byliśmy. Wbiegliśmy.
Kto wbiegł?

Coś blisko ten dach. Mógłbym go sięgnąć ręką. Sięgam, dotykam zimnego metalu.

Powoli, ociężale, pojawia się myśl. Wątki, sytuacje, zaczynają wracać. Z potężnym jednak oporem. Są zagłuszone.
Leżę, wsłuchując się w ból mięśni. Moich?

Czuję mdłości.

Ciężko przekręcam się z powrotem na brzuch, wtulam policzek w podłogę. Nieco przechodzi.
Coś cały czas trzeszczy, irytując i nie pozwalając odpocząć.
Wyciągam irytujące pudełko z kieszeni. Licznik, przelatuje mi przez głowę i gaśnie strzała wspomnień.

Niestety, nie potrafię określić do czego miałby służyć. Mimo, iż wiem, że mam go od dawna. Wyciągam podłużny walec z tyłu, urządzenie milknie.
Walca też nie potrafię nazwać, ale wiem, że zasila różne rzeczy.
Czuję pustkę.

Powoli wyczołguję się spod zawalonego dachu, szorując piersią po podłodze. Nie mam siły ruszać nogami.

Lewa ściana budynku zawaliła się, zapewne nas przygniatając. Błądzi gdzieś pojedyńcza myśl, odbijając się i rezonując w czaszce. Nas?

Jakiego budynku? Po co ja tu przyszedłem?
Pić, wody.

Podpełzam do kałuży, utworzonej z deszczu cieknącego po resztkach ściany.
Nie wolno ruszać stojącej wody w Zonie- pojawia się w głowie kaskada zwęglonych wspomnień.
Jakiej Zonie?

Piję wprost z bajorka.
Otwieram oczy. Przekrwione, wypalone. Prawie całe czarne. Złe.

Przerażony podrywam się z podłogi, automatycznym ruchem wyszarpuję z kabury na udzie Makarowa i posyłam parę kul w kierunku kałuży.

Nie myślę o tym co robię. Nie wiem, co oznaczają dziwne słowa, puste dla mnie – kabura, makarow. Obce.

Zadziałały odruchy, kolejny raz pojawia się przelotna myśl, i równie szybko gaśnie w resztkach mózgu i mieszających się falach jasnopomarańczowych wspomnień.

-Kheee, aeeeeee... Coś jęczy pod ścianą.

Rusza się. Widzę rękę, wyciągniętą w stronę nieba.
Podchodzę bliżej, ostrożnie stawiając kroki. Każdy z nich sprawia mi ból.

Trzeba walczyć. Kolejna pusta myśl.
Przygnieciona ciężką, drewnianą belką postać powoli podnosi głowę.

-Aheeueee... Znów jęczy, bełkocze. Nie rozpoznaję twarzy. Oczy ma czarne, wypalone. Jak moje.
Czyje?
Ale mocniej, dużo mocniej.

Nie ma w nich światełka rozumu, świadomości.
Myślałem, że ślepia potwora z kałuży były straszne.
Z otwartej gęby ciecze krew zmieszana ze śliną.

Podrywam pistolet, kula rozsadza czaszkę zombiaka.
Kogo? Czego?

Staram się przypomnieć sobie dziwne słowo, które przecież przed sekundą było dobrze znane, zrozumiałe. Bezskutecznie.
Odrzucam pistolet w bok, jakby mnie oparzył.

Zrobiłem coś złego? Kim był ten człowiek?
Czym jest człowiek?
Pistolet?

Trzeba by wziąść automat i odnaleźć pomoc.
Stoo lat, stoo lat.
Witam na oficjalnym otwarciu kolejnego...

Zaraz. Automat. Powoli, z trudem, z niesamowitym wysiłkiem powracam do jednej z rozszalałych myśli. Automat. Karabin. Broń. Narzędzie. Kule. Pociski.

Chwytając się tej myśli jak liny, podnoszę podłużny przedmiot, który musi być karabinem.
Jest jakiś dziwny, dużo krótszy niż ten, który wypłynął na powierzchnię wspomnień. Ale to nic.

Zawieszam sobie pasek na ramieniu, wychodzę z ruin, potykając się i ciężko stawiając kolejne kroki.
Wraz z nimi wraca ból i mdłości.

Widzę jasny przebłysk światła pomiędzy drzewami.

Cały czas pada, ale nie zwróciłem na to wcześniej uwagi.
Kluczę pomiędzy drzewami.

Stamtąd właśnie przyszliśmy, tam ktoś musi być. Pomoc.
Jacy my?

Prę dalej. Trzeba znaleźć. Trzeba.
Kogo? Co? Nie wiem, nie pamiętam.

Trzeba choć trochę przywrócić wspomnienia.
Co? Czyje?

Spopielarz.

Trzeba iść.
Ostatnio edytowany przez Grzechu300 17 Paź 2014, 19:49, edytowano w sumie 4 razy
Вознаграждён будет только один.

Za ten post Grzechu300 otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive zając, Mito, Pigwa, Wiewi0r.
Awatar użytkownika
Grzechu300
Ekspert

Posty: 800
Dołączenie: 30 Sie 2012, 22:39
Ostatnio był: 15 Wrz 2019, 11:19
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 333

Reklamy Google

Re: Spopielarz

Postprzez Wiewi0r w 17 Paź 2014, 14:32

Najpierw uwagi:
wyciągając paczkę szlugów ładownicy

Zjadłeś literkę.
żarło się samo nie kupi, a mięsaczy czy dzików, jak to robią podobno niektórzy stalkerzy, jeść nie zamierzam. T
oż to z miejsca rak żołądką

Popraw formatowanie. ;)
każdy z Barmanów

Z wielkiej litery? Rozumiem, że cała familia Barmanów się zjechała do Zony prowadzić rodzinne interesy? ;)
wyszarpał z wewnętrznej kieszeni kurtki odrapaną TT.

Po mojemu raczej "odrapaną tetetkę", albo "odrapany (pistolet) TT".
Krótki kałasz, pomimo swej manewrowości ma nieco mniejszy zasięg niż jego dłuższy braciszek. Nadrabia za to mocą obalającą, wagą i poręcznością, co w Strefie jest ważniejsze niż dystans strzału.

Wstawka z dupy, chyba że będzie czemuś służyć w ewentualnej kontynuacji. Bo w danym momencie - z jakiej odległości strzelają? 100 metrów góra? I w tym wypadku istotniejsza będzie celność niż zasięg, nieprawdaż?
-Skubaniec! - Krzyknął Kajman.

Po myślniku oddzielającym wypowiedź piszemy z małej litery.

Odniesienia (easter eggi?) do Metra 2033, W mrok, nawet nawet; do Drugiego Brzegu, to już sam nie wiem. Trochę śmiesznie, bardziej straszno.
Jeszcze ogólnie o końcówce - w niekórych miejscach MOIM zdaniem niepotrzebnie walnięta dalsza część tego samego ciągu myśli od nowej linijki.

Porządny stalkerski kawałek, raczej rzemieślniczy, ale i tak lepszy od mojego. :E Ciekawy pomysł się zapowiada, i choć jeszcze zależy jak pociągniesz tę fabułę, to wróżę bohaterowi krótkie albo nieszczęśliwe w izolacji życie.
A już wiem! To on jest tym Sinem z LA! :P
Things are going to get unimaginably worse, and they are never, ever, going to get better.
- K.V.
Za Wilkiem nawet w ogień skoczę.
Попутного ветра!
Awatar użytkownika
Wiewi0r
Przewodnik

Posty: 965
Dołączenie: 27 Maj 2013, 22:33
Ostatnio był: 24 Sty 2018, 17:29
Miejscowość: Warszawa/Częstochowa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 164

Re: Spopielarz

Postprzez Pigwa w 17 Paź 2014, 15:49

Świetne opowiadanie. Pomijając kilka mikrobłędów wszystko super. Pisz dalej, a całe forum na tym zyska!
Dodatkowo łap flaszkę :wódka:
Pigwa
Kot

Posty: 15
Dołączenie: 27 Wrz 2014, 10:37
Ostatnio był: 16 Lut 2018, 20:00
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: SGI 5k
Kozaki: 6

Re: Spopielarz

Postprzez Grzechu300 w 17 Paź 2014, 19:48

Dzięki za oceny, błędy poprawione. :)
Вознаграждён будет только один.
Awatar użytkownika
Grzechu300
Ekspert

Posty: 800
Dołączenie: 30 Sie 2012, 22:39
Ostatnio był: 15 Wrz 2019, 11:19
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 333

Re: Spopielarz

Postprzez Wiewi0r w 18 Paź 2014, 12:09

Powiem, że przejrzałem pobieżnie poprawioną wersję (sprawdziłem moje szpile), i fragment o AKS/AK MNIE OSOBIŚCIE dalej nie pasuje, choć widzę co waść chciałeś zrobić. ;)
Fakt faktem, że większość powojennych karabin/ków szturmowych nie ma już mauserowej 4-kilometrowej donośności i kilometrowego zasięgu. Jak to obliczyli rzekomo statystycy, okolice 300 metrów to w większości potyczek maksimum, to i broń nie snajperska nie potrzebuje potężniejszej mocy, stąd nowe konstrukcje, zmiany w amunicji... itp.
A TT jak było "żeńskie", tak zostało. :P Wcześniej zapomniałem zapytać - można prosić o wyjaśnienie tego Żjuka? I fotkę może też?

Żeby nie było, chętnie czekam na kontynuację przygód naszego niedoszłego Z. :D
Things are going to get unimaginably worse, and they are never, ever, going to get better.
- K.V.
Za Wilkiem nawet w ogień skoczę.
Попутного ветра!
Awatar użytkownika
Wiewi0r
Przewodnik

Posty: 965
Dołączenie: 27 Maj 2013, 22:33
Ostatnio był: 24 Sty 2018, 17:29
Miejscowość: Warszawa/Częstochowa
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper TRs 301
Kozaki: 164

Re: Spopielarz

Postprzez Grzechu300 w 18 Paź 2014, 14:17

Wiewi0r napisał(a):itp.
A TT jak było "żeńskie", tak zostało. :P

Bardziej mi pasuje właśnie w wersji żeńskiej - ładniej brzmi, może to i błąd. :)
Wiewi0r napisał(a):Wcześniej zapomniałem zapytać - można prosić o wyjaśnienie tego Żjuka? I fotkę może też?

:

Image

Tak, wiem, pisze się "жук" i żadnego "j" tam być nie powinno. :P
Вознаграждён будет только один.
Awatar użytkownika
Grzechu300
Ekspert

Posty: 800
Dołączenie: 30 Sie 2012, 22:39
Ostatnio był: 15 Wrz 2019, 11:19
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 333


Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 6 gości