Homo superior

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Homo superior

Postprzez Universal w 08 Wrz 2014, 23:13

Słowem wstępu

Trudno było mi wybrać tytuł. Ten, który wybrałem, może jest niezbyt fortunny, ale są tu gorzej nazwane teksty, więc jako dysponent osobowości bierno-agresywnej musicie mi to wybaczyć.

Tekst chciałem posłać do antologii, ale zbyt późno się za niego zabrałem. Skończyłem ledwo 30-40% (na 8.09.2014), więc w tej chwili nie jestem pewien, jak to się do końca potoczy, ale generalnie jestem dobrej myśli :)

Ci, którym wytykałem błędy, mogą sobie chwilę poużywać. Wydaje mi się, że nie ma tu większych błędów logicznych, ale może nie wszystko wyłapałem. Mogłem uwalić głównie przecinki.

I

:

Niezróżnicowana, jednolicie bezbarwna okolica przygnębiała niemal każdego. Kępy burolistnych brzóz i olch, urozmaicone od czasu do czasu innymi gatunkami drzew stanowiły dominantę czarnobylskiej flory. Obrazu tego dopełniały ogołocone z zieleni krzewy, także stanowiące ważną, choć mniej rzucającą się w oczy formę uśpionego życia. Kamienie polne wyrywały się z objęć porostów, walczących o terytorium ze skupiskami malachitowego mchu.
Bój mutantów o prymat w Zonie cechował się zdecydowanie większą dynamiką. Wielu stalkerów miało okazję zobaczyć, jak watahy czarnobylskich wilków czy zdziczałych psów ganiały za nielicznymi ocalałymi gatunkami roślinożerców. Czasem musiały ustąpić pola o wiele potężniejszym przeciwnikom, jak choćby żubrawcom, swoistej „wersji rozwojowej” żubra. Potwory te były mniej ociężałe od swoich przodków, a jednocześnie ich gruba skóra i przerośnięty układ kostny stanowił o ich fenomenalnej skuteczności w pojedynku z liczniejszym nawet przeciwnikiem.
Wieczna jesień dokonała spustoszeń w lokalnej naturze, wymusiła też adaptację całego ekosystemu do nowych warunków. Tymczasem dla człowieka, nie będącego już suzerenem tych ziem, największy problem stanowił jej depresyjny wpływ na samopoczucie. Znieść w takich warunkach tydzień, miesiąc – o ile nie zginęło się wcześniej – nie stanowiło większego problemu. Jednak wielu nie wytrzymywało starcia z własnymi demonami po upływie choćby półrocza, zaciskając ciasną pętlę na gładkiej skórze własnej szyi. Niektórzy brali co popadnie – znaleziony w kącie kabel, pasek od spodni. Inni sami pletli dla siebie linę, kiedy pod wpływem trudnych przeżyć mieszało im się w głowie, czyniąc z samobójstwa misję dziejową porównywalną z wyprawą do serca Strefy. Ci którzy pragnęli szybszej śmierci, ciągnęli za spust, a niecałe dziesięć gramów ołowiu roztrzaskiwało czaszkę, tworząc na ścianie za delikwentem krwisty wykwit nasycony mózgowiem i wciąż żarzącymi się strzępami własnej osobowości. Niektórzy źle dobierali kaliber broni i kończyli nieprzytomnie rzeżąc w cierpieniu przez wiele godzin w rosnącej kałuży krwi, na granicy życia i śmierci, niechybnie staczając się ku piekielnej otchłani.

Nawet, jeśli ktoś nie chciał samodzielnie przedwcześnie zakończyć żywota, zawsze znalazłby się chętny do wyręczenia go. Po całej Zonie pałętały się bandy grabieżców napadające pojedynczych stalkerów i rabujące cały ich dobytek. Bywali i tacy przestępcy, którzy nie chcąc doprowadzić w Zonie do kryzysu demograficznego, puszczali ofiarę żywą, pozbawiając ją jedynie broni palnej, pieniędzy i artefaktów. Granica między „samotnikami” a „bandytami”, jak umownie nazywano grupy ludzi zarobkujące w odmienny sposób, była niewyraźna i bardzo łatwo było ją przekroczyć. Zwłaszcza, że jedynym obowiązującym kodeksem było prawo dżungli.

Człowiek nie walczył jednak tylko ze samym sobą, ale i z innymi gatunkami. Handlarze oplatający Strefę gęstą siecią swoich wpływów płacili gotówką wszystkim chętnym za eksterminację mutantów. Wielokrotnie organizowano rajdy na mateczniki ślepych psów, snorków i innych bestii żyjących stadnie. Znienawidzone za to, z jaką chęcią zatapiały kły w delikatnym ludzkim mięsie. Niepisana lista rozszarpanych szponami zdeformowanej czarnobylskiej fauny z każdym dniem rozrastała się o nowe pozycje. Trup dla żyjących był niczym więcej, niż krótkim wspomnieniem dawno zabitego towarzysza niedoli, ale jednocześnie konkurenta w walce o dobrobyt, sławę i szacunek. Ci, którzy przywiązywali zbyt dużą wagę do rzeczy takich jak lojalność i przyjaźń, prędzej czy później boleśnie doświadczali złudności wyznawanych zasad. Zona – kraina wykolejeńców, chciwców i uciekinierów.

***

Andriej siedział spokojnie na progu jednego z opuszczonych domów. Trzymając na kolanach kałasznikowa omiatał leniwie okolicę wzrokiem. Znudzony przedłużającym się oczekiwaniem zapalił papierosa jednorazową zapalniczką. Poprzedniego dnia kupił ją za dolara od drobnego handlarza działającego głównie na pograniczu, który tym razem postanowił poszukać klienteli nieco głębiej w Zonie. Chwilę po zakupie stalker zabił niedawnego kontrahenta, przejmując też cały jego dobytek. Pojedynczy, niespodziewany strzał przez dłuższą chwilę odbijał się echem w ciasnym pomieszczeniu. Stalker poprzestał na przeciągnięciu ciała do piwniczki, nie usuwając krwi, która obryzgała spory kawał ściany. Liczył na to, że w najbliższym czasie nikt nie znajdzie trupa, zresztą nawet gdyby – nikt nie mógł go połączyć z tą śmiercią.

Teraz czekał na pasera, by pozbyć się trefnej zdobyczy, która mogłaby go zdradzić. Póki nikt nie wiedział co tak naprawdę Andriej miał na sumieniu, był bezpieczny. A lista przewinień była długa. Troje młodzików, którzy ledwo przedostali się przez granicę zabił pojedynczymi strzałami w głowę. Dezertera kryjącego się w Stracholesiu zrzucił z dachu jednego z budynków. Grupę wojskowych stalkerów wprowadził w pole anomalii, a gdy nie mogli uciec, rzucił im pod nogi granat. Miał wiele podobnie podłych zagrywek na sumieniu. Za większość z nich otrzymywał wynagrodzenie, choć zdarzało mu się kogoś zlikwidować dla czystej przyjemności, lub by nie wypaść w wprawy. Z reguły nie miał wyrzutów sumienia. Lubił to zajęcie. I wykonywał je odkąd pamiętał. Precyzując, to od czasu utraty pamięci, kiedy obudził się nagi w betonowej piwnicy zlokalizowanej głęboko pod ziemią, nie mając pojęcia, skąd się tam wziął i kim właściwie jest. Wtedy myślał o sobie jeszcze per „ja”. Imię przyjął dopiero przy pierwszym spotkaniu z ludźmi, kiedy ubrany w stary, napromieniowany kombinezon zdarty z trupa znalezionego w podziemiach, napotkał stalkerów wracających z polowania. Nieomal ustrzeliliby i jego. Z czasem dorobił się przydomku „Czajka”, stał się jednym z nich. Przynajmniej z pozoru.

Od klientów wymagał przede wszystkim dyskrecji. Przyjmując zlecenie ostrzegał, że jeśli ktoś się dowie o jego roli w tym wszystkim, mocodawcę spotka los ofiary. Nie chwalił się stanem posiadania, ani arsenałem jakim dysponował. Trzymał się na uboczu, bez przyjaciół, ale i bez wrogów. Zjawiał się tam, gdzie był potrzebny, unikał niejasnych sytuacji. Wielu go za to ceniło. Cała reszta nie podejrzewała nawet, z kim ma do czynienia.

Słysząc nadjeżdżający samochód wstał, szybko dopalił papierosa i rzucił peta na ziemię, przydeptując go butem. Wyjrzał zza rogu budynku. Rozklekotany ził sunął powoli żwirową drogą. Wyjący silnik ciężarówki przepłoszył jakieś zwierzę wielkości królika, uciekające w podskokach jak najdalej od miejsca spotkania. Andriej wyszedł na skraj jezdni i pomachał kierowcy. Ten minął go i zatrzymał się na niewielkim placyku, tuż obok wejścia do budynku, na progu którego Czajka siedział chwilę wcześniej.
- Co tam masz, łajzo? - zapytał, wychodząc z szoferki. Obaj podali sobie dłonie. Przyglądało się temu dwóch strzelców siedzących na pace.
- Witaj Miszka. Trochę trefnego towaru. Drobnica taka – odparł cichcem stalker. - Ocenisz wartość?
Mężczyzna skinął głową i prowadzony przez rozmówcę wszedł do wnętrza domu, gdzie w jednym z pokoi pod ścianą stało kilka toreb wypełnionych po brzegi. Sprawdzał po kolei każdą z nich, rozgrzebując ich zawartość. Nie pytał o pochodzenie towaru, wystarczyły mu mimowolnie nasuwające się domysły.
- Dam ci trzysta zielonych – zaproponował, zerkając pytająco na stalkera.
- Chyba żartujesz, nie oddam tego za mniej, niż pięćset – zaprotestował Andriej, łypiąc groźnie.
- Trzysta osiemdziesiąt.
- Czterysta pięćdziesiąt.
- Podbiłem o więcej, niż ty obniżyłeś, łachmaniarzu! - oburzył się Michaił, stawiając pierwsze kroki w kierunku drzwi wyjściowych. - Albo razem równamy do jednej ceny, albo się wal!
- Dobra, czterysta. Pasuje? - Czajka przybrał bardziej pojednawczy ton. Załatwiłby to inaczej, gdyby chodziło tylko o kogoś innego. Gestem ręki zachęcił towarzysza do wręczenia mu gotówki. Słysząc szelest banknotów przeliczanych przez kontrahenta, mimowolnie się uśmiechnął. Ten dźwięk był jedną z małych przyjemności nadających jego życiu sens.

Parę chwil później załadowali towar na pakę samochodu.
- Prawdę powiedziawszy myślałem, że więcej tego będziesz miał - stwierdził kierowca, zasiadając już za kółkiem.
- Nic na to nie poradzę – wzruszył ramionami stalker. - Tak jak na to, że jesteś pieprzonym sknerą.
- Uch ty... Idź w cholerę! - zaśmiał się Michaił, zamykając drzwi szoferki i zapuszczając silnik. - Kiedy do nas wpadniesz?
- Pewnie niedługo, rzygam już tym wojskowym żarciem. Wszamałbym coś normalnego. Bywaj! - Andriej pomachał mu na odchodnym, obrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę.


II

:

Czajka beznamiętnie wpatrywał się w taniec skaczących płomieni. Do ogniska przy którym siedział, zaprosiło go kilku kotów. Nie lubił świeżego narybku, ale skorzystał z okazji, by nie siedzieć samemu w środku lasu. Na samym początku zmierzył ich wzrokiem, potem usiadł po turecku i milczał. Ogień szalał w palenisku, wyzwalając w Andrieju potok niczym nieskrępowanych myśli. Odsuwał na bok wszystkie swoje zajęcia, poświęcając się próbie zrozumienia sensu życia. To było jego hobby, wentyl bezpieczeństwa, o którym w wyszukanych słowach wspominali szanowani psychologowie w podręcznikach akademickich. On doszedł do tego sam, bez pomocy książek. Przynajmniej tak sądził, nie będąc jednak pewnym, co się z nim działo przed amnezją. Kim był, może właśnie psychologiem i sam wypisywał te bzdury, biorąc za to przyzwoite pieniądze? Otrząsnął się z tych myśli. Czuł, że jego zainteresowanie własną przeszłością jest niezdrowe.
- ...no i ja patrzę w tę zaślinioną gębę, a on na mnie. I tak stoimy naprzeciwko siebie i się patrzymy. Chciał na mnie sukinsyn skoczyć, ale zdążyłem wystrzelić. A jak się wystrachałem! - Jeden z nowicjuszy raczył towarzyszy opowieścią o swoim pierwszym spotkaniu ślepego psa. Pozostali słuchali go w napięciu, najwidoczniej nie mając takiego zdarzenia w dorobku.
- Było strzelać od razu – wtrącił grobowym głosem Andriej. - Jak się na niego gapisz, to inne cię zajdą od tyłu. Musisz się cały czas obracać i kontrolować sytuację.
- A ty co, taki weteran? - obruszył się dotychczas opowiadający młodzik. - Ile ich w życiu spotkałeś, co?
- Bo ja wiem, ze setkę... Co to jest ślepy pies. Spróbuj na chimerę albo żubrawca się nadziać, szczylu, to pogadamy.

Czajka poczuł pogardę względem młodego. Nie rozumiał, jak taki naiwniak mógł znaleźć się w Zonie. Jakim cudem przelazł przez granicę, omijając lufy karabinów. I że też jeszcze jakiś zakrwawiony strzęp jego flanelowej koszuli nie uwiązł w wilczym pysku.
- Każdy tak może powiedzieć! „Ja widziałem żubrawca” - a ja widziałem Chiński Mur, tyle że na zdjęciach!
- A to widziałeś, sku*wysynu? - syknął Andriej, sięgając po karabin. Wycelował w przerażonego młodzika i odbezpieczył broń. Widząc, jak inni sięgają po sfatygowane dubeltówki, zwrócił się także w ich stronę.
- Chyba nie naciśniesz spustu, co? Jesteśmy po jednej stronie... - wymamrotał jeden z samotników, unosząc ręce w górę.
Czajka jedynie parsknął. Chwilę nieuwagi wykorzystał jeden z wziętych na muszkę, wyszarpując pistolet z kabury przytroczonej do paska. Andriej natychmiast zareagował, nie dając mu szansy na przygotowanie broni do strzału. Ściął wszystkich młodzików serią kałasznikowa. Huk wystrzałów rozniósł się po okolicy, zagłuszając ostatni krzyk zabitych. Stalker podszedł kolejno do każdego z trupów i trącając je nogą sprawdzał, czy wszystkich ukatrupił. Ku swojemu zdziwieniu odkrył, że jeden z nich jeszcze żył. Nieudolnie tamował obficie krwawiącą ranę brzucha.
- A mówiłem – nie zadzierajcie ze mną – uśmiechnął się bezczelnie Andriej, biernie obserwując męczarnie chłopaka.
- Nie... nie mówiłeś... - stęknął ranny, plując krwią. Widać było, jak z każdą chwilą słabnął.
- Możliwe, możliwe – zamyślił się Czajka, celując w głowę dogorywającego. Odsunąwszy się nieco, by nie zostać obryzganym krwią, nacisnął spust, kończąc żywot gołowąsa.

***

Nazajutrz Andriej dotarł do „Srebrnej Pogoni”, niewielkiego siedliska stalkerów leżącego po białoruskiej części Zony. Pod tą nazwą krył się stary szlachecki dworek, wielokrotnie przebudowywany, pełniąc przez ostatnie lata przed katastrofą czarnobylską funkcję siedziby lokalnych władz. Życie kilkunastu stałych bywalców tej niewielkiej kwatery skupiało się wokół baru o tej samej nazwie. Lokal stanowił nie tylko centrum życia towarzyskiego, ale i źródło zaopatrzenia. Można w nim było kupić przysłowiowe mydło i powidło – od nowej odzieży, przez broń i amunicję, po żywność. Dla wielu była to lepsza opcja, niż drałowanie na granicę, przekradanie się pod nosem wojska i ryzykowanie utratą dobytku lub życia. Nie oznaczało to jednak, że wybór towarów porażał rozmachem. Czerstwy chleb, wojskowe racje żywnościowe i suszona żywność musiały wystarczać. Zamiast najnowszej zachodniej broni – kilka wariacji na temat kałasznikowa, strzelby myśliwskie, parę pistoletów z demobilu lub wyposażenie zrabowane z transportów. Mimo to, wszystko schodziło na pniu, bo zapotrzebowanie utrzymywało się na stałym, wysokim poziomie. Zawsze znalazł się ktoś, kto skuszony opowieściami o polach artefaktów, bądź wiedziony myślą o przy przygodach, wkraczał do Zony. A weterani też nie odżywiali się powietrzem.

Ponad dwudziestoletnie jedynowładztwo natury zrujnowało dworek. W oczy rzucały się spore obszary połaci dachowej pozbawione karpiówki, odsłaniając przegniłe krokwie i pusty strych. Wybitne okno lukarny znajdującej się nad gankiem przerobiono na stanowisko cekaemu, pilnującego dojścia do budynku. Idąc w stronę wejścia Andriej czuł, że jest obserwowany przez stojącą na warcie obsługę karabinu. Stanowili oni główny punkt obrony, będąc w stanie pokryć ogniem większą część rozległego, niezarośniętego podwórza. Osłaniani solidnymi murami mogli razić stamtąd przeciwnika gradem kul. Gdyby wróg zdołał się przedrzeć przez chmarę ołowianych pocisków, miał jeszcze do sforsowania barykadę w drzwiach frontowych. W praktyce wystarczało to do odparcia każdego ataku.

Czajka wszedł po kilku sypiących się stopniach na ganek oddzielony od podwórza zdezelowaną kolumnadą. Ze słupów, stanowiących nieudolną próbę odrestaurowania zabytku, sterczały pordzewiałe druty zbrojeniowe. Omszała betonowa wylewka, wielokrotnie doświadczona dotkliwym mrozem, kruszyła się pod skórzanymi desantami stalkera. Andriej słyszał dobiegający z wnętrza budynku gwar rozmów, kakofonię przynajmniej tuzina męskich głosów należących do – przynajmniej w teorii – takich jak on zdobywców Zony. Otwierając drzwi poczuł ciężar na sercu. Po raz kolejny musiał przywdziać maskę z podobizną kogoś, kim nie był.

W wejściu natknął się na Chmiela - jowialnego, wiecznie zawianego brodacza ze sporą nadwagą. Mimo swojej niechęci do gatunku ludzkiego, tego człowieka Andriej darzył szczerą sympatią. Nie wytrzymywał z nim co prawda zbyt wiele czasu, ale gdy wracał do bazy, często nawiązywał z nim krótką wymianę zdań.
- No co tam Czajka, ja-aak łowy? - Z ust Chmiela buchnęła woń alkoholu. Dopiero po chwili Andriej zauważył, że pyzaty chłopina ledwie trzyma się na nogach.
- Nieźle, nieźle. - Kiwnął głową. - Trochę grosza zarobiłem. Napijemy się?
- Ależ ooo-oczywiściee! - Gruby zatrząsł się pijackim śmiechem. Chwiejąc się i trzymając ścian przeszedł do kolejnego pomieszczenia. Mijani przez niego trzeźwi stalkerzy obdarzali nietrzeźwego towarzysza wrogim spojrzeniem. Andriej poszedł za nim. Pokój, przez który przechodził, był w zasadzie taki, jak niemal wszystkie inne w dworku – odarty ze wszelkich ozdób, zawalony materacami, na których sypiali przygodni goście. Światło dawała jedynie zwisająca z sufitu samotna żarówka i niewielki pionowy lufcik między dwoma arkuszami falistej blachy, które zasłaniały okno, podtrzymywane przez chałupniczą konstrukcję z desek.

Chmiel siadł ciężko przy ladzie w kolejnym pomieszczeniu. Czajka zatrzymał się tuż obok. Bar składał się z dwóch części oddzielonych drucianą siatką o drobnych oczkach i gotową do strzału strzelbą właściciela. W publicznie dostępnej części pokoju rozlokowano kilka ław i stołów. Z kolei za siatką, gdzie dostęp miał jedynie zarządca „Srebrnej”, Alaksandr Sołowin, większą część przestrzeni zajmowały skrzynie i parę przemysłowych lodówek, przez co miejsca dla człowieka pozostawało niewiele.
- Łukasze-enka, daj mie to piwo... - wymamrotał Chmiel w kierunku do Sołowina.
- Idź na odwyk szmaciarzu! - warknął handlarz. - Nie dostaniesz już więcej, jesteś zalany. I spłukany! Na krechę jedziesz, pamiętasz?
Nienawidził, gdy nazywano go Łukaszenką. Niechciane przezwisko wzięło się od jego imienia, które skojarzyło się jednemu ze stalkerów z białoruskim prezydentem. Jednak poparte jego specyficznym sposobem bycia określenie przyjęło się, na stałe wpisując się do nieoficjalnego słownika czarnobylskich łazęgów.
- Daj mu tego ostatniego browara. – Cicho zachęcił go Andriej. - Na moją odpowiedzialność.
- Już ku*wa widzę, jak będziesz zamiatać jego rzygi. Nie ma! Nie dostanie tego piwa, choćbyś mnie chciał złotem obsypać! - Sołowin pogroził mu pięścią.
- Widzisz Chmiel? Taki z niego kutwa – mruknął Andriej do bełkoczącego coś pod nosem pasibrzucha, klepiąc go po ramieniu. - Nie popijemy sobie dzisiaj, może następnym razem.
Nieoczekiwanie gruby osunął się na podłogę. Huknął cielskiem o wysłużony drewniany parkiet, zwracając na siebie uwagę kilku mężczyzn siedzących w kącie pomieszczenia i wzbudzając wśród nich salwę śmiechu. Czajka uśmiechnął się lekko i spojrzał z politowaniem na towarzysza. Kiedy Chmiel się upijał, chlał do nieprzytomności. Jednak po wytrzeźwieniu okazywał się niejednokrotnie najbardziej klarownie myślącym człowiekiem w okolicy. Z czystym sumieniem można było powierzyć mu dowodzenie akcją i nigdy nie zawodził. Jednak co z tego, jeśli cały swój majątek i zdolności topił w morzu alkoholu.

Łukaszenka krzycząc popędzał innych, by zabrali bezwładnego stalkera z podłogi. Oddelegował dwóch spośród wartowników, aby wywlekli pijaczynę do niewielkiego składziku, gdzie nikomu by nie przeszkadzał, a sam mógł w spokoju dojść do siebie. Andriej tymczasem spieniężył znaleziony dzień wcześniej artefakt, niewiele wartą „kropelkę” i zamówił dla siebie obiad. O ile nie znosił towarzystwa ludzi, to jedzenia turystycznych konserw i sucharów szczerze nienawidził. Dlatego też powitał gęstą grochówkę z nieukrywanym entuzjazmem. Nie wnikał w to, skąd Łukaszenka wziął do niej kawałki mięsa, ani komu podwędził warzywa. Ważne, że zupa mu smakowała i nie doświadczał po niej bólu brzucha, jak po kontraktowym psim jedzeniu przeznaczonym dla wojskowych.
- Saszka... - zagaił do właściciela przybytku między jedną a drugą łyżką parującej zupy. - Masz może coś ciekawego do roboty?
- Chodzi ci o...
- Tak, właśnie to mam na myśli. - Sołowin jako jeden z niewielu był wtajemniczony w charakter zarobkowania stalkera. Był pośrednikiem, gwarantując anonimowość zarówno zleceniodawców, jak i wykonawców zleceń. Brał przy tym relatywnie niską prowizję, co czyniło go jednym z tych, których zwyczajnie warto znać. Nie wiedział jednak, że Andriej działał także na własny rachunek. Myślał, że ma do czynienia ze zwykłym najemnikiem.
- Coś się znajdzie – kiwnął głową. - Dają pięćset dolarów za dowódcę posterunku.
- Gdzie? Białorusin, czy Ukrainiec?
- Białorusin, nie będziesz musiał daleko drałować.
- Co, poborowym się metody wychowawcze zwierzchnika nie podobają? - rzucił Czajka, próbując wziąć handlarza pod włos. Ten spojrzał na niego spode łba.
- Taki stary pryk, a jeszcze takie tanie sztuczki stosujesz... - prychnął. - Wiesz dobrze, barani łbie, że chronię obie strony transakcji. Nie twój zasrany interes kto tego chce.
- Pięćset to mało – stwierdził stalker, odsuwając pusty talerz. - Muszę iść na granicę, uniknąć snajperów, wyczaić gościa i go zdjąć, ściągając sobie na łeb wku*wionych kadetów i pewnie z dwa wozy opancerzone. Siedemset pięćdziesiąt, albo niech spierda*ają.
- Dziesięć tysięcy hrywien? Cenisz się, sku*wysynu. Dobra, przekażę. - Łukaszenka zanotował coś w zeszycie leżącym tuż obok. - Ale nie gwarantuję, że się zgodzą. Mogą zrezygnować, albo komu innemu to zlecę.
- Nie będę nadstawiać karku za pięćset zielonych. Mogłem żądać tysiąca – odparł Andriej, wychodząc na korytarz. Skierował się ku schodom prowadzącym na piętro. Jako jeden z nielicznych miał w dworku swój własny kąt. Niegdyś była to łazienka, jednak z czasem ciasną i zimną klitkę przekształcił w dość wygodny barłóg. Najwięcej problemów miał z uszczelnieniem okna, jednak w końcu i z tym sobie poradził. Dzięki temu nie przejmował się mroźnymi nocami, jakie od czasu do czasu nawiedzały okolicę. Mógł wsunąć się w śpiwór i nie dbać o to, co dzieje się za ścianą.

Po wejściu do pokoju od razu zamknął za sobą drzwi, zzuł buty i zrzucił z siebie plecak. Cisnął go w kąt, nie dbając o stan przedmiotów w nim schowanych. W drodze do fotela zdążył zdjąć resztę odzieży i wylądował w siedzisku w samych bokserkach i połatanych czarnych skarpetach. Omiótł wzrokiem swoje małe królestwo. Po lewej stał regał, na którym walało się wszystko – od paczek z amunicją po zapasowe ubrania. Raz na kwartał chodził do przygranicznej wsi i za parę zielonych prał niektóre z nich u starej babuszki, pozostawionej samą sobie przez białoruski system socjalny. Nie zależało mu na niej, ale był zbyt leniwy, by robić to samemu i zbyt skąpy, by każdorazowo wyrzucać łachy w całkiem przyzwoitym stanie. Starucha przykładała się do roboty, to musiał jej przyznać.
Za sobą miał metalową skrzynkę z zamkiem szyfrowym, w której trzymał parę „skarbów”. Między innymi trofea zdobyte na ofiarach. Wojskowym z reguły zabierał nieśmiertelniki, martwych stalkerów odzierał z prywatności kradnąc ich notatniki. Każdy miał taki; zapisywano w nich głównie przebieg stalkerskiej „kariery”. Większość z nich kończyła się szybko, przed upływem półrocza. Większy problem Andriej miał z cywilami których zabijał, na przykład z naukowcami. Co by takiemu zabrać? Nieczytelne notatki przypominające niechlujnie wypełnione recepty? Jeśli się udawało, brał denatowi okulary, kolczyk, zdjęcie rodzinne. Zdarzyło mu się jednak pozbawić życia mężczyznę, który nie miał kompletnie nic poza ubraniem, strzelbą i kilkunastoma nabojami poupychanymi po kieszeniach luźnych spodni roboczych. Chciał uciąć mu ucho, ale uznał je za zbyt nietrwałe. Niepocieszony odejściem z niczym, zrekompensował to sobie dzień później inną ofiarą.

Zdobywanie trofeów praktykował od samego początku, od pierwszego zabójstwa. Choć nie mógł być pewien, że było pierwsze. Kiedy tylko próbował sięgnąć pamięcią najdalej w przeszłość, napotykał jedynie zimne, zawilgocone ściany podziemnego bunkra w którym się obudził. Od tamtego czasu zastanawiał się czasem, kim właściwie jest i po co żyje. O ile łatwiej byłoby zwyczajnie palnąć sobie w łeb, oszczędzając sobie trudu koegzystencji z ludźmi, którymi gardził. Gdyby mógł, pozbyłby się ich, jednak o pozostawieniu ich przy życiu decydowało kryterium opłacalności. Skrzecząca babcia żyła, bo prała mu ubrania. Chmiela nie zabił, bo jego towarzystwo sprawiało mu przyjemność. Sołowin załatwiał mu zlecenia, żywił i brał trefny towar, więc był przydatny. Uśmiechnął się na myśl o tym, że resztę może spokojnie zlikwidować przy byle okazji. Sama taka możliwość uspokajała go i ułatwiała ukrycie żądnych krwi myśli.
Ostatnio edytowany przez Universal 27 Lut 2015, 19:43, edytowano w sumie 6 razy
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.

Za ten post Universal otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Dziki, Imienny, Realkriss.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 09 Cze 2024, 23:33
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Reklamy Google

Re: Homo superior

Postprzez Dziki w 08 Wrz 2014, 23:30

Jak dla mnie bomba. Świetny wstęp i fascynujący bohater. Ciekawe że stawiasz na pierwszy plan jednego z owych wykolejeńców. Jeśli Czajka dalej będzie podstępny, wredny, nieprzewidywalny i tak adekwatny do zony, to z chęcią będę śledził kolejne części. Szkoda że nie podesłałeś tego tekstu do antologii, chyba że Meesh zgodził się go jeszcze przyjąć. Powiem jeszcze szczerze, że ciekawi mnie jaki główny wątek poprowadzisz dla Andrieja. Żadnego "słodkiego pierdzenia", to wszystko na duży plus.

Mam tylko jedną drobną uwagę. "Bambaryło" ? Bardziej pasuje "cholero", "zawszona mendo", "gnoju", "sukinsynu". W każdym razie coś ostrzejszego, bo tak trochę powiało językiem gimnazjum ;) . Reszta bez uwag.
Привет от папы Путина! - Napis na hełmie żołnierza Rosyjskiego gdzieś w Gruzji.

"Sztuką nie jest mówić o wartościach i człowieczeństwie. Sztuką jest się samemu do tego stosować."
Awatar użytkownika
Dziki
Opowiadacz

Posty: 134
Dołączenie: 19 Lut 2010, 00:47
Ostatnio był: 23 Paź 2014, 10:49
Frakcja: Wojskowi Stalkerzy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 69

Re: Homo superior

Postprzez Universal w 08 Wrz 2014, 23:36

Dzięki :)

Nawet nie pisałem do Meesha, bo raz - nie chcę się wpie*dalać w kolejkę, termin był od dawna znany, a dwa - jeszcze nie skończyłem. Gdyby antologia okazała się sukcesem i ktoś podjąłby decyzję o drugim konkursie, to jakby się to okazało dobre, to bym wysłał, jak najbardziej. Póki co próbuję zwalczyć problem pt. "nie umiem skończyć tekstu jako pełnej całości".
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 09 Cze 2024, 23:33
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Re: Homo superior

Postprzez slawek73 w 09 Wrz 2014, 07:12

Uni, w porządku jest, ale... edit :)

"Watahy canis lupus chernobylensis wściekle ganiały za nielicznymi ocalałymi gatunkami roślinożerców. Czasem musiały ustąpić pola o wiele potężniejszym przeciwnikom, jak choćby żubrawcom, swoistej „wersji rozwojowej” poczciwego żubra. Potwory te były mniej ociężałe od swoich przodków, a jednocześnie ich gruba skóra i przerośnięty układ kostny stanowił o ich fenomenalnej skuteczności w pojedynku z liczniejszym nawet przeciwnikiem."

Wydaje mi się, że niepotrzebnie mieszasz momentami stricte naukowy żargon z językiem potocznym ;) Troszkę to zgrzyta, przynajmniej mi ;) i chyba za często zmieniasz czas vide: pierwszy wersy opowiadania... :)
Awatar użytkownika
slawek73
Stalker

Posty: 189
Dołączenie: 19 Maj 2014, 18:55
Ostatnio był: 07 Lut 2019, 17:26
Miejscowość: Lublin
Frakcja: Samotnicy
Kozaki: 32

Re: Homo superior

Postprzez KOSHI w 09 Wrz 2014, 09:26

Sądząc po tytule spodziewałem się coś w stylu Tajemmniszyn Brokben coś tam Mountains (nie pamiętam nazwy, wybacz :caleb:). I całe szczęście, że nie ma to nic wspólnego z gejowskim historyjkami. Zesłabił byś mnie. Wracając zaś do tekstu:

Na plus:

-Klimatyczny wstęp
-Postać Czajki jako pięknego zwyrola (poćwiartował siekierką ciało... Co to ku*wa masarnia jest, czy co? :E )

Na minus:
-Naukowe zwroty, które są zbędne
-Sprzedaż fantów błyskawiczna
-Parę zdań ewidentnie do przeróbki
-Bambaryło??? Pogięło cię??? Za dużo chyba SB czytałeś mój Unipejsałku. Atikander nie ma czasu szlajać się po Zonie, bo musi naku*wiać w czouki. ;)

Tyle, żeby coś więcej stwierdzić. Powiem na zakończenie tyle, że ogólnie wstęp prezentuje się nieco lepiej od tego, co Michasiowi posłałeś. To tak na pierwsze wrażenie.

Pozdrawiam, grafoman KOSHI z klubu wzajemnej adoracyji Najświętszego Serca Jezusowego.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 26 Paź 2024, 02:31
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Homo superior

Postprzez Universal w 09 Wrz 2014, 12:38

@slawek73

O, tego "poczciwego" nie wychwyciłem przy poprawkach. "Wściekle" miało być, co w tym złego? Nie wiem, czy to "mieszanie czasów" tutaj naprawdę ma miejsce, bo te dwa pierwsze zdania są jakby niezależne od czasu i miejsca. One nie zdarzają się tylko tam, tylko wszędzie - na tej zasadzie to pisałem.

@KOSHI

"O ty ku*wa gnoju" chciało by się rzec. Ja tu do nadczłowieka i Nietzschego się po kryjomu odwołuję, a Ty mi z pedałami wyjeżdżasz jak jakiś Szurkowski :caleb:

-Postać Czajki jako pięknego zwyrola (poćwiartował siekierką ciało... Co to ku*wa masarnia jest, czy co? :E )

A to Ty myślisz, że nigdy nie chciałem nikogo zapieprzyć siekierą jak Bale w American Psycho?
-Sprzedaż fantów błyskawiczna

No może trochę, no może.
-Bambaryło??? Pogięło cię??? Za dużo chyba SB czytałeś mój Unipejsałku. Atikander nie ma czasu szlajać się po Zonie, bo musi naku*wiać w czouki. ;)

Nienienienienienienie, ja to już gdzie indziej słyszałem i używałem. Fakt faktem, że to regionalizm (co sprawdziłem dopiero przed chwilą) i go nie powinno być, to przyznaję.

Ale co Wy chcecie od tego "żargonu naukowego", bo jeden termin paranaukowy, będący w istocie dopisaniem "chernobylensis" do zwykłego wilka dopisałem? :D Ile razy można pisać o "zmutowanym wilku z wielkimi kłami", no... :caleb:
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 09 Cze 2024, 23:33
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Re: Homo superior

Postprzez slawek73 w 09 Wrz 2014, 12:43

No bo się to takie pomieszane robi. Albo narrator naparza po "naukowemu" od poczatku do końca, albo jedzie potoczną prozą ;)
Ale spoko uni, ja tez mam z tym problem, człek za dużo naraz chce napisać ;)

A czas użyty w pierwszym wersie zgrzyta. Zdecydowanie ;)
Awatar użytkownika
slawek73
Stalker

Posty: 189
Dołączenie: 19 Maj 2014, 18:55
Ostatnio był: 07 Lut 2019, 17:26
Miejscowość: Lublin
Frakcja: Samotnicy
Kozaki: 32

Re: Homo superior

Postprzez KOSHI w 09 Wrz 2014, 13:01

Nie pedał, a waginosceptyk jak już. Bądź kulturny do ch*ja pana i nie obrażaj mniejszości. Ogólnie tekst zapowiada się ciekawie, ale na pełną ocenę trochę tego mało. Z tą siekierką to ja wiem, że to ukryte pragnienia. Ja w następnym opku wstawie motyw z GTA. Guaranga! i dwóch stalkerów skosi oddział Monolitu za 60 tysięcy starym ziłem :caleb: Acha, zapomniałeś dodać: Zdechniesz w pierdlu w Sztumie ch*ju!
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 26 Paź 2024, 02:31
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Homo superior

Postprzez slawek73 w 09 Wrz 2014, 13:47

A w takim ujęciu filmowym to ten fragment widzę tak: Pole uschniętych chaszczy, gdzieś w tle galopuje sobie stado zdeformowanych żubrów, za nimi radosnie popyla kilka wilków (w tle głos K. Czubówny). Cięcie. Zbliżenie na jakiegos zdołowanego typka, smętnie zarzucającego kawałek sznura na gałąź ;) Cięcie. Waląca sie chałupina, siedzi zarośnięty typek (rodem z taniego horroru) na progu,zbliżenie, obraz faluje i mamy retrospekcję jak pogwizdując ćwiartuje zwłoki , jakaś lekka muzyczka w tle, i nagle oczojebny napis WITAMY W ZONIE :E
uciekł ci klimat i zrobiła się taka trochę groteska ;) Albo tak tylko mi się wydaje ;)
Awatar użytkownika
slawek73
Stalker

Posty: 189
Dołączenie: 19 Maj 2014, 18:55
Ostatnio był: 07 Lut 2019, 17:26
Miejscowość: Lublin
Frakcja: Samotnicy
Kozaki: 32

Re: Homo superior

Postprzez Universal w 09 Wrz 2014, 17:49

KOSHI napisał(a):-Parę zdań ewidentnie do przeróbki

Które? Nie mam możliwości ich poprawić, nie wiedząc o które chodzi.

uciekł ci klimat i zrobiła się taka trochę groteska ;) Albo tak tylko mi się wydaje ;)

W ten sposób można prawie każdy tekst potraktować. Chciałem w sumie wziąć na warsztat Twój, ale go usunąłeś, w sumie cholera wie po co.

viewtopic.php?f=85&t=17399 - wezmę "Samotność w Zonie", bo nigdy mi się nie chciało tego czytać, to chociaż fragment przejrzę :D

Lekki ambient w tle. Facet leży nieruchomo w śpiworze i patrzy w sufit. Minę ma jak przy sraniu, zastanawia się nad czymś ważnym. Cięcie. Rzut na dom, w którym się znajduje - otoczona poranną mgłą ruina typowa dla Polesia. Cięcie, powrót do wnętrza. Odrapane ściany. Koleś pakuje manatki. Przegląda broń, wygląda przez okno, lustrując okolicę. Schodzi ze strychu by ruszać w drogę, nasłuchuje. Nagle niebo przybiera krwistoczerwoną barwę, wszędzie błyskawice, grzmoty i cholera wie co jeszcze. W tle bębni muzyka Wagnera. Wybiega z domku i leci, leci ile fabryka dała, biegnie do utraty tchu. Lektor grobowym głosem mówi "oto samotność w Zonie".

http://www.dramabutton.com/

Nie chce mi się szukać Ołowianego ani Ślepej, bo mam remont. Ale tam też można by się w ten sposób pobawić.

***

Wprowadziłem parę poprawek, głównie w końcówce. Jak się ogarnę, to wrzucę może dzisiaj drugi fragment.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 09 Cze 2024, 23:33
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Re: Homo superior

Postprzez slawek73 w 09 Wrz 2014, 18:39

Uni, teraz początek mię sie podoba :) Serio. Opowiadanie tak jakby płynie :)

Usunąłem, bo mnie irytowały ;) Jak wrzucę, to coś kompletnego, całość. Dość fragmentów ;) Wiem na co mnie stać, a czego nie jestem w stanie przeskoczyć ;) No i znam już Wasze gusty ;)
Awatar użytkownika
slawek73
Stalker

Posty: 189
Dołączenie: 19 Maj 2014, 18:55
Ostatnio był: 07 Lut 2019, 17:26
Miejscowość: Lublin
Frakcja: Samotnicy
Kozaki: 32

Re: Homo superior

Postprzez KOSHI w 09 Wrz 2014, 20:35

Niezróżnicowana, jednolicie bezbarwna okolica - zęby idzie połamać tak to sztywno i karkołomnie brzmi.

paroma przedstawicielami innych gatunków drzew - nie prościej innymi drzewami, gatunkami drzew?

dominantę - ale, że co?

Kamienie polne wyrywały się z objęć porostów, walczących o terytorium ze skupiskami - porosty to jest małe chu*stwo, co ledwie kamień obrasta. Chyba, że zmutowane i wyrośnięte na maksa, to może by je trzymały jak sku*wysyn...

malachitowego - w Sienkiewicza to ty się nie baw. Rozbujałe opisy z mega detalami to raczej nie ta literatura.

Bój mutantów o prymat w Zonie cechował się zdecydowanie większą dynamiką. - zerżnąłeś to z podręcznika do biologii?

Wieczna jesień dokonała spustoszeń w lokalnej naturze, wymusiła też adaptację całego ekosystemu do nowych warunków. - co to jest wieczna jesień?

Tymczasem dla człowieka, nie będącego już suzerenem tych ziem - mniemam, że o suwerena chodziło. Są prostsze słowa jak by co.

zaciskając ciasną pętlę na gładkiej skórze własnej szyi. - taa, każdy ma tam Gillete Mach 3 i goli się codziennie...

Niektórzy brali co popadnie – znaleziony w kącie kabel, pasek od spodni. Inni sami pletli dla siebie linę - już to widzę. Stalker robiący sobie plecionkę by się nią zadusić. No proszę cię...

kiedy pod wpływem trudnych przeżyć mieszał im się rozum - mieszało im się w głowie byłoby do przełknięcia

czyniąc z samobójstwa misję dziejową porównywalną z wyprawą do serca Strefy. - o ku*wa. To brzmi jakbym słuchał kogoś na dobrej zamułce.

mózgowiem - ??? To jest takie słowo?

i wciąż żarzącymi się strzępami własnej osobowości. - powiedzmy, że to kupuje, ale ten tekst nie jest lotów w klimacie realizmu magicznego.

gromadnie - w grupach, stadnie.

jednorazową zapalniczką. - nie wiem, czy takie określenie jest. Każda zapalniczkę użyjesz minimum kilkadziesiąt razy.

Poprzedniego dnia kupił ją za dolara od drobnego handlarza na pograniczu. Chwilę po zakupie stalker zabił niedawnego kontrahenta, przejmując też cały jego dobytek. Ciało straganiarza poćwiartował przygotowaną uprzednio siekierą i ukrył w jednej z płytkich piwniczek, upychając - wy*eb upychając. Albo ukrył, albo upchnął, ale 1 lepiej brzmi.

A lista przewin była długa. - przewinień

Od klientów wymagał przede wszystkim dyskrecji. Przyjmując zlecenie ostrzegał, że jeśli ktoś się dowie o jego roli w tym wszystkim, mocodawcę spotka los ofiary. Nie chwalił się stanem posiadania, ani arsenałem jakim dysponował. - stanem posiadania czego?

uciekające w podskokach jak najdalej od miejsca spotkania. Andriej wyszedł na skraj jezdni i pomachał do kierowcy. - do skasować

stanowiących środek ostrożności niezbędny w warunkach Zony. -zgrzyt. Czuję jak piasek zgrzyta mi w zębach.

- Witaj Miszka. Trochę trefnego towaru. Drobnica taka – odparł cichcem stalker. - Ocenisz wartość? - cicho
Image

Za ten post KOSHI otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive slawek73.
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 26 Paź 2024, 02:31
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Następna

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 6 gości