Gram se w Lost Alpha. Jestem w Mrocznym Wąwozie.
Po kilku minutach radosnego kluczenia między śmigłowcem, wojskowymi, śmigłowcem, skałami, śmigłowcem, anomaliami, śmigłowcem i znakami drogowymi (mówiłem o śmigłowcu?) zataczającym się jak pijany messerszmit samochodzikiem który i tak wolał kontakty typu dach - asfalt, o czym informował mnie przy każdym tknięciu kierownicy - przełączając się w tryb dwukołowy
w oddali, pomiędzy drzewami, zamajaczył zbawczy widok.
WIADUKT.
W prawo, aż pod sam szczyt wzniesienia, hop z auta i sprint do tunelu.
Gdy już dostałem kolbą w łeb i otrzymałem questa (Wieles! DAJ QUESTA! Prooosię
) zdecydowałem, że wyjdę z tych kopalni tak, jak tam się dostałem - bliżej do Doliny, i autko stoi
.
No i gazu - wyłażę na powietrze, złażę z wiaduktu, patrzę - PDA złośliwie pokazuje: Wydostań się z kopalni
inną drogą. Nosz kurde. No to hop! za kierownicę i gazu w kierunku innego wyjścia z kopalni. Żeby sobie drogę skrócić jechałem przez chaszcze. No i bum! Teraz najlepsze.
Patrzę. Wir. Ups. Samochód się podnosi, podnosi i... nie spada. Zamiast tego leci w górę. NASA by pozazdrościła.
Na mapie widać, że już wypadłem poza dostępny obszar mapy. I nie spadam. Tylko lecę, malowniczo wirując. Ziemi już nie widać. Czekam. Minutę. Dwie. O! Ziemia! Zamiast posłusznie się rozbić, ratując mnie, to szatańskie auto WYRZUCIŁO mnie ze swojego wnętrza jakieś 100 metrów nad poziomem gruntu. Bardzo fajnie wyglądało moje zderzenie z gruntem.
Zdarzyło Wam się coś takiego?