Witam. To moje pierwsze opowiadanie. Chciałbym, żeby forumowicze pomogli mi wyłapać błędy jakie robię. Dacie radę? Dodam od razu, że opowiadanie jest pisane luźnym stylem, więc niektóre zwroty mogą was dziwić. Przykład:
Idziemy na miasto pobawić się z mutantami
Chyba raczej każdy zrozumiałby w innym kontekście tego słowa.
-Łap! - Waśka rzucił wypolerowanego kałacha grubasowi -Cholera! Nieźle rzucasz! Lecimy do Warzywniaka. Tam czekają na nas Irys i Dukocz. Stalkerzy na każdym kroku oglądali się za siebie. Czuli jeden wielki niepokój, czuli, że odkryją tajemnicę Zony. Każdy krok wydawał się im ostatnim. W końcu po przejściu stu metrów, poczuli zapach spalenizny. Tak, to musiał być obóz Stalkerów! Przecież nikt nie zna tej drogi oprócz wcześniej wymienionych. -Waśka! Psst! - Grubas zaczął szeptać do kota - Ładuj! To wcale nie są stalkerzy! To monolit, jacyś fanatycy co wierzą w innego Boga! Ja biorę tego z prawej, ty wystrzel serię do tych z lewej. Jeden, dwa, trzy...tak, jest ich tylko trzech! Dawaj, przeczołgaj się do tamtego kamienia.
Waśka w jednym momencie położył się na ziemię i jak rasowy żołnierz ruszył przed siebie. Był tam ogromny kamień w kształcie sześcianu. Idealnie wycięty...przypadek? Nie sądził tak stalker. Na miejscu ujrzał jeden wielki przerażający obraz... członka monolitu głaszczącego pijawkę! A ten siedział na spróchniałej desce i przyglądał się wielkim mackom tegoż humanoida. Miejsce to było samo w sobie straszne. Ciemny tunel, przy którym siedziało trzech fanatyków to nie jest miejsce dla nowicjusza Zony. Po za tym sam "śpiew" wron wydawał się Waśce przerażający. Serce zaczęło bić mu trzy razy szybciej, przyłożył karabin do oka i pokazał kciuk w górę grubasowi. -Psst! Jestem gotowy! Dawaj! Po chwili nowicjusz nie bez problemów nacisnął spust. Ujrzał przestrzeloną twarz członka monolitu. Waśka padł na trawę, zarzygując cały swój śpiwór. Na uspokojenie śpiewał sobie: "Nie masz już sił, serce Ci stuka, masz na otuchę te słowa od Z.B.U.K.A." -Na pohybel sku*wysynom! - Wykrzyknął grubas W obozie zapanował strach i niepokój. Członkowie monolitu bali się wyjrzeć, czy może stalkerzy już sobie poszli. -Monolit nas rozgrzeszy! Idiom, ładuj, strzelamy! Fanatyk przeładował broń po czym przeskoczył swą osłonę. Nie był to najlepszy pomysł - po chwili został podziurawiony jak szwajcarski ser. -Kutasy! Zginiecie w imię Monolitu! Łapcie granata, bawimy się w "Kto nie złapie ten wybucha"? Miejsce z którego słychać było ten suchy, nieprzyjemny głos zostało rozsadzone w mgnieniu oka. Wypalona trawa "pomalowana" na czerwono, dawała niesamowity efekt. Waśka o mało się nie porzygał, jego mina na kilka sekund wyglądała idiotycznie. -Widzisz, czasem granatnik się przydaje. - Grubas uśmiechnął się od ucha do ucha - poj*bało Cię z tym rzyganiem? Na następny raz kupię ci Lokomotiv. -Spójrz! - Waśka krzyknął do grubasa - sku*wysyny wezwały posiłki!
Rozdział I, Cena Neutralności - 1 osoba
:
Śnię, że jestem w domu. Siedzę razem z moją rodziną i zakąsam krwistą karkówkę, przygotowaną przez moją cudowną żonę. W pewnym momencie obraz się rozmazuje i natychmiast się budzę. Tak...to był tylko sen. Przecieram oczy moimi nie do końca czystymi rękoma, teraz mnie pieką. To nie był do końca mądry pomysł. Otwieram zamek od mojego śpiwora i rozglądam się po pokoju. Taa...stary dobry Bar Sto Radów. Wstaję na swoich jeszcze chwiejących się nogach. Z powodzeniem chowam śpiwór do mojego skórzanego plecaka. Niestety nie pamiętam, co wydarzyło się ostatniej nocy. Zaglądam do plecaka by sprawdzić, czy mam jeszcze jakieś pieniądze. Wyjmuję sakiewkę, w której jest osiemnaście banknotów. zaje*iście, tysiąc osiemset rubli. Chowam sakiewkę do tylnej kieszeni - super, nikt nie widzi. Otwieram drewniane drzwi i widzę uzbrojonego w grozę Powinnościowca. Pytam się go, czy wie, co robiłem wczoraj. Odpowiada mi, że jestem pieprzonym bohaterem, bo zabiłem chimerę. Hm...to wyjaśnia skąd mam taką ilość kasy. Zarzucam swój plecak na plecy. Ruszam powolnym krokiem w stronę metalowych drzwi...Za nimi jest pokój dla stalkerów. Można tam spotkać handlarza bronią Arnolda i barmana Lamberta. Wyjmuję rękę i ciągnę za klamkę. Ociężałe drzwi otwierają się. Idę po skrzypiącej podłodze przed siebie. Słyszę tylko rozmowy przypadkowych stalkerów, jak to im się powiodły łowy i różne takie duperele. Nie interesuje mnie to. Podchodzę do barmana i zaczynam rozmowę.
Lambert jako kolejna osoba mówi mi, że jestem pieprzonym bohaterem...hm...Pyta się mnie, czy mam mózg chimery. Otwieram plecak i pojemnik na części mutantów. Śluz...cały pojemnik jest w śluzie. Daję go barmanowi i inkasuję za to aż dwa tysiące pięćset rubli. Przeglądam menu...Wybieram wieprzowinę i dwie mocne nalewki. Dosiadam się do stolika przy którym siedzi Arnold. Pytam się go, oczywiście głupio, czy ma przerwę śniadaniową. Odpowiada mi, że chyba jestem ślepy skoro tego nie widzę. Wymachuję mu przed oczami dwu tysiącem rubli i proszę go, by sprzedał mi konkretną spluwę. Sprzedaje mi on jakiegoś grata, LR-300 używanego przez najemnika Sztamę, Szranę, Szramę...Czy jakoś tak, za tysiąc trzysta. Oglądam tę broń. Tu rdza, tu poplamione. Wstaję niezadowolony i proszę o trzy magazynki amunicji przeciwpancernej do tego gówna. Kupuję je po stówę za sztukę. Ogolony z połowy kasy ruszam do kolejnych drzwi - tym razem stalowych. Nie chcą się otworzyć, więc biorę zamach i z całą siłą kopię w to ustrojstwo. Otwierają się, a ja wchodzę już szybszym krokiem do mechanika - Leonarda. Podrzucam mu jedną z nalewek. On już wie, co chcę zrobić. Rzucam mu niedbale również niedawno nabytego LR-300 i proszę go, o naprawę tego ustrojstwa. Zgadza się za symboliczną stówkę. Wychodzę zadowolony z baru i słyszę prośbę o pomoc. Podbiega do mnie jakiś kot w skórzanej bluzce i krzyczy, że Wolność atakuje Bar. Odpowiadam mu, że jestem neutralny i nie mam zamiaru wciągać się w tą walkę. A tymczasem krzyki zranionych nie dają mi spokoju. Chowam się za schodami na wieżę i przyglądam się rozwojowi sytuacji...
:
W mojej głowie słyszę tylko "Z boku zachadi" i "Granata pacane!". Mimo, że są to teksty bandytów, używają ich Wolnościowcy. Nagle słyszę krzyk "To nie Wolność! To bandyci! Lewa flanka ku*wa, lewa flanka!". Patrzę się na młodzieńca, który pełni rolę Herolda, lecz po chwili zostaje on postrzelony prosto w serce - zero szans przeżycia. Pada z całym impetem na ziemię a jego głowa nienaturalnie się wykrzywia. Serce pulsuje mi coraz bardziej... "A co jeśli mnie znajdą! Postrzelą za neutralność!"...setki myśli przewijały mi się przez głowę. Otworzyłem swój plecak i wyciągnąłem świeżą torebkę koki. Na oko 10 gram. Dopiero co kupioną. Wciągam ją nosem i od razu czuję się lepiej. Zamykam torebeczkę i wkładam ją do otwartego plecaka. Wstaję na lekko chwiejnych nogach i pędzę przed siebie po polu bitwy. Po przebiegnięciu stu metrów czuję nienaturalny ból...Tak jakby parzący, ale jednak nadal nie całkowicie...Przedawkowałem, śmierć się zbliża. Wybiegłem na lewą flankę - obozowisko bandytów. zaje*iście. Zostaję schwytany i obdarzony wielką ilością obelg w moją stronę. Odszczekam się, koleś za to je*nął mnie w płuco z takim impetem, jakbym miał zaraz rzygać krwią. Ściskam w rękach torebkę koki i szybko wciągam resztę. Krzyczę "I który teraz taki ku*wa mądry, co? Który mnie je*nie?" bandyci zaczynają się ze mnie śmiać, a ja padam jak martwy na ziemię.
Budzę się w jasnym pokoju. Leżę na dosyć wygodnym łóżku, w kształcie prostokąta. Zaczynam filozofować. Spoglądam na ściany. Ten budynek jest stary i raczej to, że teraz tu w nim siedzę, nie zmieni mojego humoru na lepszy. Natychmiast podpieram się na łokciach i wstaję. Ubieram plecak i adidasy lecz w drzwiach czeka mnie niespodzianka. Drogę zachodzi mi lekarz. -Halo? Nic panu nie jest, ser Azar? Widzę, że już się pan obudził. - Słyszę głos medyka -Yyy... - Odpowiadam niezdecydowany - W sumie to nie wiem co się wydarzyło... Gdzie ja jestem? Kim pan jest? -Nazywam się Alfred Kanigham. Możesz mówić mi Kania. Z resztą - to nie ważne. Przedawkowałeś kokę, koleżko. Wiesz czym Ci to groziło? Gdyby nie wezwani przez młodzieńca Powinnościowcy, leżał byś już w grobie na grobli. -I ch*j - odpowiadam niezbyt kulturalnie - Ważne, że żyję, idę po moją spluwę. -Czekaj. Następne przedawkowanie grozi śmiercią, kalectwem. Opanuj się. Zabrałem resztki twojej kokainy i heszu. Wziąłem również zapłatę w wysokości stu rubli. -A idź pan w diabli. Trzaskam drzwiami i idę metalowym korytarzem przed siebie. Moje kroki wydają bardzo przyjemny zapach. Hmm? Po chwili dowiaduję się, że mam naklejoną naklejkę zapachową. Odklejam ją i ruszam dalej. Przeskakuję przez pastuch i widzę znów stary dobry Bar Sto Radów. A pomyśleć, że nigdy nie wiedziałem, że mamy tu medyka. Sam się zawsze leczyłem.
Tak drogą początku - nie widzę powodu by tłumaczyć się z tego co piszesz, że kolokwialne zwroty i takie tam. To mówi samo za siebie i nie ma potrzeby precyzować tego typu rzeczy.
Ale przechodząc do meritum. Zdecydowanie przesadziłeś z wulgaryzmami i krzykliwym nacechowaniem dialogów. Bohaterowie są w Prypeci - jak sam opisałeś - mieście śmierci. Tymczasem jeden na drugiego wrzeszczy? To praktycznie jak podpisanie na siebie wyroku śmierci. Rozumiem chęć oddania emocji postaci, ale to zakrawa o mocną przesadę. Kwestia narracji - nie wiem czy jest to forma dziennika głównego bohatera, czy jak ty to widzisz, ale póki tego nie sprecyzujesz w opowiadaniu - te wulgaryzmy w narracji są zbędne, psują wszystko - dają wrażenie sztuczności, silenia się na brutalizm, który jest w tym przypadku niekonieczny.
Masz z pewnością jakiś pomysł - ta wspomniana na początku laborka, dobrze by było to wykorzystać, czytelników nakręcają tego typu tajemnice.
Miejscami przesadnie uprościłeś opisy - jeżeli zależy ci na stworzeniu klimatu grozy, zniszczenia i ogólnej brutalności, nie szczędź papieru na turpizm. Unikaj trywialności.
Rany cięte, rany kąsane, rany od strzałów
- paskudne powtórzenia - poza tym problem o którym wspominałem, opis jest zbyt banalny. Literatura potrzebuje bardziej sugestywnego ujęcia danej sceny czy kadru. A tutaj przez to uproszczenie fakt w jaki sposób ten człowiek zginął traci na znaczeniu. Padł to padł - kogo to obchodzi. A tu właśnie opisy tragizmu śmierci, czy jakiejś męczarni dają poczucie grozy i zepsucia.
Było tam też kilka błędów interpunkcyjnych - niemniej są one do poprawienia. Postaraj się bardziej "malować" słowem.
Kosma napisał(a): jeżeli pijesz tylko energetyki sprowadzane z Polski
Oczywiście, bo do Strefy trafiają tylko i wyłącznie Polskie produkty. Walić to, że żadnych energetyków za granicę nie sprzedajemy, a poza tym kurczę dookoła Strefy Ukraina i Białoruś - ich produkty, oraz rosyjskie będą tam w obrocie. Durnie to napisałeś.
Kosma napisał(a): Nikt jeszcze nie przeżył zbliżenia się choćby na dziesięć metrów do tego miejsca. Miasto przez to jest prawie całe zapełnione wykopanymi grobami.
Skoro w mieście jest pełno mutantów oraz trwają ciągłe walki to komu w głowie byłoby kopanie grobów. Zresztą jak może być ona "zapełniona" grobami? Widziałeś kiedyś, jak wielka jest Prypeć? Zresztą co, do Strefy ludzi pociągami dowozili, że w samej Prypeci ich aż tylu ginie? Tłumaczyłeś na początku, że będziesz używał dziwnych zwrotów - ok, ale ja jestem czytelnikiem, i ja mam te zwroty zrozumieć. "Ogólnikowanie" czy też skróty myślowe nie są dobre. Zresztą znacznie skracają objętość tekstu.
Kosma napisał(a):Chciałeś iść z Garrim
Używanie ksywek stalkerów z serii gier z miejsca klasyfikuje opowiadanie jako słabe.
Kosma napisał(a):Kop grób dla kolegi stalkera, był może taki sam jak ty.
To grabarze czy stalkerzy? A tak przy okazji, to rzadko w Zonie kopie się groby - niestety Meesh to "rozpopularyzował" w swoich książkach. Groby kopie się dla bliskich przyjaciół, a nie dla przypadkowego samotnika. Zresztą to i tak głupie, bo zwykle wkłada się granat pod pachę trupa - gdy coś będzie chciało go tknąć, będzie miało niespodziankę.
Strasznie nie podoba mi się to, co zrobiłeś z Prypecią - z ponurego miasta, które buduje klimat grozy, i do którego dotarło może kiedyś pięciu, może dziesięciu stalkerów w całej historii zrobiłeś pole bitwy. Totalna bzdura.
Zmniejsz liczbę wulgaryzmów, pisz rozbudowane opisy i wystrzegaj się idiotyzmów, które niestety się w Twoim tekście pojawiają. Stylistycznie nie jest źle, nie czyta się ciężko. Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, a może coś kiedyś wyjdzie.
Вознаграждён будет только один.
Za ten post Grzechu300 otrzymał następujące punkty reputacji:
Oczywiście, bo do Strefy trafiają tylko i wyłącznie Polskie produkty. Walić to, że żadnych energetyków za granicę nie sprzedajemy, a poza tym kurczę dookoła Strefy Ukraina i Białoruś - ich produkty, oraz rosyjskie będą tam w obrocie.
Zmienione.
Skoro w mieście jest pełno mutantów oraz trwają ciągłe walki to komu w głowie byłoby kopanie grobów.
Rzeczywiście. Głupio to napisałem.
Używanie ksywek stalkerów z serii gier z miejsca klasyfikuje opowiadanie jako słabe.
Zauważ, że wydarzenia dzieją się około dwa miesiące po wydarzeniach z ZP więc raczej nikt jeszcze nie odkrył alternatywnej ścieżki
Zresztą to i tak głupie, bo zwykle wkłada się granat pod pachę trupa - gdy coś będzie chciało go tknąć, będzie miało niespodziankę.
Będę pamiętał na przyszłość. I nie grabarze, ponieważ Waśka ma być takim...no...frajerem na posyłki.
Strasznie nie podoba mi się to, co zrobiłeś z Prypecią - z ponurego miasta, które buduje klimat grozy, i do którego dotarło może kiedyś pięciu, może dziesięciu stalkerów w całej historii zrobiłeś pole bitwy. Totalna bzdura.
Może to być logiczne, bo gdy Major i Garri odkryli drogi (2) do Prypeci, Wojsko (NIE WOJSKOWI STALKERZY.) oraz Stalkerzy się tym zainteresowali.
Dziękuje za obiektywną krytykę.
Nic nie warte znajomości, po czasie tracą wartość u mnie z ludźmi jak z rapem - nie ilość tylko jakość.
Wrzuciłeś mało tekstu, ale przynajmniej nie czyta się go ciężko, a to duży plus. Nie lubię przeplatania gier i opowiadań, ale to Moja ocena - komuś innemu może się spodobać. Wrzuć coś więcej i stosuj bardziej rozbudowane opisy - to one "nakręcają" klimat, a nie krwawe walki i epickie wydarzenia.
Kwestia całościowa - duża ilość rozdziałów nie jest zbyt dobrym pomysłem. Odstrasza i czyni przerost formy nad treścią. Polecałbym to scalić.
Co do narracji - postaraj się bardziej malować słowem. Chwyć za pierwszą lepszą książkę i podpatrz jak robią to inni. Tylko nie kopiuj cudzego stylu. Szukaj własnego.
W sprawie dialogów - problem jest taki, że ty jak na moje oko nie czujesz tego co piszesz. Niby tworzysz, ale nie ma to mocniejszego, bardziej naturalnego wydźwięku. Spróbuję pokazać ci czysto mechanicznie jak można to poprawić.
:
-A tam? - Waśka pokazał przed siebie -Tam masz laboratorium badawcze. Nikt nie wie jak się tam dostać. To mnie też nie obchodzi, raczej nie ma tam nic innego oprócz Monolitu, snorków i dokumentów. -A może jednak tam pójdziemy? Naukowcy na pewno dadzą nam okrągłą sumkę za te dokumenty. Twarz grubasa pobladła. Usiadł na spróchniałym pniu drzewa, które się zawaliło pod ciężarem. -Na co się ku*wa lampisz?! Pomóż mi wstać!
Tu twój oryginalny tekst. A teraz poprawiony:
:
- Dobra, a tam? - Waśka spoglądając niepewnym wzrokiem wskazał palcem teren przed sobą - Laboratorium, najprawdopodobniej badawcze. Cholera wie jak tam wleźć... Zresztą! Mam to gdzieś - mężczyzna machnął dłonią - nie spodziewałbym się tam nic innego jak tylko monoliciarzy, snorków i starych dokumentów czy innych naukowych dupereli - Eh... - Waśka powziął głęboki oddech po czym bez większego namysłu odparł - może jednak tam pójdziemy? Jajogłowi szukają tego typu jak żeś ty to nazwał, naukowych dupereli
Otyły mężczyzna wpadłszy w konsternację przysiadł na pniaku drapiąc się po głowie. Siad był trochę niefortunny jak na jego wagę bowiem spruchniałe drewno nie wytrzymało i zwyczajnie pękło zostawiając mężczyznę na gołej ziemi.
- No i na co się gapisz? Co? Pomóż mi wstać, cały ten kombinezon i szmelc w plecaku trochę ważą...
Jeśli masz problem z rozwijaniem swoich opowiadań, rozszerzaniem opisów i uwiarygodnianiem dialogów - pisz tak jak umiesz. Po czym z założenia wiedząc, że piszesz nie tak jak trzeba staraj się poprawiać i rozwijać swój tekst tam, gdzie się da. Dokładnie tak jak ja to zrobiłem teraz. I wczuwaj się w postaci, których dialogi opisujesz. Myśl o tym jaką mają osobowość, charakter, temperament i na tej podstawie opracuj ich sposób wypowiedzi i reakcje na różne sytuacje.
Farathriel napisał(a):Otyły mężczyzna wpadłszy w konsternację przysiadł na pniaku drapiąc się po głowie.
Ogólnie całkowicie się z Tobą zgadzam, ale tu solidnie przegiąłeś. Wokół luźny, nawet bardzo potoczny styl, nie tylko w dialogach, ale też w narracji, a tu nagle "otyły mężczyzna wpadłszy w konsternację" Padłem ze śmiechu jak to przeczytałem Jak się "maluje słowem", trzeba bardzo uważać, żeby zachować stylistyczną jednolitość "malunku". Do całości Twojej wersji nie pasuje natomiast ani "otyły (mężczyzna)", anie imiesłów "wpadłszy", ani "konsternacja". Poza tym takich kwiatków jak "powziął oddech" lepiej jednak unikać No i poprawka interpunkcji też by nie zaszkodziła
@lehoslav - Niestety ja mam chroniczną tendencję do pisania w kompletnie poważnym stylu. Chociaż tyle, że nieumyślnie wyszła z tego parodia i mogłeś się pośmiać. Zawsze to coś na plus. W sumie to jest jakaś myśl na rodzaj humoru w opowiadaniach.
Nah... Mniejsza zresztą. "Ja być niewinny! Ja tylko nieść pomoc!".
Jak mówiłem - ogólnie masz całkowitą rację. Co do poważnego pisania, to ja też miałem kiedyś taką tendencję, ale się oduczyłem. Obecnie piszę swoje teksty (dłuższcze i krótsze prace naukowe) w bardzo neutralnym stylu, momentami ocierając się nawet o delikatną potoczność. Tak mi się bardziej podoba. Nie ma co utrudniać zrozumienia tekstu środkami językowymi, skoro sama materia jest już skomplikowana. Literatura rządzi się oczywiście swoimi prawami, tu język sam w sobie stoi na równi z treścią, ale również tutaj nie można przesadzać i trzeba dostosować styl do treści. I ogólnie mieścić się w ramkach jednego poziomu stylistycznego, jeżeli odstępstwo od tej reguły nie jest podyktowane czymś konkretnym.
Po prostu język czy styl jest narzędziem podporządkowanym nam do konkretnych celów. Częściej spod mojej ręki wychodzą jakieś filozoficzne wypociny, referaty, prace naukowe - nawet sama literatura jest podporządkowana w moim ujęciu idei lub filozofii. Ale nic - tak jak mówię - autor tych krótkich opowiadanek musi zacząć szukać sobie własnego stylu. Bo tak póki co ten tekst niby jest - ale ja go osobiście nie czuję.
Wyczuwam nutkę Sapkowskiego, którego uwielbiam Za dużo przekleństw 2, 3 na rozdział starczą. Te wulgarniejsze zastąp innymi przykład "kruk nasrał mu na nowiutki hełm do kombinezonu" zamiast "o ty ch***" można by powiedzieć "a żebyś se skrzydło złamał". Trochę humorku nie zaszkodzi Poprawcie mnie jeśli źle myślę. Waśko jest samotnikiem i wybrał grubego na przewodnika. A napisałeś, że będzie robił za "chłopca na posyłki". To tak jakby pracownik zrobił pracodawcą pracownikiem (masło maślane).
Broń tylko bujała się na plecach Waśki...lewo - prawo, lewo - prawo.
Kto normalny w strefie walk chodzi z bronią na plecach
Co do kopania grobów zgodzę się. Inny stalker to "swój chłop", któremu należy się godny pochówek. Granat daję się pod pachę wrogowi bo to jego zabierają, a nie stalkera. Przykład w filmie "9 Kompania".