Opowiadanie - Bunkier

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Opowiadanie - Bunkier

Postprzez TheTom w 02 Cze 2014, 16:48

Witam serdecznie.
Napisałem krótki wstęp do opowiadania w świecie Stalkera. Przyznaję, że Zone znam jedynie z Ołowianego Świtu, w grę grałem może ze trzy godziny i to kilka lat temu, więc moje pojęcie o uniwersum jest dość blade. Prosiłbym o wskazówki, pokazanie błędów i nieścisłości, a także ocenę "umiejętności" debiutanta :)



:

Dlaczego zostałem stalkerem? Zawsze zadaję sobie to pytanie w takich chwilach. Leżę schowany w sięgającej kolan gęstej trawie, czekając na sygnał Prezesa. Przed nami pośród mchu, krzaków i niskich drzew kryje się wejście do opuszczonego bunkru. Taką przynajmniej mamy nadzieję.
Prezes powoli podnosi się z miękkiego podłoża, mierząc swoim IL 86 w ciemne wejście. Nasza trójka podąża w ślad za nim. Po chwili czterech uzbrojonych stalkerów ostrożnie stąpa w stronę fortyfikacji, dokładnie rozglądając się we wszystkie strony. W Zonie nigdy niczego nie można być pewnym, szczególnie gdy jest się tu nowym, tak jak ja. Nie ukrywam, że każda wyprawa po artefakty lub zapasy jest dla mnie dużym wyzwaniem. Mimo to mój Akm 74/2 dość pewnie leży w dłoni, a przypięte do pasa Fort 12Mk2 i Walker P9m tylko czekają, by pokazać mutantom siłę swego ognia.
Wraz z Prezesem stajemy po dwóch stronach wejścia. Włączam latarkę i snop światła wpada do środka, ukazując betonową podłogę i popękane ściany, plugastwa nigdzie nie widać. Jestem przekonany, że gdzieś tam w mroku czai się jakieś cholerstwo, gotowe w każdej chwili wyskoczyć z mroku i rzucić się na zaskoczonych poszukiwaczy. Cisza również mnie dobija. Lubię słyszeć swojego przeciwnika, jak przechadza się, powarkuje lub konsumuje nierozważnego i zbyt odważnego stalkera.
Pierwszy do środka wchodzi Kibic, niosąc śrutówkę na wysokości oczu. Przypięta do broni latarka oświetla najbliższe metry wąskiego korytarza. Przytula się do prawej ściany, robiąc mi miejsce z drugiej strony. Nienawidzę, kiedy we dwóch musimy zmieścić się w przejściu wąskim nawet dla jednej osoby. Prezes wchodzi tuż za mną, trzymając karabin wycelowany wprost w moje plecy. W razie napotkania przeszkód od razu mam paść na kolano, udostępniając broni idącego z tyłu kompana przestrzeń do wypluwania ołowiu. Ostatni z naszej grupy wypadowej, Bodziec, kryje się w mroku wejścia, osłaniając tyły przed niespodziewanym. Najgłupsze, co może zrobić grupa stalkerów, to zostawienie nieosłoniętych pleców.
Posuwamy się powoli, coraz głębiej wchodząc w nieznane. W końcu docieramy do półokrągłego pomieszczenia, typowego dla tego typu konstrukcji. Otwory na działa i karabiny maszynowe są zasłonięte płytami wiórowymi do spółki z deskami., nigdzie nie widać ani jednej łuski czy czegokolwiek świadczącego o obecności ludzi w tym miejscu. Wszystko wygląda jak dokończona konstrukcja, której wojsko nie zdążyło obsadzić garnizonem. Najgorsze jest jednak to, że nie widać żadnej innej drogi niż ta, którą przyszliśmy. W tunelu nie napotkaliśmy żadnego skrętu, drabiny czy też zwykłych schodów.
- Coś mi tu śmierdzi – mruczy Prezes spod kaptura.
Podzielam ten pogląd. Mimo że w Zonie jestem od niespełna miesiąca, wiem, iż wszelkie bunkry, kompleksy, a także zwykłe okopy potrafią skrywać prawdziwe labirynty ścieżek, w których niejeden, nawet bardzo doświadczony stalker postradał życie. Zanim zdecydujemy się porzucić nadzieję na odnalezienie czegokolwiek wartościowego musimy dokładnie zbadać wszystkie ściany. Więc macam beton, próbując sobie wyobrazić, że jest to blond piękność o jędrnych kształtach. No co? Od miesiąca nie widziałem kobiety, wolno mi. Powoli do każdego z nas dociera, że trzydniowa wędrówka zakończy się fiaskiem i będziemy musieli powrócić do bazy z pustymi rękoma, kiedy nagle potykam się o metalowy bolec wystający z podłogi. Ląduję na twardym betonie, o centymetry unikając uderzenia szczęką. Moi towarzysze pomagają mi się podnieść, po czym we trzech świecimy latarkami w powód mego upadku. Żelazny kolec okazał się być niewielką rączką, której na pewno byśmy nie dostrzegli bez bezpośredniego nadepnięcia.
- Dobra robota, Lejku – chwali mnie Prezes.
Milcząco potakuję, gotując się w środku na dźwięk znienawidzonego przezwiska, na które nota bene w pełni zasłużyłem. To było mojego pierwszego dnia w Zonie. Zdążyłem ujść kilka kilometrów, kiedy natknąłem się na przypominającego świnie mutanta. Szedłem z wiatrem, rozsiewając zapach świeżego mięsa, z czego wygłodniała bestia postanowiła skrzętnie skorzystać. Usłyszałem tylko coś na kształt chrząknięcia zmieszanego z kwikiem; obejrzałem się za siebie i nim zobaczyłem, co wydało ten obrzydliwy dźwięk, leżałem na ziemi powalony siłą uderzenia kilkusetkilogramowego cielska. Przekonany o końcu przygody z napromieniowaną częścią Ukrainy, usłyszałem kilka serii z karabinu opatrzonych głośnym wystrzałem ze śrutówki. Bestia zeskoczyła ze mnie, zmieniając obiekt zainteresowania na nowo przybyłych strzelców. Nim dotarła do pierwszego z nich, pocisk wystrzelony ze strzelby Kibica zmienił jej czaszkę w bezkształtną masę. Gdy już się podniosłem, wciąż próbując złapać oddech, odkryłem, że moje krocze zdobi spora plama uryny, co moi wybawcy skwitowali śmiechem i nadaniem upokarzającej ksywy. Jak już okazało się, że jestem Polakiem, przygarnęli mnie pod swoje skrzydła, uzbroili, i codziennie uczą sztuki przetrwania w Zonie.
Kibic, jako najsilniejszy z nas, chwyta za rączkę i bez wysiłku otwiera klapę w podłodze, za którą kryją się prowadzące w dół strome schody. Świecę latarką, starając się odkryć, jak głęboko prowadzą stopnie, aż w końcu natrafiam na płaską powierzchnie ledwie dwa metry pod nami. Chwytam pewniej broń i schodzę jako pierwszy. Serce wali mi jak oszalałe, na czole pojawiają się kropelki potu. Jestem niedoświadczony i uważam, że mam prawo czuć strach, wchodząc w nieznaną ciemność. Wielokrotnie napotykaliśmy ludzkie ciała zmielone jak mięso i nie mam zamiaru stać się jednym z nich. W końcu docieram na dół, cisza i spokój są równie nieznośne jak na górze, przytulam się do lewej ściany nieco szerszego tunelu, Kibic ląduje obok mnie po dwóch oddechach. Dłoń Prezesa na ramieniu mówi mi, że on również dotarł i możemy ruszać.
Wtedy słyszymy strzały. Krótka seria z karabinu roznosi się głośnym echem po bunkrze, po niej następuje jeszcze jedna, poprzedzona mniej donośnymi dźwiękami pistoletu. Z powrotem wspinamy się na schody, ja jako ostatni, zamykam klapę, żeby nic z niej nie wylazło. W okrągłym pomieszczeniu odnajdujemy Bodźca stojącego tuż przy wejściu.
- Konkurencja – informuje.
- Ilu?
- Widziałem trzech.
Do akcji wkracza Prezes. Kładzie się na zimnym betonie i ostrożnie podczołguje do przejścia. Patrzy przez zamontowaną na karabinie lunetę z czterokrotnym przybliżeniem. Wiem, co mam robić. Wystawiam rękę na wysokości twarzy i wciskam włącznik latarki, powstałe światło okazuje się skuteczną przynętą, Padają strzały, pociski rykoszetują tuż nad moją ręką. Nie widzę twarzy dowódcy, jednak wiem, iż na jego ustach zagościł grymas uśmiechu towarzyszący odkryciu pozycji przeciwników. Trzykrotnie wciska spust IL-a, posyłając kolejne dusze przed Sąd Boży. Każdy z nas zazdrości mu sprzętu i celności, kto by pomyślał, że właściciel dochodowej firmy może być drugim wcieleniem Vasiliego Zajcewa. Zapamiętujemy, gdzie leżą ciała, licząc, iż uda się je przeszukać podczas powrotu.
Znów jesteśmy piętro niżej. Bodziec mówił, że stalkerzy szli pewnie, jakby wracali do domu, nie spodziewając się nikogo w bunkrze. Mimo tego wciąż skradamy się jak myśliwi w lesie, aż natrafiamy na zaryglowane żelazne drzwi, zardzewiałe i na pewno skrzypiące. Pukam trzykrotnie, czekając na jakiś odzew lub chociaż pojedynczy dźwięk świadczący o czekającej nas niespodziance. Cisza. Łapię za przyrdzewiałą zasuwę i nie bez wysiłku przesuwam w stronę Kibica, całemu zabiegowi towarzyszy obrzydliwe skrzypienie. Wraz z Prezesem cofamy się o metr, a ostatni z nas pociąga wrota w swoją stronę.
Czysto. Żaden mutant ani człowiek nie rzuca się na nas. Wchodzimy do środka, barkiem zahaczam o coś na kształt kontaktu. Świecę latarką i odkrywam włącznik, który bez namysłu wciskam. Podwieszone do sufity stare lampy z głośnym buczeniem rozjaśniają wnętrze kompleksu, odkrywając szereg pootwieranych drzwi, dokładnie takich, jakie przed chwilą minęliśmy. Zaglądamy do pierwszego pomieszczenia, nie wiedząc czego się spodziewać. W środku natrafiamy na stare łóżko okryte pogryzionym przez mole kocem, obok stoi drewniane krzesło i prowizoryczny stół wykonany z płyty wiórowej i czterech pieńków. Jest także połamana szafa, we wnętrzu której znajdujemy kilka pocisków do strzelby Kibica i parę konserw.
Dwa kolejne pokoje wyglądają niemal identycznie, skrywając podobną zawartość. Muszę przyznać, że przyzwoicie obłowiliśmy się w tym kompleksie. Znalazłem nawet dwa pełne magazynki do mojego Akm, a także dwie latarki, kilka baterii i butelkę whiskey. Nie mam pojęcia skąd lokatorzy załatwili taki trunek, ale chwała im za to, na pewno się przyda. W ostatnim pokoju odnajdujemy wojskowy plecak wypełniony po brzegi artefaktami. Całość przygotowana jest do transportu na miejsce wymiany. Najwidoczniej trójka zabitych przez Prezesa stalkerów zamieszkiwała ten bunkier. Nie jest mi ich żal.
Opuszczamy kompleks, uważając przy wyjściu na otwartą przestrzeń. Wciąż nie wiemy, czy przybyszy było tylko trzech, czy też reszta grupy czai się w zaroślach, tylko czekając naszego nadejścia. Cóż, nie będziemy przecież stać wiecznie. Jako najmłodszy, najmniej doświadczony i ten, którego nie szkoda stracić, wychodzę pierwszy. Uchodzę kilka metrów, z każdym krokiem spodziewając się strzału prosto w głowę. Mam nadzieję, że jeśli taki strzał padnie zginę na miejscu, nie czując krzty bólu. Bezgłośną noc zakłócają jedynie moje stopy, łamiące walające się wszędzie gałęzie. Po mniej więcej piętnastu metrach dogania mnie reszta grupy. Trupy odnajdujemy nieopodal, znajdując dodatkowe trzy latarki, zestaw baterii, trzy pistolety typu Martha wraz z zapasem amunicji, a także dwa dodatkowe artefakty. Wyprawa okazała się dużo bardziej owocna niż się tego spodziewaliśmy.
Po trzech dniach wędrówki docieramy do starego domu, gdzie znajduje się nasza kwatera główna. Podróż minęła bez większych problemów i niechcianych spotkań, jedynie drugiej nocy, skryci w naczepie pozostawionej na środku polany ciężarówki, byliśmy niepokojeni przez stado Ślepych Psów. Na szczęście nie zostaliśmy wyczuci. Było wczesne popołudnie, kiedy siedzący w oknie Pigmej dostrzegł nas w lunecie SWDm 2. W przeciwieństwie do lokatorów splądrowanego bunkra, nie zostawiamy dobytku bez ochrony. Zazwyczaj zostaje nas dwóch, tym razem padło na Pigmeja i Żyłę. Mnie jeszcze nie pozwolono zostać, musiałem nabierać doświadczenia i poznawać Zonę, pozostawała też kwestia zaufania, co w pełni rozumiem.
TheTom
Kot

Posty: 2
Dołączenie: 02 Cze 2014, 16:36
Ostatnio był: 29 Paź 2014, 19:02
Kozaki: 0

Reklamy Google

Re: Opowiadanie - Bunkier

Postprzez Farathriel w 05 Cze 2014, 14:03

Wiecie co... Nie chcę być złośliwy - to nie moja, że się tak wyraże robota - natomiast - znów po raz n-ty z rzędy ląduje tu opowiadanie o wartości po prostu nijakiej. Fabuła w zasadzie znikoma - to po prostu opis wydarzeń, jakiś rodzaj myślociągu autora i jego prywatnych wyobrażeń, które najpewniej jego samego w jakimś stopniu nakręcają.

Warsztat literacki może i nie jest najwyższych lotów, ale też tragedii nie ma. Gdyby nie to, że czytelnik ma do czynienia z blokiem tekstu może by się to lepiej czytało. Na domiar tego przeważa nieco męcząca narracja. Nie byłoby w tym nic złego gdyby ta narracja dawał odczuć, że "kamera" podąża za żywymi ludźmi. A tu bohaterowie są opisani tak jakby kadr, który ich uchwyca był celowo rozmyty, a na pierwszym planie miało być wyostrzone otoczenie jak i przypadki, które rzeczonych bohaterów spotykają. To powoduje, że nie czyta się tego płynnie. Bohaterowie są matowi, nie wiadomo po co się włóczą - szukają interesu zapewne. Jak to Stalkerzy. Z tym, że tego kompletnie nie czuć - i to tym bardziej jest to wszystko na minus, bo narracja jest pierwszoosobowa. Więc przy użyciu tego stylu trzeba pamiętać by słowami malować nie tylko opisy świata przedstawionego, ale także uczucia narratora (którym wszak jest główny bohater).

Jako plus zdecydowanie muszę wyeksponować sterylność pracy. Nie ma tam przesadnych byków, jakiegoś niechlujstwa stylistycznego. Natomiast powoduje to, że tekst jest po prostu sztywny, pozbawiony emocji, dynamiki.

Nie wyczuwam tu także żadnej większej idei czy pomysłu - tak jak wspomniałem na początku - to zdaje się być myślociąg autora - seria jego własnych wyobrażeń. W gruncie rzeczy, nie mówię, że jest to coś złego. Dobrze, że piszesz, tworzysz, kombinujesz jak wykreować nowe jakości. Dlatego nie odbierz też tej krytyki jako złośliwości z mojej strony - ty coś wrzucasz, my oceniamy - ty wiesz co poprawić i dopracować.
Moja twórczość jaką tutaj zamieściłem:
Złoty Odwłok Cywilizacji - cyberpunk/postapokalipsa z nutą tragedii
S.T.A.L.K.E.R. - Hipotezy - artykuł wyjaśniający zagadnienia noosfery
Barwnoprogresja Szarobredni - psychologiczne opowiadanie w narzeczu filozoficznym
Dziadek - ciepły fabularnie short
Demiurg - opowieść filozoficzna/metafizyka
Awatar użytkownika
Farathriel
Stalker

Posty: 142
Dołączenie: 16 Mar 2013, 12:37
Ostatnio był: 16 Mar 2017, 21:02
Miejscowość: Ostrowiec Świętokrzyski
Frakcja: Naukowcy
Kozaki: 63

Re: Opowiadanie - Bunkier

Postprzez TheTom w 05 Cze 2014, 21:49

Dzięki za uwagi, na pewno wezmę je sobie do serca.
TheTom
Kot

Posty: 2
Dołączenie: 02 Cze 2014, 16:36
Ostatnio był: 29 Paź 2014, 19:02
Kozaki: 0


Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 7 gości