Chciałbym wam zaprezentować moje pierwsze opowiadanie napisane w jakąś godzinę. Nie jest jakieś świetne ale jak dla mnie i tak nieźle wyszło.
"Szkoda, ale tak to już w Zonie bywa"
-I tak to się właśnie skończyło- powiedział zapalając kolejnego papierosa- wynieśliśmy wtedy pojemniki pełne artefaktów. Szkoda tylko, że Wania nie wrócił…dobry był z niego chłop i stalker… Przysypaliśmy jego ciało kamieniami, żeby się do niego zwierzęta za szybko nie dobrały. Na nic innego nie mieliśmy czasu.
-Pamiętasz, gdzie to było?
-A co? Chcesz tam iść? Nie radzę. Po ostatniej emisji jest tam na pewno pełno mutków a i nie wiadomo jak z anomaliami…Już wtedy było je ciężko ominąć. Myśleliśmy, że nam się mutry skończą ale jakoś daliśmy radę. Mówię ci, nie warto ryzykować.
-Ej, a może opowiesz tę historię, co żeście z chłopakami poszli na wysypisko bandasów wystrzelać?
-Gdzie tam wystrzelać. To oni pierwsi ogień otworzyli jak przechodziliśmy…chyba z siedmiu ich było. Kilku miało dwururki a jeden z MP-kiem latał. Reszta miała Pm-y. Jakby mieli coś lepszego ty bym wam tego dzisiaj nie opowiadał. Dobrze, że z nich tacy strzelcy jak z nas Powinnościowcy. Padliśmy gdzieś za jakąś skarpę i czekaliśmy. Podejdą czy nie? Łącznie było nas czterech: ja z kałachem, dwóch z MP-kami i jeden ze Spasem. W sumie to się tam nieźle ulokowaliśmy. Gorzej jakby mieli granaty. Raczej nie mieli albo nie wiedzieli gdzie rzucić. Wyłączyliśmy PDA, żeby za prosto nie mieli i się przemieściliśmy. Ja się za górką schowałem, co by mieć jak do nich strzelać kiedy za skarpę wskoczą. Koleś za Spasem wlazł za jakieś betonowe płyty, a pozostali dwaj padli gdzieś w trawę. Tamci, zanim się zorganizowali to z 5 minut minęło. Pierwszy skoczył ten z dwururką i ode mnie kulkę dostał. Tamci chyba się pokapowiali, że na nich czekamy, bo żaden potem nie wskoczył, tylko po krzakach zaczęli do nas strzelać. We mnie głównie, bo chyba widzieli skąd wypaliłem. Może i dobrze, bo tylko ja jakąś przyzwoitą osłonę miałem. Ten ze Spasem, czekajcie, jak my tam było? Chyba Żmija na niego wołali? No to on się znudził tym wszystkim, i im tam granat odłamkowy rzucił, tylko się ziemia zatrzęsła. Chyba z dwóch dostało, bo wyć zaczęli a jeden to się z tej skarpy stoczył. Trzech mniej, ale jeszcze z czterech zostało. Wychyliłem się zza tej mojej górki i seryjką ich pociągnąłem, jednego trafiłem, a reszta się gdzieś pochowała. Tych dwóch co do tej pory w krzakach zalegali, podczołgali się pod tę skarpę i czekali na nich. Ja też się ruszyłem i kawałek dalej zacząłem się wspinać, co by ich okrążyć. W sumie to nieźle wyszło, bo zanim mnie zobaczyli to już dwóch na ziemi leżało i stygło…dwaj pozostali chyba się przestraszyli, bo zaczęli spieprzać. Jeden spróbował w dół skoczyć i się na tych dwóch natknął a ostatniego ja na odchodne poczęstowałem ołowiem. Jeszcze przez chwilę czekaliśmy, nie chcieliśmy się na jeszcze kilku natknąć a przecież wszystkich nie widzieliśmy. Ale albo już nie żyli albo uciekli wcześniej. Łupu dużo nie było.. Ja wziąłem tylko PM-a i amunicji do niego, bo żadnej krótkiej broni nie miałem a czasem się przydaje plus jakąś lampkę, zapalniczkę i fajki. Tamci się nie dzielili, bo razem łazili. W sumie to mi się poszczęściło, że na Wysypisku się spotkaliśmy i razem poszliśmy, bo sam bym sobie rady chyba nie dał, a oni beze mnie raczej też by ciężko mieli. Tylko tego Żmiję zapamiętałem. Raz tylko go spotkałem na Wysypisku. Ciekawe, co z nim teraz się dzieje?
-Nie wiem, czy o tego Żmiję ci chodzi, ale znajomek mi opowiada, że taki co go właśnie tak wołali z kolesiami, z którymi po Zonie łaził wpakował się w jakąś anomalnie przestrzenną. Ciała dopiero tydzień później znaleźli z kilometr od tego miejsca gdzie go ostatnio widzieli.
-Szkoda, ale tak to już w Zonie bywa- kolejny papieros upadł na ziemię i został zdeptany pod jego butem- dobra, idę spać. Jutro rano na wypad ruszam. Trzeba nowych przygód poszukać...
Oceniajcie i komentujcie