Jacek i Michał wędrowali póki co przez las w kierunku laboratorium, drogą jaką według nich obrał by zwiadowca. Obaj wiedzieli ze nie zdążą przed zmrokiem i będą musieli znaleźć schronienie, jednak jeszcze się za nim nie rozglądali, w końcu zostało trochę czasu. Stare drzewa, brak liści, uschła i zniszczona kora. Drzewa też zmieniły się jak zwierzęta, teraz nie potrzebują liści, ani kory. Kora chroniła je ale teraz gdy ich żywica stała się silną trucizną, same zniechęcają zwierzęta i ludzi do ich uszkodzenia. Stały się też dzięki temu bardziej odporne na pasożyty, teraz nigdzie nie rośnie jemioła a i mech na drzewach już nie wyrośnie, co znacznie utrudnia orientację w terenie. Krzewy też się zmieniły, niektóre stały się niczym drut kolczasty i tak są wykorzystywane, inne stały się niższe i nad wyraz giętkie, właściwie nie do złamania. Niektóre rośliny też są odporne na ogień co wcześniej było nie do pomyślenia. Tak czy inaczej najwyraźniejsze zmiany promieniowanie wywołało na zwierzęta. Koty chociażby, cztery łapy z ostrymi jak brzytwa pazurami i paszcza z zębami niczym dziurkacz. Poza tym ta zwinność, zręczność i precyzja. Widzą w ciemnościach i skradają się bezszelestnie, jedne z najgorszych plag naszych czasów, kiedyś ludzie trzymali je w domach a teraz wszędzie ich pełno. Z psami sprawa wygląda nieco lepiej, wyłysiały i stały się takie bardziej karłowate. Jedne łapy mają większe niż inne i tym podobne, łatwo takiego upolować ale już do jedzenia nie nadaje się za bardzo. Każde zwierze właściwie się zmieniło poza nielicznymi takimi jak krokodyle czy węże. Ścieżka powoli zanikała wśród roślinności, czerwonej trawy i grzybów ?świetlnych? nazywanych tak z powodu gdyż w nocy świecą na zielono. Droga którą podążali w końcu znikła a Michał i Jacek musieli szybko znaleźć schronienie, gdyż zachód słońca nadszedł szybciej niż się spodziewali. Michał prowadził, szedł przed siebie rozglądając się aż w końcu coś zauważył. Pochylił się nieco i szepną do Jacka by zrobił to samo.
-Coś widziałem, tam chyba coś jest, jakiś budynek- Szepną Michał.
Powoli podniósł się i chwycił karabin, cicho podążał w stronę domu. Zasłaniany przez roślinność przenikał niczym cień nie wydając żadnych szelestów. Jacek chwile potem ruszył jego śladami, starał się iść dokładnie jak Michał, stawiać stopy w tych samych miejscach. Obaj podeszli dość blisko, na tyle przynajmniej by się przyjrzeć. Dom, a raczej drewniana chatka była sama, nie widać było w okolicy innych zabudowań prócz studni. Chatka była zrobiona z drewnianych bali a dach miała ze strzechy. Wyglądała jak chatka leśniczego. Okna co prawda powybijane ale drzwi za to całe. Wyglądała na opuszczoną. Michał wyszedł pierwszy z ukrycia a Jacek go osłaniał. Podszedł do jednego z okien i ostrożnie zajrzał do środka. Wnętrze w stanie idealnym. Na ścianach trofea z normalnych zwierząt takich jak dzik, jeleń, sarna i niedźwiedź. Na dywanie rozłożona skóra z tego ostatniego. Meble drewniane, dobrze zachowane. Stół i dwa krzesła, regał, szafa a i w rogu można było dostrzec łóżko. Michał bardzo się uradował i szybko machną ręką do Jacka by przyszedł tu i sam zobaczył. Tym czasem sam od razu popędził do drzwi. Otworzyły się z lekkim skrzypieniem czego można było się spodziewać ale nie przejmował się tym, od razu podbiegł do szafy zajrzał do środka. Komplet ubrań, buty i kilka czapek, jednak nic co zainteresowało by go. Potem podszedł do regału, wtedy kiedy wchodził Jacek zajrzał do szuflad, było tam trochę amunicji do strzelby, chyba śrutówki. Poza tym konserwy, suchary, zgniłe już mięso i również w nienajlepszym stanie chleb. To Michał bez wahania wyrzucił przez rozbite okno, znalazł się też słoik miodu. Jacek sprawdził w tym czasie pułki w tym samym regale, było tam mnóstwo fotografii i co ciekawsze pamiętnik. Schował go szybko do torby by nie zapomnieć go zabrać rano, po powrocie do obozu miał by się czym zająć, w końcu znalazł by coś na nudę. Poza tym chłopcy nic ciekawego nie znaleźli w chatce, najbardziej zastanawiające było że jest amunicja a nie ma broni. Tak czy inaczej robiło się późno, uzgodnili że gdy jedna osoba śpi w łóżku druga stoi na czatach. Teraz zasiedli do kolacji, najpierw po konserwie i sucharze a na deser miód. Dawno tak dobrze nie jedli ale co się dziwić. Pierwszy na warcie stał Jacek, wziął swój karabin i po zamknięciu drzwi staną przy oknie. Mozolnie mijały kolejne godziny spowite w absolutnej ciszy, nic podejrzanego, żadnych odgłosów mutantów czy szelestu w krzakach. Jacek wpatrywał się w przestrzeń, wsłuchując się w odgłosy. Sen go morzył strasznie, ale nie mógł sobie pozwolić na zaśnięcie. Podsuną krzesło pod okno i usiadł na nim, nie minęła nawet połowa jego warty, może z 2 godziny które w takiej ciszy zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Walczył jeszcze sam ze sobą lecz w końcu uległ, głowa opadła mu na parapet a oczy same się zamknęły. Próbował jeszcze raz czy dwa się ocknąć ale bez skutecznie.
Wnet obudził go wystrzał z bardzo bliska, gwałtownie poderwał głowę i pochwycił karabin, rozejrzał się. Spostrzegł za sobą Michała z jego karabinu natomiast wydobywał się jeszcze dymek. Michał miał poważny wyraz twarzy i wyglądał przez okno.
-Ile tak spałeś?!- Wrzasną zdenerwowany.
-Wiesz że właśnie ocaliłem ci życie?! Co to za spanie?!- Był wyraźnie zdenerwowany i widać było że nie żartuje.
Jacek wyjrzał przez okno i spostrzegł leżącego tuż pod nim mutanta z? a raczej bez głowy która leżała kawałek dalej. Była nadzwyczaj mała, niczym zaciśnięta pięść, a mutant który leżał pod oknem miał ciało człowieka. Michał najwyraźniej odstrzelił mu głowę gdy ten już chciał zaatakować Jacka. Nieopodal jego zwłok leżał łom, z pewnością chciał go użyć. Z jednej strony Jacek cieszył się że jeszcze żyje, a z drugiej myśl że niektóre mutanty używają narzędzi przeraziła go. Przypomniał sobie o strzelbie której nie znaleźli, to go przeraziło do reszty. Czy mutanty umieją posługiwać się taka bronią? Lepiej żeby nie. Jacek już chciał się tłumaczyć przed Michałem gdy jednak usłyszał za sobą dziwne warczenie zapomniał o tym, odwrócił się powoli w stronę okna, spostrzegł całą watahę wilków. Szybko odbezpieczył broń. Wilków było około trzydziestu, miały pozlepianą brudną sierść czerwone ślipia i ociekający krwią pysk, wiele z nich miało jeszcze ślady po licznych walkach najpewniej miedzy sobą. Brak ucha czy nadgryziony ogon a także liczne szramy i blizny, jeden nie miał wcale dolnej szczęki. Może zwabione odgłosem wystrzału a może krwią martwego mutanta, tak cz inaczej pojawiły się szybko. Nawet można by powiedzieć za szybko. Oboje wiedzieli ze nie ma szans na ucieczkę, pozostaje tylko się bronić.
-Pilnuj okna ? Powiedział Michał i skierował się ku szafie, wystarczyło ją przewrócić na bok by zablokowała drzwi.
Jakoś wcześniej nie zwrócił na to uwagi ale teraz zauważył to niemal od razu. Szafa upadając co prawda zablokowała całkowicie drzwi jednak narobiła też dużo hałasu, wilki jak na komendę ruszyły do ataku. Jacek nie myślał już o amunicji, zapomniał też rady jakie dostał od Marka, ?najlepiej strzelać krótkimi, kontrolowanymi seriami? . Po prostu zaczął strzelać w stronę watahy. Wiele kul chybiło lecz były i takie które dosięgły celu, to jednak było za mało, te bestie były dość twarde. Mijały sekundy a bestie były coraz bliżej, już pod oknami. Jacek ciągną ostrzał lecz teraz znacznie skuteczniej, pod oknem padły chyba z trzy. Lecz stało się to czego najbardziej się obawiał, koniec amunicji, trzeba przeładować. Szybko sięgną po zapasowy magazynek i wtedy właśnie przez okno wskoczył wilk. Powalił on Jacka, lecz na szczęście wilk martwy osuną się na bok. To Michał z swoim M1 grand, Jacek dokończył przeładowywać, staną przy jednym oknie a Michał w głębi chaty. Dookoła rozlegały się odgłosy strzelaniny. Michał pilnował by każdy wilk który wskoczy przez okno zakończył swój żywot, natomiast Jacek ostrzeliwał te które za nadto się zbliżyły. Wilki jednak przestały atakować i zaczęły okrążać dom, szukając za pewne jakiegoś słabego punktu. Razem zabili koło ośmiu może dziewięciu ale najgorsze ciągle było przed nimi. Dom był o tyle dobry do obrony że drzwi znajdowały się w tej samej ścianie co okna. Na żadnej innej nie było okien przez które było by coś widać, były jedynie takie zabite deskami jednak dość solidnie. Wilki widać zauważyły w tym swoją szansę. Odeszły od okien i poczęły drapać w ściany chaty. Jacek i Michał zachowali jednak spokój, nie sądzili że uda im się tak szybko dostać. To co ich przeraziło to odgłosy wskazujące ze wilki zaczęły wspinać się po ścianach, przy pomocy swoich pazurów. Dach ich nie utrzyma. Zaczną spadać niczym deszcz i będą wszędzie nie dając im żadnych szans. Jacek i Michał wiedzieli że trzeba działać. Przewalili regał na bok i użyli go jak osłony, sami chowając się w jednym z rogów pomieszczenia. Pierwszy wilk spadł na środek, rozejrzał się i gdy ledwo dostrzegł Michała i Jacka schowanych w kącie za regałem, padł strzał. Chwile po nim spadły kolejne wilki a za nimi jeszcze więcej. Nie było czasu do namysłu pozostało jedno, strzelać. Kule tym razem niemal zawsze sięgały celu, z takiej małej odległości nie sposób było nie trafić. Krew lała się strugami z otwartych ran ciągle jeszcze szarżujących wilków, ranne potykały się o ciała poległych. Rozchodziła się wstrętna mieszanina zapachów, krew, pot i naturalny zapach mutantów który sam w sobie był ohydny. Niektóre bestie dochodziły tak blisko ze gdy Michał lub Jacek strzelali do nich, krew również i na nich poleciała. Jednak to nic w porównaniu z tym co usłyszeli, zwykłe ?Klik? zamiast wystrzału. Koniec amunicji lub co gorsza broń się zacięła. Wilki nie tracąc chwili dopadły Michała który musiał bronić się uderzając raz po raz z kolby. Jacek dobył pistolet i zaczął strzelać jedynie gdy wilk był już za blisko i miał pewność ze trafi, jeden strzał w głowę wystarczał?
Tak minęła im noc, sami nie pamiętają kiedy zasnęli. Obudzili się w rogu za regałem, a dookoła mnóstwo wilczych trupów. Sprawdzili amunicje i stan broni. Zostało im mniej niż połowa naboi ale broń była w dobrym stanie. Odgarnęli ciała z środka chaty i przyrządzi sobie kolacje. Żaden nie był głodny ale jeść trzeba było choćby przez rozsądek. Konserwa i chleb. Standardowe śniadanie z obozu. Zabrali jeszcze miód i amunicje którą wczoraj znaleźli, może się im jeszcze przyda. Żaden też nie kwapił się do rozmowy, najwyraźniej woleli po tym co ich spotkało nieco ciszy. Ruszyli w dalsza drogę zostawiając za sobą chatę. Za kilka godzin powinni dojść do celu, jednak ciągle nie wiedzieli gdzie dokładnie jest Zwiadowca.
[Zostały wprowadzone drobne korekty]
CDN
No, mam nadzieje że się podobało