Technokraci

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Technokraci

Postprzez Darkon w 02 Mar 2014, 19:02

Witam. Dawno nie byłem na tej stronie, ale nawał zajęć i chroniczny brak czasu robią swoje. Pojawiam się i zakładam ten temat. Prosząc o radę. Zamieszczam tu próbkę(prolog) swojego opowiadania prosząc was o opinie. Pisze je z myślą na pewien konkurs w moim rejonie i chciałbym poznać wasze opinie. Nie wahajcie się go ostro krytykować i wytknąć błędy i niedoskonałości. po to je tu wstawiam a wasze opinie pozwolą mi ulepszyć tekst. Zapraszam więc do oceny i komentowania. Wykreowany przeze mnie świat co prawda nie jest z uniwersum stalkera ale liczę że wam się spodoba. Zapraszam.

Technokraci
:

Prolog
Ciężki ośmiokołowy Spartan toczył się środkiem grząskiej, od nieustannie padającego deszczu, leśnej drogi w ślad za jadącym przed nim samochodem terenowym. Zaraz za nim rozchlapując wodę w licznych kałużach i żłobiąc długie koleiny podążały cztery matowoczarne ciężarówki. Potężne ciężarówki – sześciokołowe maszyny z metalowymi kratownicami na maskach i szerokimi reflektorami – miały na drzwiach kabin dwa koła zębate zachodzące na siebie na tarczy, symbol Technokratów. Kanistry z benzyną, zapasowe opony, siatki maskujące wisiały na ich burtach kołysząc się na zaczepach. Plandeki na pakach samochodów były zasłonięte uniemożliwiając dojrzenie co takiego maszyny transportują. Niezależnie jednak od tego czy była to amunicja, żywność, leki, części lub elektronika bez wątpienia było to cenne. Wszystkie ciężarówki prowadzili żołnierze bractwa odziani w szare mundury z metalowymi wstawkami i hełmofony z goglami. Prócz kierowców w kabinach siedział żołnierz lekkiej formacji uzbrojony w karabinek automatyczny G36 i szczątkowy pancerz. Podczas gdy prowadzący maszyny skupiali się na obserwowaniu drogi, strzelcy obserwowali gęsty las rosnący po obu jej stronach. Konwój zamykał kolejny samochód terenowy. Potężne cielsko Spartana niewzruszenie toczyło się do przodu, o jego burty bębnił deszcz. Załogant obsługujący umieszczony na dachu pojazdu granatnik automatyczny nie miał powodów do radości. Nie dość, że był przemoczony do suchej nitki to jeszcze na pozbawionym osłon stanowisku czuł się wyeksponowany, co wcale nie sprzyjało poprawie nastroju. Jedynie jego plecy chronione były przez gruby stalowy właz. Żołnierz co i rusz przecierał gogle które dla ochrony przed deszczem założył na oczy, a po których spływały krople deszczu. Nie przynosiło to jednak oczekiwanego rezultatu. W takich warunkach wypatrzenie zagrożenia na czas graniczyło z cudem. W przedziale transportowym maszyny nieruchomo siedziało ośmiu wojowników bractwa, zakutych w pełne pancerze przypominające rycerskie zbroje średniowiecznych rycerzy, będące jednak od nich znacznie bardziej zaawansowane technologiczne. Naszpikowane licznymi systemami wspomagania, serwomechanizmami, czujnikami i wszelakimi innymi gadżetami stanowiły o sile i potędze bractwa Technokratów. Niemal dwumetrowi stalowi wojownicy siali spustoszenie na polach bitew i postrach w sercach wrogów niosąc sztandar bractwa. Konwój wjeżdżał właśnie do dolinki pomiędzy dwoma wzgórzami porośniętymi gęstymi zmutowanymi drzewami iglastymi o całkowicie czarnych igłach, dziwacznie poskręcanych konarach i gałęziach, które tworzyły szczelny dach nad ziemią porośniętą karłowatymi trawami, paprociami i mchem. Wokół pni drzew owijały się oraz zwisały z ich gałęzi kolczaste pnącza odznaczając się w mrokach czerwienią, bądź połyskując srebrem. Deszcz nie ustawał ani na moment. Jeśli nie liczyć nieustającego szumu deszczu na skórzanych plandekach ciężarówek i stukającego o pancerz, oraz warkotu silników samych pojazdów było cicho. Ale nie był to zwykły spokój tylko upiorna cisza, która aż dzwoniła w uszach. Czasy kiedy ptaki śpiewały w koronach drzew, a w gęstwinach zielonych borów porykiwały jelenie minęły bezpowrotnie. Teraz w ciemnych lasach mogło kryć się wszystko. Od zacofanych i brutalnych techno-barbarzyńców po zwierzęta, lub co gorsza ludzie, którzy wyewoluowali pod wpływem promieniowania w groteskowe potwory rodem z najgorszych sennych koszmarów. Jedno było pewne – cokolwiek to było łaknęło krwi. Strzelec przy granatniku ponownie zaklął i przetarł gogle, w sam raz by dojrzeć ruch za jednym z drzew. Nim zdążył chociażby krzyknąć czy zwrócić lufę w tamtą stronę rozpętało się piekło. Klasyczny świst obwieścił iż pocisk z ręcznej pancerzownicy, ciągnąć za sobą warkocz szarego dymu, niczym nóż rozciął powietrze i jadąca na przedzie terenówka zniknęła w kuli ognia siejąc dookoła odłamkami karoserii. Jednocześnie z hukiem eksplozji zewsząd rozległy się upiorne wycia i okrzyki w niezrozumiałym języku. Pośród drzew zamajaczyły pierwsze sylwetki w niezdarnie posklecanych pancerzach, ale bez wątpienia uzbrojone i ogarnięte rządzą mordu i grabieży.
- Techno-barbarzyńcy! - zakrzyknął operator granatnika kiedy pierwsze kule odbiły się od karoserii.
Chwilę potem na konwój spadł istny grad pocisków. Jeden z kierowców ciężarówek został trafiony w głowę. Pocisk odłupał spory fragment jego czaszki. Krew, kawałki kości i resztki mózgu opryskały kabinę i pasażera pośpiesznie repetującego broń. Kierowca opadł na kierownice i ostatnim szarpnięciem kierownicy posłał ją prosto w płytki przydrożny rów. Potężna maszyna skręciła i wyrżnęła w stojące na krawędzi drogi drzewo. Masywny przód pojazdu wgiął się, klapa skrywająca silnik odskoczyła do góry, na szybie pojawiła się pajęczyna pęknięć. Pasażer kopnięciem otworzył drzwi i wyskoczył na zewnątrz. Odziany w szary mundur na prawym ramieniu miał naramiennik z symbolem technokratów zaś na piersi płytę pancerną. Przy pasie miał kilka ładownic i kaburę z bronią boczną a przez pierś biegł mu dodatkowy pas z granatami. Poderwał karabin i wymierzył w stronę zbiegających po zboczach sylwetek po czym pociągnął za spust. W szkłach maski gazowej za którą skrywał twarz odbiły się błyski wystrzałów. Kolejne pojazdy trafiały unieruchomione tuż za pierwszą ciężarówka. Kierowca trzeciej również został zastrzelony. Kule wystrzelone przez jednego z barbarzyńców przeszły przez drzwiczki dziurawiąc logo bractwa, oraz udo i bok kierowcy. W ostatnim przedśmiertnym odruchu nacisnął pedał gazu i uderzył w tył ciężarówki przed nim popychając ją o dobre pół metra do przodu i miażdżąc pechowego konwojenta który znalazł się między pojazdami. Pomiędzy konwojem, a napastnikami wywiązała się gwałtowna strzelanina. Jeden z konwojentów wyskoczył z szoferki i skryty za maską ciężarówki wymierzył w jedną z sylwetek w skórzanym, zmontowanym byle jak pancerzu sunącą w dół po zboczu. Wojownik trzymał w rękach prymitywny karabin z długą lufą ze sklejonymi taśmą dwoma magazynkami i przytwierdzonym do lufy pokaźnym ostrzem noża kuchennego. Konwojent przez lunetę swojego karabinu widział plemienne tatuaże na odsłoniętych, muskularnych ramionach, jego rozwichrzoną czuprynę i równie zmierzwione brodzisko, szał bitewny w oczach. Oddał krótką trzystrzałową serię w nogi. Jedna z kul przebiła w udo, druga strzaskała kolano trzecia oderwała kawał kory z drzewa które właśnie minął. Wojownik zachwiał się upadł na twarz rycząc pospołu z bólu i wściekłości. Kolejna seria zamieniła jego głowę w krwawą miazgę resztek mózgu i tkanki. Konwojent jednak nie zdążył ucieszyć się swoim zwycięstwem. Jego plecy wraz z maską samochodu przestębnowała długa seria niemal przecinając go wpół. Martwy osunął się po kole wozu. Jednocześnie z drugiej strony do pojazdu dobiegł inny barbarzyńca dzierżąc w dłoni pokaźny topór o drapieżnie zakrzywionym ostrzu. Mechanicznie wspomaganym ramieniem wyrwał drzwi i wywlókł na zewnątrz wierzgającego kierowce. Uniósł topór do ciosu i jednym potężnym uderzeniem rozrąbał kierowcę od barku aż po pachwinę. Gorąca krew obryzgała krzyczącego w ekstazie wojownika, jednak nim zdążył on choćby wyciągnąć swą broń z ciała ofiary, jego pierś przeorała seria z karabinu jednego z konwojentów. Kule potrzaskały żebra, przedziurawiły płuca i rozerwały serce. Oprawca zwalił się na cało swej ofiary, ich krew wymieszała się razem. W okół konwoju rozgorzała dzika walka. Wycia, huk wystrzałów, eksplozje granatów i okrzyki mieszały się ze sobą tworząc istną kakofonię rozdzierającą uszy. Na chwilę wszystko zagłuszył huk eksplozji kiedy kolejna rakieta wysadziła łazik na tyłach kolumny. Eksplozja uniosła wrak na dwa metry w górę, drzwi, maska i koła poleciały w różnych kierunkach. Jedno z kół pchnięte siłą eksplozji zderzyło się z głową jednego z obrońców konwoju i oderwało ją. Ciało stało ułamek sekundy na nogach i upadło bezładnie na ziemię, wśród dwóch strumieni jasnej krwi tętniczej pryskającej dookoła. Głowa potoczyła się po drodze. W niebo uniósł się drugi już słup tłustego smolistego dymu. Obrońcy mogli walczyć desperacko jednak musieli ulec przewadze liczebnej barbarzyńców... ale bitwa jeszcze nie skończona. Jeden z Barbarzyńców który wdrapał się na maskę ciężarówki i pompował seria za serią w kabinę dziurawiąc ją i ciało szofera, zniknął nagle w krwawym rozbryzgu. Jego kończyny i organy rozprysnęły się po okolicy. Miażdżąc wrak terenówki z chrzęstem na drogę wrócił Spartan który zdążył zawrócić. Operator granatnika wrzeszcząc ochryple sypał pociskami ze swojego wszędzie dookoła nie przejmując się specjalnie celowaniem. Odłamki poszarpały ciała dwóch barbarzyńców na poboczu drogi. Kolejnemu który wskoczył na pojazd pocisk wystrzelony z bliska utkwił w piersi. Siła uderzenia była tak wielka, że ciało przeleciało jezdnie i uderzyło w jedno z drzew. Potężne koła maszyny, wielkości rosłego mężczyzny, wciągnęły pod siebie i przemieliły kolejnego berserka który ogarnięty bojowym szałem podbiegł zbyt blisko. Maszyna nawet nie odczuła łamanego i miażdżonego ciała. Pojazd zatrzymał się i klapy desantowe zaczęły się unosić, po trzy z każdego boku maszyny. Zasyczały hydrauliczne podnośniki, kiedy z wnętrza maszyny wysunęły się stanowiska bojowe każde trzymające na uwięzi jednego stalowego wojownika Technokratów. Zwolnione zaczepy i sześciu bogów zniszczenia wylądowało na ziemi. Z sykiem i jękiem serwomechanizmów skrytych pod potężną zbroją wyprostowali się górując nad przerażonymi barbarzyńcami wzrostem i posturą. Oto bogowie wojny zstąpili na ziemię.

Otworzyła oczy i szybko przejrzała status zbroi. Wszystkie systemy były aktywne i działały poprawnie. Przez ekran na razie przepływał strumień zrozumiałych jedynie dla komputera centralnego będącego rdzeniem pancerza. Potem pojawił się obraz. Czerwone wizjery pancerza rozbłysły i ukazały operatorce pierwszych wrogów cofających się przed jej pancerzem. Systemy zbroi automatycznie oznaczył wszystkich będących w zasięgu wzroku barbarzyńców. Za nią podnosiła się pozostała dwójka pancerzy. Trzy inne egzoszkielety były po drugiej stronie Spartana. W lewej górnym rogu wizjera pojawiła się twarz dowódcy jej oddziału na który składało się sześć pancerzy o nazwach: Ripper, Ikar, Miej się za Martwego, Cobra, Człowiek ze Stali i jej własny. Każdy pokryty malunkami mającymi wzbudzać strach u wrogów. Każdy zabójczy w konfrontacji.
- Raportować sprawność pancerzy – zabrzmiał głos dowódcy w komunikatorze.
- Cobra sprawny – jak zawsze radosny głos Jackiego zabrzmiał w słuchawkach.
- Ripper wszystkie systemy sprawne – zameldował Wilcox.
- Miej się za Martwego sprawny i gotowy – kolejny głos należał do jej brata, Sorena
- Ikar wszystkie systemy sprawne – ton głosu zastępcy dowódcy Darrowsa był jak zawsze spokojny.
- Ice Blondie systemy sprawne. Gotowa do akcji – rzuciła w eter.
- Człowiek ze Stali Systemy sprawne – słuchawki ponownie wypełnił głos pułkownika Finnigana – Wszystkie zbroje sprawne i gotowe do działania. Zabić ich.
Na to czekała. Postąpiła krok do przodu unosząc prawą rękę na prowadnicach której zaczepiony był miotacz ognia. Łatwopalna ciecz zabulgotała w przewodach dosyłających i ognisty strumień buchnął zalewając barbarzyńców. Wrzaski i skowyty bólu wydobyły się z gardła przerażonych barbarzyńców. Inni otworzyli ogień ale kule tylko odbijały się od potężnej zbroi pokrytej symbolami technokratów i narysowanymi na pancerzu płomieniami. Na kołnierzu pod hełmem wypisane były litery układające się w słowo Ice Blondie. Kilku ogarniętych paniką napastników rzuciło się do ucieczki. Ich plecy przeorała salwa z działka obrotowego jej kolegi. Pancerze powoli i majestatycznie ruszyły do przodu masakrując cofających się panicznie barbarzyńców, którym pancerze kojarzył się z inkarnacjami bogów którzy zstąpili na ziemię ukarać grzesznych ludzi. Jeden z berserków rzucił bogom wyzywanie. Wymachując potężną maczugą rzucił się na najbliższy pancerz. Operatorka bez trudu złapała go za głowę i zmiażdżyła ją. Resztki pokryły rękawice jej pancerza kiedy odrzuciła ciało na pobocze. Inny operator pochwycił jakiegoś napastnika i dosłownie wyrwał mu rękę z barku. Krew natychmiast chlusnęła na drogę mieszając się z błotem i wodą. Pancerze krwawo torowały sobie drogę pośród barbarzyńców i chociaż ich operatorzy kojarzyli się teraz zacofanymi i prymitywnym techno-barbarzyńcom z bogami to jednak nimi nie byli. Rakieta wystrzelona z ręcznej pancerzownicy uderzył w jeden z pancerzy, a ten dosłownie rozleciał się na kawałki w kuli ognia. Barbarzyńcy zawyli w odpowiedzi, a w ich ryku słychać było entuzjazm. Boga da się pokonać. Da się go zabić. Wrócił ich wiara we własne siły i ponownie hurmą ruszyli w stronę pancerzy wyjąc, strzelając i wymachując toporami. Te ruszyły im na spotkanie plując ogniem z miotaczy i działek. Wpadły w nich szerząc śmierć i zniszczenie. Jednak teraz ich przeciwnicy byli lepiej przygotowani i umotywowani. Jakiś barbarzyńca wyposażony w miotacz ognia skąpał w ognistej strudze Wilcoxa. Płomienie wypełniły każą szczelinę zbroi i dostały się do ciała pilota. Zaczął krzyczeć przeraźliwie palony żywcem w swoim pancerzu który zamienił się w jego trumnę. W odpowiedzi jeden z pancerzy na hełmie którego wymalowano sylwetkę węża uniósł dłoń z zamontowanym na prowadnicy działkiem automatycznym i wycelował w barbarzyńce ładującego wyrzutnie. Rozpędzony pocisk urwał mu głowę i ciało bezwładnie osunęło się na ziemię tryskając z szyi krwią. Jednak chwilę potem na pancerz skoczył obwieszony ładunkami wybuchowymi dzikus. Wrzeszcząc ochryple wyrwał zawleczkę z jednego granatu. Jego eksplozja detonowała wszystkie ładunki. Potężna eksplozje targnęła powietrzem. Kula ognia pochłonęła Cobrę, Miej się za Martwego i przeszło dwunastu kamratów samobójcy. Pancerz dziewczyny runął na ziemię powalony podmuchem eksplozji. Barbarzyńcy natychmiastrzucili się na nią tłumem uderzając młotami, toporami i każdą inną dostępną bronią w pancerz na piersi i hełm. Eter wypełniały okrzyki jej brata i dowódcy oraz agonalne krzyki Wilcoxa płonącego żywcem w swej zbroi. Powoli odpływała w niebyt ogłuszona wybuchem i falą uderzeniową. Ostatnim co ujrzała w wizjerach było opadające ostrze topora.
Ostatnio edytowany przez Darkon 03 Mar 2014, 13:08, edytowano w sumie 2 razy
Uśmiechnij się! Jesteś w ukrytej snajperce!
"Bycie w Wolności to twoja Powinność" - Grave

Image
Awatar użytkownika
Darkon
Stalker

Posty: 84
Dołączenie: 25 Mar 2010, 22:45
Ostatnio był: 03 Mar 2015, 12:45
Miejscowość: To tu, to tam...
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 10

Reklamy Google

Re: Technokraci

Postprzez Universal w 02 Mar 2014, 19:44

Zachęcił mnie tytuł zwiastujący tony żelastwa w Zonie.

Ale trochę się rozczarowałem. Niby lubię opisy mechanizmów itp., ale tu po prostu przeskakiwałem między blokami tekstu. Albo zawinił brak enterów i przecinków, albo zbyt wiele szczegółów. Lub po prostu jestem umysłowo niedysponowany :E Trochę akcji mi brakuje, nie wiem. Niby się rąbią na pół i leje się krew, ale czegoś mi tu mocno brakuje. I trochę za dużo patosu.
Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie; myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2614
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 09 Cze 2024, 23:33
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 1052

Re: Technokraci

Postprzez Sparq w 02 Mar 2014, 21:32

"Prócz kierowców w kabinach siedział żołnierz lekkiej formacji uzbrojony w karabin lub strzelbę i szczątkowy pancerz."
Zmieniłbym uzbrojony w karabin lub strzelbę na jedno z dwóch. Polecam także wymyślić nazwę dla karabinu/strzelby.

"Obsługujący zamontowany na obrotnicy na dachu szoferki granatnik automatyczny członek załogi pojazdu nie miał powodów do radości." Zdanie wygląda jakby członek załogi był automatyczny. :facepalm: Polecam zmienić to na "Załogant(może być inny krótki synonim załoganta) obsługujący umieszczony na dachu pojazdu granatnik automatyczny nie miał powodów do radości."

"Jedynie jego plecy chronione były przez gruby stalowy właz. Żołnierz co i rusz przecierał gogle które dla ochrony przed deszczem założył na oczy, a po których spływały krople deszczu, ale nie przynosiło to oczekiwanego rezultatu."
To byłoby moim zdaniem lepsze: "Jedynie jego plecy chronione były przez gruby stalowy właz. Żołnierz co i rusz przecierał gogle które dla ochrony przed deszczem założył na oczy, a po których spływały krople deszczu. Nie przynosiło to jednak oczekiwanego rezultatu."

"[...]w pełne pancerze przypominające rycerskie zbroje starożytnych, będące jednak od nich znacznie bardziej zaawansowane technologiczne."
Starożytni nie mieli zbroi rycerskich, lepiej byłoby nazwać ich średniowiecznymi.

"Chwilę potem na konwój spadł istny grad stali." Nikogo nie stać, by robić stalowe pociski. Proponuję ołów. Łatwiejszy do kształtowania(można zrobić odlew przy ognisku) niż stal. Porównaj temperatury topnienia.

"Operator granatnik wrzeszcząc ochryple sypał pociskami ze swojego automatycznego granatnika wszędzie dookoła." Przydałby się jakiś synonim słowa "granatnik".

" Kilku ogarniętych paniką napastników rzuciło się do panicznej ucieczki ich plecy przeorała salwa z działka obrotowego jej kolegi." Zmieniłbym na "Kilku ogarniętych paniką napastników rzuciło się do panicznej ucieczki. Ich plecy przeorała salwa z działka obrotowego jej kolegi"

Mam nadzieję, że byłem pomocny. Powodzenia!
Sparq
Kot

Posty: 1
Dołączenie: 02 Mar 2014, 21:07
Ostatnio był: 27 Mar 2014, 16:01
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: FT 200M
Kozaki: 0

Re: Technokraci

Postprzez Darkon w 03 Mar 2014, 13:08

Poprawione
Uśmiechnij się! Jesteś w ukrytej snajperce!
"Bycie w Wolności to twoja Powinność" - Grave

Image
Awatar użytkownika
Darkon
Stalker

Posty: 84
Dołączenie: 25 Mar 2010, 22:45
Ostatnio był: 03 Mar 2015, 12:45
Miejscowość: To tu, to tam...
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 10

Re: Technokraci

Postprzez Red Liquishert w 03 Mar 2014, 18:17

Aj-waj! Weź uczyń tekst nieco czytelniejszym, bo teraz to są oddzielone paroma spacjami bloki tekstu, i po prostu cholernie ciężko się to czyta. Zrób coś z tym tylko, to wtedy walnę konkretną ocenę.
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: Technokraci

Postprzez Dziab_Dziab w 03 Mar 2014, 23:21

Fabuła rysuje się dla mnie bardzo ciekawie, lecz wolałbym by została trochę w inny sposób przedstawiona. Uważam, że walka na samym początku opowiadania jest delikatnie mówiąc niepotrzebna, ale to tylko moje zdanie. Czekam na więcej i jestem ciekaw, co ciekawego wymyśliłeś, gdyż kilka ważniejszych elementów wpadło mi w oczy.

Kilka drobnych błędów w składni, czy też pisowni zauważyłem, lecz zauważyłem ich tylko jakieś pięć, więc nie miałem ochoty ich wypisywać. Tak samo jak inni też byłbym za większą ilością akapitów oraz przerw w tekście, ponieważ czytanie nie jest takie przyjemne. Opisy są na mój gust bardzo dobre i nie mam zastrzeżeń co do treści tekstu. No może przydałoby się troszkę więcej dialogów.

To już chyba wszystko z mojej strony, czekam na ciąg dalszy i jestem pewien, że poleci :wódka:
Awatar użytkownika
Dziab_Dziab
Stalker

Posty: 120
Dołączenie: 17 Sty 2013, 20:09
Ostatnio był: 02 Sie 2017, 16:59
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: SPSA14
Kozaki: 22

Re: Technokraci

Postprzez Darkon w 06 Mar 2014, 14:24

Zgodnie z waszymi radami postanowiłem nieco popracować nad tekstem. Między innymi dodać więcej dialogów i nieco tekst wydłużyć.
Upraszam więc o cierpliwość, bowiem prace są w toku. Jak tylko je ukończę natychmiast je wstawię. Starą wersję zostawię, abyście mogli porównać oba teksty.

*

Na chwilę obecną wygląda to tak. Dużo więcej dialogów nie ma, ale starałem się uczynić tekst nieco czytelniejszym dzieląc go na fragmenty, każdy zaczynając od nowej linii. Przybliżyłem też kilka postaci, które zamierzam wykorzystać w przyszłości w fabule. Pozostaje mi czekać na wasz werdykt

Technokraci
:

Ciężki ośmiokołowy Spartan toczył się środkiem wyboistej leśnej drogi w ślad za jadącym przed nim samochodem terenowym. Zaraz za nim, rozchlapując wodę w licznych kałużach pozostałych po niedawnym deszczu, podążały cztery matowoczarne ciężarówki. Potężne, sześciokołowe maszyny z metalowymi kratownicami na maskach i szerokimi reflektorami, miały na drzwiach kabin dwa koła zębate zachodzące na siebie na tle tarczy. Był to symbol Bractwa Technokratów. Kanistry z benzyną, zapasowe opony, siatki maskujące wisiały na ich burtach kołysząc się na zaczepach. Plandeki na pakach samochodów były zasłonięte uniemożliwiając dojrzenie co takiego maszyny transportują. Niezależnie jednak od tego czy była to amunicja, żywność, leki, części lub elektronika bez wątpienia było to cenne. Wszystkie ciężarówki prowadzili żołnierze bractwa odziani w szare mundury z metalowymi wstawkami i hełmofony z goglami. Prócz kierowców w kabinach każdej siedział żołnierz lekkiej formacji uzbrojony w karabinek automatyczny G36 i szczątkowy pancerz. Podczas gdy prowadzący maszyny skupiali się na obserwowaniu drogi, strzelcy obserwowali gęsty las rosnący po obu jej stronach. Konwój uzupełniał kolejny samochód terenowy który zamykał kolumnę. Wukaem na dachu obracał się to w jedną to w drugą stronę, sterowany przez strzelca ze środka maszyny za pomocą joysticka.
W czwartej ciężarówce plandeka zasłaniająca pakę została zwinięta odsłaniając siedzących na wozie trzydziestu żołnierzy. Każdy z nich odziany w szary mundur bractwa siedziało na niewygodnych ławkach rozmieszczonych po obu stronach burty maszyny, trzymając broń między nogami. Na mundur narzucone mieli pancerze różnych wzorów i rodzajów, tylko cyfrowy kamuflaż na nich i symbol bractwa upodabniał je do siebie. Wojownicy rozglądali się dookoła lub w milczeniu wlepiali wzrok w podłogę maszyny. Kilkoro cicho szeptało między sobą zaś jeden czytał raz po raz kartkę będącej zapewne listem od rodziny, a być może od ukochanej.
Major Zemmick w długim płaszczu narzuconym na uprząż z ekwipunkiem, dowodzący oddziałem siedział na końcu paki, oparty plecami o tylną ścianę szoferki. Żołnierze często porównywali go między sobą do węża zarówno w sensie fizycznym jak i mentalności. Jego znakiem rozpoznawczym była długa blizna biegnąca od czoła przez prawe oko aż do kącika ust. Pamiątka po walce z mutantem w której stracił oko. Od tamtej pory zakrywał je opaską. Oficer znany był ze swojego posępnego charakteru, porywczości, pesymizmu i niezachwianej, wręcz fanatycznej, wiary w wyższość i ideę Bractwa, chcącego zjednoczyć świat po nuklearnej katastrofie pod swoim sztandarem. Już kilkoro jego podwładnych sam posłał do piachu pod zarzutem siania defetyzmu lub tchórzostwa. Także teraz jego szare oczy wędrowały od jednego żołnierza do drugiego tak jakby szukając na twarzach podwładnych przejawów zwątpienia w słuszność ich misji.
Słuchawka w uchu majora zatrzeszczała cicho a po chwili wydobył się z niej lekko zniekształcony głos Pułkownika Fursta jadącego w Spartanie na czele kolumny:
- „Drapieżca Lider” do „Drapieżcy Jeden”.
Major poruszył się nieznacznie i rzucił do komunikatora:
- Tu „Drapieżca Jeden”.
- Za chwilę dojedziemy do miejsca zasadzki. Zarządzam pełną gotowość i zalecam ostrożność.
- Przyjąłem „Drapieżca Lider”. Pełna gotowość. Bez odbioru.
Major siłą woli powstrzymał się od dodania na końcu meldunku soczystej wiązanki przekleństw. Zamiast tego wstał rozprostowując kości. Żołnierze jakby na komendę jednocześnie wyczekująco na niego spojrzeli. Major pozwolił sobie przez chwilę potrzymać ich w niepewności po czym przemówił. Jego głos idealnie pasował do wyglądu. Był chrapliwy i nieprzyjemny.
- Słuchajcie. Wkrótce miniemy miejsce zasadzki. Odbezpieczyć broń i rozglądać się dookoła. Natychmiast meldować jeśli coś zauważycie.
Żołnierze sięgnęli po karabiny które dotychczas postawione były w sztorc między ich nogami. Szczęknęły magazynki umieszczane we właściwym miejscu, cicho zgrzytnęły przestawiane bezpieczniki. Żołnierze wykręcili się opierając karabiny o burty pojazdu zabezpieczone dodatkowo stalowymi płytami, i zaczęli rozglądać się po okolicy w jakiej się znaleźli. A ta była wyjątkowo nieprzyjemna.
Konwój wjeżdżał właśnie do dolinki pomiędzy dwoma wzgórzami porośniętymi gęstymi zmutowanymi drzewami iglastymi o całkowicie czarnych igłach, dziwacznie poskręcanych konarach i gałęziach, które tworzyły szczelny dach nad ziemią porośniętą karłowatymi trawami, paprociami i mchem. Wokół pni drzew owijały się oraz zwisały z ich gałęzi kolczaste pnącza odznaczając się w mrokach lasu czerwienią, bądź połyskując srebrem. Jeśli nie liczyć warkotu silników samych pojazdów było cicho. Ale nie był to zwykły spokój sielankowego dnia tylko upiorna cisza, która aż dzwoniła w uszach. Czasy kiedy ptaki śpiewały w koronach drzew, a w gęstwinach zielonych borów porykiwały jelenie minęły bezpowrotnie. Teraz w ciemnych lasach mogło kryć się wszystko. Od zacofanych i brutalnych klanów techno-barbarzyńców po zwierzęta, lub co gorsza ludzie, którzy wyewoluowali pod wpływem promieniowania w groteskowe potwory rodem z najgorszych sennych koszmarów. Jedno było pewne – cokolwiek to było łaknęło krwi.
Major tymczasem odwrócił się tyłem do podwładnych jedną ręką opierając się o dach szoferki. Drugą odsunął na bok połę płaszcza i sięgnął do kabury przy pasie. Wyciągnął z niej długi posrebrzany rewolwer. Odciągnął kurek i upewnił się że broń jest gotowa do strzału. Następnie spojrzał na pobocze. Dojrzał tam wrak porzuconej ciężarówki podobnej do tej w której jechał. Widać było, że pojazd stał w ogniu. Szoferka była wypalona zaś na przednim siedzeniu nadal widać było zwęglone zwłoki kierowcy, wczepionego w kierownicę. Podarta plandeka smętnie zwisała z paki, zaś przez dziury widać było pustą przestrzeń załadunkową. Ładunek skradziono Przed ciężarówką w ziemię wbito kilka prętów zaś na nich nabite były głowy ludzi, a dokładniej konwojentów. To jak i dziwne symbole wydrapane na karoserii ciężarówki, to wystarczyło aby zidentyfikować sprawców.
Techno-barbarzyńcy. Po rozpadzie i zagładzie świata tym mianem zaczęto określać ludzi którzy, przeżyli wojnę pomimo niedostania się do rządowych bunkrów. Pozbawieni opcji ukrycia się nie mieli wyboru jak tylko się przystosować i zaadaptować do nowych warunków. Ceną za zdolności do przetrwania było zatracenie swojego człowieczeństwa. Techno-barbarzyńcy tworzyli niewielkie, często zdegenerowane i zacofane wręcz w rozwoju społeczności, żyjące najczęściej w ruinach miast i wiosek. Zazwyczaj dzieliły się one na klany wierzące w jakichś urojonych bogów, wiecznie walczące między sobą i nękające bardziej cywilizowane osady ludzi.
To właśnie jedno z ich plemion napadło konwój Bractwa który zmierzał do jednego z Fortów o szumnie brzmiącej nazwie „Independence”. Z Wiozącymi zapas leków i amunicji pojazdami kontakt po prostu się urwał. Wiadomo było jedynie, że nie dotarły one do punktu przeznaczenia Konwój dotarł do kolejnego wraku. Tym razem ciężarówka leżała w rowie wywrócona na bok. Poniewierającą się po drodze zerwaną plandekę ciężkie koła pojazdów wbijały w ziemię. Wokół ciężarówki leżały koła, niewielkie części karoserii czy elementy wyposażenia oraz ciała kierowcy i eskorty. Ponownie ich głowy zostały nabite na pręty. Żołnierze w niemym przerażeniu spoglądali na wyszczerzone w przerażeniu i bólu twarze, żywych jeszcze niedawno towarzyszy. Ktoś się cicho przeżegnał, ktoś inny z bulgoczącym dźwiękiem rozstał się ze swoim śniadaniem.
- Wziąć się garść niedojdy – warknął major.
Jego takie obrazy nie ruszały. Podobne sceny widział nie raz i nie dwa, jeszcze w czasach kiedy Bractwo próbowało wyedukować barbarzyńców. W zasadzie była to bardziej próba wytresowana tych zacofanych degeneratów do roli taniej siły roboczej i mięsa armatniego. Próby jednak spełzły na niczym. Nieokrzesanie i brutalność i buntownicza natura szybko skłoniły Bractwo Technokratów do zmiany swego nastawienia i zamiast wysłaniu kolejnych misjonarzy w miejsce poprzednich brutalnie zamordowanych, do wiosek wkroczyły formacje zbrojne urządzając czystki. Major brał udział w takich operacjach i nieraz wspominał je jako krwawe i brutalne. Żołnierz Bractwa nie okazywali litości paląc i mordując kobiety, dzieci i mężczyzn bez względu na wiek i płeć, zgodnie z decyzją rady – Skazę Barbarzyńców trzeba wyplenić.
W tok jego myśli brutalnie wdarł się okrzyk jednego z jego ludzi:
- Ruch, na piątej sir! Ciężko powiedzieć co t...
Dalszy okrzyk utonął w klasycznym ryku obwieszczającym iż odpalono pocisk z ręcznej pancerzownicy. Głowica ciągnąć za sobą warkocz sinego dymu, niczym nóż rozcięła powietrze i jadąca na przedzie nieuzbrojona terenówka zniknęła w kuli ognia siejąc dookoła odłamkami karoserii. Jednocześnie z hukiem eksplozji zewsząd rozległy się upiorne wycia i okrzyki w niezrozumiałym języku. Pośród drzew na zboczach zamajaczyły pierwsze sylwetki w niezdarnie posklecanych pancerzach, ale bez wątpienia dobrze uzbrojone i ogarnięte rządzą mordu i grabieży.
- Techno-barbarzyńcy!! - ryknął ktoś ale i tym razem okrzyk zagłuszyła kanonada z wukaemu tylnej terenówki. Obserwujący sytuację przez kamerę zainstalowaną obok broni strzelec siekł długimi seriami po zboczach. Potężne kule kalibru pół cala ścinały zarówno drzewa jak i barbarzyńców.
Chwilę potem na konwój spadł istny grad pocisków. Jeden z kierowców ciężarówek został trafiony w głowę. Pocisk odłupał spory fragment jego czaszki. Krew, kawałki kości i resztki mózgu opryskały kabinę i pasażera pośpiesznie repetującego broń. Kierowca opadł na kierownice i ostatnim szarpnięciem kierownicy posłał ją prosto w płytki przydrożny rów. Potężna maszyna skręciła i wyrżnęła w stojące na krawędzi drogi drzewo. Masywny przód pojazdu wgiął się, klapa skrywająca silnik odskoczyła do góry, na szybie pojawiła się pajęczyna pęknięć. Pasażer kopnięciem otworzył drzwi i wyskoczył na zewnątrz. Odziany w szary mundur na prawym ramieniu miał naramiennik z symbolem technokratów zaś na piersi płytę pancerną. Przy pasie widać było kilka ładownic i kaburę z bronią boczną zaś przez pierś biegł mu dodatkowy pas z granatami. Poderwał karabin i wymierzył w stronę zbiegających po zboczach sylwetek po czym pociągnął za spust. W szkłach maski gazowej za którą skrywał twarz odbiły się błyski wystrzałów. Kolejne pojazdy stawały unieruchomione tuż za pierwszą ciężarówką stając się łatwym celem. Kierowca trzeciej również został zastrzelony. Kule wystrzelone przez jednego z barbarzyńców przeszły przez drzwiczki dziurawiąc logo bractwa, oraz udo i bok kierowcy. W ostatnim przedśmiertnym odruchu nacisnął pedał gazu i uderzył w tył ciężarówki przed nim popychając ją o dobre pół metra do przodu i miażdżąc pechowego konwojenta który znalazł się między pojazdami. Czwarta maszyna zatrzymała się gwałtownie, a z jej paki zaczęli zeskakiwać żołnierze Bractwa. Błyskawicznie zajęli pozycje otwierając ogień do wszystkich napastników w zasięgu wzroku.
- Dalej łajzy! - Darł się major raz po raz strzelając do barbarzyńców i poganiając kopniakami i obelgami zbyt opieszałych jego zdaniem piechurów. - Ruszcie tyłki wrzody na tyłku Bractwa! Szybciej kanalie.
Żołnierze zeskakiwali z paki, lub ewakuowali się z pojazdu skacząc przez burty. Kilkunastu zostało trafionych i bez czucia zwaliło się na ziemię. Dwóch gramolących się na pace rozsmarował wielkokalibrowy pocisk. Strużka krwi trysnęła na twarz majora. Ten starł ją pośpiesznie rękawem płaszcza lecz zamiast tego tylko rozmazał ją na twarzy.
- W imię świętego Bractwa Technokratów! – krzyknął unosząc wysoko rękę z rewolwerem. - Zabić te Brudne Świnie!!
Odpowiedział mu zgodny okrzyk jego żołnierzy i palba karabinowa. Kilka sylwetek biegnących w dół po zboczach przewróciło się. Jedna z nich trafiona trzema kulami w pierś zaczął zjeżdżać po zboczu dopóki nie utkwiła pomiędzy pniami dwóch drzew. Niezrażeni śmiercią kompanów barbarzyńcy dalej biegli w dół drąc się wściekle, strzelając w biegu, lub wymachując toporami, maczugami i innymi rodzajami broni białej.
Pomiędzy konwojem, a napastnikami wywiązała się gwałtowna strzelanina. Jeden z konwojentów wyskoczył z szoferki i skryty za maską ciężarówki wymierzył w jedną z sylwetek w skórzanym, zmontowanym byle jak pancerzu sunącą w dół po zboczu. Wojownik trzymał w rękach prymitywny karabin z długą lufą ze sklejonymi taśmą dwoma magazynkami i przytwierdzonym do lufy pokaźnym ostrzem noża kuchennego. Konwojent przez lunetę swojego karabinu widział plemienne tatuaże na odsłoniętych, muskularnych ramionach, jego rozwichrzoną czuprynę i równie zmierzwione rude brodzisko, szał bitewny w oczach. Oddał krótką trzystrzałową serię w nogi. Jedna z kul przebiła udo, druga strzaskała kolano trzecia oderwała kawał kory z drzewa które trafiony właśnie minął. Wojownik zachwiał się upadł na twarz rycząc pospołu z bólu i wściekłości. Kolejna seria zamieniła jego głowę w krwawą miazgę resztek mózgu i tkanki. Konwojent jednak nie zdążył ucieszyć się swoim zwycięstwem. Jego plecy wraz z maską samochodu przestębnowała długa seria niemal przecinając go wpół. Martwy osunął się po kole wozu.
Jednocześnie z drugiej strony do pojazdu dobiegł inny barbarzyńca dzierżąc w dłoni pokaźny topór o drapieżnie zakrzywionym ostrzu. Mechanicznie wspomaganym ramieniem wyrwał drzwi i wywlókł na zewnątrz wierzgającego kierowce. Uniósł topór do ciosu i jednym potężnym uderzeniem rozrąbał kierowcę od barku aż po pachwinę. Gorąca krew obryzgała krzyczącego w ekstazie wojownika, jednak nim zdążył on choćby wyciągnąć swą broń z ciała ofiary, jego pierś przeorała seria z karabinu jednego z konwojentów. Kule potrzaskały żebra, przedziurawiły płuca i rozerwały serce. Oprawca zwalił się na cało swej ofiary, ich krew wymieszała się razem.
Kiedy barbarzyńcy dotarli do konwoju rozgorzała dzika walka na noże, pistolety kolby, saperki i topory. Miejscami walczono już na pięści, a nawet zęby. Wycia, huk wystrzałów, eksplozje granatów i okrzyki rannych i umierających mieszały się ze sobą tworząc istną kakofonię rozdzierającą uszy. Na chwilę wszystko zagłuszył huk eksplozji kiedy kolejna rakieta wysadziła łazik na tyłach kolumny. Wybuch uniósł wrak na dwa metry w górę, a gorący podmuch powalił wszystkich znajdujących się w okolicy. Drzwi, maska i koła poleciały w różnych kierunkach. Jedno z kół pchnięte siłą eksplozji zderzyło się z głową pechowego żołnierza Bractwa i oderwało ją. Ciało stało ułamek sekundy na nogach i upadło bezładnie na ziemię, wśród dwóch strumieni jasnej krwi tętniczej pryskającej dookoła. Głowa potoczyła się po drodze. W niebo uniósł się drugi już słup tłustego smolistego dymu.
Major zastrzelił jednego z barbarzyńców który gotował się do skoku na plecy jego ludzi z ciężarówki i skierował lufę na kolejnego który biegł w jego stronę wrzeszcząc i bez sensu wymachując krzywą szablą. Oficer pociągnął za spust ale nic się nie stało. Zabrakło amunicji w bębenku rewolweru. Nie tracąc czasu na przeładowywanie uniknął ostrza szabli prześlizgując się pod ramieniem przeciwnika. Ostrze uderzyło o burtę ciężarówki. Major z gracją wykręcił piruet za plecami dzikusa i uniósł wysoko rękę. Cicho zgrzytnął mechanizm na prawej ręce majora, kiedy ostrze wysunęło się ze skrywającej je rękawicy i zgłębiło w karku barbarzyńcy wychodząc przez gardło. Dzikus zacharczał, kiedy major kopniakiem zsunął go z ostrza obrócił się i odciął dłoń kolejnego wojownika. Nim zaskoczony barbarzyńca zdołał pojąć co się stało ostrze już tkwiło w jego mózgu razem z jego okiem. Major wyszepnął broń i krzyknął donośnie
- Nie ulegać!
- Majorze nie mamy szans! - odkrzyknął jakiś żołnierz cofając się w stronę dowódcy i zmieniając magazynek w swoim karabinie. - Zarżną nas wszystkich!
Kula z rewolweru dowódcy rozsadziła mu głowę. Ciało niczym worek kartofli zwaliło się na ziemię. Major podniósł karabin zabitego i krótką serią ściął jednego z barbarzyńców.
- Osobiście zabije każdego tchórza! - krzyknął. - Do boju!
Obrońcy walczyli desperacko jednak musieli ulec przewadze liczebnej barbarzyńców... ale bitwa jeszcze nie skończona. Jeden z Barbarzyńców który wdrapał się na maskę ciężarówki i pompował seria za serią w kabinę dziurawiąc ją i ciało szofera, zniknął nagle w krwawym rozbryzgu. Jego kończyny i organy rozprysnęły się po okolicy. Miażdżąc wrak terenówki z chrzęstem, wrócił Spartan który zdążył zawrócić. Operator granatnika wrzeszcząc ochryple sypał pociskami ze swojego wszędzie dookoła nie przejmując się specjalnie celowaniem. Odłamki poszarpały ciała dwóch barbarzyńców na poboczu drogi. Kolejnemu który wskoczył na pojazd pocisk wystrzelony z bliska utkwił w piersi. Siła uderzenia była tak wielka, że ciało przeleciało jezdnie i uderzyło w jedno z drzew. Potężne koła maszyny, wielkości rosłego mężczyzny, wciągnęły pod siebie i przemieliły kolejnego berserka który ogarnięty bojowym szałem podbiegł zbyt blisko. Maszyna nawet nie odczuła łamanego i miażdżonego ciała. Pojazd zatrzymał się i klapy desantowe zaczęły się unosić, po trzy z każdego boku maszyny. Zasyczały hydrauliczne podnośniki, kiedy z wnętrza maszyny wysunęły się stanowiska bojowe każde trzymające na uwięzi jednego stalowego wojownika Technokratów. Zwolnione zaczepy i sześciu bogów zniszczenia wylądowało na ziemi. Wojowników bractwa, zakuci w pełne pancerze przypominające rycerskie zbroje średniowiecznych rycerzy, będące jednak od nich znacznie bardziej masywne jak i zaawansowane technologiczne. Naszpikowane licznymi systemami wspomagania, serwomechanizmami, czujnikami i wszelakimi innymi gadżetami stanowiły o sile i potędze bractwa Technokratów. Niemal dwumetrowi stalowi wojownicy siali spustoszenie na polach bitew i postrach w sercach wrogów niosąc sztandar bractwa na coraz to nowe ziemie. Z sykiem i jękiem serwomechanizmów skrytych pod potężną zbroją wyprostowali się górując nad przerażonymi barbarzyńcami wzrostem i posturą. Oto bogowie wojny zstąpili na ziemię. Żołnierze bractwa zakrzyknęli radośnie witając potężnych sprzymierzeńców.

Otworzyła oczy i szybko przejrzała status zbroi. Wszystkie systemy były aktywne i działały poprawnie. Przez ekran na razie przepływał strumień danych zrozumiałych jedynie dla komputera centralnego będącego rdzeniem pancerza. Potem pojawił się obraz. Czerwone wizjery pancerza rozbłysły i ukazały operatorce pierwszych wrogów cofających się przed jej pancerzem. Systemy zbroi automatycznie oznaczył wszystkich będących w zasięgu wzroku barbarzyńców jako cele. Nieliczni sojusznicy zostali otoczeni zieloną poświatą. Za nią podnosiła się pozostała dwójka pancerzy. Trzy inne egzoszkielety były po drugiej stronie Spartana. W lewem górnym rogu wizjera pojawiła się twarz dowódcy jej oddziału na który składało się sześć pancerzy o nazwach: Ripper, Ikar, Miej się za Martwego, Cobra, Człowiek ze Stali i jej własny ochrzczony mianem Ice Blondie. Każdy pokryty malunkami mającymi wzbudzać strach u wrogów. Każdy zabójczy w konfrontacji.
- Raportować sprawność pancerzy – zabrzmiał głos dowódcy w komunikatorze.
- Cobra sprawny – jak zawsze radosny głos Jackiego zabrzmiał w słuchawkach.
- Ripper wszystkie systemy sprawne – zameldował Wilcox.
- Miej się za Martwego sprawny i gotowy – kolejny głos należał do jej brata, Sorena
- Ikar wszystkie systemy sprawne – ton głosu zastępcy dowódcy Darrowsa był jak zawsze spokojny.
- Ice Blondie systemy sprawne. Gotowa do akcji – rzuciła w eter.
- Człowiek ze Stali Systemy sprawne – słuchawki ponownie wypełnił głos pułkownika Finnigana – Wszystkie zbroje sprawne i gotowe do działania. Zabić ich.
Na to czekała. Postąpiła krok do przodu unosząc prawą rękę na prowadnicach której zaczepiony był miotacz ognia. Łatwopalna ciecz zabulgotała w przewodach dosyłających i ognisty strumień buchnął zalewając barbarzyńców. Wrzaski i skowyty bólu wydobyły się z gardła przerażonych barbarzyńców. Inni otworzyli ogień ale kule tylko odbijały się od potężnej zbroi pokrytej symbolami technokratów i narysowanymi na pancerzu płomieniami. Kilku ogarniętych paniką napastników rzuciło się do ucieczki. Ich plecy przeorała salwa z działka obrotowego jej kolegi. Pancerze powoli i majestatycznie ruszyły do przodu masakrując cofających się panicznie barbarzyńców, którym zbroje kojarzył się z inkarnacjami bogów którzy zstąpili na ziemię ukarać grzesznych ludzi. Piechota bractwa pod wodzą majora zaczęła zbierać się za pancerzami dobijając rannych i ukrywających się barbarzyńców. Z niemal czterdziestu ludzi ocalało zaledwie piętnastu.
- Huaaa! - rozległ się głos Wilcoxa, a w okienku po lewej pokazała się pokryta szramami fizjonomia weterana. - Ale przetrzebili piechotę. Trza by uratować resztę ich żałosnych tyłków.
W głosie Wilcoxa pobrzmiewała pogarda. Piloci pancerzy uważali się za lepszych od innych i mieli ku temu liczne powody, zaś w odniesieniu do innych zachowywali się pogardliwie i wyniośle. Cieszyli się też przywilejami o których członkowie innych formacji mogli tylko marzyć co dodatkowo nie sprzyjało nawiązywaniu znajomości. Dlatego zazwyczaj czas wolny spędzali wyłącznie we własnym gronie. Ripper zatrzymał się i opancerzoną stopą maszyny nadepnął na głowę jakiegoś dzikusa wijącego się na ziemi. Czaszka biedaka pękła z chrupnięciem i na drodze rozprysła się kałuża krwi i galaretowatej mazi. Uradowane okrzyki operatora wypełniły eter.
Jeden z berserków rzucił bogom wyzywanie. Wymachując potężną maczugą rzucił się na najbliższy pancerz, którym okazała się zbroja dziewczyny. Operatorka bez trudu złapała go za głowę i zmiażdżyła ją. Resztki pokryły rękawice jej pancerza kiedy odrzuciła ciało na pobocze. Inny operator pochwycił jakiegoś napastnika i dosłownie wyrwał mu rękę z barku. Krew natychmiast chlusnęła na drogę, tworząc szeroką kałużę Pancerze krwawo torowały sobie drogę pośród barbarzyńców i chociaż ich operatorzy kojarzyli się teraz zacofanymi i prymitywnym techno-barbarzyńcom z bogami to jednak nimi nie byli.
Rakieta wystrzelona z ręcznej pancerzownicy uderzyła w jeden z pancerzy, a ten dosłownie rozleciał się na kawałki w kuli ognia. Barbarzyńcy zawyli w odpowiedzi, a w ich ryku słychać było entuzjazm. Boga da się pokonać. Da się go zabić. Wróciła ich wiara we własne siły i ponownie hurmą ruszyli w stronę pancerzy wyjąc, strzelając i wymachując toporami. Piechota pod wodzą Majora dała ognia do szturmujących powalając pierwszy szereg.
Pancerze skoczyły do przodu plując ogniem z miotaczy i działek. Wpadły w zwartą falę dzikich sylwetek szerząc śmierć i zniszczenie. Barbarzyńca wyposażony w miotacz ognia nie bacząc na swych towarzyszy, skąpał w ognistej strudze Wilcoxa. Płomienie wypełniły każą szczelinę zbroi i dostały się do ciała pilota. Zaczął krzyczeć przeraźliwie palony żywcem w swoim pancerzu który zamienił się w jego trumnę.
Jeden z pancerzy na hełmie którego wymalowano sylwetkę węża uniósł dłoń z zamontowanym na prowadnicy działkiem automatycznym i wycelował w barbarzyńce ładującego wyrzutnie. Rozpędzony pocisk urwał mu głowę i ciało bezwładnie osunęło się na ziemię tryskając z szyi krwią. Jednak chwilę potem na pancerz skoczył obwieszony ładunkami wybuchowymi dzikus. Wrzeszcząc ochryple wyrwał zawleczkę z jednego granatu. Jego eksplozja detonowała wszystkie ładunki. Potężna eksplozje targnęła powietrzem. Kula ognia pochłonęła Cobrę, Miej się za Martwego i przeszło dwunastu kamratów samobójcy.
Pancerz dziewczyny runął na ziemię powalony podmuchem. Operatorka stracił przytomność kiedy barbarzyńcy rzucili się na nią tłumem uderzając młotami i toporami w pancerz na piersi i hełm. Eter wypełniały okrzyki jej brata, dowódcy, piechociarzy oraz agonalne krzyki Wilcoxa płonącego żywcem w swej zbroi. Gdzieniegdzie pomiędzy niezrozumiałymi i urywanymi meldunkami dało się słyszeć słowo „wsparcie”. Dziewczyna obojętna na wszystko powoli odpływała w niebyt ogłuszona wybuchem i falą uderzeniową. Ostatnim co ujrzała w wizjerach było opadające ostrze topora.

Uwagi moderatora:

Nie pisz posta pod postem - Soviet
Uśmiechnij się! Jesteś w ukrytej snajperce!
"Bycie w Wolności to twoja Powinność" - Grave

Image
Awatar użytkownika
Darkon
Stalker

Posty: 84
Dołączenie: 25 Mar 2010, 22:45
Ostatnio był: 03 Mar 2015, 12:45
Miejscowość: To tu, to tam...
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 10

Re: Technokraci

Postprzez Red Liquishert w 06 Mar 2014, 18:45

Jest naprawdę świetnie. Zgubiłeś sporo przecinków i kilka kropek, ale nie przeszkadza to aż tak bardzo w odbiorze tekstu. Uniwersum jest intrygujące, ale nazwa "Techno-barbarzyńcy" przywodzi mi na myśl "Prypeć-kabana"... Nie wyobrażam sobie sceny, w której nagle zaatakowani żołnierze drą się "Techno-barbarzyńcy na dwunastej!". Lekki uszogwałt, w dodatku niespecjalnie praktyczny. Nie mam specjalnie się do czego przyczepić, bo opisy stoją na wysokim poziomie, jest klimat, jest dobre uniwersum, jest pomysł. Oby tak dalej.
Bydlę z pana, panie Red
Awatar użytkownika
Red Liquishert
Łowca

Posty: 418
Dołączenie: 07 Sty 2010, 16:13
Ostatnio był: 16 Gru 2021, 16:32
Miejscowość: Chuj wie, Polska Ź
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 167

Re: Technokraci

Postprzez Darkon w 07 Mar 2014, 02:26

Już tłumacze:
Otóż nikt nie drze się jak to wspomniałeś "techno-barbarzyńcy na dwunastej". Żołnierz po prostu zauważył ruch i zameldował o nim dowódcy zwracając jego uwagę (i innych towarzyszy) w owym kierunku. Dopiero kilka chwil potem udało się zidentyfikować przeciwnika. Chyba logiczne? Zaś co do samej nazwy "Techno-barbarzyńcy" to ta pasowała mi do świata przedstawionego.
A co do interpunkcji to to zawsze mordowało moje prace i raczej uleczyć się tego nie da...
Uśmiechnij się! Jesteś w ukrytej snajperce!
"Bycie w Wolności to twoja Powinność" - Grave

Image
Awatar użytkownika
Darkon
Stalker

Posty: 84
Dołączenie: 25 Mar 2010, 22:45
Ostatnio był: 03 Mar 2015, 12:45
Miejscowość: To tu, to tam...
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 10


Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 10 gości