Glaeken napisał(a):Poczytaj sobie recenzje. Nie ma co tu wyjasniac, film jest po prostu swietny. W czasach gdy zostal nakrecony byl czyms zupelnie nowym i oryginalnym...a teraz z kolei jest bardzo na czasie.
Czytałem recenzje i dalej nie widzę jego wielkości.
[spoilery]Jack (the) Ripper - tu moje nadzieje wzrosły, jako że analogia dość czytelna (Kuba). Jego chore spiski - nie porwały mnie, bo takie same bzdury czytam w GazWybie/GazPolu/Frondzie i innych. "Buck" mnie wkurzał, a nie śmieszył, bo był po prostu tępy. Mandrake nijaki (doczytałem, że taka miała być jego rola, jako głos rozsądku ma być uległy względem testosteronu Rippera, ale mnie to nie przekonuje; do tego, jeśli dobrze pamiętam, był Brytyjczykiem, czyżby wyśmianie podległości Wielkiej Brytanii wobec USA?). Muffley-miękka-faja też nie był śmieszny, a działał na nerwy. Rozmowa z rzekomo pijanym "premierem" ZSRR zapewne miała być śmieszna, ale nie była.
Wśród postaci widzę dwa "jasne" punkty - ambasador radziecki (de Sadeski - czyżby hrabia de Sade, sadyzm i te sprawy?) i tytułowy doktor. Pierwszy przypominający nieco Chruszczowa (mam nadzieję, że miałem zauważyć to podobieństwo), drugi dobry w swoim szaleństwie (liczyłem, że będzie główną postacią filmu, a nie statystą dla fabuły). Ich role mi się podobały (wiem, że drugi to Sellers), ale nic nadzwyczajnego w nich nie było. Trochę gimnazjalnego humorku (ręka doktora z automatu idąca w górę), trochę wyśmiania nagrzanych jąder pustogłowych wojskowych, których nadrzędnym celem byłoby posiadanie dziesięciu pustych lal do "ratowania gatunku". "King" Kong też spoko, nie był śmieszny, ale wskazówkę związaną z nazwiskiem rozumiem. Rodeo na bombie - nie kojarzę analogii.
Ja rozumiem nawet to, że w tytule znajduje się nazwisko bohatera, który de facto jest postacią epizodyczną. Niektórzy myślą, że to żart Kubricka (parafrazując: żart
żarta żartem pogania), dla mnie to wskazówka interpretacyjna (perspektywa orgii którą proponuje doktor sprawia, że wierchuszka nie przejmuje się apokalipsą).
Cholera, Kubrick wielkim reżyserem był*. Może gdybym oglądał ten film jako premierę, pięćdziesiąt lat temu, podobałby mi się, jako że wiele elementów filmu widziałem już wcześniej. A tak mam wrażenie straty czasu. I nie wierzę, że napisy (oglądałem z lektorem, takie życie
) by wiele dały. Prawdopodobnie niepotrzebnie nastawiłem się na komedię. Kubrick jako część teorii spiskowych jest ciekawszy, niestety. Wszystko co miało być w filmie "odkrywcze", widzę na co dzień w gazetach, necie, filmach, wokół siebie.
* - choć nie lubię Gombrowicza, Ferdydurke i Trans-atlantyk uważam za przerost formy nad treścią, to akurat ten cytat jest bardzo dobry, dodatkowo mocno zaczepiony w powszechnej świadomości