Wraz z pie*dolonym Sierściuchem zapraszamy do naszego barku. Na pierwszy ogień idzie Chivas:
Rozczarowanie, niestety. Za ostry, zdecydowanie za ostry smak. Rozcieńczony spirydol pędzony w zardzewiałej wannie?
Kupiłem se Chivasa, znaczy jestem dżentelmen. Opakowanie mógłbym sobie nad łóżkiem postawić, takie jest ładne. No ale, za taką cenę...
Sierściuch też chce byś dżentelmenem.
"Co oni, ku*wa, za druta tutej wsadzili?"
Włoski likierek Bombardino, szczególnie popularny wśród narciarzy - połączenie brandy i advocata bardzo dobrze rozgrzewa. Można sobie ukręcić samemu, proporcje do znalezienia w internetach. Wujo Marcel radzi: nalać do szklanki na trzy palce, wsadzić na 30sekund do mikrofalówki, wyciągnąć, do 3/4 szklankę dopełnić słodką bitą śmietaną i czekoladą z młynka. Pychotka, a po powrocie ze śniegów i wiatrów człowiekowi robi się cieplutko jak w brzuchu u mamusi.
Nawet Sierściuch lubi Bombardino.
I wreszcie, na koniec, jeden z nielicznych powodów dla których lubię Francuzów: koniak Martell VS (czyli Very Special
) Smakowitość moja. Pity czysty z dobrą czekoladą na zagrychę - i oto najlepszy lek na chandrę albo smutki. Kilka szklaneczek i poprawa nastroju gwarantowana.