Matko Boska Częstochowska, co jasnej bronisz Częstochowy i w ostrej świecisz bramie! Ty, co gród zamkowy Nowogródzki... Co za przedziwne mamidła mnie dziś przez noc męczyły!
Leciałem z takim jednym panem nad rzeką opodal mojego domu. Była noc, a rzeka była szeroka na 2 metry, a płytka ledwo do kolana. Lecimy tak nad wodą, i nagle dostrzegamy duuuużą rybę
Miała tak z metr i była dość gruba i miała piłę zamiast nosa. Lecimy za tą rybą żeby dłużej sie jej poprzyglądać, i dolatujemy do takiego miejsca gdzie rzeka jest szersza, a przy brzegu stoi taki pal nad wodą, na nim gniazdo, a w nim trzy duże bursztyny.
Gniazda pilnuje inna ryba, podpływa do niej inna i zaczynają sie bić. Ten pan z którym leciałem zamienia sie w rybę i płynie w ich kierunku aby zdobyć bursztyny
walczą, pan chyba zostaje ranny, wychodzi płetwami na brzeg, okazuje sie że jednak nie został ranny.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od tego momentu zaczęła sie druga część snu.
Wszedłem przez okno do domu sąsiadów, a tam były małpy. Wziąłem kij który coś podpierał, zamachnąłem sie na jedną małpę i rozwaliła sie na pół jak arbuz, obryzgując mnie jakimś gównem ze środka siebie.
Inne małpy osłaniały sie stołem i pluły we mnie jakimiś twardymi pestkami czy metalowymi kulkami. Zasłoniłem rękami głowę, ale mimo to jedna kulka trafiła mnie w czoło co zabolało mnie mocno.
Podniosłem z krzesła pomarańczę żeby rzucić nią w małpę i w momencie dezorientacji rzucić sie na nią, ale w tej chwili usłyszałem kroki i rozmowę sąsiada i sąsiadki, chcieli gdzieś jechać.
Przestraszyłem sie że jak zobaczą mnie w ich domu, i to w dodatku z ich pomarańczą w ręku, to pomyślą sobie że jestem złodziejem. Czym prędzej ukryłem sie za lodówką.
Okazało sie że ich dom to wieeelki samochód, w związku z czym zacząłem jechać razem z nimi, a nie mogłem wysiąść bo zobaczyliby że byłem w ich domu jak jakiś złodziej.
No to stałem tak, stałem, zobaczyłem na oknie ruską biedronkę, z napisem w cyrylicy na pancerzyku:
Sąsiedzi pojechali ze mną pasażerem na gapę do Kamionki. Tam trwało śledztwo bo jakiś chłopak zaginął.
Były jakieś zombie, które rzucały sie na mnie, ale okazało sie że są nieprawdziwe.
Poszedłem do jakiejś knajpy, napiłem sie, i spotkałem tam matkę wszystkich zombie, mroczną królową, była goła, to była pani z podstawówki nauczycielka polskiego. Zacząłem sie do niej przystawiać, coś tam gadamy dotykamy sie, potem siadamy na kanapie i ona mi chce zrobić loda, wachałem sie bo myślałem że to jakiś podstęp i chce mi odgryźć pyte. Ale w końcu sie zgodziłem, było zaje*iście, ale w środku obciągania urwał jej sie film.
Na to wszystko patrzyła sąsiadka i ludzie obok, ale nie obchodziło mnie to jakoś bardzo.
Mówię do tej nauczycielki "E, Aldona, no co ty, nie udawaj, obudź sie!" ale ona nic, nie rusza sie. No to zdejmuje jej głowe z mojej pyty, a ona dalej nic.
No to kłade ją na tej kanapie i wdaje sie w dyskusje z gościami obok nt. zaginionego chłopaka.
Jeden z nich rzuca w mym kierunku oskarżenie, że to prze ze mnie chłopak zniknął, ale jakoś sie wywinąłem z oskarżenia.
Poszedłem do pokoju obok, a tam ze 20 znajomych z gimnazjum jak nie więcej. Alkohol polany, i stukamy sie szklankami, kieliszkami, co tam kto miał, każdy z osobna 20 osób tak sie ze sobą stuka, w trakcie sporo alko leje sie na glebe przy stuknięciach.
Widze, że siedzi tam przy stole Baśka, ide do niej i mówię: "ej Baśka nie uwierzysz, pamiętasz Aldonę? Ona mi dziś obciągała" a obok wychodzi wzburzona pani od angielskiego, bo myślała że mówię o niej(ona w realu raz na przerwie w podstawówce mówiła nam że najlepszy jest francuski seks)
Obok siedział Buczek(taki jeden niski akrobata) i mówi "patrz jaki ze mnie programista" i udawał że stuka w klawiaturę a to komputer sam pisał program.