To ja może pociągne dalej. Mam wrażenie że Dan Houser miał kupe dobrych pomysłow ale zabrakło wykończenia i doszlifowania albo podpięcia niektórych wątków. Wątek Michaela wydaje mi sie najlepiej dopracowany, widze podobieństwo do BB, dokładnie o motywy dlaczego wraca do gry,
. Trevor też ma sens i jeszcze jako tako fajnie sie ich historie zaplątują. Kupy sie to w miare trzyma. Najgorszy problem mam z Franklinem, najsłabiej napisana z głownych postaci, jego motywy są cienkie jak dupa węża, wątek z Lamarem i gangiem powinien być bardziej rozbudowany, Ciężko sie w te postać wczuć, bo to zwykły ciul który by chciał ale w sumie to nie chce i nic mu ku*wa nie pasuje. Najlepszy przykład:
Lecimy dalej, Agent Dave: zamiast błyskotliwego stróża prawa mamy ciape i popychadło bez jaj - zmarnowany potencjał. Debra, Floyd i Trevor - kolejna zmarnowana szansa. Martin - dobry początek i jeszcze gorszy koniec. Devin? skąd, jak i gdzie i dlaczego nie wiadomo, jest pyk i dowiadujemy sie że w wolnych chwilach lubi sie bawić w gestapo. Właśnie skoro mowa o gestapo to powraca
i z całkiem sympatycznej w sumie postaci która gra po dobrej stronie zmienia sie w rasowego oprawce który łamie łapy i wsadza 18 calowe latarki w tyłki (na sucho) a wszystko dlatego że ktoś inny lubi kino domowe, obsługa vip rozumicie. Mam wrażenie że w następnej części też sie pojawi i będzie jeszcze bardziej hardcore.
Było dużo dobrych pomysłow, pare kiepskich, i kanoniczne zakończenie niei kopie dupy jak w IV. Głowni antagoniści też dupy nie urywają bo są zwyczajnie żałośni jak ten niski smoluch co wyszedł z ciupy. Mam wrażenie że cała historia została spłycona i okrojona bo R* za bardzo skupił sie na trybie online który i tak jest zbugowany jak Daggerfall.