Kiedy GTA IV jest naprawdę nudne. Liniowe, powtarzalne, nudne. Każda misja jest identyczna - pogadanka z pracodawcą, przyjazd na miejsce misji, wyrżnięcie w pień określonej liczby "bad guys", ewentualna ucieczka przed policją. Niko jako protagonista też mi się nie podoba - niby strasznie go boli to, że robi to, co robi, ale usprawiedliwia to tym, że nie ma pieniędzy, a później tym, że musi wyciągnąć tłuste dupsko Romana z długów, które sobie narobił u rosyjskiej mafii. Jakoś w SA CJ też na starcie nie miał pieniędzy, ale nie kręcił się wokół tego cały wątek gry.
Nie ma żadnego zwrotu akcji - w SA miałeś misję Zielony Sabre, w Vice City - Uważaj na swoich przyjaciół, w III nie grałem (nie spodobał mi się niemy Claude, no i grafika była cholernie szaro-bura - VC stało na identycznym silniku, a wygląda o wiele ładniej), ale też ma ładnie zrobiony punkt zwrotny, zakończony misją Sayonara Salvatore. A w "czwórce"? Och, zabili kogoś na ślubie, po tym są 2 (słownie: dwie) misje, w których Niko zamienia się w Terminatora i rozpie♥dala w pojedynkę całą mafię i do widzenia. D: Owszem, jest kilka wyborów w grze (Playboy X/Dwayne Forge, Francis McReary/Derrick McReary, Darko Brevic), ale ostatecznie nie zmieniają niczego w grze, ani też nie wpływają na fabułę.
Soviet napisał(a):Ty się chyba z babką na rozumy pomienił.
Dziękuję, w domu wszyscy zdrowi.
Ile masz tych misji? Dwie? Misja taksówkarza i misja stróża prawa, przy czym z tej pierwszej nie ma ani forsy, ani innego profitu, ani przyjemności (GTA IV stanowi idealny symulator jazdy Autosanem H9 z uszkodzonym zawieszeniem), a z tej drugiej jedynym plusem jest bug w grze pozwalający na natychmiastowe zgubienie policji po zabiciu celów. No i jeszcze misje z zabójstwami na zlecenie...
Chyba że mówisz o wątkach pobocznych w grze, ale wtedy mylisz pojęcia. Zresztą - co z tego, że mam 5 zleceniodawców, skoro każdy da mi jako misję zabicie jakiegoś kolesia? Co to jest, symulator Breivika?
SkullDagger napisał(a):Ta, a gdyby nie dało się jeździć na nartach/motorach, pływać motorówkami, latać samolotami itd itp to byś pisał że liniowa, nudna i nic nie ma do roboty.
Jakbym miał grać w GTA, żeby sobie popływać łódką, to musiałbym chyba postradać zmysły. To nie fabuła ma być dodatkiem do gry, tylko te dodatki mają ją uzupełniać, żeby gracz się wciągnął i chciał grać nawet, jeśli skończy już wątek główny. Ja się w IV nie wciągnąłem. Po skończeniu ostatniej misji przeskoczyłem napisy, wyłączyłem grę i tak zostawiłem. Później jeszcze raz włączyłem, ale stwierdziłem, że chociaż kilka aut jest naprawdę fajnych, to jednak model jazdy przypominający poduszkowiec skutecznie odstręcza od gry. Jedyną rzeczą, dla której mógłbym włączyć jeszcze raz waniliowego GTA IV jest znalezienie wszystkich przypadkowych pieszych. To chyba jedyny naprawdę perfekcyjnie zrobiony fragment w grze, wprowadza tak pożądany w grach efekt... przypadkowości wydarzeń
No i są jakieś efekty działań Niko - np. jednym z pieszych jest jakaś narkomanka. Niko daje jej 100 dolarów na bilet na pociąg i jakieś żarcie. Ot, wydaje się frajerskie zachowanie. Tymczasem gdy zajrzymy po jakimś czasie do skrzynki e-mailowej w grze, okaże się, że właśnie ta ćpunka do nas pisze, dziękując Bellicowi za pomoc i chwaląc się tym, że odbiła się od dna - skończyła z dragami, znalazła pracę itd. itp. Mile mnie to zaskoczyło, bo pokazało, że Bellic potrafi też pomóc w inny sposób niż dokonać przyspieszonej, niechcianej i 9-milimetrowej eutanazji.
Epizody stanowiły znacznie lepszą rozrywkę niż podstawka (misja w TBoGT, w której wyrzuca się kolesia z helikoptera, żeby go później złapać - cut-scenka po niej jest wprost przezabawna) - stanowiły doskonałe uzupełnienie wątku z diamentami, dodawały kilka fajnych rzeczy (parę nowych pojazdów, nowe motocykle, kilka nowych broni), no i przede wszystkim tak potrzebną różnorodność misji - a to uciekamy przed mafiozami w wózku golfowym, bo przed chwilą potraktowaliśmy jednego z ich kolesi jako tarczę na polu golfowym, a to wyrzucamy kolesia z helikoptera, żeby nauczyć go, że wolność słowa nie dotyczy biznesu, a to kradniemy kilka aut, po czym jednak pracodawca (Kibbutz) decyduje, ze jednak "pobawimy się" z policją... Epizody były jednak krótkie, a The Lost and Damned wręcz rozczarowująco krótki. Po skończeniu ostatniej misji pomyślałem sobie "To już? A tak świetnie się bawiłem". Ostatecznie nie żałuję wydanych pieniędzy na GTA IV, ale tylko dlatego, że kupiłem go na promocji i w pakiecie z epizodami, które jak dla mnie biją na głowę podstawkę.
MetalowyStalker napisał(a):Przecież to GTA - Grand Theft Auto tutaj gra zaczyna się tak naprawdę po ukończeniu wątku fabularnego...
No właśnie... A po ukończeniu GTA IV NIC SIĘ NIE DZIEJE.
Proszę państwa, sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę w ciągu kilku sekund, wspaniały wynik. Gdyby w ten sposób można było wypie*dolić z polskiej polityki tych wszystkich śmieci z Okrągłego Stołu, Leszka Millera, byłoby… cudownie i każdemu bym ku*wa kupił po takim Ferrari, byleby w piz*u pojechali tym PROSTO do swojego ukochanego… Izraela. SYJONIŚCI Europy, jedźcie do siebie! Pozdrawiam, Zbigniew Stonoga. Nie jestem antysemitą!