Powinienem pisać jednocześnie w tym temacie i w antonimie do niego.
Wczoraj byłem u babci potrzepać jej dywany, bo strasznie zakurzone (wiadomo, nie zdejmuje się butów, nosi się wszystko itd.). Narobiłem sobie bąbli i odcisków od trzepaczki, która lata świetności ma już daaaaawno za sobą
Wracając postanowiłem się poszwendać po lesie. Standardowy "szpej": glany, bojówki, bluza z kapturem. Nadmienię, że bojówki miały niewielkie rozdarcie przy szwie w kroczu, jednak nie przeszkadzało to ich swobodnie używać. Połaziłem, połaziłem, dotarłem w okolice torów kolejowych. Znam ten odcinek, jako czynny, acz w stagnacji, miłośnik kolei, bardzo dobrze, bywałem tu nie jeden raz. Tym razem jednak, miast iść normalnie, po nasypie, wolałem iść dziarsko przez las.
Przyszedł mi do głowy durnowaty pomysł, powspinać się po okolicznych sosnach. Wlazłem na jedną, na jakieś 5m, zapaliłem fajka, zszedłem, poszedłem dalej. Potem, dochodząc do łuku, czmychnąłem sobie na polankę, z którą mam pewne bardzo miłe wspomnienia niemal dokładnie sprzed roku. Wróciłem na tory. Jak wspomniałem, jestem MK. Zajmuję się fotografowaniem składów, dokumentowaniem (na fot.) linii kolejowych/dworców itd. Dokładnie naprzeciw łuku rośnie kilka sosen. Postanowiłem wspiąć się i tam. Do 9 metra poszło gładko, dalej wolałem nie ryzykować. Przypatrzyłem się i wyobraziłem sobie, jak wyglądałby w tym miejscu długi pociąg towarowy. Elegancko. Zapaliłem jeszcze jednego fajka, folijkę z paczki zatknąłem na gałęzi, coby zobaczyć, gdzie dokładnie siedziałem. Zacząłem schodzić. W pewnym momencie, na jakichś pięciu metrach nad ziemią, ułamała mi się pod nogą gałąź, akurat w momencie, gdy drugą próbowałem postawić na sąsiedniej. Zacząłem lecieć w dół.
Spadłem o jakiś metr, uratowała mnie... dziura w spodniach, Zaczepiłem nią o kikut wystający z drzewa i zawiesiłem się na niej. Trochę otarłem udo i najważniejszy męski narząd (:E), ale obyło się bez "jajecznicy". Gdyby nie to, najpewniej spadłym z tamtej wysokości na sam dół. Podciągnąłem się i zacząłem szukać innego miejsca oparcia dla nóg. W końcu zszedłem na dół. Na szczęście, w plecaku miałem krótkie spodenki (wziąłem, żeby założyć przed trzepaniem dywanów, żeby się nie usmażyć z gorąca). Założyłem je na nasypie i ruszyłem do domu.
Czemu to mnie cieszy?
1. Uświadomiłem sobie, że nie jestem taka noga, jak mi się zdawało, i wspinać umiem się nie tylko po słupach WN.
2. Powspominałem sobie sytuację z polanki.
3. Odwiedziłem okolicę (dawno mnie tam nie było)
4. Głupia, oględnie mówiąc, dziura na jajach, uratowała mnie od uszkodzenia sobie jakiejś części ciała.