Dziennik Stalkera

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Dziennik Stalkera

Postprzez StalkerCell w 29 Maj 2013, 21:21

Witam.
W czasie wolnym pisałem pewne opowiadanie i chcę się nim podzielić. Jest to moja pierwsza taka próba, więc oczekuję troszeczkę wyrozumiałości i szczerej krytyki. Więc zaczynajmy :D !

P.S. Niektóre teksty są +18, więc...
P.S.2 Dziękuje za pomoc derex'a202 w dawaniu nowych, fajniejszych pomysłów. Od teraz nie tylko mi należą się miłe słowa ;) .

Rozdział I
Pierwszy dzień, pierwszy strach

:

Nazywam się Aleksiej Stewinow. Pochodzę z Ukrainy, jestem dziennikarzem i zarazem podróżnikiem. Zwiedziłem i opisałem prawie wszystkie miejsca na Ziemi, oprócz jednego - legendarnej Strefy Zamkniętej. Właśnie do niej się wybiorę, opiszę to miejsce i podzielę się tym z mediami. Podobno za takie artykuły
płacą słone pieniądze... No nic, pakuję się i ruszam ku nowej przygodzie.

*** Witaj w Strefie ***
Dobra, najnudniejszą część trasy mam za sobą. Czeka mnie rozmowa z Wojskiem. Trochę się jej obawiam, jeszcze nigdy nie rozmawiałem z patrolem pilnującym wejścia do Strefy. Widzę trzech wojaków - wszyscy mają przestarzałe Kałachy i stare kamizelki, zapewne pamiętające świecki okres Związku Socjalistycznej Republiki Radzieckiej...

-Stać, kto idzie? Nie przepuszczamy nikogo na Teren Skażony.
-Jestem Aleksiej Stewinow, jestem dziennikarzem...
-Dobra, starczy! Gówno mnie obchodzi dla kogo pracujesz. Nie jesteśmy od słuchania jakichś
pieprzonych pierdół. Czego od nas chcesz?
-Nic od was. Mam na celu opisanie Strefy Zamkniętej.
-A po ch*ja ci takie coś?
-Robię reportaże, i chcę zrobić jeden o Strefie. Czy mogę przejść?
-He, he, nie tak szybko. Najpierw rewizja, później kasa i dopiero spacerek.
-Już, sprawdzajcie.

***

Cholera jasna! nie dość, że mnie wk****li, to wyciągnęli ze mnie całą forsę. Mam nadzieję, że nie pójdzie to na marne. Na pierwszy rzut oka wyludniała okolica - wokół tylko las i stara, popękana asfaltówka, w dodatku porośnięta malutkimi pęczkami trawy. Żadnej żywej duszy, ani mutanta jak to było w grach o takich
miejscach. Myślę, że to co potrzeba, to mam - leki na promieniowanie, kurtka przeciwdeszczowa, latarka, lorne...

-K***a, co to było?
Usłyszałem trzask gałęzi, błyskawicznie chwyciłem pamiątkową lornetkę, zdjąłem zasłonki i
poszukiwałem miejsca ów dźwięku. Widzę idącą w moją stronę postać. Nie mam pojęcia kto to może być,
może to jakiś przewodnik, ale... nie! To nie jest człowiek! Dopiero teraz zauważam jego poszarpaną,
czarną twarz, dziwne ruchy ciała i zakrwawiony tors, jeszcze bardziej poszarpany niż...

-Ja p*****le, znów mi coś przerwało! - teraz to był wystrzał z broni - Zaraz, kto strzelał? Szlag, znów ktoś idzie! K***a, teraz to nie wiem czy sp******ć, czy nie.
-Hej, Stalkerze!-rozległ się donośny głos - Widzę, że jesteś tutaj zielony. Wołają na mnie Zwiadowca,
a ty jakie masz przezwisko?
-Przezwisko...? A, tak. Ja jestem, jestem... Kaliber. Tak, Kaliber! - ksywkę wymyśliłem na szybko.
-Okej, zaprowadzę cię do bazy. Robi się ciemno. Napijemy się czegoś mocnego, wypalimy fajkę i oprowadzę
cie po okolicy. A, i może kupisz sobie lepszą kurtkę, bo ta nie nadaje się na tutejsze warunki.

Co za "stalker" i "zielony"... i"baza", o co tu chodzi? Mieszka tu jakaś nowa cywilizacja? Uważają mnie za
jednego z nich? Lepiej nie będę pytał, może później dowiem się co jest grane. Na razie zamykam mój
notatnik i podążając za "stalkerem" wsłuchuję się w ponurą pieśń czarnobylskich drzew...

***Fragment opowieści***

Dotarliśmy. Droga okazała się nader bezpieczna, pomimo powitania potwora. Zwiadowca oznajmił, abym rozejrzał się po bazie. Nie wiem kompletnie o co chodzi - jakieś bazy, grupy "stalkerów"... Chyba muszę zostać tym "stalkerem" (przynajmniej tu) i udawać, że jestem w temacie. Wracając do "bazy" - pewnie to pozostałość po fabryce, ponieważ jest przeogromna... i stara. Zauważyć można schody prowadzące na górę. Z dołu niewiele widać, lecz... moją uwagę przykuła ściana ze zdjęciami, znajdująca się na parterze. Niektóre zdjęcia są przepiękne, przedstawiają wyspy, morza, tropiki... Coś czuję, że się zaraz rozmarzę... Do rzeczywistości przywrócił mnie wstrętny zapach potu, unoszący się w gęstym powietrzu. Poszukam lepiej jakiegoś sklepu. Trochę rubli dostałem od nowego kumpla. Szukając handlarzy ciągle rozmyślałem, o tym czymś co widziałem. Boję się zapytać Zwiadowcy co to było, bo uzna mnie za kompletnego "zielonego", a tego bym nie chciał. W końcu znalazłem cel mojej błąkaniny - kupca. Zaoferował mi Kałacha i makarowa. Kupiłem więc pistolet, ponieważ tylko na niego było mnie stać. Dostałem także trzy magazynki amunicji. Ciekawe po co im te bronie... maski przeciwgazowe, a i owszem, ale bronie? Po transakcji postanowiłem, że przysiądę się do ogniska, i porozmyślam, o "stalkerskich" sprawach. Siedząc tak przy ciepłym ognisku idzie odjechać, ach...

***

"Czas ruszyć zwieracz" pomyślałem i postanowiłem odnaleźć Zwiadowcę. Popytałem innych i znalazłem dziada, he he. Siedział przy ognisku i sączył wódkę. Z tego co zauważyłem, trunek ten nazywa się "Kazik" czy coś w tym rodzaju.

-...i wtedy zobaczyłem bestię, z kłami grubymi jak pięść, oczami czerwonymi jak najczerwieńsza krew. Zrobiła sobie kolacje ze Stalkera... Boże, widziałem jego flaki zwisające z muru. Ona wyrywała kolejne kawały mięsa z łatwością.... prawie się zrzygałem... Matko, bestia cały ryj miała we krwi... co ten młodzik jej zawinił? Nie miał nawet się czym bronić... bym mu pomógł, gdybym... gdybym nie stchórzył...

Hę? Co za potwory? Jednego widziałem, a może przewidziało mi się? Rozmyśliłem się... Chwila melancholii
trwała bardzo krótko, gdyż Zwiadowca oznajmił, że nastała już późna pora. Faktycznie, była 24, większość poszła spać do miękkich łóżek, ale została garstka, która pilnowała wejść do bazy. Cały dzień zleciał jak
parę sekund...

-Hej, Kaliber, wykupiłem ci miejsce do spania. Na razie masz je za darmo, ale później będziesz musiał
za nie płacić. Tak więc dobranoc, stalkerze.
-Dzięki. Mam do ciebie pytanie...
-Tak? To wal.
-Co to... w sumie... nieważne.

Zwiadowca odszedł. Krzyknąłem "dobranoc", ale tego już nie usłyszał.

Rozdział II
Atak

:

***Obrona***

-Kaliber. Kaliber! Kalibeeer!
-Co...?- mruknąłem niewyraźnie, ktoś mną bardzo mocno potrząsnął.
-Wstawaj, baza została zaatakowana!

Teraz byłem pewien - to Zwiadowca. Zaraz, to nieważne... baza... baza zaatakowana! Zerwałem się z łóżka, chwyciłem notatnik oraz broń. Zbiegłem na bosaka po lodowatych, metalowych schodach. Załadowałem mego 'makarka' i wtem coś mnie przewróciło - w jednej chwili biegnę, a w drugiej leżę na podłodze. Byłem
przerażony - pierwszy raz w życiu widziałem takie coś z bliska! Wydawało mi się, że wszystko co słyszałem, powoli cichnie, czas zwalnia, a ja leżę bezwładnie i daję się kontrolować mutantowi... Byłem otumaniony, trudno tę chwilę opisać, lecz w porę wyrwałem się z transu, i użyłem ostatecznej broni - pięści. Poczułem smród z jego
paszczy. W ostatniej chwili go uderzyłem - wpierw w żebra, później złapałem za szczękę i rozrywałem, aż wyłamałem mu żuchwę. Krew trysła, poplamiła mi biel koszulki oraz zszokowaną twarz. Gdy pokonałem jednego, drugi już na mnie leciał, odskoczyłem na bok, złapałem pistolet i wyładowałem cały magazynek w łeb mutanta.
Syreny zamilkły całkowicie - odparliśmy atak. Przemówił jakiś stalker:
-Drodzy przyjaciele, od pewnego czasu, grupy mutantów sporadycznie nas atakują. Musimy coś z tym zrobić. Jeżeli ktoś chciałby pomóc naszej frakcji, z przyjemnością przyjmę go do mojego biura...

To jakaś ważniejsza osoba, ponieważ zleca zadanie. To na pewno dowódca jakiejś frakcji. W końcu mam szanse zaistnieć, a ponadto zwiedzę okolice, porobię notatki i zarobię trochę rubli. Na początek jednak się umyję, nie pójdę przecież do dowódcy obryzgany krwią. A, i popytam ludzi o okolicy.

***

Dobra, dowiedziałem się nieco o Strefie i jej mieszkańcach. No więc "stalkerzy" dzielą się na dwie, odrębne grupy. Jedni to frakcja Stalkerów. Badają oraz obserwują, jak oni to mówią? A, "Zone", ale także polują na mutanty. Podpisali różne kontrakty z okolicznymi naukowcami, w celu robienia pomiarów, obrony bunkrów
i wszystkim, z czym kojarzy się termin "asystent". Zwiadowca powiedział, że kiedyś współpracowali z Wojskiem. Drudzy z kolei to Bandyci lub "Faszyści". Słyszałem o nich wyzwiska typu "osrani przez społeczeństwo", czy "psie złodzieje". I rzeczywiście, okradają innych. Coś tu nie gra. Przecież tutaj ludzie powinni sobie pomagać, a
nie ze sobą walczyć... Co do Strefy. Podsłuchując rozmowę dwóch stalkerów usłyszałem
stwierdzenie - "Wiesz co, tęsknię za starą Zoną. Kiedyś mogłeś podziwiać mutanty, a teraz? Tylko podejdź, a coś cię od tyłu zajdzie i wracasz bez głowy..." - Czyli była inna Strefa?

***Rozmowa***

Czas na rozmowę w sprawie misji. Trzeba odnaleźć gabinet przywódcy, co nie będzie łatwe. Hm, powinien być na parterze... na pewno czymś się wyróżnia... o-ho, jest. No tak, tabliczka z napisem "Dowódca". Pukam... "Wejść!" - usłyszałem głuchy głos. Wchodzę. Pokój, do którego wszedłem w niczym nie przypomina gabinetu.
Wygląda to raczej jak blaszany garaż. Pod "oknem" (tak nazwałem dziurę w ściance) stoi szafeczka, obładowana papierami. Po prawej stronie od drzwi wisi obrazek przedstawiający trzy, małe szczeniaki Owczarka Niemieckiego. I w końcu centralny punkt pomieszczenia - biurko, a za nim dowódca.
-Witam, - powiedział radosnym głosem - nazywają mnie Szelborg, jestem dowódcą tego przyczółka. A ty jak się nazywasz?
-Ja jestem Kaliber, jestem "zielony". Nie dawno co zostałem stalkerem.
-Aha, i chcesz się podjąć tego zadania o który mówiłem?
-Tak - odparłem - chcę się jej podjąć.
-No więc... jest problem. Ta misja nie należy do łatwych. Musiałbyś zabić kilka lub kilkanaście mutantów i to nie byle jakich. A ty jak sam powiedziałeś jesteś kotem.

Po jego słowach chciałem wyjść, ale wewnętrzny głos kazał mi siedzieć i słuchać.

-To że jestem niedoświadczony, nie znaczy, że nie zabiję grupki jakichś pie******ych dziwactw!
-Spokojnie! Jeżeli tak ci zależy na tym zadaniu, to proszę bardzo, tylko później nie przychodź do mnie z rozprutym brzuchem.

Nastała cisza, przerywana ciągłym skrzypieniem blach i drewnianych szafek.

-Czyli... tak. Mam jeszcze jedno pytanie. Jakim sprzętem aktualnie dysponujesz?
-W tym momencie mam makarowa, dwa magazynki do niego, kurtkę, mapę, jakieś leki i latarkę.
-Dobrze, ode mnie dostaniesz palmtopa. Jest to swoista encyklopedia, notatnik i mapa w jednym. Możesz zapisać w nim co chcesz. Służy także jako telefon, czy krótkofalówka. Zobaczymy, czy umiesz go obsługiwać. Prześlę ci namiary handlarza, a ty masz to odebrać.

Po chwili usłyszałem pikanie, odebrałem informację. Podziękowałem i wyszedłem z gabinetu, w celu zlokalizowania handlarza.


***Przygotowanie***

Dziwne. W Zonie mają takie coś jak palmtop? Nigdy bym tego się nie spodziewał. Hm, handlarz powinienem być gdzieś tu... może jest w tym kontenerze? Faktycznie, siedzi za a'la ladą, czy raczej deskami. Kontenera raczej nie da się opisać - tylko blachy i nic więcej. Trzeba do niego zagadać.

-Witam -zacząłem pierwszy,
-Witam jestem Karp, w czym mogę pomóc?
-Dowódca mnie przysłał. Mam odebrać sprzęt na misje. Tą z mutantami.
-Naprawdę się tego podjąłeś? Muszę cię jednak przed czymś ostrzec.
-Tak?
-Słuchaj, to nie są najsłabsze mutanty. Są tak pomiędzy. Stalkerzy nazwali je "skradaczami", wiesz dlaczego? Bo w nocy ich praktycznie nie widać, nie słychać ich kroku. Słabo jednak wytrzymują ołów, więc jak zobaczysz - wal, aż je rozpruje he, he. Teraz sprzęt - masz tutaj dubeltówkę własnej roboty. Nie masz co liczyć na
ostrzał dalszy, niż 10 metrów, ale przecież idziesz polować na monstra. Rozrzut i odrzut wielki jak cholera, ale zadaje spore obrażenia. Trzymaj 30 sztuk śrutu. Dalej trzymaj FORT'a, makarowa możesz mi sprzedać. Są na tę samą amunicję. Nic nie stracisz, zyskasz lepszą celność i mniejszy odrzut. Do FORT'a dostaniesz 4 magazynki. Nastał czas na maskę przeciwgazową. Tu masz najsłabszą, gumową maskę. Zwykła nie nadaje się do walki, jest dostosowana specjalnie na ochronę promienną. Widzę, że musisz mieć lepszy pancerz. Dam ci "Woleisa". Jest to bluza, cała obszyta kamizelką kuloodporną. Teraz lepszej nie znajdziesz. No i co jeszcze? A, zestawy medyczne. Masz tu trzy sztuki klasy I. Podobne są zestawy samochodowe, lecz dodaliśmy leki przeciwpromienne. To już chyba wszystko. Także powodzenia, przyda się!

Już miałem odchodzić, gdy Krab oznajmił:
-A jeszcze jedno. Skradacze to mutanty nocne, więc aby wszystkie wybić, musisz zaatakować po zmroku.

Ja to mam pieskie szczęście. Na polowanie trzeba iść w nocy, a ja poza bazą na pewno nie umiem przetrwać słonecznego dnia.

***Nocny szturm***

Trzeba teraz przeczekać do wieczora i wyruszyć. W międzyczasie poszukam kumpla. Gdzie on jest? Łażę i łażę, a jego ani widu, ani słychu. Po ponad półgodzinnym błąkaniu się,znalazłem go:

-W końcu cię znalazłem. Gdzie byłeś?
-To ja cię znalazłem. Szelborg mnie wezwał i oznajmił, abym ci pomógł. Musimy wyjść wcześniej, teraz.
-Po co? Jeszcze nawet szaro się nie robi.
-Pokaże ci coś, co nam udogodni zabicie mutantów.
-No to mów co to jest.
-Nie tutaj. Krab powiedział, że ta rzecz jest tajna, i tylko ja i ty możemy o niej wiedzieć.
-Dobra, chodźmy.

Zwiadowca zagadał do strażników. Powoli otworzyli wielką bramę, następnie wyszliśmy na zewnątrz. Od frontu, baza jest dosłownie wysmarowana krwią. Nie będę dociekał czyj jest ten płyn, ale jest go bardzo dużo. Od bramy prowadzi polna droga. Skierowaliśmy się nią. Po drodze minęliśmy kilka drzew - niektóre były krwisto czerwone, inne zielone. Mimo że było późne lato liści było bardzo mało, dosłownie kilka. Po chwili nudnej podróży, Zwiadowca nerwowo zatrzymał się.

-Co jest?- niepewnie spytałem.
-Czujesz?
-Ale co?
-Ten zapach...

Powąchałem powietrze i rzeczywiście, czułem 'zapach'.

-Co to k***a jest? Co tak śmierdzi?- zapytałem zdenerwowany.
-Cicho, bo usłyszy!- syknął.
-Kto usłyszy?

Odpowiedzi się nie doczekałem, Zwiadowca zamilkł. Wiedziałem jednak, że zbliżamy się do centrum 'woni' - smród stawał się coraz bardziej wyczuwalny. Po minucie nie mogłem wytrzymać i założyłem maskę... Uch, jaka ulga poczuć plastik. Dotarliśmy do serca owego smrodu. Naszym oczom ukazał się wpół zeżarty pies. Usłyszałem czyjeś kroki.

-Hej... hej, ktoś idzie w naszą stronę!- krzyknąłem do kumpla.
-Ciii! Nie panikuj. Wyjmij broń i strzelaj jakby co.- szepnął

Nie 'ktoś', lecz 'coś' do nas podchodziło. Wyglądało jak to, co widziałem przy przejściu. Wyjąłem strzelbę, przeładowałem i mocno przycisnąłem do barku. Zwiadowca wyjął nóż i powoli podkradł się do potwora. Złapał go od tyłu i ścisnął gardło. Wziął zamach ręka, dźgając trzy razy mutanta. Pierwszy cios padł na klatkę piersiową, drugi w szyję, a trzeci - w skroń. Krew ze skroni trysła, potwór zawył, a po chwili upadł na piasek, robiąc czerwoną plamę wokół głowy.

-Co to było?
-To było zombie, znajdziesz tu takich setki. Bardziej mnie przeraża ten pies.
-Czemu? Psy nie są straszne.
-Tak, ale skąd TUTAJ zwykły pies?
-Nie rozumiem.
-Później zrozumiesz. Lepiej już chodźmy.

Ruszyliśmy. Przez resztę drogi byłem zamyślony. Myślałem o tajemniczej rzeczy... i o słowach Zwiadowcy '...zwykły pies...'...

***

-Jesteśmy na miejscu.- oznajmił.
-Nareszcie... tak w ogóle to gdzie jesteśmy?
-Ee, to jest miejsce, w którym Szelborg schował tą rzecz. Musze jej poszukać. Chwile to zajmie, więc bacznie obserwuj okolicę.
-Dobra... a co to za rzecz?
-Poczekaj, zrobię niespodziankę.

Ech, szliśmy kawał czasu, a ten nie chce mi powiedzieć po co. Trzeba obserwować... cały czas czysto... wiatr wieje... czysto...

-Kaliber, mam! Pomóż mi!
-Idę!- poszedłem i chwyciłem skrzynie -Ale ciężkie to cholerstwo! Co tam jest?
-Pfuuch! Dobra otwieramy.

Otworzyliśmy skrzynie.

-Dynamit!? Zwariowałeś!? Dynamitem chcesz potwory wysadzać?
-Granaty są za cenne na ścierwo, a dynamitu nikt nie używa. Weźmy po 3 laski i wrzućmy tą skrzynie do dziury.

Dynamit w Strefie, no, no, no... 'Pik, pik' zapiszczał mój palmtop, przerywając wstęgę myśli. Hm, mam nowe zadanie od Szelborga... Zamykam więc notatnik i ruszam ku legowisku.

***

Już zaraz wejdziemy do jamy mutantów. Strasznie się boje.

-Zapal latarkę. Skradacze nic nie widzą, posługują się słuchem. Dalej, nie bój się.

Zapaliłem. Ukazał mi się wielki korytarz, prowadzący w głąb ziemi. Zeszliśmy niżej. Okazało się, że są trzy inne korytarze. 'W lewo' powiedział kumpel. Lewy korytarz lekko zwężał się. Zwiadowca wyciągnął dynamit. 'Tam są, widzisz?- oznajmił i podpalił lont. Dynamit przeturlał się w centrum grupki mutantów. Nastąpił wybuch.

-Teraz uważaj...

I wtem wyleciało stado Skradaczy. 'Padnij!' krzyknął i wypuścił kolejne laski dynamitu. Wybuch był tak potężny, iż naderwał zwis skalny, który przebił jednego z mutantów.

-I pokrzyku! Teraz dobijmy resztę.

***Pod jaskinią***

Na ziemi bowiem wiło się jeszcze kilku Skradaczy. Wystrzeliłem z broni i grunt pod moimi stopami zatrząsł się. Próbowałem dobić kolejnego, ale noga wpadła mi w dziurę. Zwiadowca próbował mnie złapać, ale nie zdążył i spadłem...

-Au, moja głowa... gdzie ja jestem... ała.
-Nić ci nie jest?
-Nie, w porządku... wszystko.
-Co widzisz?
-Wpadłem do jakiegoś tunelu... błe, to kanalizacja!
-Aha, ha! Trzymaj zapalniczkę.
-Gdzie idziesz?
-Do bazy. Ale nie martw się, zapalniczka zaprowadzi cię do wyjścia...
-Ale... uch!

Pięknie! Nie dość, że wpadłem do kanalizacji, to muszę się przez nią przedzierać! Użyje zapalniczki... heh, dziwne, płomień kieruje mnie na wprost, a nie do góry. Kieruje się płomieniem... lewo... lewo... tutaj prosto... jeszcze raz w lewo... prawo... o ja... daleko jeszcze? Cuchnę jak prosie i jestem cały w gównie, no! Prosto... i... płomień się zatrzymał... tak, widzę okrągłe, niedomknięte wieko. Wchodzę po zerdzewiałej drabince, otwieram wieko... mmmmm, ach... Jak cudnie, wyszedłem. Jestem... zaraz, jestem obok przyczółka!

Rozdział III
Transakcja

:

***Następny krok***

Jestem przemoczony, śmierdzę gównem, latarka nie działa a moje pukawki są zalane. W dodatku jest noc. Świetnie! Jedynym plusem jest to, że kilka metrów obok mnie jest posterunek, w którym zmienię ciuchy, ogrzeje się i odbiorę mą należność. Drzwi doskonale widać, gdyż odbijają żółte światło wiszącej nad nimi żarówki. Ostatnie spojrzenie na mój kombinezon przed wejściem... fakt, wygląda raczej jak strój szambo nurka, niż bluza, którą dziś nabyłem. Pukam w żelazne drzwi. Otworzył się wizjer, przez który wyjrzał jeden ze strażników.

-Kto tam?
-Kaliber, wracam z misji zdać raport Szelborgowi.
-Później się nie dało? Właź.

Wizjer został zamknięty. Po kilku sekundach usłyszałem charakterystyczny klik zamka drzwi, które w następnej kolejności otworzono. W głębi duszy obawiałem się reakcji stalkerów przesiadujących w hali. Chciałem szybko przebiec na górę do swojego pokoju, oznaczonego numerem '7', lecz przymusowo zatrzymał mnie strażnik:

-Stalkerze, Zwiadowca czeka na ciebie w swoim pokoju.

Nie odpowiedziałem, a kiwnąłem głową na tak. Czułem na karku kilka osądzających spojrzeń, ale nie zwracałem na to zbytniej uwagi. Byłem skupiony na dobiegnięciu do pokoju numer trzy, bez przewrócenia się. Pokój Zwiadowcy umiejscowiony został na końcu, a nie na początku korytarza. Mijałem kolejne pokoje, aż dotarłem do trójki. Drzwi były uchylone, więc je popchnąłem. Kumpel leżąc na łóżku czytał jakąś książkę.

-O, witaj na powierzchni!
-Żarty się trzymają, co? Lepiej powiedz, co chcesz ode mnie.
-Mam dla ciebie spodnie. Tak, dobrze słyszałeś - spodnie. Nie wiem czy będą pasowały, lecz jesteśmy podobnej postury. Mam wziąć kombinezon?
-Nie, sam go zaniosę. Ale mam swoje spodnie, po co mi twoje?
-Ech, nie będę ci już opowiadał po co. Mokre ciuchy zanieś Karpowi.

***

Już wiem czemu Zwiadowca dał mi swoje spodnie - mają po wszywane elementu kamizelki kuloodpornej. Kiedy dawałem Karpowi ciuchy, na mojego także śmierdzącego naturalnym zapachem palmtopa przyszła wiadomość od Szelborga. Pobiegłem do blaszanego biura 'głowy' posterunku. Jak zawsze blachy skrzypiały, dodając momentami grozy. Poczekałem w drzwiach, gdyż ma wrodzona grzeczność nie pozwala mi zasiadać u kogoś bez poprzedzającej mnie o tym informacji.

-Witaj Kaliber, siadaj.- powitał mnie tak samo miło jak dzisiaj rano.
-Witam. Oznajmiam iż legowisko zostało zniszczone!
-Tak, bardzo dobrze. Dziękuje ci za przysłużenie się naszej frakcji. Nagroda jest w postaci pieniędzy. Trzymaj tu dwa i pół tysiąca rubli - zapewnią ci świetny start!
-Dziękuję.

Miałem już odchodzić, kiedy Szelborg powiedział mi:

-Zaczekaj, jest jeszcze coś.
-Tak?
-Usiądź na chwile. Wiesz, we frakcjach następuje moment, w którym trzeba postąpić nie fair. Do czego zmierzam. Otóż nasi informatorzy donoszą, że bandyci skupują broń od kogoś z zewnątrz. Chcemy temu zapobiec - obawiamy się, że bandyci szykują atak na naszą główną bazę. I tu proszę cię o to, abyś zlikwidował tego handlarza.
-Czemu ja?
-No bo.. ufam tobie i wiem, że mnie nie wydasz.
-Skąd ta pewność?
-Z dzisiaj. Pokazałeś, że nie stchórzysz podczas wykonywania zadania.
-No nie wiem... dobra, podejmę się, zlikwiduje tego gościa.
-I to rozumiem! Teraz idź odpocznij, jutro podam ci dodatkowe informacje.

Wstałem od biurka, i udałem się ku drzwi. Nacisnąłem klamkę i Szelborg dopowiedział:

-Jeśli chodzi o kombinezon, to na jutro będzie.

Na odpowiedź kiwnąłem głową. Przeszedłem przez próg, poczułem się zmęczony. Po drodze z gabinetu do własnego pokoju myślałem o tych bandytach, jednak kiedy usiadłem na łóżku przestałem o nich myśleć - mój umysł ogarnęła fala senności. Położyłem się i ze spokojem zasnąłem.

***Na tropie***

'O cholera, ale łeb mnie na******la!'- obudziłem się właśnie z takim uczuciem około godziny szóstej. Ból w skroniach strasznie szybko pulsował, doprowadzając mnie do lekkiego zdenerwowania - nigdy nie lubiłem bólu głowy, a ten w Zonie wydaje się jakby był silniejszy... I pomyśleć, że dziś mam zabić czarnorynkowego kupca... Pod przymusem ruszyłem się z łóżka i usiadłem na jego brzegu. Ciągle masowałem okolice najbardziej dotknięte bólem. Nie musiałem się ubierać, ciuchy miałem na sobie. Próbowałem nic nie myśleć, aby złagodzić ból, jednak przeszkodził mi w tym pisk palmtopa. Zapewne Szelborg podesłał mi szczegółowe informacje o człowieku do wyeliminowania. Więc go wyjąłem, otworzyłem zakładkę Wiadomości i moim oczom ukazała się nie jedna, lecz dwie wiadomości. Pierwsza w kolejności to od Szelborga, a brzmi: Witaj, mam dla ciebie szczegółowe informacje na temat twojej misji. Twój cel jest stalkerem, jednak nie wiemy do jakiej frakcji należy. Mierzy około stu dziewięćdziesięciu centymetrów, ma mniej - więcej trzydzieści lat. Informatorzy podają, że uzgadniał z bandytami termin i miejsce transakcji. Handel odbędzie się dzisiaj o godzinie piętnastej niedaleko miejsca, do którego wczoraj Zwiadowca cię zaprowadził. Tak więc uważaj na siebie i powodzenia. Szelborg Już wiem gdzie iść i o której. Została druga - od Karpa: Możesz odebrać kombinezon. Zakleiłem rozdarcia - będziesz musiał dopłacić. No, Karp się nie rozpisywał, ale co tam. Odrywając wzrok od ekraniku palmtopa znów moją głowę przeszył ból. Upuściłem go, upadłem na kolana. Po dosłownie trzech sekundach nacisk ustąpił, tak jakby się nade mną zlitował...

***

Odebrałem swój kombinezon i zapłaciłem za łatanie pięćdziesiąt rubli. W sumie niedrogo... zakupiłem także leki na ból głowy. Kosztowały mnie jakieś dwadzieścia rubli. No i najważniejsze - Karp naprawił moją broń. Była całkowicie zalana, na pewno by nie wystrzeliła. Zabieg ten był najdroższy - zapłaciłem trzysta rubli. Zostało mi dwa tysiące sto trzydzieści finansów. Muszę uzbierać na jakąś porządniejszą zabawkę. Myślę, że jestem przygotowany na polowanie na złych kupców. Tym razem pójdę sam, bez Zwiadowcy. I tak go nie ma.

***

Droga do miejsca transakcji była bezpieczna, nie spotkałem żadnego mutanta. Nawet głowa mnie nie bolała... świeże powietrze potrafi czynić cuda. Muszę chwilkę poczekać, jest za pięć trzecia. Wyjmę lornetkę i porozglądam się. Lewa strona... czysto, prawa... to samo. Hm, jeszcze raz zobaczę w lewo... chyba... tak, idzie trzech gości w długich, brązowych płaszczach. Niosą w rękach krótkie kałasze. Zerknę na prawo.., jest! Kupiec idzie! Ale ma kombinezon... cały niebieski, obszyty wzmocnionym kewlarem. Ma też maskę, całkiem podobna do mojej... nie widzę broni na jego ramieniu... dziwne. Lepiej schowam się za gruzami. Ech, musiałem wleźć w kilka robaków. Zbliżali się - z jednej strony jakby cały oddział, z drugiej jeden człowiek. Szmer stawał się coraz głośniejszy, po chwili ucichł. Transakcja rozpoczęła się:

-Witaj Szczerbaty.- powiedział kupiec
-Witam, witam- odpowiedział bandyta o ksywce 'Szczerbaty' -nie owijajmy w bawełnę, czas leci, przywódca czeka...
-Spokojnie, nie za szybko. Nikt za wami nie szedł?

Gadali tak przez większość czasu, jakby chcieli kogoś wprowadzić w błąd, zmylić... W końcu usłyszałem interesujące mnie informacje:

-Dobra, to ile bierzesz? Dziesięć, dwadzieścia?
-Trzydzieści.
-CO?? Inna była umowa!
-Właśnie, była! Trzydzieści lub trzy kule!- wtedy handlarz wycelował w bandytów lśniącym desert eagle'm.
-Uch!! Trzymaj! Ale pamiętaj, jeszcze się policzymy!
-Tak! Miło robi się z wami interesy!

Kupiec zdjął wypchany plecak towarem i rzucił bandytom. Oni dali mu grubą kasę. Ten Szczerbaty pokazał znak podrzynania gardła, sprzedawca uśmiechnął się. Bandyci odeszli, a on został, jakby na kogoś czekał...

***Ostrzał***

Bandytów już dawno nie było widać, a handlarz ciągle stał i czekał... 'To jest moja szansa' pomyślałem, wyciągając nieużywanego jeszcze fort'a. Załadowałem go dwunastu kulowym magazynkiem, przy celowałem i wstrzymałem oddech, aby perfekcyjnie poprowadzić kule. Wystrzeliłem... szlag! Nie trafiłem sukinsyna! Przedarłem jedynie jego kombinezon. Oddał w moją stronę dwa strzały - na szczęście także chybił. Zaczął uciekać, ale kiedy wyszedłem zza osłony znów strzelił. Pocisk kalibru .357 świsnął mi obok prawego ucha. Nie byłem mu dłużny i strzeliłem trzy pociski, lecz żaden nie trafił. Gość skierował się do lasku na uboczu. Pobiegłem za nim. Z każdym krokiem lasek stawał się wielką knieją. Odpuściłem pogoń za nim, ponieważ miałem całą twarz podrapaną przez gałęzie. Przy celowałem, oddałem strzał... usłyszałem jęk - dostał! Teraz muszę ta...

***Odsiecz***

'Uch... gdzie jestem?' myślałem. Leżałem na mokrej, zimnej powierzchni, z piekącą twarzą, bolącą potylicą i kującym pulsem w skroniach. Nie mogłem się ruszyć, byłem związany sznurami. Musiałem dostać czymś ciężkim, skoro tylna część głowy tak mnie boli. Usłyszałem stuk wojskowych butów o twardą powierzchnię. Ktoś przesunął z piskiem zasuwę i otworzył drzwi. Światło bijące z zewnątrz lekko oślepiło mnie, wywołując niepożądany ból głowy.
Postać podeszła do mnie i powiedziała:

-Jak miło zobaczyć kuzyna stalkera!- oznajmił szyderczym głosem -Powiedz, co sprowadza cię do Lasu Najemników, hę? Ach, no tak. Nie możesz mówić. Jaka szkoda!

Szarpnął moimi włosami, odchylając głowę do tyłu. Spojrzał na mnie wrednym wzrokiem, sugerującym nienawiść do mojej skromnej osoby. Władczo uśmiechnął się, zupełnie jak ten cholerny kupiec... zaraz, to przecież on! Cholerny padalec! Złapał za knebel i zdjął go, a ja wypaliłem:

-P*****l się, ch**u osrany!

Na odpowiedź czekałem zaledwie sekundę - kopnął mnie z całej siły w brzuch. Jęknąłem i zwinąłem się z bólu potęgującym resztę urazów. Myślałem, że zemdleje, zwymiotuje i zesram się jednocześnie... Byłem na granicy snu, kiedy ktoś przeraźliwie krzyknął. Chwilę potem ktoś strzelił z ak, komponując ze strzałami radzieckich pistoletów.

-Co się k***a dzieje?- krzyknął padalec.

Wybiegł z pomieszczenia, oddając kolejno cztery strzały. Padła szybka seria z kałasznikowa, po której kupiec zawył. Ktoś powiedział 'Pilnuj go, a ja idę po Kalibra'. Co? Czyżby Zwiadowca przybył z innymi stalkerami, by mnie uratować?
Wbiegł do pokoju w którym leżałem, wyjął nóż i przeciął liny.

-Wszystko w porządku?
-Taa... jak mnie znaleźliście?
-Ze sygnału PDA. Pomogę ci.

Podniósł mnie i powoli wyszliśmy. Zauważyłem las, w który ogłuszono mnie. Po paru metrach zobaczyłem gnoja, który uwięził mnie. Puściłem Zwiadowce i o własnych siłach podszedłem do tego sukinkota. Wyciągnąłem fort'a z kabury i oddałem decydujący strzał. Krew z jego głowy obryzgała deserta. Podniosłem go, włożyłem do plecaka i doszedłem do trupa. Przeszukałem go; przy pasie znalazłem dwa pełne magazynki do pistoletu, a w plecaku zaszyfrowanego palmtopa. Szelborg będzie na pewno nim zainteresowany. Lekko kulejąc skierowałem się ze Zwiadowcą w stronę bazy.

Rozdział IV
Ku Zapomnianej Metropolii część I

:

***Szpital***

Różne myśli latały po mojej głowie - w końcu, krótko i rzeczowo mówiąc, miałem cztery dni w dupie. Rozmyślałem o rzeczach, o których bym nigdy nie myślał w Kijowie. Często przewijała mi przez mózg myśl o życiu. Wtedy, kiedy goniłem kupca nie bałem się, że popsuję sobie zdrowie, ba, że mogę nawet ponieść śmierć. Tutaj, to znaczy w szpitalu, ogarniał mnie nie paniczny, ale także nie lekki strach, kiedy przypominało mi się to wydarzenie. Inne kłębki myśli dotyczyły zupełnie innych, często nieważnych spraw, ale... dość poważniejszą sprawą, nad jaką rozkminiałem to "stalkerstwo". Czym ono może być? Nie tylko terminem odnoszącym się do angielskie słowa, znaczącego "włóczykij", ale także odczuciem wewnętrznym ludzi w Zonie. Jednak nie wszystkich. Nie wszyscy lubią polować w grupie kolegów, przyjaciół. Nie wszyscy dzielą się ostatnią kromką chleba. Nie wszyscy pomagają sobie w biedzie. Sądzę, że Stalkerzy i Bandyci mogliby zawrzeć pokój, a nawet zaprzyjaźnić się. Każdy teraz by zapytał: Tylko po co? Po to, by przetrwać z większą ekipą ludzi, większym poczuciem bezpieczeństwa. Ale tak się nie stanie, a dlatego, że te dwie frakcje mają inny cel, drążą inną ścieżkę w swoim życiu. Właśnie dlatego... Ech, co sobie dupę zatruwam. Gdyby się stało, że pogodzą się, to i tak nie zmieni to mojego położenia, bowiem znajduję się na łóżku. Nie moim, a skrzydła szpitalnego. Skrobię notatki w moim dzienniku. Pomieszczenie jest zadbane i przywodzi mi na myśl znane przez wszystkich mieszkańców miast piwnice. Wzdłuż tych "czterech ścian" znajduje się kilka łóżek i materacy, pościelonych i czystych. Jakiś dzień, dwa dni temu leżał obok mnie jeden ze stalkerów. Przed wyjściem opowiedział mi jak tutaj trafił - spotkał dwóch Bandytów. Mieli aks'y, a on bm-66. Zauważyli go. Udało mu się uciec i schować w krzaki. Ci próbowali go znaleźć. Jeden z nich dostał w czapę. Drugi zauważył go, a ten natychmiastowo wycofał się. Chciał uciec do bazy, ale nieszczęśliwie został trafiony w... dupę. Ciekawe, czy bolało, heh. Ee, położę się jeszcze. Leżąc już odkładam notatnik na podłogę. Powoli zasypiam... Pewnym krokiem idę wzdłuż pomieszczenia pełnego rur, myśląc tylko o celu. W dłoniach dzierżę saigę, automatyczną śrutówkę. Z rur, które przymocowane są na równoległych do siebie ścianach wydobywa się gaz. Nie czuję, żeby drapało mnie w płucach, czy gardle, ale zdecydowanie czuję czyjąś obecność. Przez gęste kłęby zauważam sylwetkę jakiejś postaci. Im wyraźniejszy jej zarys, tym bardziej kręci mi się w głowie i wyraźniej słyszę przedzierający pisk... Mój zmysł mówi, że jestem coraz bliżej sylwetki... łapie mnie za prawe ramię. Upuszczam strzelbę przez dziwne prądy, które przechodzą mi od miejsca dotyku do koniuszków palców. Rozprzestrzeniają się po całym ciele i docierają do mózgu... rozrywają mi go. Potrząsa mną, krzycząc moje imię... cała akcja "cofa się"...

-Kalibeer! Kur... de, obudź się!
-Co je..? Co je..? - wybąkuję zaspany
-Weź się obudź, no!
-Toć ja nie śpię... - mówię nadal zaspany
-Ta, nie śpisz. Lekarz pozwolił ci wyjść... ale nie do siebie. Szelborg cę woła.
-O ja pier*olę, ale sen miałem.
-Sny snami. Zbieraj się.

Wziąłem torbę i przeszedłem obok łóżek. Kiedy miałem już opuścić pomieszczenie, zauważyłem, że nie mam dziennika. Wróciłem po niego, chwyciłem i tym razem doszedłem do wyjścia.

***Grupa Strieloka***

Od kilku dni nie widziałem tego przepięknego widoku - stalkerskiego obozowiska. Mimo, że wali tu fajkami i smrodem przeróżnym, to i tak wolę być tu, niż w tym szpitalu. Trzask zamykanych za mną drzwi z deka "wyrwał" mnie z zaspania. "Najpierw pójdę do Kraba, Szelborg poczeka" pomyślałem i tak też zrobiłem. Na powitanie uszczęśliwiony handlarz rzucił:

-O ho, ho! Dobrze cię widzieć. Jak ciebie nie było w hali, inni dużo dobrego mówili o twoim poczynaniu. Fajnie mieć takiego stalkera jak ty w obozowisku. Powiedz mi, trudno było?
-No tak. Trudno.
-Ach. Więc w jakiej sprawie do mnie przybyłeś?
-Chciałbym pohandlować. Mam jeszcze "trochę" rubli.
-Co chciałbyś kupić?
-No nie wiem... może lepiej powiedz mi, co masz.
-Mam aks 74u, pistolet Makarowa, forta dwunastkę i kilka magazynków amunicji do nich. Mam jeszcze maskę przeciwgazową, ale już taką masz...
-Hm, a masz amunicję do TEGO pistoletu?

Dałem desert eagle'a Karpowi. Ten wytrzeszczył oczy i powiedział:

-O rzesz ty w pytę! Toć to waży jak ze dwa, albo trzy makarowy! Kurdę, IMI desert eagle'a widziałem, ale nie trzymałem... niestety, obawiam się, że takiej amunicji nie mam.

W tym samym momencie, w którym chciałem odpowiedzieć, palmtop dał znać o swoim istnieniu. Powiedziałem, iż muszę iść. Krab oddał broń, a ja wyjąłem palmtopa. Treść wiadomości: "Słyszałem, że wyszedłeś ze skrzydła. Dobrze. Bardzo dobrze. Przyjdź do gabinetu, omówić zadanie."

***

-Witam - przywitałem się, siadając na krześle w "kanciapie" dowódcy posterunku
-Witaj, witaj. - powiedział - Przejdźmy od razu do konkretów. Masz PDA tego handlarza, tak?
-Tak mam. - zagrzebałem w plecaku - Proszę.

Szelborg wziął urządzenie. Zaczął przy nim majstrować. Zdjął pokrywkę i wyjął malutką rzecz - najpewniej kartę pamięci. Uśmiech na jego twarzy był powstrzymywany, jednak marnie to wychodziło. Włożył moduł do gniazda laptopa. Mina troszkę mu zrzedła i prawie że krzyknął:

-No tak! Bloker! Dobrze, że mam odpowiedni programik...

Coś mruczał pod nosem jednocześnie klikając raz po raz w klawisze touchpada. Poczekał chwilkę na włączenie programu. Gdy się włączył, lekko uśmiechnął się. Po kilku następnych kliknięciach znów jego twarz wyglądała na zdenerwowaną, by w następnej kolejności przybrać kolor niemalowanego tynku.

-Co się stało? - spytałem zaniepokojony
-Z-z... zobacz sam... - odpowiedział drżącym głosem

Wstałem i szybko przeszedłem na jego stronę o mało nie wywracając kilku teczek i tony papierów. Zerknąłem na ekran:

-Co tu jest takiego niebywałego?
-Co jest? Tu już ten obrazek jest przerażający! Zobacz sam!

Spojrzałem na obrazek i odpowiedziałem:

-No co. Niebieski wilk na białym tle...
-Tak, a co on oznacza? Wiesz? - przerwał mi Szelborg
-Nie...
-Dobrze, wszystko ci wytłumaczę od początku. O początkach Zony. Powstała w 2006 roku poprzez zaje*iście ogromny wybuch zapoczątkowany mniejszym - z roku 1986. To właśnie przez elektrownię atomową w Czarnobylu wszystko się stało. Przez dwadzieścia lat naukowcy założyli od pięciu do ośmiu "tajnych" laboratoriów, których cześć stalkerzy odkryli w około cztery lata. A wiesz kto to finansował? Nie uwierzysz - Rosja. Niby nic wspólnego nie miała z wybuchem, tylko po jakiego grzyba finansowała eksperymenty? Cholera jedna ich wie. No to tak - w 2006 doszło do wybuchu, pierwszej Wielkiej Emisji. Zapoczątkowała istnienie Zony, poprzez zrobienie "wyrwy" na mapach w promieniu dwudziestu kilometrów od elektrowni. Zauważ, że kordon wojskowy ma średnicę trzydziestu. Niektóre laboratoria były pozarywane, pomimo położenia pod ziemią. Z tych zniszczonych budynków pouciekały przedziwne stwory - mutanty. To byli wojskowi, który dawno ze służby odeszli. Robiono na nich eksperymenty. Słyszałeś kiedyś o "Area 52" w Ameryce? Tam chciano stworzyć super-żołnierza. A co wyszło? Chupacabra. Choć to tylko legenda i materiał na creppy pasty. Wracając do Zony - przybywali pierwsi stalkerzy. Była to zbita grupa przyjaciół. Stopniowo było ich coraz więcej i więcej. Osiedli przy granicy północnej części strefy, nazwanym Kordonem. Była to uzupełniający się nawzajem zespól. Do czasu. Jeden z nich miał lepkie ręce i drugiemu coś zajumał. Po krótkim czasie się skapnął, że "kolega" ma ten sam zegarek... zaczęli się lać. Poszkodowany tak obił mordę złodziejowi, że wyglądał jak zombie. Ci co poparli złodzieja zostali wygnani, a ci co okradzionego - osieli w starej wiosce. To w zasadzie ci wystarczy. ale jak chcesz wiedzieć więcej - pytaj.

W taki oto sposób zakończył historię. Hm, o co mogę zapytać..?

-Tak, mam jakieś.
-No to śmiało. Spróbuję odpowiedzieć.
-Powiedz, co stało się z tymi grupami?
-No ci co zostali w Kordonie, nazwani zostali Stalkerami. Ten co obił mordę złodziejowi, został nazwany Sidorowiczem i osiadł w bunkrze. Pełnił rolę "dobrego" handlarza, ale z wiekiem stał się zbyt chciwy... i gruby. Ci co poparli złodzieja, udali się na Wysypisko. O dziwo nic tam nie było poza szczurami i tymi psami. Obity został nazwany Jogą. Został bezwzględnym dowódcą Bandytów. Co prawda został zgładzony przez jednego członka, ale jak pamięć moja sięga drugiego takiego chama nie było. Skoro już o frakcjach mowa, opowiem ci o Wolności i Powinności. Oni znaleźli się w podobny sposób co pierwsi, ale znacznie dalej poszli. Aż do Baru. A Bar znajdował się na północ od Wysypiska. Nie licząc Magazynów Wojskowych, ostoja trzech frakcji znajdowała się w samym środku dostępnej dla stalkerów Zony. Wracając do dwóch z nich - nie byli może zżyci, ale świetnie sobie radzili. Wybrali sobie miejsce, w którym często atakowały ich nibypsy i ślepe psy. Znajdowały trop, bo ileż tam krwi było... No i te dwie grupy miały swój teren. Jedni obrali wschodni, a drudzy zachodni. W pewnym momencie dowódca z zachodniej grupy przelazł na teren wschodniej... tym czynem rozpoczął piekło. Tak mówią inni, bo inni jeszcze mówią, że obydwie grupy mieli inne cele. W każdym bądź razie zachodni uciekli na Magazyny Wojskowe, nazwani "Wolnością", lub złośliwie anarchistami, a wschodni zostali w Barze jako "Powinność".
-Dobrze... a z której z tych frakcji pochodził ten kupiec?
-Był Najemnikiem... a wiesz, jeszcze jedno o frakcjach. Wiesz ile jest istniejących frakcji? Dwie. My i Bandyci, a kiedyś było tych grup raptem siedem. Powinność, Wolność, Najemnicy, Monolit i Wojsko zostało ogłoszono nieistniejącymi. Formalnie nie wiadomo jak jest naprawdę, ale tak się przyjęło i koniec. Jeszcze jakieś pytania?
-W sumie nie. Wystarczająco już wiem... jednakże mam najważniejsze - co z nagrodą?
-Na śmierć bym zapomniał!

Odpowiedział, odwracając się na pięcie w stronę sterty papierów. Znaczy odwrócił się do tyłu, ponieważ wszędzie ma te "góry". Wygrzebał z nich kufer - stary i obklejony przeróżnymi naklejka. Otworzył go i spytał się:

-Jakiej amunicji potrzebujesz? Śrutowej, pistoletowej, czy może karabinowej?
-Do dubeltówki i desert eagle'a.
-Do śrutówki i... powtórz jeszcze raz.
-Desert eagle'a...
-Skąd masz tą krowę? - spytał lekko zmieszany
-Miał go cel zadania.
-Pokaż no go. Amunicji może do niego nie mam, ale radę posiadam. Wywal to gówno, nie sprzedawaj, bo jeszcze jakiegoś Stalkera "przypadkowo" zabije. W cholerę jest popsuty.
-A naprawa?
-Naprawa? Nasz handlarz tego nie naprawi! Jakby jakimś cudem udało mu się tego dokonać, to uwierz mi - koszty przekroczą twój budżet. Jedyne co mogę zrobić, to wytrzeć go z zeschniętej krwi.

Wziął szmatkę i zaczął trzeć. Lekko poślinił skrzep i kontynuował czyszczenie. Po dość krótkiej chwili powiedział:

-No, czysty. Teraz nagroda.

Wrócił się do kufra. Chwyciwszy packę naboi śrutowych, z powrotem podszedł do biurka. Usiadł, a kładąc amunicję wyjął znany mi już mały sejf. Wyciągnąwszy trzy banknoty powiedział:

-Oto twoja zapłata - trzysta rubli i paczka naboi dwanaście na siedemdziesiąt milimetrów. Trzymaj.
-Dziękuję - odpowiedziałem

Przekroczyłem nad papierami i chwyciłem plecak. Skierowałem się do wyjścia, gdy Szelborg powiedział:

-Poczekaj jeszcze chwilę. Usiądź.

Wróciłem się i usiadłem na krześle, odkładając plecak na podłogę.

-Słucham?
-Tym razem poproszę cię o bardziej konkretną sprawę i jednocześnie ważniejszą. Chodzi mi o pewną rzecz, która jest zaszczytem dla Stalkerów - nie tylko dla mnie, ale i całej frakcji. Jeżeli dostałoby się to w łapska innych grup, a zwłaszcza Bandytów, skutki okazałyby się katastrofalne. Dosłownie. Zwiadowca opowiadał ci o "grupie Strieloka"?
-Nie.
-Och, to też trzeba wytłumaczyć... ale jeszcze nie nastał odpowiedni moment. Do sedna - papiery. Papiery, które należały do dowódcy tego zespołu - Strieloka. Gdybyś wiedział, kim on był, byś "z kapciów wyskoczył". Mówię całkiem serio. Na razie ani o Strieloku, ani o jego grupie wiedza ci nie jest potrzebna, tylko o dokumentach. Znajdź je, dobra?
-Spróbować mogę, ale cudów na patyku nie oczekuj. Powiedz mi tylko, gdzie te papiery mogą być?
-Oł... ja, niestety, nie znam ich położenia, ale znam kogoś, kto może pomóc. Musiałbyś dotrzeć do Zapomnianej Metropolii, naszej bazy głównej... raczej bazy głównej, znajdującej się w tejże lokacji. Szukaj starej szkoły - to właśnie ten budynek. Znajdziesz tam Wilka, dowódce frakcji, który przebywać może na którymś piętrze.
-Dobra. Powiedz mi teraz - gdzie ta Metropolia? Daleko stąd?
-Troszkę... jakieś pięć-sześć kilometrów, ale uwierz, opłaca się tam udać.
-Może i opłaca, ale trochę daleko jak na drogę piechotną...
-A kto powiedział, że na pieszo? Mamy w garażu ze trzy samochody. Co prawda stare, ale naprawione. Chcesz je obejrzeć? To idź do Kraba, on tym się zajmuje.
-Zajrzę do niego... a na tą chwilę - do widzenia.

Pożegnawszy się z dowódcą, podszedłem do drzwi.
Ostatnio edytowany przez StalkerCell 09 Gru 2013, 20:23, edytowano w sumie 11 razy

Za ten post StalkerCell otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Leo0502, derex202, Shaker279, kolak, Poldzer.
Awatar użytkownika
StalkerCell
Weteran

Posty: 575
Dołączenie: 17 Lut 2013, 17:06
Ostatnio był: 06 Kwi 2021, 01:46
Miejscowość: Paniewo
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 57

Reklamy Google

Re: Dziennik Stalkera

Postprzez Gizbarus w 29 Maj 2013, 21:36

Hmmmmmm... No właśnie, hmmmm. Powiem tak - czyta się to szybko, lekko i prosto. I nic poza tym. Ot, takie se opowiadanko w klimacie stalkera. Redaktor wjeżdża do Zony, prawie go zjada pijawka, nie wierzy własnym oczom, dostaje się do którejś z baz, dobry wujek stalker sypie mu groszem. Fabuła z deka naciągana, ale na razie jeszcze nie pęka w szwach. Co do błędów samych w sobie - przede wszystkim formatowanie tekstu leży i kwiczy jak zarzynana świnia... Co do innych byków, masz je poniżej:

poszukiwałem miejsca ów dźwięku


OWEGO dźwięku, nie 'ów'.

Ja p*****le, znów mi coś przerwało!


Znaczy co, gadał, a mu przerwali? Czy kabel od telefonu mu urwało? Połączenie mu przerwało? :P

w ponurą pieśń Czarnobylskich drzew...


Nie musisz pisać z dużej - 'czarnobylskich' pisze się z małej, jak większość przymiotników.

Zaoferował mi Kałacha i Makarova


Tak, jak pisał gdzieś Meesh - pisz takie nazwy z małej litery, według zasad języka ;)

Ciekawe po co im te bronie... maski przeciwgazowe, a i owszem, ale bronie?


Po pierwsze, nie 'bronie', bo to kojarzy się z kucykami Pony... Jeśli już, to "ta broń". Poza tym, raczej niezbyt to wygląda, kiedy powtarzasz to dwukrotnie w tak małym odstępie - zastąp to może jakąś "spluwą" albo "gnatem"?

była 24,


Po prostu "północ" - unikaj wpisywania cyfr do opowiadania, bo to wygląda nieładnie.

Poza tymi pierdółkami, to nawet w miarę to wygląda. No nic, pisz dalej, to się okaże, co z tego wyjdzie. Na razie jest na tyle strawne, że przeczytałem to od razu i skomentowałem :P
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir

Za ten post Gizbarus otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive StalkerCell.
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: Dziennik Stalkera

Postprzez StalkerCell w 29 Maj 2013, 21:48

Tak, o takie komentarze mi chodziło! Dzięki, teraz wiem co poprawić. Drugi roździał jest wg. mnie lepszy, ale też ma kilka powtórzeń. W pierwzsym nie wiedziałem jak rozwinąć tekst.
Ja p*****le, znów mi coś przerwało!

Znaczy co, gadał, a mu przerwali? Czy kabel od telefonu mu urwało? Połączenie mu przerwało? :P


Tu chodziło mi o mówienie w myślach bohatera.

w ponurą pieśń Czarnobylskich drzew...

Nie musisz pisać z dużej - 'czarnobylskich' pisze się z małej, jak większość przymiotników.


Wole z dużej :E
Awatar użytkownika
StalkerCell
Weteran

Posty: 575
Dołączenie: 17 Lut 2013, 17:06
Ostatnio był: 06 Kwi 2021, 01:46
Miejscowość: Paniewo
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 57

Re: Dziennik Stalkera

Postprzez Leo0502 w 29 Maj 2013, 22:14

"ah" i "zeżygałem" masz z błędami ortograficznymi, a poza tym jak napiszesz jeszcze trochę tej historii to postawie Ci Kozaka ;) :wódka:
Leo0502
Tropiciel

Posty: 358
Dołączenie: 20 Wrz 2012, 18:10
Ostatnio był: 25 Lis 2024, 20:50
Miejscowość: Pierdziszewice wylotem na Dupów
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: SPSA14
Kozaki: 140

Re: Dziennik Stalkera

Postprzez StalkerCell w 30 Maj 2013, 19:02

Oznajmiam, iż zaktualizowałem opowiadanie.
Awatar użytkownika
StalkerCell
Weteran

Posty: 575
Dołączenie: 17 Lut 2013, 17:06
Ostatnio był: 06 Kwi 2021, 01:46
Miejscowość: Paniewo
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 57

Re: Dziennik Stalkera

Postprzez derex202 w 30 Maj 2013, 20:21

Opowiadanie spoko czekam na następną część.Tylko nie rób tyle byków np. ńić ci nie jest
Awatar użytkownika
derex202
Kot

Posty: 23
Dołączenie: 31 Sie 2012, 16:02
Ostatnio był: 27 Wrz 2017, 22:22
Ulubiona broń: --
Kozaki: 2

Re: Dziennik Stalkera

Postprzez Leo0502 w 30 Maj 2013, 20:45

"w drógiej"; "rzuchwę" :facepalm:, weź puszczaj tekst przez Worda, albo lepiej przesyłaj go mi, a ja będę poprawiać błędy
Leo0502
Tropiciel

Posty: 358
Dołączenie: 20 Wrz 2012, 18:10
Ostatnio był: 25 Lis 2024, 20:50
Miejscowość: Pierdziszewice wylotem na Dupów
Frakcja: Wolność
Ulubiona broń: SPSA14
Kozaki: 140

Re: Dziennik Stalkera

Postprzez StalkerCell w 30 Maj 2013, 21:10

Sorry, ale poprawienie błędów podczas wklejania tekstu jest wg. mnie dla hajtów. No nic, jutro zacznę 3 roździał,
może jutro wrzuce... zobaczymy :)
Awatar użytkownika
StalkerCell
Weteran

Posty: 575
Dołączenie: 17 Lut 2013, 17:06
Ostatnio był: 06 Kwi 2021, 01:46
Miejscowość: Paniewo
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 57

Re: Dziennik Stalkera

Postprzez Universal w 30 Maj 2013, 21:23

Jak krytyka na konkretnych przykładach jest dla Ciebie hejtem, to nie pisz. Boli, bo ma trochę boleć, wpłynąć na ambicje. Rzadko zdarzają się teksty bez błędów, a najwyraźniej masz dość widoczne.

Tak trochę na marginesie - mnie niezmiernie, koszmarnie, cholernie irytuje - by nie powiedzieć dosadniej, to pisanie:
Stevinov

Makarova

http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629706 - na tym przykładzie, nie Stevinov, tylko Stewinow; nie Makarov, tylko Makarow. Nie wiem skąd się to bierze ludziom (dość popularne), ale zdaje się, że w polszczyźnie nie trzeba zapożyczać angielskiego zapisu, bo jest polski.

Panie i panowie specjaliści od rosyjskiego (lub innych języków wschodnich) - jak to jest? Mam nadzieję, że się nie mylę, bo tyle hektolitrów mojej żółci poszłoby na marne.

// I nie, nie chodzi mi o to, żeby komuś dosrać.
Awatar użytkownika
Universal
Monolit

Posty: 2618
Dołączenie: 21 Lip 2010, 17:54
Ostatnio był: 29 Lis 2024, 20:27
Miejscowość: Poznań
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 1052

Re: Dziennik Stalkera

Postprzez StalkerCell w 30 Maj 2013, 21:43

@Universal - nie chciałem nikogo obrazić. Jak pisałem w pierwszym poście jest to moje pierwsze opowiadanie, a lat nie mam dużo (joł parkour ziom :E ). Co do pisowni - nie wiem czemu w rosyjskich nazwach własnych zamiast 'w' piszę 'v' - jakoś mi to bardziej pasuje. A, i dziękuje za krytyke :D .

P.S. Nie chodzi o hajtowanie. Hajtów, czyli hardcorów.

:arrowd:
Te literówki spowodowane są tym, że piszę od razy na kompie, a nie na papierze. Na opowiadanie naszło mnie, kiedy tylko 'notbuka' :E miałem pod ręką.
Ostatnio edytowany przez StalkerCell, 30 Maj 2013, 21:52, edytowano w sumie 1 raz
Awatar użytkownika
StalkerCell
Weteran

Posty: 575
Dołączenie: 17 Lut 2013, 17:06
Ostatnio był: 06 Kwi 2021, 01:46
Miejscowość: Paniewo
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: 57

Re: Dziennik Stalkera

Postprzez Gizbarus w 30 Maj 2013, 21:47

Cell, Uni ma rację - stosowanie "V" podjeżdża językiem angielskim i hamburgerlandem. Po polsku będzie trzeba pisać przez "W", acz najlepiej spytaj Meesha albo Kriss.

Co do błędów - nie możesz wrzucać tekstu z niepoprawionymi literówkami, no stary...:facepalm: Co jak co, ale przynajmniej przeglądaj i pi razy oko je wyszukaj. Inaczej czytelnik poczuje się, jakbyś miał go w dupie, a tego nikt nie lubi.
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: Dziennik Stalkera

Postprzez Kudkudak w 30 Maj 2013, 22:01

Dodam, że błędy podkreślane są nawet tutaj, podczas wrzucania posta. PPM i poprawienie błędu nie pozbawi Cię sekund życia. Co do broni - Meesh pisał bodajże, że makarow nie Makarov. Oj, jak to zobaczy to Cię zabije ;)

PS. Roździał :TM:

ED: Piszesz na kompie? To jeszcze gorzej o Tobie świadczy! Każdy edytor(w większości) sprawdza błędy! Chłopie, weź zacznij pisać tekst w Wordzie zamiast w notatniku lub excelu :/
Image
Image Image Image Image Image

Za ten post Kudkudak otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Universal.
Awatar użytkownika
Kudkudak
Legenda

Posty: 1461
Dołączenie: 02 Lis 2011, 18:55
Ostatnio był: 02 Maj 2020, 00:25
Miejscowość: atomizer
Frakcja: Naukowcy
Ulubiona broń: RPG-7u
Kozaki: 656

Następna

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 26 gości