Czekać jak zwykle trzeba było ale jest. Miałem więcej czasu w weekend i oto jest kolejna część
Po przejściu bezpieczniejszej części strefy, Bury dotarł do wysypiska. Widział w miarę wyraźnie ogromne hałdy radioaktywnego złomu.
- Cholera ale jasna noc – pomyślał.
Po rozgwieżdżonym niebie sunęły leniwie niewielkie obłoki, księżyc mimo tego, iż nie był w pełni świecił wyjątkowo jasno.
– Ech łysy nie miałeś ku*wa kiedy wysunąć glacy – powiedział pod nosem stalker.
– A ch*j tam, nie ma co się teraz zastanawiać, trzeba ruszać, tylko inną drogą niż chciałem.
Przystanął przy krzakach rozejrzał się, zdjął plecak i zaczął w nim szperać. Wyciągnął sfatygowany detektor, podpiął do niego słuchawki i włożył jedną z nich do ucha. Włączył ustrojstwo, w uchu usłyszał cichy, niejednostajny szum. Zaczepił „magiczną skrzyneczkę” do pasa, przeładował karabin, zerknął na kaburę z obrzynem i upewniwszy się, że wszystko jest jak najbardziej na miejscu ruszył. Minął poorany pęknięciami z, których wyrastała trawa asfalt drogi wiodącej prosto do Cordonu.
- Nie będę ryzykował szybkiej przebieżki w taką noc, chrzanię to, za dużo ostatnio się słyszy o je*anych bandytach w tej okolicy – rozmawiał sam ze sobą w myślach.
Bury ostrożnie szedł kierując się w stronę dzikszej części Wysypiska. Idąc wykorzystywał każdą możliwą osłonę, nie było ich za wiele ale wiedział, że jak dotrze do terenów porośniętych krzewami, będzie w zasadzie bezpieczny, choć to słowo w zonie miało zupełnie inne znaczenie.
Maszerował w pewnym oddaleniu od rdzewiejących kup złomu, wiedział że tam czai się najgorsze. Niewidzialny zabójca, który nie dopada od razu a lubi troszkę pomęczyć. Wiedział, że gdyby przestawił detektor na licznik Geigera i podszedł do rdzewiejącej kupy rozmaitych odpadów, wskazówka wyskoczyła by ze skali.
Mijał doskonale znane mu pola anomalii, reagował na trzaski pojawiające się w słuchawce podłączonej do detektora. Nie lekceważył żadnych informacji płynących z małego metalowego pudełeczka. Gdy nie był pewien czy to detektor wariuje czy jego wyobraźnia płata mu figle rzucał kamyki.
– Wiesz Bury – powiedział mu kiedyś Stary – Nigdy nie lekceważ strefy, bo gdy wydaje Ci się, że znasz ją jak własną kieszeń. Okazuje się, że twoje flaki lecą jakieś 60 metrów w górę. – Zawsze starał się o tym pamiętać, ale niby każdy to wiedział a co dziennie jakiegoś gnoja trzeba było zakopać.
Po 20 minutach wytężonego marszu dotarł do granicy zarośli. - Teraz trzeba chwilę odczekać – pomyślał, wyjął z ucha słuchawkę i wszedł głębiej w zarośla. Po chwili kucnął zdjął z ramienia AKSu i zaczął nasłuchiwać. Wiatr lekko się wzmógł, gałęzie wierzb szumiały popychane kolejnymi podmuchami wiatru. Słyszał prawie wyłącznie szum wiatru. Z oddali rechotały żaby, znak że nikt nie kręci się przy zalanych rowach. – Spokojnie jak nigdy – mruknął do siebie – niezbyt dobrze jak na taką noc.
Wyjął z plecaka aluminiową menażkę z wodą. Odkręcił korek i upił spory łyk. W tym momencie usłyszał wrzask dobiegający od strony bajor. Był to głośny desperacki krzyk urwany w połowie.
– ku*wa wiedziałem, wiedziałem. – powtórzył w duchu.
Powoli wstał z ręką na spuście karabinu, próbował coś dojrzeć ale przez taką gęstwinę nie miał szans nic zobaczyć. Nagle znów usłyszał okrzyk tym razem stłumiony wydawało mu się, że ktoś wzywał pomocy.
– Jasna cholera, jednak to nie mutanty, drugi raz już by nie krzyknął. – pomyślał. – Nie mieszaj się ku*wa, to nie twoja sprawa – podpowiadał mu wewnętrzny głos – ku*wa, a może to ktoś znajomy – zastanawiał się Bury.
- Tylko zerknę, jak nie kumpel to pier*olę to – zdecydował i powoli ruszył.
Przedzierał się najciszej jak mógł, niestety krzaki nie był terenem stworzonym do skradania się. Zbliżał się do miejsca z, którego słyszał wrzaski. Musiał już być blisko, zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Wydawało mu się, że słyszy głosy, w dokładnym rozpoznaniu przeszkadzał mu wiatr. Zaczął znowu iść przed siebie, krzaki przerzedziły się i zaczął dostrzegać przed sobą polanę przy samym bajorku, zaciągniętym rzęsą wodną spomiędzy, której silnym blaskiem odbijał się od wody księżyc. Głosy stały się wyraźniejsze a kilkadziesiąt metrów przed sobą dostrzegł sylwetki. Kucnął i w zamarł z karabinem w rękach.
Widział troje ludzi, dwoje z nich stało nad trzecim, obydwaj mieli broń ale nie widział dokładnie jaką. Jeden mniejszy o głowę od drugiego mierzył z karabinu w leżącego, który prawdopodobnie był nieprzytomny bo nie ruszał się i nie wydawał żadnych dźwięków. Drugi z nich barczysty i wysoki przetrząsał plecak ofiary.
– Ech ku*wa nic ciekawego nie ma, kot pierdo*ony – powiedział szorstkim głosem jeden z napastników – popatrz ku*wa co on tu targał ze sobą - mówił dalej wyrzucając z plecaka kolejne przedmioty.
- Weź ku*wa rób to dokładniej – odpowiedział drugi – nawet nie zauważysz kasy jak tak będziesz to robił na odpie*dol.
- Jakiej kasy zobacz na ten syf, nawet broni przyzwoitej nie ma, ta tetetka pamięta II Wojnę Światową. – pokazał coś drugiemu.
- Dobra, olej to gówno i cuć go, może się coś da z niego wyciągnąć. – powiedział ten z bronią w ręku.
Drugi bandyta odrzucił plecak na bok i stanął nad leżącym. Złapał go za fraki i zaczął energicznie potrząsać. Nieprzytomny w rękach barczystego bandyty wyglądał jak szmaciana lalka, głowa na zmianę latała mu to do przodu to do tyłu.
– Obudź się pchlarzu, noż obudź się do piczki matjery. – krzyknął napastnik, po chwili napadnięty jakby stężał i otworzył oczy, natychmiast krzyknął ale cios pięści barczystego uciszył go momentalnie. Głowa odskoczyła mu do tyłu ale nie zemdlał. Jęczał tylko i trząsł się cały.
– Jeszcze raz mi tu krzyknij a wypruję ci flaki – powiedział osiłek i demonstracyjnie wyciągnął zza pasa długi, paskudnie wyglądający nóż. Schwytany kot zamilkł całkowicie ale trząsł się w dwójnasób. Wtedy odezwał się ten mniejszy.
– wje*ałeś się chłopaku, ale damy Ci szansę, jak odpowiesz nam na parę pytań to puścimy cię wolno. Jak będziesz cwaniakował to Wańka wypatroszy cię tu na miejscu. Kapujesz fajfusie?. – mówił zjadliwym tonem mniejszy. Żółtodziób pokiwał głową, że rozumie. – No to ułatwia sprawę synku – odpowiedział bandyta.
- To powiedz nam co tam w Cordonie ostatnio ciekawego słychać. Świeżynka jesteś na pewno coś widziałeś. Nie szykują się na nas tam przypadkiem? – pytał niższy, większy patrzył na kota i bawił się nożem.
- Nnnnic nnnie wiiiiem. Nnna prawdę jjjja nonowy. Nnnnic nnnie słłłyszałem.- jąkał się niemożebnie młody.
- ku*wa twoja mać, pruj mu flaki Wańka - ryknął niski. – Proszę nnieee- jęczał kot, barczysty w tym momencie uderzył go trzonkiem noża w twarz. Chłopak momentalnie oklapł.
- Nie kazałem ci go ku*wa wypatroszyć? – zapytał mniejszy.
- Czekaj Saszka, nie miałbyś ochoty? No wiesz. Potem go i tak zarżniemy. Zapytał niepewnie Wania.
- Tobie ku*wa jedno w głowie, ale ch*j tam jak chcesz dymaj.
- A co tu można wydymać innego, no powiedz mi? - Żachnął się osiłek i wyraźnie zadowolony zaczął szarpać się ze spodniami nieprzytomnego. Niski zaśmiał się chrypliwym głosem.
- ku*wa czegoś takiego to jeszcze nie widziałem – pomyślał Bury mierząc z karabinu delikatnie nad głową dowodzącego bandyty. Nacisnął spust, kula z sykiem wystrzeliła z lufy. Czubek głowy bandziora eksplodował, krew bryznęła w górę a ciało z łomotem opadło na ziemię. Stalker miał wrażenie, że pobudzone adrenaliną serce wyskoczy mu z piersi. Większy z nich zareagował nie od razu, ale po chwili zerwał się na nogi, spodnie miał na wysokości kolan. Bury tylko na to czekał, wiedząc, że będzie mógł oddać bezpieczny strzał. Wcześniej przestawił broń na serię. Zatelepało karabinem, kilka pocisków z furkotem przeorało plecy napastnika, padł na brzuch przygniatając swym ciałem niedoszłą ofiarę gwałtu. Bury odsiedział chwilę, wpatrzony w leżące ciała napastników. Adrenalina przestawała działać a serce wracało do normalnej pracy, jednak ręce jeszcze lekko mu drżały, a oddech był lekko przyspieszony.
– Dwóch sku*wysynów mniej – mruknął zadowolony.
Wreszcie wstał i podszedł do ciał i napadniętego. Zrobiło się trochę ciemniej gdy podniósł głowę ujrzał, że niebo zaczynały zasłaniać chmury. Zarośniętą kilkudniowym zarostem twarz przywódcy oblepiała zaschnięta krew. Obydwaj bandyci byli ubrani w ciemne kurtki i czarne bojówki, obok mniejszego leżał MP-5, większy miał na plecach uszkodzony AK-74 - Jedna z kul trafiła w sam zamek, jak pech to pech - pomyślał Bury.
Podszedł do trupa leżącego na chłopaku i zwalił go nogą z nieprzytomnego. Zobaczył zastygniętą w przerażeniu twarz bandyty. Jego facjata poznaczona był więziennymi tatuażami, na ustach zastygła krew.
Zbliżył się do chłopaka, przewiesił bron na ramię i odwrócił go na plecy.
- O, ku*wa - powiedział odruchowo jak zobaczył głowę napadniętego. Prawa strona jego twarzy wyglądała jak balon. Pod okiem wykwitał ogromny krwiak, prawdopodobnie po uderzeniu trzonkiem. Kot oddychał nieregularnie i chrapliwie.
- No pobudka dzieciaku - powiedział stalker i poruszył nim.
Po dłuższej chwili, otworzył oczy i z przerażeniem spojrzał na Burego.
- Spokojnie stary, spokojnie nic Ci nie będzie, ja swój - Uspokoił go pospiesznie.
Chłopak chwilę się nie odzywał, rozejrzał się w koło i powiedział.
- ku*wa, a dlaczego ja nie mam spodni? - Bury ryknął śmiechem.