„(…) i będzie to twoje ostatnie zlecenie. Mam nadzieję, że wyraziłem się na tyle jasno, bym nie musiał się martwić? W końcu jesteś najlepszy. A, i jeszcze jedno… Drużyna zostanie wygenerowana losowo, a informacje o sprzęcie będą w przysłanym PDA. Bakteria!”
Po przeczytaniu zawartości Grigorij zaczął smętnie gnieść kartkę, by następnie wrzucić ją kominka. Płomienie iskrzyły się oświetlając jego małą chatkę mieszczącą się we Władykaukazie na zboczu Kaukazu. Wyglądem przypominała typowy domek traperów wypełniony trofeami, szufladkami z ubraniem oraz skrzyniami z amunicją i pułapkami. Gdy Świstak wrócił do swojego bujanego fotela, ujął w dłoń fotografię i począł rozpamiętywać.
- Moje pierwsze zadanie… Grigorij „Świstak” Pawłow, Major sił powietrznodesantowych.
Odłożył fotografię, spojrzał przelotnie na odznaczenia wiszące na ścianie, następnie na swoje dłonie. Wstał, ubrał się w stary mundur, przewiesił strzelbę myśliwską i stanął przed lustrem.
- Po tylu latach brzmi to strasznie dziwnie. Major Świstak, tak, major…
Grigorij Pawłow to zaprawiony w boju wojskowy, obecnie najemnik. Ma 38 lat, jest średniego wzrostu muskularnym mężczyzną. Posiada bliznę na prawej ręce, która ciągnie się od palca serdecznego aż po ramię, niebieskie oczy oraz średniej długości blond włosy. Jest spokojny, opanowany, potrafi zachować zimną krew i zmotywować innych do działania.
Podczas jego rozmyślań przed oczami przeminęła mu kolejna wizja mordowania niczemu winnych ludzi by samemu zarobić na utrzymanie. Zastanawiał się długo, a gdy wreszcie podjął decyzję, coś zmusiło go by przyjął to zadanie. Świstak niechętnie sięgnął po przysłane PDA, obejrzał urządzenie dokładnie, przeczytał instrukcję i zaczął wpisywać:
„Cel i miejsce misji… Przewidywana data rozpoczęcia i zakończenia… Proponowani członkowie… Wyposażenie… Nagroda…”
W odpowiedzi dostał skrócony komunikat, wskazujący jakiś błąd w miejscu misji:
„Eliminacja celów, eskorta klienta do strefy kontrolowanej przez siły przyjaciół… Strefa Zona. Data rozpoczęcia: 11.03.2013, Przewidywana data zakończenia: 17.04.2013. Wybrano 5 z 24 wytypowanych propozycji: Pułkownik Burłak, Starszy Sierżant Rybakow, Sierżant Woronin, Sierżant Kosa, Doktor Stachowskij. Ekwipunek oddziału zawierał będzie kilka zestawów broni, dopasowanych do członków zespołu oraz wzmocnione pancerze, używane przez najemników z obustronnym zamkniętym obiegiem powietrza. Nagroda wynosi 800.000 Rubli, doliczając po 50.000 Rubli na głowę dla reszty drużyny. Potwierdzenie Udziału…”
- Strefa Zona? Co to do cholery jest Strefa Zona? Mam kolejny raz siedzieć na zadupiu i czekać aż ktoś wychyli się dostać kulkę pomiędzy oczy? – Zawahał się, aczkolwiek po krótkiej chwili namysłu potwierdził przyjęcie misji i dodał. – Chrzanić to, bynajmniej zwiedzę trochę świata. Komputer, przekaż członkom, że spotkanie nastąpi na granicy Strefy Zony.
W powietrzu unosiły się odgłosy komputera drukującego kopię polecenia. Świstak odłożył PDA, zdjął stary mundur i dołożył trochę walącego się w rogu chałupy drwa do kominka, następnie odszedł ciężkim krokiem w stronę sypialni. Słychać było jedynie głośne chrząknięcie poprzedzające zamykanie drzwi do sypialni. Mężczyzna układał się do snu, który mógł okazać się tym ostatnim. Następnego ranka Grigorij od razu sięgnął po PDA i wysłał wiadomość o spotkaniu Burłakowi, a chwilę później skierował się w stronę szafy, zapakował najbardziej potrzebne przedmioty i zamknął drzwi. Był przygotowany na wszystko, tak mu się bynajmniej wydawało, ale gdy jadąc swoim Suzuki Grand Vitara zauważył dwa zbliżające się motocykle, ciało automatycznie zaczęło mu drętwieć. Wykryli go przed operacją, a może ktoś go sprzedał? Przecież to niemożliwe.
Motocykle podjechały koło auta, jeden z kierujących pojazdami zapukał w szybę od strony kierowcy. Świstak powolnym ruchem uchylił szybę, szykując przy okazji swoją Berettę, lecz motocyklista go uprzedził i zawołał.
- Towarzyszu majorze, meldują się bracia sierżanci Woronin i Kosa, mamy jechać z panem.
- Tak, jasne, ale zawiadomić to nie łaska, sami wiecie jak jest w tych czasach?
- Przepraszamy towarzyszu, ale mieli was uprzedzić... - Odpowiedział niepewnie Woronin.
- I poinformować o tym, że reszta oddziału już czeka! - Wtrącił się Kosa.
Major kiwnął głową i wskazał im by prowadzili, a ci usłuchali i wyprzedzili jego wóz. Teraz jechali jakby w konwoju, a Grigorij miał chwilę by się zrelaksować i pomyśleć nad misją.
- Wszelkie wytyczne otrzymamy w Strefie Zona. Mamy nie zadawać głupich pytań, a jeśli ktoś chce się wycofać, ma ostatnią szansę. Cholera, pewnie będzie niezła zadyma.
Dzięki autostradzie i około 6 dniom i kilku godzinom jazdy oraz odpoczynku, na miejscu byli 10 marca pod wieczór. Zatrzymali się w pobliskim hotelu, opłaconym wcześniej przez nieznanego klienta na nazwisko Pawłow. Major zebrał wokół siebie ludzi, przedstawił się i rozpoczął krótką przemowę. Po jej zakończeniu kazał ludziom zjeść porządną kolację, przygotować przywieziony sprzęt i iść spać bo pobudka będzie z samego rana. Sam sięgnął po mapy, zaznaczył obszar „Zony” na mapie i szukał dogodnego miejsca do przeprawy niezauważonym przez patrolowane ogrodzenia.
- Szlag by to trafił, czy oni wszędzie mają patrole? – Zdenerwował się lekko, w jego oczach widać było niepokój, ale kamienna twarz dobrze to kamuflowała.
- Niech się pan nie martwi, majorze. Jest jedno takie miejsce. – Postać w rogu wyszła z cienia. Major zręcznie przekręcił się w jej stronę, celując w jej głowę nabitą Berettą. Twarz nieznajomego była Świstakowi znajoma, to Wytrych, jego „informator”.
- Proszę się nie obawiać, mam przydatne informacje.
- Nie wątpię, ale jeśli jeszcze raz tak zrobisz… - Major zablokował i schował do kabury broń. – Nieważne, mów.
- Będzie łatwiej gdy prześlę to panu na PDA, majorze. Nie tylko pan wybiera się do Zony.
Świstak zawahał się trzymając dłoń na kaburze. Nie ufał Wytrychowi, ale ten zawsze miał przydatne informacje, więc zaryzykował.
- Wykonuj co musisz, ale… Nie żądasz żadnej zapłaty?
Prawdziwe imię Wytrycha to Esteban, z pochodzenia kubańczyk. Poznali się na jednej z mniej przyjemnych dla Świstaka misji. Oddział najemników został wprowadzony w zasadzkę więc wpadł do pierwszego lepszego pokoju i zabunkrował się czekając na posiłki. Niespodziewanie, w pokoju było ciało martwego mafiosa i wiszący nad nim Wytrych, pobity i osłabiony, zdolny jedynie zebrać siły by skręcić strażnikowi kark. Dwie i pół godziny męczono się z agresorami, gdy wszystko ucichło a do ich uszu doszła rozmowa:
- Najemnicy się nie spisali, ale bynajmniej my mogliśmy wyjść postrzelać. – Powiedział ktoś grubym tonem.
- Znajdźcie ich, lub ich ciała, i pozbądźcie się dowodów na ich wynajem. – Rozkazał spokojniejszy głos, a po chwili dało się usłyszeć dobijanie oprychów z mafii. – Szukajcie wszędzie, nie chcę mieć kolejnych problemów z Kubańczykami. Gdyby to znaleźli, rozumiesz ku*wa!?
Informator wyciągnął swoje PDA nadal patrząc na Świstaka. Widział że ten jest niepewny jego zamiarów, więc go zignorował i zajął się przesyłaniem danych. Kliknął parę razy, powiedział coś pod nosem i dodał.
- Gotowe, zapłata? Mówiłem panu, jedziemy na tym samym wózku. Ja też muszę dostać się do Zony odebrać przedmioty z wewnątrz sprzedawane i przenoszone przez kurierów, w tym mnie, na zewnątrz.
- Dam Ci szansę, jednak będziemy Cię mieć na oku! Opuścisz mój pokój? – Świstak wziął swoje pikające PDA do ręki, włączył mini-mapkę i znalazł tam zaznaczony obszar chroniony przez 11 żołnierzy w dzień i 4 w nocy. – Już tędy chodziłeś?
- Tak, raz. Ja już nie będę przeszkadzał. – Wytrych ukłonił się i wyszedł rzucając na odchodne. - Powodzenia! Widzimy się rano.
Zamknął drzwi, a major od razu przystąpił do analizowania terenu. Przygotowywał odprawę, plan taktyczny i wieczorną herbatę. Był ospały, ale wiedział że musi to skończyć dziś więc skupił wszystkie szare komórki na zaplanowaniu drogi do Zony. Będąc w połowie pracy, przysunął stolik bliżej swojego miejsca spania, usiadł na łóżku i kontynuował swoją robotę. Około wpół do pierwszej nad ranem Major padł bezsilnie na łóżko i zasnął owity snami o przyszłości swojej i swoich nowych podopiecznych.
Część Pierwsza, Długa droga do Zimnego.
:
Następnego dnia wieczorem, bo przespali prawie cały dzień, Świstaka obudziła Starszy Sierżant Rybakov. Major musiał naprawdę zaspać bo ta mówiła do niego ze zdziwieniem na twarzy.
- Grigorij… Panie majorze, nic panu nie jest? Przemęcza się pan. – Rzuciła po kilku niezrozumiałych dla Świstaka zdaniach. – Mamy tylko 40 minut przygotowania.
- Szlag by to, papierkowa robota! – Rzucił, a następnie poprosił gestem dłoni by Natasza opuściła pokój, podnosząc i zakładając mundur maskujący. – Przekaż Burłakowi by rozpoczął musztrę.
- Tak jest! – Dostał w odpowiedzi, ale nie był to głos kobiecy. Widocznie Burłak był za drzwiami i czekał.
Wybiła godzina dziewiąta dwadzieścia. W tej chwili powinni już przygotowywać się do wejścia w Strefę Zony. Niestety, major zdał sobie sprawę że trzeba będzie działać szybko i sprawnie, bez niepotrzebnych zatrzymań. Rozpoczęła się skrócona musztra.
- Uwaga, za dokładnie trzydzieści pięć minut powinniśmy być już w Strefie Zony. Będę się streszczał, bo nam się spieszy. Wiecie już, że misja trwa cały miesiąc, tak? Otóż najprawdopodobniej będzie to najtrudniejsza misja w waszym życiu. Jeśli nie wrócimy z niej żywi, cóż… Mówi się trudno, nie da się wszystkiego przewidzieć. Dobra, wystąpić po kolei i zameldować się, zostawić wszystkie rzeczy osobiste, mogące przyczynić się do odkrycia waszej tożsamości i ruszamy w drogę, chyba że ktoś woli się wycofać to lepiej teraz, bo potem nie będzie już odwrotu, jasne?!
Pierwszy wyszedł Witalij Smirnow, na którego wołano Burłak. Nie wiadomo skąd pochodzi, ale jedno jest pewne, tylko Świstak potrafi go odnaleźć. Może to dlatego, że tak długo pracowali razem. Burłak to wysoki, łysy i przygotowany na wszystko maniak ekstremalny. Ma 34 lata, a swoją cechą charakterystyczną, pieprzykiem wielkości piłeczki pingpongowej mieszczącym się na jego pępku, bardzo lubi się chwalić. Ma typowo słowiański charakter, więc przypuszcza się że pochodzi ze słowańskiej części Europy. Lubi pić do upadłego, jeść tonami i denerwować przełożonych.
- Pułkownik Witalij Smirnow melduje się na rozkaz. W oddziale pełnię rolę zastępcy dowódcy. Specjalizuję się w zwiadzie, pułapkach i kamuflażu. Lubię sobie wypić i…
- Morda żołnierzu! – Świstak wrzasnął gwałtownie. – Wracaj do szeregu, nie będziesz mi ludzi alkoholizował.
Następna w hierarchii była Starszy Sierżant Natasza Rybakov, 35-letnia bezdzietna kobieta, wkręcona do służby najemnej przez Bakterię. Niska, czerwono-włosa i bardzo atrakcyjna mimo mięśni i rzeźby, których nie powstydziłby się żaden osiłek. Liczne blizny na ciele oraz tatuaż na nodze udowadniają jej opowiadania o wielu potyczkach w różnych stronach świata. Przez innych w oddziale traktowana na równi, mimo częstych żartów w stronę kobiet. Zdyscyplinowana i cicha, nie lubi dużo gadać, co przeraża Woroninów i rozbawia Burłaka.
- Starszy sierżant Natasza Rybakov, na rozkaz! – Powiedziała obserwując w odbiciu szyby twarze uśmiechających się od ucha do ucha towarzyszy. – Komandos i strzelec wyborowy.
- Do szeregu. – Odpowiedział major i wywołał pozostałe trzy osoby: Sierżantów Artura i Wasilija „Kosa” Woroninów oraz Doktora Stachowskij. – Ruchy, ruchy, cholerne sukinsyny!
Pierwszy z braci, Artur, to były marynarz floty rosyjskiej, zwolniony za podburzanie współpracowników. Ma 38 lat i jest rozwodnikiem, posiadającym córkę w wieku 2,5 roku. Jest również łysy oraz cierpi na płaskostopie. Często awanturuje się z bratem. W oddziale pełni służbę mechanika cudotwórcy oraz zaopatrzeniowca.
Kosa, a właściwie Wasilij to przeciwieństwo Artura. Wysoki na prawie dwa metry, strasznie umięśniony i przygotowany na wszystko człowiek rodem z horroru. Klimatu dodaje również jego odcień skóry, jakby dopiero co opuścił solarium. Także Łysy, specjalista od ciężkiego sprzętu i masakry na polu bitwy.
Doktor Stachowskij to, zapewne najmądrzejszy w tej grupie, spec od medykamentów, promieniowania i innych rzeczy związanych z jego zawodem. Nie posługuje się swoim imieniem, dlatego wszyscy wołają na niego "Stachu" lub "Kacze Nogi". Druga ksywka wzięła się od jego pokrzywionych nóg i wielkiej głowy, powodujących że prawie zawsze wpada w tarapaty. Doktor to także najstarszy członek zespołu. Posiada 41 lat, metr siedemdziesiąt pięć wzrostu oraz krótkie ciemne włosy. Świstak z Burłakiem nauczyli go jak posługiwać się bronią i wyszkolili jak normalnego nowicjusza, ale z mniejszym naciskiem.
Gdy wszyscy się odmeldowali major kazał wsiadać do dwóch czekających na parkingu motelowym land roverów, którymi skierowali się pod miejsce z możliwością wejścia do Strefy, po drodze odbierając sprzęt. Po dotarciu na miejsce mieli jeszcze siedem minut do zmiany warty. Każdy wziął swoją broń, amunicję, odebrał PDA i założył pancerz, a następnie ruszył za Burłakiem. Czając się w krzakach obserwowali ruszające się pomiędzy drzewami postacie.
- Jeden, dwaj, trzej… czterej, pięciu. – Liczył Burłak nie odrywając lornetki od oczu. – W sumie sześciu, to tylu co nas. Damy im radę.
- Mieliśmy wejść po cichu, nie pamiętasz? – Przypomniał mu Świstak. – Przemyślałeś tą propozycję zanim ją zaproponowałeś?
Burłak nie odezwał się już do przełożonego, natomiast Artur przepchał się przez Doktora i Kosę gadających o jakichś nadnaturalnych możliwościach, oraz wskazał na pobliskie drzewo dodając po chwili zastanowienia.
- Mamy dobry sprzęt, amunicji też pod dostatkiem, ale możemy to zrobić bez rozlewu krwi. – Zatrzymał się na moment, obserwując towarzyszy, następnie kontynuował widząc ich zaciekawione miny. – Wysadzę drzewo, na pewno zlecą się by zobaczyć co się stało, a my przeczołgamy się przez krzaki. W razie czego Kosa będzie osłaniał.
- Taa, jasne. Zapomnij gnoju, ja sam na nich siedmiu? – Oburzył się Kosa.
- A co? Wymiękasz? – Ich uszu doszedł znajomy głos Wytrycha – Ja mogę osłaniać. Przy okazji mam tutaj granat ogłuszający, mogący dać nam więcej czasu.
- Dobra, Wytrych. Idziesz za doktorem, Kosa będzie ci pomagał. – Powiedział Grigorij i dał znak by rozpocząć akcję. – Daję wam dziewięćdziesiąt sekund.
Wytrych i Kosa pobiegli w lewo, a Artur w prawo, i każdy zajął się przygotowaniem. Nie minęło kilka sekund i rozległy się strzały. Oddział usłyszał w radiu głos Kosy:
- Cholera, wykryły nas sku*wysyny! Jedenastu, jak podawał Wytrych, poradzimy sobie ze wszystkimi, oprócz snajpera!
- Drzewo wyburzone, ale ktoś do mnie strzela. Dostałem, lekkie draśnięcie przy piszczelu. Dam radę do was dobiec. – Przekazywał informacje Artur.
Strzały były coraz bardziej słyszalne. Poleciało nawet kilka granatów, w tym ten ogłuszający. Burłak wziął się do pracy i ściągnął z ramienia zmodyfikowanego Dragunova. Poprawił sprzęt, znalazł dogodną pozycję do strzału i wyszukuje snajpera.
- Niech to, dajcie namiary, nie widzę go. – Wołał przez radio!
- Na wzniesieniu, ciemno-zielone przy konarze drzewa. – Otrzymał odpowiedź.
Nacelował na podane miejsce i rzeczywiście coś tam się ruszało. Przygotował się do strzału, znalazł kształty mogące być głową i strzelił. Musiał chybić bo ktoś zaczął drzeć się niemiłosiernie. Przygotował kolejny nabój i strzelił, tym razem celniej, a postać zamknęła się momentalnie.
Kolejne strzelaniny również ucichły, do grupy wrócili Artur i po chwili Burłak. Ten drugi ze złymi wiadomościami. Złapał powietrze i powoli zaczął opowiadać o szybkim zwiadzie jaki wykonał po zestrzeleniu snajpera i dobiciu konających, ubranych w wojskowe mundury.
- Sprzątnęliśmy całą obstawę, będziemy poszukiwani jeśli to się wyda! Złapali Kosę, a Wytrych leży w dziurze, martwy. Nie było przy nim żadnych przedmiotów.
- Szlag by to trafił! Mój brat, mój młodszy brat! Musimy coś zrobić!
Zaczął unosić się Artur, ale został zatrzymany i opamiętany przez Świstaka. Kurz unoszący się po strzelaninie opadł, a major przygotowując się do wymarszu powiedział uspokajająco.
- Tak mu nie pomożemy. Na pewno wzięli od niego PDA, mamy nadajnik więc namierzenie go nie będzie trudne. Wpierw musimy dostać się do bezpiecznego sektora.
Ruszyli przed siebie uzbrojeni po zęby i przygotowani na niespotykane. Stachowskij po drodze upierał się by opatrzyć ranę Artura, ale ten uważał, że nie ma takiej potrzeby. W końcu Burłak wszedł w anomalię. Wyszedł cały poobijany i zadrapany, ale także zlęknięty.
- Co to do cholery jest, ku*wa? Nie pisałem się na coś takiego! – Spokojnym, aczkolwiek nadal wystraszonym głosem. – Obsrałem całe portki, myślałem że to jaka mina czy coś.
- Zapomniałem was uprzedzić. – Wtrącił się Doktor. – W swoich PDA macie informacje o anomaliach i emisjach. Powinniście zwrócić na nie uwagę.
- Tak myślałam. – Dodała Natasza. Nie wyglądała na zaskoczoną. – W każdym razie musimy iść dalej.
- Dajcie mi chociaż kilkanaście sekund na rozładowanie emocji. – Powiedział Burłak i wskoczył za najbliższy krzak.
- Pospiesz się! Doktorze, jak można wykryć te… „anomalie”? Jest jakiś sposób. – Zaczął wypytywać Major.
- Tak, jest parę sposobów. Najłatwiejszy z nich to łuski po nabojach lub gwoździe. Rzucacie takie metr od siebie i jeśli coś się wydarzy to jest tam anomalia. Całkiem proste, prawda?
- Tak, chyba tak. – Odpowiedział Świstak i rozkazał gestem ruszać dalej, ale ostrożniej, widząc że Burłak wraca!
Szli tak może przez dwadzieścia, trzydzieści minut. Był już prawie środek nocy, zegarki pokazywały dziesiątą trzydzieści. W końcu, po długiej wędrówce mijając anomalie i polując na coś, co wyglądem przypominało psa, znaleźli się w małym obozowisku i już na powitanie były problemy.
- Stój, kto idzie? – Rozległ się dźwięk przeładowywanego Kałasznikowa. – Zidentyfikujcie się! Widzimy was, żadnych sztuczek.
Rzeczywiście, trawa wokół nich była podświetlona przez latarki, a do grupy zbliżały się trzy postacie. Wszyscy unosili bronie, ale major kazał się wstrzymać.
- Tu go nie znajdziecie! Czekaj, powtórz ostatnie zdanie! – Ten sam głos, już spokojniej.
- Jestem Major Świstak i przybywam tu ze swoją grupą jako kolejni „stalkerzy” w Zonie. – Zaczął powoli, ale rozluźnił się przy końcu zdania, dodając. – Poszukujemy schronienia i artefaktów, ale nie mamy dobrego sprzętu do pomiarów anomalii.
- Więc dlaczego do cholery macie takie bronie i pancerze najemników? – Nerwowo wykrzyczał młody chłopak, na oko dziewiętnaście, może dwadzieścia lat.
- Po drodze usłyszeliśmy strzały, było około 20 ciał z czego połowa miała te pancerze. Odebraliśmy je i uciekliśmy, przecież nie pokażemy się tu w wojskowych uniformach! To jak, znajdzie się dla nas trochę miejsca?
Chłopak podszedł do oddziału, przedstawił się i zaprowadził ich do obozowiska, gdzie za przystępną cenę obkupili się w prowiant i detektory. W obozie spędzili cztery dni, wypełniając zadania i patrolując okolice. Z rozmów z miejscowymi wywnioskowali że znajdują się w sektorze wejściowym, tak zwanym Kordonie, oraz że więcej jajogłowych znajduje się nad Jantarem oraz w Janowie i Prypeci, ale to kawał drogi stąd.
Pod koniec czwartego dnia w Zonie Świstak rozpoczął pisanie dziennika w swoim PDA:
„Dzień czwarty, 14.03.2013, godzina 10:50
Mędrzec na rozstaju
Siedzimy na tym drzewie z Kluczem i Burłakiem od godziny. Polujemy na jakiegoś wielkiego zwierza. Poznałem trochę tutejszą zwierzynę, naturę i koegzystencję z ludźmi, i mogę powiedzieć że zaczyna mi się tu podobać. O 12, w samo południe dostałem nowy namiar. Jutro siódma czterdzieści wyruszamy zlikwidować nasz pierwszy cel. To znany bandyta organizujący nielegalne przemyty artefaktów do klientów konkurencji, a nasz cel jest jasny. Kulka pomiędzy oczy. Operacja dostała kryptonim „Mędrzec na rozstaju”, sam nie wiem dlaczego, ale mnie również wydaje się odpowiednia. W końcu kroczymy przed siebie na dwa fronty…
Większość tutejszych nowicjuszy, zwanych kotami, przystawia się do Nataszy. Miło było zobaczyć parę nadłamanych szczęk czy poszarpanych stalkerów wracających ze „wspólnego” polowania z naszą panią sierżant. Artur załamał się. Tęskni za córką, która dorasta bez niego. Cały czas szuka też tropu i poszlak dotyczących zniknięcia Kosy. Obwinia za wszystko Burłaka. Ostatnio, co dziwne, upił się z obozowym pijaczyną i leżą teraz gdzieś w namiotach. Rozmawiałem z Burłakiem jak przyjaciel z przyjacielem o tym, jak strasznie podoba mu się Natasza. W sumie nie dziwię mu się, ale on naprawdę się zakochał. Nie wiem co teraz, nie powinienem roztrząsać ich prywatnych spraw, ale jestem dowódcą, musze wiedzieć wszystko. Doktor poobijał się niedaleko z kilkoma kotami w poszukiwaniu artefaktów. Dzięki jego badaniom mamy ulepszone kombinezony, a anomalie to już nie taki problem jak kilka dni temu.
Sam nie wiem co sądzić o tym miejscu, z jednej strony mnie przeraża. Wszędzie ta szarość, to zniszczenie i panujący chaos. Zmutowane zwierzęta, ludzie, jedynie ptaki wyglądają normalnie. Szczerze współczuję byłym mieszkańcom tych terenów przed i po wybuchu. Zawsze będzie to ryzyko. Z drugiej jednak strony, tutaj zawsze coś się dzieje. Zarobić można nawet na zwykły wysraniu się, o ile znajdziesz zleceniodawcę i dobre miejsce, a o takie tu nie problem. Powoli zaczyna mi się niszczyć broń, trzeba będzie coś przy niej zmajstrować. Miło byłoby także dostać jakiś artefakt, podobno dobrze przerobiony ma dziwne właściwości.”
W obozie zostali jeszcze dwa dni, a potem wyruszyli na „poszukiwanie artefaktów”. Rzeczywiście, po drodze znaleźli niemało artefaktów, chociaż nie były one takie cenne w świecie Zony. Ich interesował tylko cel podróży, Ivan „Zimny” Chołopcew. Nie wiedzą dlaczego mają go zlikwidować i co takiego zrobił innym stalkerom, ale jest na pierwszej dziesiątce najbardziej nienawidzonych stalkerów roku. Podobno ma zatargi i nie spłaca długów, ale to tylko oficjalny powód. Każdy w drużynie zastanawia się nad tym nieoficjalnym, który stał się tematem do rozmów przez cały siódmy dzień wyprawy.
- … i spróbuj jeszcze raz tak zrobić, to pożałujesz! – Mówiła Natasza podniesionym, aczkolwiek nadal cichym, głosem do towarzysza z tyłu.
- Przepraszam, przecież się zdarza! – Burłak nie był zdolny powstrzymywać dalej salwy śmiechu.
- Bawi Cię rzucanie kamykami w moje cycki? A może sam chciałbyś takie mieć, głupi wyrostku. – Starszy sierżant powoli rozkręcała się w swoich obelgach na Burłaka, a ten kontynuował swoją zabawę.
- Dobra, mam was dosyć. Natasza, idziesz za doktorkiem, a ty… - Major wskazał na Burłaka – Wypad na przód, jesteś zwiadowcą, nie je*anym maczo.
Obydwoje usłuchali rozkazów i ranna droga przez krzaki, łąki i czasami opuszczone budowle minęła im prawie całkiem spokojnie, gdyby tylko Burłakowi znów nie zebrało się na rzucaniem czymś dla zabawy, rzucaniem granatami w biegające niedaleko zwierzęta przypominające krowy.
- Co ty do cholery znów odwalasz? – Grigorij, już porządnie wkurzony zresztą jak reszta oddziału, agresywnie konwersował z Burłakiem przez radio. – Odbiło ci? Opanuj się inaczej wiesz co się stanie, znasz zasady!
- Tak, jasne. – Burłak naśmiewał się przez radio. – A niby jak mnie znajdziesz i kto was doprowadzi do…
Coś przerwało, ale radio zwiadowcy nadal działało. Najprawdopodobniej coś lub ktoś na nich czychał. Major dał znać reszcie by przygotowała broń i poczekała na niego, a sam zachowując zimną krew ruszył po Burłaka.
- Burłak, Burłak! To wcale nie jest śmieszne, ale Cię spiorę jak wyjdziemy z tego cało! – Wykrzykiwał. – Wyłaź stary druhu, koniec tego droczenia się!
Momentalnie poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Nie zdążył się odwrócić bo krajobraz wokół niego momentalnie zrobił się cały czarny. Widział siebie w lesie pośród biegających pomiędzy drzewami zwierząt, naprzeciwko stali jego kamraci, rodzina a nawet jego ex, zmartwiona czemu nie ma go tak długo. Świstak usiłował do nich podejść, ale obraz powoli rozmywał się. Las zanikał, a na jego miejsce pojawiało się coś na kształt wielkich gór gruzu i metalu. Musiał być na jakimś złomowisku, ale jak to?
- Gdzie… gdzie ja jestem? – Zapytał bezwładnie. – Kto mnie porwał, odezwijcie się?
Leżał tak chwilę, a gdy wreszcie doczekał się odpowiedzi, poczuł że ktoś go przeszukuje.
- Witamy na Złomowisku. – Odpowiedział cienki, męski głos. – Jak Ci się u nas podoba? No nie wierć się, ja tu zarabiam!
- Zostaw… Zostaw mnie! – Zaczął krzyczeć Grigorij. Wiedział że jest na straconej pozycji jeśli znajdą jego PDA. – Nie dotykaj moich rzeczy! Urżnę Ci łeb.
- Spokojnie, staruszku. Bo ci żyłka pęknie. – Kolejny, tym razem grubszy głos zaczął swoją przemowę – Jak widzisz, niestety jesteśmy bandytami, a ty nie masz dzisiaj szczęścia. Nalał bym ci wina, ale rozumiesz, sam nie mam za dużo i muszę oszczędzać.
Ktoś mówił tak przez chwilę, a potem nagle zamilkł. Najprawdopodobniej pokazywał coś innym, bo dało się usłyszeć poruszający się materiał ubrania. Najprawdopodobniej zbliżał się ktoś, kto mógł przeszkodzić bandytom w ich niecnych planach. Świstak naliczył 4 bandytów, ale nie był pewny czy jest ich tylko tylu. Rozmyślając jak tu uciec ktoś doczołgał się do niego.
- Ciebie też złapali? Pieprzone granaty! – Mówił rozbawionym głosem Burłak. – No nic, to siedzimy w tym razem jak za dawnych czasów.
- Burłak to ty? – Świstak nie ukrywał szczęścia na widok kolegi. – Myślałem, że coś Cię dopadło.
- Mnie? Już prędzej Ciebie dogonią ślepe psy bez przednich nóg niż mnie coś się stanie.
Śmiejąc się, Burłak wytłumaczył Majorowi co i jak, aby ten mógł pomyśleć. O dziwo, niewiadomo dlaczego Świstak także dostał napadu dziwnie dobrego humoru, ale racjonalne wyjaśnienie to biała chmurka dymu unosząca się wokół nich. Ktoś najprawdopodobniej spalał sobie skręta.
- Kolego, podziel się! – Wykrzyczał Burłak – My ty też jesteśmy!
- Właśnie… Stary, opanuj się! – Świstak zadowolony próbował się kontrolować. – Dopiero co były jakieś problemy, znajduję Ciebie a potem nagle ten dobry humor.
Nie zwracali już na dalsze krzyki i strzały, bawili się świetnie. Kolejnego, ósmego dnia Burłak wstał pierwszy i obudził kompana. Obydwaj byli ułożeni na prowizorycznych łóżkach a wszędzie zalatywało od Marysi.
- Który to dzień, stary? – Zapytał Burłak. – No odpowiedz, język Ci ucięli?
- Ktoś idzie, udawaj że śpisz! – Warknął Burłak, sam przykrył się poduszką tak, by jednym okiem widzieć nadchodzącą postać. – Ale rób to porządnie.
Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna o jasnej karnacji. Przyjrzał się dokładnie Świstakowi, a następnie krzyknął coś w stylu „to ten”, ale Świstak znowu zapadł w sen. Pół godziny później obudził się w jeszcze innym pokoju, ale ten był pełen ludzi.
- No, towarzyszu Świstak, miło że wracacie do nas. – Powiedziała Natasza i widząc na twarzy majora dziwny wyraz od razu dodała. – Po tym jak poszliście szukać Burłaka usłyszeliśmy huk, najprawdopodobniej granatu hukowego, przejęłam dowodzenie i staraliśmy się wam pomóc, ale wy zniknęliście w dymie. Nasze wołanie o pomoc odebrała grupka ludzi, każących mówić na siebie „Wolność”.
- Kto nimi dowodzi i kto nas porwał? – Pytania padały z ust majora coraz szybciej, nie czekając na odpowiedzi poprzednich. – Czym jest ta „Wolność”? Odpowiedz!
- Panie majorze, proszę się uspokoić. Jest pan w dobrych rękach. – Nieznajomy wtrącił się do rozmowy. – Nazywam się Szogun. Dowodzę tym posterunkiem i posiadam garstkę dobrych ludzi. Prawdziwy dowódca siedzi w naszej bazie i czeka.
- Co z moją bronią? – Zapytał Świstak.
- Niestety, skradziona prócz pańskiej Beretty. Pancerz i detektory także zniknęły. Jedynie dobrze ukryte PDA przetrwało, ale rzeczy Burłaka nie miały tyle szczęścia co on sam. Znaleziono je wrzucone do anomalii, a wokół nich trupy trzech stalkerów, chcących to wyciągnąć.
- Mam jeszcze ostatnie pytanie. – Major zachwiał się. Wyciągnął PDA i pokazał Szogunowi zdjęcie. – Znasz go? To Zimny, szukam go.
- Szybko go nie znajdziesz. Koleś pracował z Duchem i ponoć zna parę jego sztuczek.
- Tak czy siak, gdzie go szukać?
- Dobra, powiem Ci, ale jak zrobisz coś dla mnie, zrozumiano?
- Jasne, tylko szybko.
Tak Szogun zaczął opowiadać o Agropromie, kompleksie laboratoriów w którym zalęgło się „To Coś” co nie daje spać ani żołnierzom Powinności, ani Wolności. Zawarto kruchy rozejm mający na celu wyeliminowanie bestii za nagrodę jaką jest darmowe przejście w każde miejsce zony kontrolowane przez te frakcje. Podobno potwór jest tego wart, a nawet więcej. Tak czy siak, major dopiero po chwili przyjął to zadanie.
- … i pamiętajcie, majorze. On wychodzi tylko o świcie, a potem cały czas się wyleguje.
- Będziemy ostrożni. – Major odpowiedział, uśmiechnął się i zawołał. – Natasza, zbieraj ludzi, wychodzimy. Uwaga stalkerzy, szukamy chętnych na wyprawę do „Bestii”!
„Dzień dziewiąty, 19.03.2013, godzina 4:42
Mędrzec na rozstaju
Natasza, nasz snajper, ulokowała się na dachu jednego z budynków laboratorium. Wraz z nią było tam jeszcze dwóch ochroniarzy, jeden z pancerzem Powinności, jeden z kurtką najemnika. Podobno obaj pokłócili się o to, kto będzie pierwszy pilnował. O mało co nie doszło do strzelaniny, a Natasza, jak profesjonalistka strzeliła każdemu w papę tak, że aż ja poczułem, dwieście metrów dalej.
Potwór cały czas mnie obserwuje, wie że na niego poluję i widzi każdy nasz ruch, ale nie atakuje. Pewnie czeka aż podejdziemy, ale nie ma na co liczyć, mogę tak siedzieć do jutra i nawet dłużej. Zastanawia mnie tylko dlaczego większość stalkerów wolała trzymać się Burłaka. Pewnie znowu im czegoś naobiecywał, jak to on ma w zwyczaju.
O 4:44 rozpoczynamy rzeź. Natasza przygotowała sprzęt, a ja przyjąłem od handlarzy dobry, szyty na miarę uniform. Plan jest prosty, ona oślepia cel, Burłak go ogłusza, a ja i jego „banda” robimy zadymę. Wydaje się proste, jak zwykle zresztą.”
- Mamy go, leży, leży! – Krzyczał jeden z przybyłych, który chwilę później stracił krtań od uderzenia potwora.
- O boże, co to jest? – Major pytał przez radio. – Przecież coś takiego w ogóle nie powinno istnieć.
Gdy potwór przestał się szamotać poleciały ostatnie granaty, na wszelki wypadek. Wszyscy podeszli bliżej, aby przekonać się, że potwór, który nikomu nie pozwalał wstać to zraniony i rozwścieczony Nibyolbrzym. Chociaż ten był z lekka większy, to i tak zgodnie uznano, że każdemu się coś należy. Nawet nieprzytomni ochroniarze Nataszy ubiegali się potem o swoją działkę.
Major ze swoim oddziałem powrócił na posterunek Wolności i poinformował Szoguna o zajściu. Ten zdziwiony, że tak się bał, polał majorowi dobrą wódkę. Zaczęło się rozluźniać więc wrócili do tematu Zimnego.
- Zimny? A, ten najemnik. Tak znam go. – Mówił Szogun, ale nie był zbyt przekonujący. – Chodzi Ci o tego Zimnego co pracuje dla naukowców?
- Jeśli to ten „zły” Zimny to tak. – Ciągnął spokojnie Major – Mówisz, że pracuje dla jajogłowych. Gdzie dokładnie?
- Jantar, jeszcze dokładniej ruchomy obóz naukowy nad Jantarem. Jest jednym z wartowników, a tak właściwie czego od niego chcesz?
- To już nie twój biznes. Wrócę tutaj i przyniosę Ci coś dobrego, jeśli to prawdziwe informacje.
Zbliżało się południe, a grupa Grigorija była coraz bliżej Jantaru. Z daleka widać już było pojawiającą się w oddali fabrykę. Każdy w drodze ładował sprzęt i przygotowywał się na spotkanie z podobnymi sobie.
- Słuchajcie, weźcie te tabletki. Pomogą wam wydzielić odpowiednio dużo Adrenaliny, by wam pomóc, ale byście potem szybko wrócili do siebie. – Mówił Stachowskij. – To mój nowy wynalazek! Prawda że dobre?
- Dobrze to będzie, jak zamkniesz papę! Zastanawiam się czy Kosa jeszcze żyje, a ty mi przeszkadzasz! – Odpowiedział mu Artur.
- Cisza, Burłak, ruszaj a my odpoczniemy. – Major dał chwilę odpoczynku przed nieuniknioną walką. – On może wiedzieć coś na temat twojego brata, w końcu to zbir.
Burłak wrócił półtorej godziny później, przyniósł przy okazji stare dokumenty jajogłowych, z których wynikało że chcieli przesunąć mury jeszcze dalej, ale wtedy zacznie im przeszkadzać górka na północ od obozowiska.
- Stamtąd powinnam mieć dobrą pozycję do strzału, wystarczy że wskażecie mi cel. – Natasza ucieszyła się na akcję.
- A ja narobię szumu, tak by wszyscy się zlecieli. – Dodał skromnie Artur.
- Dobra, macie wolną rękę, tylko nie odwalać i działać drużynowo. – Major uśmiechnął się lekko i zawołał do siebie Stachowskija. – Dla Ciebie mam zadanie specjalne, zostaniesz tutaj z jajogłowymi i wyciągniesz od nich wszystko co wiedzą o tej… Zonie! Jasne?
- Tak, ale jeśli można. Cena też pójdzie w górę. – Odparł Stachowskij. – Poza tym, czy nie będzie podejrzane zjawianie się na chwilę przed wybuchem?
- Nie, jeśli będziesz w tłumie ludzi w czasie wybuchu. Burłak się tym zajmie.
Trzynaście sekund do wybuchu, Stachowskij siedzi z jajogłowymi a Artur ubezpiecza Nataszę, która aktualnie celuje prosto pomiędzy oczy niskiego, ale za to jakiego grubego celu. Chwila zawachania, wstrzymany oddech, przymierzenie i strzał. Rozległ się huk wyburzanej ściany, a chwilę później mały Ukrainiec nie miał głowy. Oddział szybko ewakuował się stamtąd zostawiając tylko jedną małą kamerę na drzewie, trzysta metrów od wejścia do obozowiska naukowców, tak na wszelki wypadek.
- Zadowoleni? Ja także, gratuluję. – Major z chęcią pokazywał swoje zadowolenie. – Zostały tylko dwa cele i wracamy do domu, ale pamiętajcie, że mamy tu wytrzymać jeszcze 21 dni i wyprowadzić doktorka. A… i przy okazji odnaleźć PDA Kosy, teraz już mamy czas by iść dalej.
Do posterunku Wolnościowców przybyli w nocy, budząc przy tym połowę okolicy. Natasza zła na Burłaka poszła się wykąpać i od razu uciekła spać. Reszta usiadła przy ognisku z wartownikami i razem opróżnili trzy butelki jakiejś taniej, ruskiej wódki. Po godzinie każdy w dobrym humorze rozszedł się do swoich jakże wygodnych łóżek, by zrobić miejsca zmiennikom wartowników.
Cześć, wstawiam to tutaj bo szukam krytyków. Nie jestem dobry w te klocki (szczerze mówiąc amatorszczyzna), ale mam nadzieję, że opowiadanie będzie się podobać. Jest to prologue, a swoją pracę rozplanowaną mam na prolog, 3 części główne i zakończenie. Za każde większe błędy lub pomysły co do prologu i dalszej fabuły (mam swoją rozpisaną na kartce, ale zawsze warto poradzić się innych) będę nagradzał . Dzięki za pomoc i zrozumienie.
Ostatnio edytowany przez ScaraB 27 Maj 2013, 00:21, edytowano w sumie 5 razy
Całkiem sympatycznie się zaczyna, zgrabne zawiązanie. Zobaczymy, jak dalej. Odpuść technikalia (Chaser, Wintar, takie tam - te rzeczy istnieją tylko w grze).
Aha, nie ogarnąłem z tym Uralem - że niby co, samochodem jechali do Kijowa? To jest 2.5K km... chyba że czegoś nie doczytałem. Kaukaz, no to jeszcze, jeszcze, ale Ural? Chyba że to do tej Zony z Southern Comfort?
"Patrząc po forum, to głównym objawem meeshophobii jest ból dupy." - T. "Przybędzie autor wielki na forum wasze i ferment siać będzie wśród userów płochych, prowadząc do upadku domeny Kowuniowej" Whl 6:15 - S.
Za ten post Meesh otrzymał następujące punkty reputacji:
Zapraszam do krytykowania, mam jeden pomysł więcej, ale najpierw chcę skończyć ten i usłyszeć krytykę na temat poszczególnych rozdziałów a potem całości.
Przeczytałem, jak to dobry opiekun kącika pisarskiego
Powiem tak - jak na początkującego, to nawet da się to czytać. Dość przyjemnie, do połowy nawet nie tak chaotycznie i z jakkolwiek wciągającą historią. Jednak od połowy zaczyna się tragedia - regularnie łamiesz narrację, wrzucając wstawki w czasie teraźniejszym, dialogi i rozmowy są coraz bardziej chaotyczne, a dni nagle mijają jak z bata strzelił. Co do błędów samych w sobie - parę znalazłem, ale nie jest aż tak źle. Co do większych byków, które mnie ubodły:
Burłak to wysoki, łysy i przygotowany na wszystko maniak ekstremalny. Ma 34 lata, a swoją cechą charakterystyczną, pieprzykiem wielkości piłeczki pingpongowej mieszczącym się na jego pępku, bardzo lubi się chwalić. Ma typowo słowiański charakter, więc przypuszcza się że pochodzi ze słowańskiej części Europy. Lubi pić do upadłego, jeść tonami i denerwować przełożonych.
Najpierw zaczynasz opis w czasie teraźniejszym, a potem znów wracasz do czasu przeszłego - nie rób tak.
Burłak wziął się do pracy i ściągnął z ramienia zmodyfikowanego Dragunova
Zmodyfikowany Dragunov to może być w grze W życiu codziennym nie używa się tak ich określeń - po prostu ściągnął Dragunowa. Jeśli koniecznie ma być ulepszony, to w którymś z dialogów wspomnij o tym, że ma wymieniony zamek/iglicę/dodatkowo obciążoną lufę/niepotrzebne skreślić.
Przygotował kolejny nabój i strzelił, tym razem celniej, a postać zamknęła się momentalnie.
W Dragunowie nie musisz przygotowywać kolejnego naboju, bo to karabin samopowtarzalny.
- Szlag by to trafił! Mój brat, mój młodszy brat! Musimy coś zrobić!
Zaczął unosić się Artur, ale został zatrzymany i opamiętany przez Świstaka
Jeśli już Artur ma zacząć się unosić, to napisz to po myślniku, zaraz po jego kwestii dialogowej, albo napisz to inaczej. Poza tym - to KTOŚ może się opamiętać, a nie można opamiętać KOGOŚ. Kogoś to można "przywieźć do opamiętania"
Wszyscy unosili bronie
Broń, unosili broń... Bronie kojarzą się z psychofanami kucyków...
W obozie spędzili cztery dni, wypełniając zadania i patrolując okolice.
Skoro minęły aż cztery dni, mógłbyś wprowadzić nowy rozdział - tymczasem robisz to parę zdań dalej. Poza tym - "wypełniając zadania" jest zwrotem typowo kojarzonym z grą. Postaraj się go zastąpić czymś innym, może: "Przez cztery dni pobytu w obozie pomagali stalkerom w polowaniach na zmutowaną zwierzynę, poszukiwaniach 'artefaktów', czy patrolowaniu okolic".
W obozie zostali jeszcze dwa dni, a potem wyruszyli na „poszukiwanie artefaktów”. Rzeczywiście, po drodze znaleźli niemało artefaktów, chociaż nie były one takie cenne w świecie Zony.
Narracja teoretycznie jest z osoby majora, a w praktyce tutaj znów zaczynasz pisać o całej grupie, ni z tego, ni z owego - może zmień takie łamańce na "zostaliśMY, poszliśMY", albo zdecyduj, czy rzeczywiście ma to być pierwszoosobowa narracja.
Tak, jak już pisałem - nawet niezłe to opowiadanie, acz sporo jest błędów i niedopatrzeń, jak choćby wymienione wyżej. Pisz dalej, a nuż się wyrobisz
Jedna uwaga natury ogólnej do wszystkich piszących:
pliiiiiiiiz nazwy broni z małej litery. Jak ktoś ściąga z ramienia Dragunowa, to znaczy, że miał biedaka Jewgienija Dragunowa na ramieniu i go niósł do tej pory... A o strzelaniu z Jewgienija Dragunowa nawet nie chcę myśleć. To samo Kałasznikow - ja wiem, że Michaił Timofiejewicz ma już swoje lata, ale jeśli ma pluć ołowiem i bluzgać ogniem, to długo już nie pociągnie. Nie, Gaston Glock nie zmieści się do kabury. Chyba że po kremacji, albo "grawikoncentracie".
Uprzedzam atak wikipedystów i książkowców - tam macie artykuły o *modelach* broni, siłą rzeczy wtedy pisanych z dużej litery, jako a) właśnie model broni, b) hasło pod danym wpisem.
Jeśli chcecie napisać, że bohater używa broni, to: "podrzuca do ramienia kałasznikowa", "strzela z dragunowa", "repetuje glocka". Jako przedmiot, nie jako twórcę broni. Chcecie, aby bohater użył peemu model MP5 ? Spoko, niech "wyciągnie empepiątkę". Przyznacie chyba, że nawet zgrabnie to wygląda, nie zaburza wizualnie narracji tekstu. Jasne? Jasne. Dla mnie też było to swego czasu duże zaskoczenie, ale tak jest.
"Patrząc po forum, to głównym objawem meeshophobii jest ból dupy." - T. "Przybędzie autor wielki na forum wasze i ferment siać będzie wśród userów płochych, prowadząc do upadku domeny Kowuniowej" Whl 6:15 - S.
Zastosuję się do waszych uwag najszybciej jak się da. Narazie niech to zostanie tak jak jest, ale za 2-3 dni powinna być już poprawiona wersja.
Burłak to wysoki, łysy i przygotowany na wszystko maniak ekstremalny. Ma 34 lata, a swoją cechą charakterystyczną, pieprzykiem wielkości piłeczki pingpongowej mieszczącym się na jego pępku, bardzo lubi się chwalić. Ma typowo słowiański charakter, więc przypuszcza się że pochodzi ze słowańskiej części Europy. Lubi pić do upadłego, jeść tonami i denerwować przełożonych.
Najpierw zaczynasz opis w czasie teraźniejszym, a potem znów wracasz do czasu przeszłego - nie rób tak.
Nie rozumiem tylko o co ci dokładniej tutaj chodzi. Wszystko przy opisach chyba jest okej. Całość działa się kiedyś, a oni opisywani są w teraźniejszości bo mimo że minął jeden miesiąc to nie zmienili się tak bardzo więc to chyba na miejscu lub ja czegoś nie rozumiem, a niestety z pochodzenia jestem niekumaty.
Meesh - post zabawny i w pewnym stopniu masz rację, ale... No właśnie, zawsze jest jednak 'ale'. Zdajesz sobie sprawę, jak kretyńsko wypada w tekście "empepiątka"? To już wolę napisać 'MP5' - może i wygląda jak z artykułu na Wikipedii, ale przynajmniej nie brzmi jak hamerykański bohater, w kąciku ust żujący cygaro, tudzież wykałaczkę
[EDIT]
Chodzi o to, że jak zaczynasz pisać opowiadanie w czasie przeszłym, to trzymaj się go - nie możesz nagle z dupy wskakiwać w czas teraźniejszy, bo w ten sposób łamiesz narrację. Co za problem opisać bohatera także w czasie przeszłym?
Niestety, Giz, nie "w pewnym stopniu", tylko po prostu. Zasady pisowni języka polskiego, dowolna książką z dobrą korektą. Nie będę komentował tego, czy wypada kretyńsko, czy nie, bo nasze subiektywne odczucia nie są (na szczęście? niestety? po prostu nie są) podstawą do zasad pisowni. Tak samo nie napiszesz w książce "9x19", tylko piszesz "dziewięć na dziewiętnaście" albo "dziewięć Para" - tak po prostu jest. Get over it.
Oczywiście - każdy może pisać, jak mu się chce, ale jeśli czynimy sobie profesję i sport z poprawiania świeżaków za przecinki, to bądźmy konsekwentni w tej poprawności.
Tak samo nie wsiadasz do Mercedesa, tylko do mercedesa. A akurat "empepiątka" jest świetna, bo się odmienia przez przypadki i liczby. Pomyśl sobie, jaka była jazda z "gietrzydzieścisześć"...
"Patrząc po forum, to głównym objawem meeshophobii jest ból dupy." - T. "Przybędzie autor wielki na forum wasze i ferment siać będzie wśród userów płochych, prowadząc do upadku domeny Kowuniowej" Whl 6:15 - S.
Za ten post Meesh otrzymał następujące punkty reputacji: