Witam, Drogą wstępu chciałem powiedzieć, że nie jestem "pisarzem błogosławionym" i pewnie wiele wypisanych tu rzeczy uznacie za kompletnie bez sensu.
Kwestia Czasu
Prolog
:
Minęło już wiele lat od katastrofy w Czarnobylu. Niektórzy twierdzą, że to miejsce jest już bezpieczne… Mylą się. Zona to piekło, o jakim nigdy nie śniłeś, a moja historia może to potwierdzić. W roku 2014, ja i mój kompan weszliśmy na teren zakazany. „Wszystko będzie dobrze!”, „Będziemy bogaci!”. Wmawialiśmy sobie… to były kłamstwa, nic nie poszło dobrze. Nie posłuchaliśmy… Zona rzeczywiście żyła własnym życiem. Wszelakie anomalie, emisje, mutanty i inne pierdoły… To była czysta masakra, różne myśli przychodziły mi do głowy, ale w życiu nie pomyślałbym o tym, że moglibyśmy wpakować się w takie bagno…
Rozdział I
:
To był zimny, nieprzyjemny wieczór. Wraz z moim przyjacielem, Kretem siedzieliśmy przy ognisku. Oboje zapatrzeni w płomienie, piliśmy wódkę i jedliśmy kiełbasę.
- To jak będzie? – Spytał się mnie Kret. - Tak jak mówiłem! – Powiedziałem wprost.
Widocznie niezadowolony wstał od ogniska i, dopijając swoją wódkę, wszedł do namiotu. Następnego poranka obudziłem się przy ledwie, co żarzącym się ogniu. Wstałem, podszedłem do naszego namiotu by sprawdzić jak się czuje Kret, ale nie było go tam…
- Cholera… - Parsknąłem pod nosem…
Zniknął również jego kałasznikow, co jednoznacznie oznaczało, że nie planował wrócić prędko.
Minęło kilka godzin, a on ciągle nie wracał. Panika w tym momencie była jak najbardziej na miejscu. Z każdą chwilą, mój styl myślenia coraz bardziej się zmieniał. Na początek miałem nadzieje, że wszystko będzie dobrze. Nie, zaraz… przecież to Kret! On wpakuje się w kłopoty, niezależnie od sytuacji. Więc zamiast siedzieć na tyłku, postanowiłem go odszukać. Nie była to jednak moja najmądrzejsza decyzja. Ale nie zważając uwagi na to, co może się stać, zwinąłem nasz obóz, załadowałem swojego Dragunov’a, po czym zarzuciwszy go na plecy, ruszyłem w pogoń za Kretem.
Plan był prosty; odnaleźć go, wbić mu do głowy kilka rzeczy, a na koniec ruszyć na północ Zony, ale jak już wspomniałem, nie była to moja najmądrzejsza decyzja… Być może wszystko potoczyło by się dobrze, gdybym poczekał na niego w obozie… No nic, stało się… Jednak był jeden problem. Gdzie on mógł się podziać?! Wyruszyłem w pogoń, bez jakiejkolwiek wiedzy na temat tego, gdzie on mógł się zaszyć. Zona jednak, była po mojej stronie. Kret utknął w labiryncie anomalii, jak? Cóż, świeżo spalone ciało leżące koło niego, już mówiło dużo.
- Proszę, proszę! Kogóż my tu mamy? – Powiedziałem, lekko drwiąco do Kreta. - Tak, tak… śmiej się. Pomożesz? – Odparł.
Jeśli nazwiecie mnie największym farciarzem świata, to was wyśmieje! Według mnie to nie było szczęście… Ona chciała bym odnalazł mego kompana…
Ostatnio edytowany przez ArchErR48 27 Maj 2013, 17:44, edytowano w sumie 4 razy
1. Ostatnia linijka prologu: "pomyślał bym" powinno być pisane łącznie. 2 Szósta linijka rozdziału: " i dopijając swoją wódkę," - jako, że "dopijając swoją wódkę" jest wtrąceniem, po "i" też powinien być przecinek.
Masz wpisane w zainteresowania "pisanie krótkich bzdetów". A coś dłuższego? Tekst nie jest jeszcze taki najgorszy, przynajmniej nie jest to kolejna historia o fryzjerze, który szedł do Zony z dwudziestoma bochnami chleba Błędów też jest mało i to, podejrzewam, przez Twoje niedopatrzenie.
Kiedy zacząłeś pisać? Niewiele lepiej wyglądały moje opowiadania w pierwszych próbach.
Dzięki za słowa otuchy. Pisać zacząłem na początku roku, kiedy postanowiłem robić coś bardziej przydatnego. Z początku były to właśnie te "krótkie bzdety", na 3-5 stron w "Wordzie". Co do błędów, postaram się trochę bardziej, następnym razem. Problemem jest to, że nie mam wyczucia co do przecinków. Niby znam kilka tych reguł, ale zawsze walnę jakiś błąd gramatyczny.
I pomyśleć, że odkładałem czas przeczytania tego opowiadania, bo spodziewałem się czegoś choć trochę dłuższego... No nic - poza faktem, że jest 'tragedycznie' wręcz krótkie, to nie jest aż tak źle. Chociaż z drugiej strony ciężko ocenić po tak krótkim kawałku... No nic, pisz dalej, a się okaże.