Trochę przydługie, ale ma swoją moc.
John Rambo siedział w unoszącym się nad dżunglą helikopterze Apache AH 64 i rozwiązywał krzyżówkę dla dzieci opóźnionych. "Ambicjonalność inwariantów" - przeczytał szeptem i gały mu wyszły na wierzch z wysiłku. Był to znak, że jego umysł zaczął pracować najintensywniej jak to możliwe. Czyli po prostu przebudził się z długiego letargu. Niestety ani wywalanie gał, ani drapanie się komandoskim nożem po czole nie dało spodziewanych rezultatów. Rambo zawstydził się. On, człowiek ze stali, z gruzobetonu nie znał niestety odpowiedzi. Pomyślał, że lepiej opuścić to hasło i przejść do następnego. Cztery pionowo: "destabilność kombiwalentów", wydukał i zrobił się bardziej czerwony niż pomidor. Pilot, który zauważył jego niezwykły kolor twarzy, natychmiast wypchnął go z helikoptera. Nie był w ciemię bity - ostatnim razem, kiedy Rambo stał się czerwony, inny pilot nie zdążył zareagować i John puścił takiego bąką, że wydusił z miejsca całą załogę helikoptera plus pluton zwiadowczy oraz słodkiego kiciusia o ślicznym imieniu Sherman, maskotkę pułku.
Rambo, nadal zdziwiony, że nie leci już w miękkim fotelu helikoptera, wciąż zastanawiał się nad ostatnim hasłem krzyżówki. Był tak pochłonięty myśleniem, że nie poczuł nawet momentu lądowania. Tym bardziej że to miał "miękkie", przez przypadek bowiem osiadł w sztabie wojsk Vietcongu. Wietnamczycy stracili 124 żołnierzy, 357 było rannych, a 27 zaginionych w akcji, natomiast Rambo nie odniósł poważniejszych obrażeń. Może z wyjątkiem rany po widelcu, który dość boleśnie wbił mu się w pośladek.
Gdy siedział spokojnie na stole z mapami sztabowymi pośród ciał oficerów Vietcongu, grupa uzbrojonych w kałachy żółtków próbowała zajść go od południa. W tym właśnie momencie Rambo poczuł dotkliwy głód. Z kieszeni (których miał około 50) wyjął zapakowaną w pergamin kanapkę z pasztetową. Dopiero po chwili stwierdził, że przez przypadek pożarł kompas w metalowej obudowie. Z kolejnej kieszeni, tym razem już trafnie, wyciągnął wyżej wzmiankowaną kanapkę. Ugryzł spory kęs, a papierek odrzucił daleko za siebie. Przypadek sprawił, że papierowa kula uderzyła jednego ze skradających się Wietnamczyków w czoło i urwała mu głowę. Równie nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności oderwana głowa spadła na zapalnik miny przeciwpiechotnej. Straty Vietcongu to 478 zabitych, 1564 rannych i 2000 zaginionych. Rambo zeskoczył ze stołu. Traf chciał, że spadł na wychodzących z podziemnego schronu żołnierzy. Straty Wietnamczyków to 395 zabitych, 2564 rannych i 500 000 zaginionych.
Mniej więcej po godzinie przedzierania się naszego dzielnego wojaka przez dżunglę straty Vietcongu przerosły liczbę wszystkich żyjących ludzi żyjących w Wietnamie. Do kontynuowania opowieści "pożyczono" więc 15 mln Chińczyków i 2 miliony Koreańczyków. Niestety Rambo zachowywał się w dżungli jak słoń w składzie porcelany i wkrótce to okazało się niewystarczające. Być może dzięki Johnowi Rambo Stany Zjednoczone wygrałyby wojnę w Wietnamie, ale niestety nasz bohater potknął się o wystający korzeń eukaliptusa i runął do strumyka. Wciąż rozmyślając o krzyżówkowej "ambicjonalności inwariatów" i "destabilności kombiwalentów", niesiony wartkim nurtem popłynął aż do Ameryki, gdzie wziął udział w kręceniu filmu pt. "Rambo". Resztę możecie obejrzeć w kilku głupich filmach o kretynie z pepeszą.
By Andrzej Vader