przez MCaleb w 13 Gru 2007, 00:59
MCaleb, trochu zatruty przedawkowaniem twórczym i galaretką snuł się po X-12. W końcu zaszedł do warsztatu, gdzie Nieznany leżał na środku jakiejś cieczy pachnącej mocnym alkoholem. MC trochu zaczęło suszyć, więc oblizał się po swoim poszerzonym uśmiechu i rozejrzał, czy nie ma tu więcej tego specyfiku. Ale w opakowaniu, nie chciało mu się zlizywać z podłogi. Na szczęście prędko znalazł drugą, litrową bańkę, łudząco podobną do tej, która leżała przewrócona przy Nieznanym. Odszpuntował ją i zaciągnął się pysznym zapachem, po czym wyżłopał całość jednym haustem. Oblizał się, przeciągnął i zgniótł bańkę jedną ręką, po czym rzucił ją w kąt pomieszczenia. W głowie zaczęło mu świtać, gdy jeden narkotyk zaczął walczyć z drugim, wzajemnie się eliminując. "Barman to potrafi bimberek wysmażyć, jak tylko chce, szkoda tylko, że taki słaby". Nagle poczuł się głodny, Nieznany w tym czasie mruczał coś przez sen, jak kot Lenina, czy ululany Kontroler. Poszedł więc po rzuconą, pogniecioną i lekko zakurzoną bankę i zaczął ją obgryzać. Był już przy końcu, gdzie miał już wgryźć się w denko, gdy coś zakuło go w żołądku. Zgiął się w pół i przez myśl mu przeleciało "to się chyba nazywa zatruciem metalem ciężkim, a dokładnie żelazem. Myślałem, że tylko w Nowej Hucie ta choroba się objawia.". Padł na ziemię, po czym wsadził sobie dwa palce do gardła. Żołądek nie musiał być zachęcony drugi raz i z przełyku MC wyleciał jak rakieta jakiś przedmiot. Odbił się od ściany, odłupując jej kawałek i ze zgrzytem zarył w podłogę. "Do Peruna! Co to za cholerstwo?", pomyślał MC, po czym doczołgał się do przedmiotu. Wstał, otarł usta i otrzepał się z pyłu, nie koniecznie w tej kolejności, po czym schwycił artefakt i przyjrzał mu się uważnie.
- Hmm... wygląda mi to na Czerwony Grom, co by wyjaśniało sprawę, czemu zwróciłem się do Peruna. No i jest całe czerwone.
Chwilę zastanawiał się co by z tym zrobić. W kolekcji nie miał takiego okazu, gdyż ten był lekko poskręcany w kierunku ruchu wskazówek zegara, a wszystkie, które MC posiadał zawijały się w drugą stronę. Po chwili uderzyło go poczucie winy, więc padł jak długi na podłogę. Nienawidził, gdy sumienie bawi się w podchody, więc wypalił z obrzyna w sukinsyna. Po małym młotkowcu ze skrzydełkami pozostały tylko buty. Rozmiar 13. A X-12 znów zatrzęsło się w posadach, gdy przechodził przez nie huk wystrzału. Z pietra -546 znów spadł klucz francuski, przy akompaniamencie piskliwego 'fuck, fuck, fuck', gdy przez wstrząs wyrzucił owe narzędzie z ręki wiewiórki-technika. MCaleb tylko się uśmiechnął, wiedział co zrobi z Gromkiem. Wziął więc Nieznanego za szmaty i, szorując nim po podłodze, zaniósł go do jego pokoju. Tam rzucił artefakt na krzesło, posadził na nim Nieznanego i majchrem wydrapał dziwny wzór na blacie stołu przed siedząco-śpiącym. Początkowo chciał mu ten artefakt wsadzić w... ale zaniechał tego pomysłu, pomimo wartości edukacyjnych tego czynu. Przed wyjściem zatrzymał się i raz jeszcze popatrzył na tę scenerię. Coś tu brakowało. Wyciągnął więc zakurzony tom, który spisał jakąś godzinę temu i położył ją na blacie, przykrywając wydrapany znak. Jeszcze tylko podesłał Nieznanemu telepatycznie kilka koszmarów i zakotwiczył obraz księgi w jego umyśle. No i dodał tam lewitującego siebie, tyle że ubranego na biało, bez poszerzonego uśmiechu i lewitującego. Lewitującego głową na dół, ale jako że widz też był do góry nogami, to zabieg wydawał się bezsensowny, za to wtedy "podłoga" była naprawdę biała, w końcu nie wszyscy mogą chodzić po suficie.
MC wyszedł wreszcie stamtąd. Niedaleko przemknął chichoczący Soviet. MC tylko znacząco chrząknął, gdyż Soviet nie miał ustawowej czapki uszatki w kolorach Moro X-12, a tylko słomkowy kapelusz. Koszulka hawajska była ok - miała przepisowe barwy.
MCaleb wreszcie dotarł do swojego gabinetu. Mimo iż przełącznik grawitacji pozostał niezmieniony od ostatniej wizyty, to MC szedł normalnie po podłodze. Miał już dość i musiał się zrelaksować. Zdjął więc kurtkę, gdy tylko ją puścił, poleciała prosto do góry. MC palnął się w czoło, aż trzasnęły kręgi, gdy kark wykonał takie akrobacje, jak wygięcie się o ponad 90 stopni - "za dużo czasu spędzam normalnie, chyba przestawię grawitację w całym X-12, ale jeszcze nie teraz, nie chce mi się". Podszedł więc do ściany i postawił na niej stopę - dla MC grawitacja od razu się zmieniła i mógł chodzić po ścianie, po czym to samo zrobił, by znaleźć się na suficie. Usiadł wygodnie w fotelu i zaczął grzebać w papierzyskach. Wygrzebał dwa ogryzki - jeden z jabłka, drugi z ananasa, Caerbannoga, katalog z numerami butów całego X-12, pornosy dla królików i pilot od telewizora. Nacisnął przycisk i radzieckie pudło eksplodowało, posyłając na wszystkie strony odłamki kineskopu.
- Ształy, no to sze pooglondali my.
MC tylko wzruszył ramionami, nacisnął czerwony guzik i stanął przed holo-kamerą.
- Infernal, załatwiłbyś mi jakieś dobre pudło do oglądania śmieci? I jak spróbujesz przytachać kontener na śmieci, to osobiście Cię wyśle tym wehikułem na samo dno X-12. Mówię o telewizorze. - tu Infernal chciał coś powiedzieć na temat braku wolnego czasu, ale jedno spojrzenie na holograficzne oczy MCaleba wystarczyły, by i zombie, z którym Infernal grał, zwinął się w sobie.
Hologram cyknął i rozpłynął się w powietrzu.
W gabinecie MC cisze przerwał jedynie głos Caerbannoga:
- Potłafisz bycz czaszem sztłaśniejszym odem mniem. I szam nie fiem, czy tom beł kumplyment.
There is nothing in this world worth believing in...