Witam. To mój pierwszy post i zarazem pierwsza część opowiadania- które powstaje na bieżąco oczywiście. Mam nadzieje, że się spodoba oraz dostanę jakąkolwiek konstruktywną krytykę
Za wszystkie komentarze pod tekstem z góry dziękuje. Wszystkie staram się uwzględnić, a wyszczególnione błędy przenoszę na finalną wersję, która może kiedyś zawita tutaj
Pozdrawiam
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Geniusze ku*wa – powiedział cicho Sasza – „zróbmy pancerne drzwi, żeby nikt się nie dostał”.
- Ostatnio robisz się nerwowy. Myślę, że to przez te papierosy i alkohol. Powinieneś to rzucić, od razu poczujesz się lepiej – stwierdził spokojnym tonem Dimitri, po czym zrobił spory łyk ze swojej piersiówki – musisz zacząć dbać o siebie przyjacielu.
Sasza dźwignął maskę spawalniczą, która zakrywała twarz, odwrócił się i spojrzał na towarzysza.
- Fakt, że otwieram te bramę od ponad trzech godzin jest wystarczająco wku*wiający bez twoich pseudo lekarskich porad. Pomógł byś mi a nie.
Wziął głęboki wdech dla uspokojenia nerwów po czym założył z powrotem maskę i wrócił to przecinania palnikiem stalowych zawiasów - Pancerne gówno..
Dźwięk palnika powoli i skrupulatnie zaczął wypełniać długi korytarz. Dimitri uważnie obserwował kolegę przy pracy bawiąc się przy tym nożem, który był jednocześnie ostatnią przydatną pamiątką z wojska. Lecz oglądanie jak inni pracują okazało się mało ciekawym zajęciem, więc postanowił przerwać komunikatywną cisze.
- Myślisz, że coś tam znajdziemy? Zapytał chowając nóż do kieszeni.
- Musimy, jak nie to nici z zapłaty.
- Niby tak…na razie to tracimy na tym przedsięwzięciu. Samo znalezienie wejścia i dostanie się tu kosztowało fortunę.
- Jeszcze na tym zarobimy. Zobaczysz.
Po czterech długich godzinach, Sasza wyłączył palnik i z uśmiechem na twarzy wyprostował się. Wraz ze swym wspólnikiem wstali i zaczęli napierać całym ciężarem ciała na pancerną bramę, która wydawała z siebie potworne skrzypnięcia. Po chwili zaczęła się przechylać i w tym momencie obaj odskoczyli. Stalowy potwór z ogromnym hukiem uderzył o ziemie, ukazując wspólnikom to czego tak dobrze strzegł.
- No pięknie. Korytarz ku*wa. Ile ich tu może być? – rzucił rozgniewany Sasza.
-Hm…według mapy powinniśmy trafić do kantyn.
- ch*ja jest a nie kantyny – odpowiedział ironicznie po czym wyciągnął papierosa i zaczął się powoli zaciągać – wyciągaj mapę, w końcu gdzieś ten korytarz musi prowadzić.
Wrócili spokojnie do opartych pod ścianą plecaków. Usiedli na ziemi rozkładając przed sobą wielką, zżółkniałą rolkę papieru. Oboje uregulowali światło w swoich czołówkach, żeby wyraźnie widzieć sieć licznych korytarzy oraz pomieszczeń. Ze spokojem zaczęli sprawdzać swoje położenie.
- Teoretycznie – zaczął Dimitri dźwigając palec w górę – to znajdujemy się tutaj. Tunel D54, za którym powinny być kantyny. A praktycznie to nie mam pojęcia.
- Naprawdę twoja wnikliwa analiza rozwiała wszystkie moje wątpliwości – odpowiedział Sasza po czym zgasił peta na pobliskiej ścianie – Zacznijmy wszystko od początku. Więc weszliśmy włazem ewakuacyjnym od strony Treblinki. Po mniej więcej 30 metrach schodzenia w dół trafiliśmy na pierwszy korytarz, którym kierowaliśmy się aż do wschodniego wejścia.
- Czyli nasz korytarz D54 – dorzucił jego towarzysz.
- Dokładnie – mówiąc to Sasza jeździł cały czas palcem po mapie – więc tu ku*wa muszą być te kantyny.
- No cóż – Dimitri wyprostował się i spojrzał w kierunku rozwalonej bramy, skrzywił się i z lekkim uśmiechem odrzekł – ale dalej jest korytarz.
Sasza spojrzał na kompana świecąc mu przy tym prosto w oczy.
- Widzę, że na żarty cię wzięło.
- Uspokój się trochę. Ten tunel musi do czegoś prowadzić. Więc pójdziemy wzdłuż i może znajdziemy jakieś wskazówki.
- Jestem spokojny tylko wku*wia mnie, że za ten je*any papierek zapłaciliśmy 4 000 rubli. Coś tak drogiego się powinno przydać, nie sadzisz? – zapytał z nutką ironii Sasza.
- Ta mapa jest starsza od ciebie. A ten kompleks przebudowywali pewnie setki razy, zostawiając takie korytarze. Nie powiedziałem, że jest aktualna.
- Po kiego czorta nam nie aktualna mapa pod ziemią, możesz mi powiedzieć?
- Wyglądamy choć trochę profesjonalnie – odrzekł z uśmiechem Dimitri, podając towarzyszowi swoją piersiówkę.
- Dożyje dnia kiedy nie będziesz miał dobrego humoru, zobaczysz.
Sasza zrobił spory łyk i dał sygnał, że czas się zbierać.
***
Tunel, w którym się obecnie poruszali znacząco różnił się od wcześniejszego. Żeliwne zbrojenia, które otulały sklepienie nie kończyły się kątem prostym przy ziemi, lecz uginały się dalej, tworząc pełny, solidny okrąg. Pomiędzy prętami równomiernie przeplatały się grube kable, które w niektórych miejscach rozwidlały się i tworzyły autostradę cienkich przewodów znikających pod warstwą zbrojeń. Dimitri, który szedł ostatni bacznie rozglądał się po ścianach oraz sklepieniu szukając oznaczeń tunelu, który uświadomił, by stalkerów, gdzie dokładnie się znajdują oraz dokąd zmierzają.
- Czekaj…zauważyłeś? – zapytał Dimitri świecąc czołówką po ziemi, odsuwając jednocześnie butem warstwę kurzu i śmieci. Sasza obrócił się i skierował wzrok na miejsce oświetlane przez wspólnika
- Co znalazłeś ? - zapytał z ciekawością.
- Wygląda jak szyny kolejowe albo coś podobnego.
- Tylko, po co w takim miejscu. Zwłaszcza, że przed bramą nie ma po nich najmniejszego śladu – stwierdził bez namysłu Sasza, bacznie przyglądając się dwóm stalowym szyną przecinającym wzdłuż cały korytarz.
- Złomiarze są wszędzie – rzucił z akompaniamentem śmiechu Dimitri.
Sasza spojrzał na towarzystwa z miną pełną pogardy oraz znudzenia.
- Dimitri…- mówiąc to, Sasza spojrzał na przyjaciela z lekką pogardą.
- Człowieku musimy zrobić coś z twoim poczuciem humoru. Ja rozumiem, że można mieć zły dzień, ale twój już się ciągnie pięć lat. Trochę śmiechu cię nie zabije – powiedział z udawaną powagą mężczyzna.
- A może po prostu masz słabe kawały przyjacielu? – zapytał z nutką ironii Sasza.
- A pierdo*isz głupoty. Poczucie humoru, to moja karta przetargowa w życiu prywatnym i towarzyskim, ot co! – stwierdził dumnie Dimitri.
- Człowieku jakie życie towarzyskie? Jesteś sam od, kiedy Breżniew umarł.
- Powiedział amant syberyjskich wieśniaczek.
- odpie*dol się od Nataszy – rzucił oschle Sasza, grążąc przy tym towarzyszowi palcem – ona nie jest wieśniaczką. To kobieta mojego życia.
- Przecież cię zostawiła. Miłości życia chyba tak nie robią. Przynajmniej w moich stronach – stwierdził spokojnie mężczyzna.
- Nie rozumiała mojej pracy, dlatego odeszła.
Dimitri patrzył przez chwilę na towarzysza. Zawsze, kiedy rozmowa schodziła na temat Nataszy, z twarzy jego przyjaciela spadała maska znieczulicy uczuciowej i przez chwilę można było dostrzec człowieka, który poza wieczną zgryzotą do otaczającego świata, posiada w sobie ludzkie wartości.
- One nigdy nie rozumieją Sasza. Nie zmienisz tego.
- Zgadza się.
Sasza podszedł do kumpla, wyciągnął piersiówkę z jego kieszeni i wykonał kilka sporych łyków. Twarz pod naporem trunku wykonała lekkie skrzywienie. Mężczyzna potrząsł delikatnie pojemniczkiem, po czym obrócił się do towarzysza i rzucił mu go przez ramie. Dimitri złapał piersiówkę w locie i schował ją do kieszeni blisko serca.
- Spirytus się kończy.
- O, to się akurat nie musisz martwić. Mam tego więcej niż amunicji – stwierdził Dimitri.
Mężczyźni poruszali się tunelem od ponad trzydziestu minut. Przejście ciągnęło się niemiłosiernie, nie wskazując na to , że dojdą do jakiegoś rozwidlenia bądź konkretnego kompleksu.
- Tunel, tunel, tunel…idziesz 20 minut i co? Dalej ku*wa tunel. Ambitnych architektów tutaj nie zatrudnili – stwierdził z ironią oraz zmęczeniem Sasza.
- Spójrz na to z innej strony. Przynajmniej się nie zgubimy! – śmiech Dimitriego wypełnił długi korytarz, odbijając się od stropów tworząc coś na kształt echa.
- Nie wiem, kiedy, ale cię zabije.
- Jakbym dostawał rubla za każdym razem, kiedy to mówisz nie musiał bym chodzić z tobą w takich miejscach – stwierdził radośnie Dimitri.
- To akurat prawda. Ale poważnie kiedyś cię zabije.
Mówiąc to Sasza nagle się zatrzymał. Dimitri patrzył z ciekawości przez chwilę na przyjaciela, potem podszedł i stanął obok niego.
- Czego tak stoisz. Zmęczyłeś się narzekaniem dziadzie?
- No jakby, inaczej.
- Co jest?
Sasza wyprostował rękę i wskazał palcem przed siebie. Ustawił zasięg w swojej czołówce i oczom stalkerów ukazała się gigantyczna, pordzewiała brama. Stali obok siebie w ciszy i przyglądali się stalowej przeszkodzie. Dimitri poklepał towarzysza po ramieniu i uśmiechnął się.
- Dobrze, że mamy spirytus.