"Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus & Voldi

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

"Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus & Voldi

Postprzez Gizbarus w 26 Mar 2013, 10:18

Z racji, że współpraca przebiega jak należy, to można wszystko wyjaśnić. Ogólnie to opowiadanie pisane wspólnie przeze mnie i Voldiego - z mojej perspektywy najemnika i z jego perspektywy samotnika. Stąd też jedna akcja ma dwa spojrzenia na sprawę - ofiary i kata, łowcy i zwierzyny... Chociaż, czy aby na pewno? ;) To już przekonajcie się sami. Nowe części powinny być dodawane względnie regularnie. Wszystkie będą znajdować się w moim poście, acz jeśli ktoś będzie chciał polać flaszką, to odpowiednio autorowi podobającego się fragmentu :P Miłej lektury!

`````````````````````````````````````````
Najemnik, cz. 1

:

Wdycham w nozdrza zapach Zony w słoneczny dzień. Zapach, który przez pierwsze tygodnie pobytu tutaj przyprawia o mdłości. Zapach, który człowiek zaczyna po pewnym czasie odczuwać całym sobą. Słodko-słony, ostry i lepki aromat, który – jeśli byłby określony kolorem – mógłby mieć barwę więdnącego słonecznika. Przez moment nasłuchuję także odgłosów życia w tym miejscu – szum napromieniowanych traw, świst wiatru buszującego między drzewami i krzakami, czy grające w oddali cykady. Wszystko to idealnie współgra ze sobą, tworząc pewną harmonię – złudne poczucie bezpieczeństwa w miejscu, w którym można zginąć w każdej chwili.
Spoglądam na leżącego u moich stóp mężczyznę. Trzyma palec na spuście M40 ustawionego na dwunogu i szuka celu przez lunetę. Jest ubrany tak samo jak ja – na strój w barwach maskujących ma założoną lekką kamizelkę taktyczną, ochraniacze na łokcie oraz kolana i na nogach nosi ciężkie, wojskowe buciory. Lekki strój najemniczy, przeznaczony do krótkich wypadów w miejsca o niskiej lub zerowej aktywności anomalii i promieniowania.

W rzeczy samej – obydwaj jesteśmy najemnikami, roninami. Wojownikami bez pana, gotowymi sprzedać swój przysłowiowy miecz , każdemu, kto jest w stanie nam zapłacić. Jednak nie wszyscy mają o naszym zawodzie takie samo mniemanie – większość stalkerów uważa nas za zwyczajne sprzedajne dziwki. Tylko dlatego, że jesteśmy w stanie zabić kogoś za pieniądze, zamiast z nienawiści, dla rabunku, czy całkowicie bez powodu? Oto logika Zony – miejsca, które wywróci do góry nogami wszystkie ideały w które wierzyłeś…
Mężczyzna oddaje strzał, wytrącając mnie tym samym z rozmyślań.
Widzę, jak karabin delikatnie cofa się do tyłu po wystrzale, wbijając się lekko kolbą w ramię mego towarzysza. Wyciągam monokular z zamiarem sprawdzenia celu i pytam:

– Co trafiłeś?

Ten, nie odrywając wzorku od lunety, odpowiada:

– Grupka stalkerów, ustrzeliłem jednego. Dostał w nogę, hm... Celowałem w głowę. No nic, w końcu to przeszło siedemset metrów...

Patrzę na niego smutno, zapominając już o wyciągniętym monoklu. Od kiedy go znałem, zawsze chciał być takim snajperem, jak ja. Niestety, nie wszystkie marzenia mogą się spełnić – zwłaszcza w naszym interesie. I zwłaszcza w takim miejscu, jakim jest Zona. Odbezpieczam kaburę na udzie i wyciągam mojego wiernego Glocka 18. Celuję w potylicę mężczyzny, po czym oddaję strzał. Jego głowa opada, a dłonie puszczają karabin. Chowam broń z powrotem do kabury, kucam przy zwłokach i odwracam je na plecy. Na twarzy nie widać żadnego grymasu – nawet nie wiedział, ze zginął. Oddaję mu ostatnią przysługę i zamykam jego powieki. Zabieram jego PDA, składam dwójnóg karabinu i zakładam go na ramię i wstaję. Zadanie wykonane. Teraz muszę jeszcze tylko wrócić do oczyszczalni i złożyć raport. Przez głowę przemyka mi myśl – czy pochować ciało? Po chwili dochodzę do wniosku, że nie ma to sensu. Niech pochłonie je Zona...

Jak każdego z nas.


Samotnik, cz. 1

:

Zaton. Cicha, spokojna przystań pośród martwej pustki niemiłosiernej Zony. Przystań - to całkiem trafne określenie. Jedno wielkie, cuchnące bagno, przeorane kilkoma pagórkami i niewielkimi kotlinami. Kiedyś był to wielki zbiornik wodny. Wysechł.

Zaton. Ostoja dla wielu dążących do tej jedynej, najczulszej, a jednak najzimniejszej, pełnej szczęścia i smutku, bogactwa i ubóstwa: do Prypeci.

Gdzieś w tej przystani Skadowsk. Głośny, przerdzewiały z nędzy i starości, górujący nad całą okolicą. Lokalny bar, bazar, warsztat, szpital. Noclegownia i baza wypadowa. Oaza. A w niej Brodacz. Gość w średnim wieku, handlarz, kucharz, oprawca i wybawca w jednym. I w niej też Skrzypek, Kos i Wariat. Trzech śmiałków, nie bojących się oddać ciało i ducha w ręce Matki Zony dla kilku marnych groszy. Kolejny raz wyruszają, ratować świat i swoje tyłki. Tak przynajmniej mówi Brodacz. Cel jest prosty: Przesyłka, ukryta gdzieś w morzu gruzu, jaki pozostał po cudzie radzieckiej myśli architektonicznej - moście Przeobrażeńskiego, nazywanego też, nie wiedzieć czemu, mostem Przemienienia Pańskiego. Nie ma co się dziwić - przecież niedaleko zabunkrował się gościu, na którego mówią Noe. Noe ma nawet swoją Arkę! Skąd tu takie uduchowione towarzystwo? Nie wie nikt. Na tych mokradłach nie ma nawet kapliczki, o świątyni z prawdziwego zdarzenia nie wspominając. Jedynie czasem na skarpie można znaleźć zbity z patyków krzyż, pod którym spoczywa któryś z tych, co oddał swoje ciało i ducha w ręce Matki Zony dla kilku marnych groszy... Tych już Zona pochłonęła.

...


Szli dziarsko do przodu, bez przeszkód. Matka Zona była dziś litościwa. Nie chciała pochłaniać. Kos, jak zwykle, z fajką w zębach, Wariat - niemiłosiernie rozczochrany, targający wielki plecak pełen tabletek, płynów, plastrów, bandaży, strzykawek i dziesiątek innych rodzajów medykamentów, brakowało mu chyba tylko defibrylatora i stroboskopu na czubku głowy. Mógłby robić za ambulans, ratownika i lekarza w jednym. Nieco z przodu Skrzypek. Eksponował plecy swojej skórzanej kurtki. A dokładnie ręcznie wyszywany rysunek, wykonany właśnie tam. Tak. Skrzypce. Zanim trafił do Zony grał na nich i to całkiem nieźle. Chociaż, bronią palną posługuje się z pewnością nie gorzej.

Nieśpiesznie podążali do celu, może z dziesięć metrów od rurociągu, który, pierwotnie pod wodą, rozciągał się od tartaku do Zakładu Utylizacji Odpadów. Przepust biegł obok Skadowska, wskazywał względnie prostą i bezpieczną drogę, wielu stalkerów z niego korzystało. Na chwilę weszli na asfaltową nawierzchnię, by ominąć ciemny rów, który rozciągał się na jakiś kilometr i nagle kończył. "Szrama". Niezwykła anomalia, twór Zony. Podobno kto nieostrożny stanie na tej ziemi nigdy nie będzie taki sam. Dłuższe przebywanie na tym wąskim wgłębieniu może prowadzić do myśli samobójczych, a nawet do ich zrealizowania. Nie wiadomo dlaczego. Jakaś tajemna siła.

Nagle Kos padł na zimny, spękany asfalt, jakby rażony piorunem.

- ku*wa, Skrzypek, dostałem!
- Na glebę i łby nisko! - Rozkazał, przylegając do chropowatej nawierzchni.
- Gdzie cię trafili?! - Dopytywał Wariat, próbując zlokalizować jakikolwiek ślad postrzału.
- Noga. Noga! W prawą nogę dostałem. W łydkę!
- Leż! - powiedział, podciągając do góry swój wielki plecak. - Skrzypek, szukaj!

Wywołany wyciągnął z kieszeni lornetkę i podczołgał się do filaru utrzymującego rdzawo-stalowego węża w powietrzu. Zaglądał w niemal każdy krzak wokół siebie. Nic nie zauważył. Wariat w tym czasie zakładał rannemu opatrunki.

- Chodź tu, ku*wa. Trzeba go wyciągnąć. Kos, dasz radę chodzić?
- Nie wiem, na razie *%&@# jak sto sku*wysynów.
- Dobra, Wariat, niesiemy go. Do Leśniczówki? - Spytał Skrzypek.
- Nie. Wracamy na Skadowsk, a przynajmniej do dźwigów. Podnieś go i chodu stąd!

W pośpiechu spakowali rozrzucone wokół torby, pudełka i opakowania po lekach. Broń Kosa owinęli szmatami i zostawili pod filarem. Nie mieliby jak zabrać jej ze sobą. Później się wróci. O ile ich Zona nie pochłonie.


Najemnik, cz. 2

:

Muszę się zbierać, jeśli chcę dotrzeć do oczyszczalni przed zmrokiem.

Oczyszczalnia. Heh, zabawne.

Że ze wszystkich opustoszałych budynków w Zonie moja grupa najemników musiała wybrać akurat ten na swoją kwaterę główną. Kiedyś oglądałem stary film, w którym zabójca na pytanie „czym się zajmujesz?” odpowiedział „sprzątam”. No nic, prawdziwa ironia. Nazwijmy naszą drużynę zamiast „Fokstrot” to „Sprzątaczki”...

Dobrze, wystarczy tych głupot.

Odganiam od siebie abstrakcyjne myśli i zbieram się do bazy. W sumie jest położona relatywnie blisko, może z pół kilometra od mojej aktualnej pozycji. Jedynym problemem może wydawać się konieczność wchodzenia pod górę. Postanawiam więc poświęcić ten czas na kolejne rozmyślania, żeby w drodze zająć się czymś konstruktywnym.

Pamiętam, jak dzień wcześniej otrzymałem to zlecenie od Chromego, dowódcy mojej grupy:

„Zajmij się tym chłopakiem. Góra twierdzi, że to kret – niestety mają twarde dowody. Jednak osobiście... Osobiście mam do ciebie prośbę. Załatw to delikatnie”

Wiele rzeczy mógłbym powiedzieć o Chromym, ale nigdy nie odważyłbym się zarzucić mu, że jest miękki. Jednak wtedy... Pierwszy raz widziałem w jego oczach taki... Ból? Smutek? Przejęcie? Chłopak musiał dla niego wiele znaczyć.

Fakt, ten młodzik dał się lubić. Wśród twardych, mrukliwych, zaprawionych w boju, poważnych i wyzutych z uczuć maszyn do zabijania był jak czerwona plama na śnieżnobiałym kitlu. Opowiadał kawały i anegdoty, słuchał muzyki, był gadatliwy, śmiał się, lubił wypić...

Był.

Z tego co widziałem, wszystkich poruszyła informacja, że sypał – jednak najbardziej zabolało to Chromego, co było widać od razu, bez wkładania żadnego wysiłku w przyglądanie się. Stąd też jego osobista prośba, żeby zająć się chłopakiem szybko i delikatnie. Pretekst szkolenia snajperskiego okazał się idealny.

Koniec rozmyślań – baza w zasięgu wzroku. Przechodzę przez dziurę w walącym się betonowym płocie i zmierzam małym mostem do naszej 'twierdzy'. Paskudny moloch z czerwonej cegły, którego mury już dawno przesiąknęły smrodem ścieków i odpadów z czasów świetności placówki... Paskudne miejsce. Za każdym razem, kiedy tu wracam, czuję się jak cholerny szambonurek. Nic dziwnego, że korzystam z każdego pretekstu, żeby przebywać z dala od tego miejsca. Z daleka pozdrawiam ruchem ręki dwójkę wartowników. Pora zmierzyć się ze zdaniem raportu...

Katsu!


Samotnik, cz. 2

:

- Jeszcze jakieś pięćdziesiąt metrów. Spokojnie. Dasz radę? - Spytał Wariat, prowadząc pod ramię skaczącego na jednej nodze Kosa.
- No pewnie. Spod Leśniczówki doszedłem, to i ten kawałek przeskoczę. To tylko łydka... Skrzypek! Skrzypek! Ej, łachudro, mówię do ciebie!

Ten nie reagował. Szedł do przodu, niby rozglądając się na boki, ale był jakiś taki nieobecny. Wyraźnie nad czymś się zastanawiał. Może to ten niespodziewany postrzał, może wizja, że nie uda mu się wykonać zadania, może strach o kolegę, czy pragnienie zemsty? Dziesiątki myśli kołatało mu się w głowie.

W końcu dotarli do niewielkiego, sypiącego się już, cuchnącego stęchlizną i pleśnią, budynku gospodarczego. Skrzypek rozejrzał się na boki, jakby sprawdzał, czy nie grozi mu niebezpieczeństwo, po czym zamachnął się i wykopał blaszane drzwi, osadzone na drewnianej framudze. Huknęło potężnie. W ciągu sekundy w powietrzu znalazły się chmury drobnych drzazg, wiórów i pyłu. Metalowy arkusz o wysokości niecałych dwóch metrów gruchnął o przegnitą podłogę razem z futryną, przebił się przez deski jak przez cienką płytę ze sklejki i osiadł na fundamencie. Weszli do środka, po czym pomogli usadowić się Kosowi w kącie, tuż przy... kolejnych drzwiach, zamkniętych na kłódkę. I to nową kłódkę. Dziwne.

- Skrzypek, leć po Wstrząsa, może on coś poradzi. Co dwie głowy, to nie jedna, nie? - Zagaił Wariat.

Ten nawet nie wysłuchał do końca. Szybkim krokiem wyskoczył z magazynku i skierował się w stronę Skadowska. Po kilku minutach był już na miejscu. Po wejściu do środka ruszył na pierwsze piętro, do kajuty obozowego medyka. Jednak zastał tam tylko puste biurko. Odwrócił się i przeszedł przez drzwi znajdujące się naprzeciwko.

- Sowa, gdzie Wstrząs?
- A co on, mój syn? Przylazł do niego jakiś gnojek i prosił, żeby go połatać. Ten wstał, wziął tamtego pod ramię i gdzieś wyszli.
- Kiedy?
- A, jakieś dwie godziny temu...
- I serio nie wiesz, gdzie jest? - Sięgnął do kieszeni i zaczął miętosić jakieś banknoty. Sowie na widok pieniędzy poprawiała się pamięć.
- Nie mam pojęcia, naprawdę. - Pokręcił przecząco głową, wcześniej wbijając wzrok w kieszeń Skrzypka.
- Cholera. No nic.

Jeśli Sowa, patrząc na pieniądze mówił, że nie wie, to znaczy, że serio nie wie. W tej sytuacji, Skrzypkowi nie pozostało nic innego, jak wrócić do towarzyszy. Śpieszył się. Mógł się jeszcze na coś przydać. Nie spodziewał się jednak tego, co zastanie, gdy dotrze do dźwigów.

Przeszedł przez wyważone wcześniej drzwi. Kos siedział na podłodze z chęcią mordu w oczach, Wariat trzymał Kałasznikowa na wysokości barku, wycelowanego w jakichś dwóch facetów. Jeden miał ręce wysoko w górze, drugi ledwie stał na nogach. Skrzypek, nie wiedząc co się dzieje, szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni Makarowa.

- Wariat, co jest? - Spytał.
- Nie uwierzysz. Chodź tu.

Posłusznie ruszył do przodu, obchodząc dwójkę z prawej strony. Po chwili, z wrażenia omal nie wypuścił pistoletu. Stał przed nim Wstrząs i Daniła.

- O co tu, ku*wa, chodzi?
- No, niech ci powiedzą. Dalej! - Wariat przysunął lufę AK do żuchwy medyka.

Wysłuchali opowieści o uzależnieniu Wstrząsa od hemoglobiny, o tym jak wyrzucili go z pracy w szpitalu za to, że spijał krew przygotowywaną do przetaczania, o tym, że przybył do Zony, aby zaspokajać nałóg...

- I co my teraz zrobimy? - spytał w końcu Skrzypek.
- I tak już nikt mi nie zaufa. Wszyscy niedługo poznają mój sekret... Pozwólcie mi odejść, a zniknę raz na zawsze. Przepraszam.

Wyszedł z budynku i zniknął, skręcając w stronę Skadowska. Stalkerzy zajęli się pomocą Kosowi. W pewnej chwili rozległ się strzał. Gdzieś niedaleko. Któryś ze zgromadzonych w gospodarczym wychylił głowę z budynku i spostrzegł krew kapiącą kroplami z jednego z dźwigów. A zaraz potem zauważył Wstrząsa, a raczej jego ciało, zwisające bezwładnie przez barierkę ochronną przy wejściu do kabiny.

- Zmywamy się stąd. Jeszcze powiedzą, że to my. Kos, dasz radę chodzić?
- Tak, teraz już chyba tak. Na Skadowsk?
- No raczej... - Skrzypek zamyślił się. - Ty, Wariat, chyba przejmiesz rolę obozowego medyka.
- Na to wygląda. Szkoda trochę Wstrząsa... - Odparł.
- Szkoda.

Szli w milczeniu w stronę rdzawej sylwetki połyskującej w nie mniej rdzawym blasku zachodzącego słońca. Wyglądali na przygnębionych i zmęczonych. Krótko mówiąc, bieda z nędzą. Obrazu nieszczęścia dopełniał kuśtykający Kos i Daniła ledwie powłóczący nogami.

- Skrzypek! Skrzypek! - Zawołał w pewnym momencie kulawy.
- Tak?
- Możesz mi coś obiecać?
- Jasne, stary, wal.
- Dorwij tego sku*wiela, który mi zrobił dziurę w nodze... Okej? - Powiedział, zaciągając się dymem z odpalonego przed minutą papierosa.
- Masz to jak w banku. - Skrzypek pokiwał głową.


Najemnik, cz. 3

:

Chromy jak zwykle siedzi przy swoim biurku, niedaleko pękniętej rury na ostatnim piętrze budynku. Swego czasu podobno jeden stalker właśnie tamtędy przedostał się do bazy i po cichu wybił cały oddział, zanim ktokolwiek się zorientował... Może to i powód, dla którego dowódca upiera się, żeby właśnie tu mieściło się jego „biuro”. Staję za jego plecami, po czym znacząco chrząkam, by zwrócić na siebie jego uwagę. Odrywa się od przerzucania papierów i odwraca powoli w moją stronę. Po jego spojrzeniu mogę jasno wywnioskować, że w głębi serca wolałby, żebym nie wrócił... Cóż, nie mogę go winić. Odzywam się pierwszy:

– Tak, jak kazałeś. Zadanie wykonane.

Na jego twarzy pojawia się nieznaczny grymas, świadczący o tym, że mój ton był dla niego w tej sytuacji zbyt oficjalny. Cóż, ubrałbym to w inne słowa... Gdybym umiał. Po chwili Chromy w końcu się odzywa:

– Dobrze. Wierzę, że zrobiłeś to tak, jak należało... Pomińmy już ten temat. Mam dla ciebie kolejne zlecenie. Klasyfikowane jako „3+”, ale wierzę, że sobie poradzisz – poza tym i tak wolisz działać sam.

Klasyfikacja 3+ oznacza zadanie, do którego należy przydzielić drużynę przynajmniej trzyosobową. Z drugiej jednak strony, nigdy nie potrafiłem działać w zespole i zawsze czułem się, jak kula u nogi. Stąd też „specjalne” traktowanie przy przydzielaniu zleceń. Kiwam głową na potwierdzenie, po czym biorę do ręki teczkę z informacjami na temat zadania. Opieram się o pobliską poręcz, i zaczynam przeglądać papiery. Hm, DarkLab? Zawsze myślałem, że to legenda, ale skoro góra ma takie dane... Ciekawe. Mam znaleźć i wynieść stamtąd wszelakie dokumenty świadczące o tym, że to miejsce kwalifikuje się jako laboratorium klasy X, oraz zdobyć informacje na temat prowadzonych tam badań. No nic, na pewno nie będę narzekać na nudę. Zamykam teczkę i chowam ją do plecaka, w międzyczasie schodząc po schodach na dół, do swojej szafki w zbrojowni. M40 będzie złym wyborem, skoro mam iść aż na Radar... Postanawiam wziąć ze sobą M99 i M21. Pierwszy zatrzyma praktycznie każdy cel z odległości nawet do półtora kilometra, a drugi przyda się na mniejsze dystanse, oferując przyzwoitą szybkostrzelność. W kaburze zostawiam swojego zaufanego G18 – 32-nabojowy, powiększony magazynek, odpowiednia siła ognia oraz automatyczny tryb ognia tego pistoletu nieraz pomogły mi w podbramkowej sytuacji. Sprawdzam stan każdej z broni – wszystko w porządku, nie powinny mnie zawieść. Wprawdzie nie będzie mi łatwo iść z taką ilością żelastwa na plecach, jednak jak to mówią, „przezorny zawsze ubezpieczony”. Do plecaka wrzucam odpowiednią ilość amunicji, zestaw pierwszej pomocy, dodatkowe bandaże, prowiant i wodę oraz zapałki i pudełko z kadzidłem.

Na początku wielu śmiało się, że „noszę kadzidełko jak jakiś mnich”, ale z czasem zrozumieli. Takie miejsce, jak Zona, potrafi wydobyć z człowieka prawdziwe pokłady duchowości. Nie wiem, czy wiąże się to z ciągłym obcowaniem ze śmiercią, czy być może z tajemniczym Monolitem... Wiem za to jedno – śmierć niektórych jednostek należy odpowiednio uczcić.

Składam na chwilę ręce, mruczę pod nosem 'jishin' i wychodzę z budynku. Zono, znów wracam na twe łono.

Moja matko.


Samotnik, cz. 3

:

Na Skadowsku tej nocy było raczej cicho. Kos wypoczywał na pryczy w dawnym pokoju Wstrząsa, Skrzypek z Wariatem siedzieli na dole i, przy wódce, wymyślali plan działania. Sułtan ze swoją bandą musiał wyjechać gdzieś na Wysypisko, ponoć od Czerwonego Lasu do Doliny Mroku wysypało się tyle mutantów, że głowa mała. Posterunki lecą na łeb, na szyję, wojsko się wyniosło pod pretekstem niby manewrów gdzieś na Syberii, Powinność traci ludzi, a Wolność zamknęła się w Magazynach i siedzi jak mysz pod miotłą. Wszyscy wyfruneli się tłuc. A oni? A im życie, choć już dawno wykolejone, właśnie wywraca się do góry nogami.

- Co chcesz zrobić?
- Dotrzymam obietnicy.
- Jak? Przecież nie wiemy, skąd strzelał, ani co to, kurde, było... - Wariat podrapał się po głowie, w zabawny sposób rozczochrując swoje włosy.
- Coś wymyślę. Obiecałem, to obietnicy dotrzymam. Dawaj, kończymy flachę i spać.

Szybko wypili resztę wódki, butelkę oddali Brodaczowi i poszli na górę: Wariat do swojego nowego gabinetu, zająć się Kosem, a Skrzypek prosto do pomieszczenia zwanego Hotelem. Jego przeznaczenia trudno się nie domyślić - kilka piętrowych łóżek, w kącie niewielkie biurko, przy którym raz na jakiś czas pojawiał się facet zbierający kasę. Wołali na niego Hotelarz. Dziś jednak gdzieś wybył. Skrzypek padł zatem na łóżko bez rozbierania się. Ściągnął jedynie swoją wysłużoną, skórzaną kurtkę i z namaszczeniem powiesił ją na wieszaku.

...


Bladym świtem, od razu po obudzeniu po głowie kołatała się jedna myśl: znaleźć strzelca. Są na Skadowsku trzy osoby, które takie informacje mogą posiadać. Żwawy, sprzedawca broni i osprzętu pod konkretne zamówienie, Sowa i ten... Jakiś bandzior, który pojawia się tu od czasu do czasu. Dużo wie i za drobną opłatą chętnie dzieli się informacjami.

Zdjął skórzaną kurtkę z wieszaka i zarzucił sobie na plecy. Wyszedł z Hotelu i, stukając ciężkimi butami o blachę, wszedł po schodach jeszcze jedno piętro wyżej. Na wprost znajdował się pokój, który należał do Żwawego. Otwartą ręką trzasną dwa razy w grube, metalowe drzwi. Chwilę potem cicho szczęknął zamek, a w progu stał, jeszcze lekko zaspany, handlarz.

- Co za licho niesie tak wcześnie? Jeszcze zamknięte! - Wymamrotał zachrypłym basem.
- Nie, nie. Ja nie po zamówienie. Chcę się czegoś dowiedzieć. Można?
- W takim razie wchodź. - Odsunął się od drzwi i zapraszającyn gestem wpuścił Skrzypka.

Po chwili obaj siedzieli na krzesłach stojących przy małym, ubrudzonym lepkim smarem, stoliku.

- Napijesz się czegoś? Właśnie gotuję wodę na kawę.
- Chętnie, poproszę. - Skrzypek pokiwał głową.
- Więc co cię do mnie sprowadza, czego ci potrzeba? - Spytał Żwawy, podchodząc do czajnika ustawionego na małej kuchence gazowej.
- Dostaliśmy od Brodacza zadanie, żeby zabrać jakąś paczkę z ruin mostu, tego co prowadzi do ZUO.
- ZUO? Chodzi ci o ten... Zakład Utylizacji, tam gdzie najemnicy siedzą?
- Tak, tam.
- I co dalej? - Dopytywał, lejąc parującą wodę do dwóch kubków stojących na stoliku.
- Obchodziliśmy akurat Szramę, kiedy jeden z naszych padł. Dostał w nogę. Chyba od snajpera. Szukaliśmy, wypatrywaliśmy i nic.
- Aha... - Żwawy zawiesił głos. - Wiesz co, ja nic nie słyszałem, żeby na stalkerów jakieś zlecenia były. Nie podpadliście nikomu?
- A skąd!
- No to nie wiem... Jedyne co mi przychodzi na myśl, to żebyś spytał Noego. Może coś słyszał. Tylko uważaj, jak będziesz wchodził. Najpierw strzela, potem pyta kto się zbliża. Serio.
- Dzięki. Chyba tak zrobię.

Skrzypek dopił kawę, jeszcze raz podziękował za pomoc i wyszedł. Parę chwil potem szedł już po bagnistej, nasiąkniętej wodą, ziemi. Swojego MP-5 trzymał w ręku, na wypadek, gdyby w gęstej, ograniczającej widoczność, trawie próbował dopaść go jakiś mutant. Na szczęście, Matka Zona dziś też była litościwa. Nie chciała pochłaniać.

Słońce wstawało powoli zza linii drzew, ogrzewając powietrze i powodując parowanie mokradeł. Nie dość, że zrobiło się potwornie gorąco, to zapach powietrza mieszał się z naturalnym odorem Zony i padliną, pochłanianą przez robactwo. Był wręcz nie do wytrzymania, wgryzał się i przeżerał nie tylko nozdrza, ale całe ciało. Smród przesiąkał ubranie i wnikał dosłownie wszędzie. Poranki zawsze były najgorszą porą do wędrówki. Na szczęście, w odległości stu, stu pięćdziesięciu metrów wyrastała już sylwetka wybudowanej z przegnitego, starego drewna, wieży. Wieży, która miała służyć jako ostatni bastion stalkerów na wypadek zalania świata przez falę mutantów, co głosił Noe. Wyglądała jednak tak, jakby służyła tylko jako ozdoba i pokraczne miejsce, na którym można było zabić co najwyżej samego siebie. Jej konstrukcja w życiu nie utrzymałaby dorosłego mężczyzny.

Szukający zemsty dotarł do poszycia porzuconego statku i zaczął krzyczeć, by nie strzelać. Nie podziałało. Drzwi rozwarły się, z hukiem waląc w przerdzewiałą, wgniecioną blachę starej barki, z której Noe uczynił "Arkę". Na desce pojawiły się kolejne dziury.

- Noe! Nie strzelaj! Jestem stalkerem! Opuść broń! - Wykrzykiwał Skrzypek, powoli wysuwając ręce i głowę, tak, by tamten nie wypalił poraz kolejny.
- Czego chcesz?!
- Zapytać o coś. Opuść broń, wpuść mnie.

Noe posłusznie przestał podtrzymywać lewą ręką dubeltówkę, w skutek czego ta zaczęła pełnić rolę laski do podpierania się.

- O co chodzi? - Pytał z nieufnością w oczach.
- Nie słyszałeś może wczoraj w tej okolicy żadnych wystrzałów? Mój kumpel dostał kulkę od snajpera, próbuję go znaleźć.
- Tak! Wejdź na parking z tyłu. - Obrócił się, pokazując, w którą stronę należy się udać. - Znalazłem tam trupa najemnika z dziurą w głowie i dwie łuski. Jedna z jakiejś potężnej snajperki, a druga od zwykłej "dziewiątki". Ktoś go kropnął i ograbił, albo co... Nie mam pojęcia.
- Co zrobiłeś z ciałem?
- Zakopałem. Jakby leżało na drodze, zaraz przyszłyby potwory. Jeśli chcesz, możesz je odkopać. Pożyczę ci łopatę.
- Dzięki, nie trzeba.

Skrzypek wyszedł z "Arki", jednak nie skierował się w stronę wspomnianego parkingu. Poszedł w kierunku Leśniczówki. Przypomniał sobie, że zostawił tam broń Kosa.

Karabin leżał nietknięty w tym samym miejscu, owinięty tą samą szmatą. Na spękanym asfalcie widać było kilka zaschniętych plam krwi. Stalker podniósł broń i odwinął z chusty. Rosyjski subkarabinek AK-9, na amunicję 9x39 mm, wyprodukowany w 2007 roku w Iżewsku, wyposażony dodatkowo w tłumik, połyskiwał w jego ręku metaliczną czernią. Widok straszył, a jednocześnie radował. Broń dobrze leżała w dłoni. Miała dużą moc obalającą i całkiem dobrą celność. Skrzypek usiadł pod filarem i zaczął zastanawiać się co dalej.

Jeśli tamtego snajpera zabił jakiś bandyta, to po zawodach. A może nie? Hmm... Najemnicy nie chodzą sobie postrzelać do ludzi "bo tak". Może to egzekucja? Może porachunki? Nie wiem. Najlepiej będzie dowiedzieć się u źródła. Tylko jak, cholera, dostać się do tych pieprzonych najemników?


Najemnik, cz. 4

:

Jestem już w pobliżu starej stacji paliw, kiedy zaczyna zapadać zmrok. Dobrze. Dokładnie tak, jak zamierzyłem. Lwia większość stalkerów - nawet tych doświadczonych - boi się wyruszać w trasę nocą. Nic dziwnego - mutanty stają się aktywne, bardziej agresywne i zaczynają polowania. Mimo wszystko, w ciemnościach i ja mogę być łowcą... Po kilkunastu minutach czujnego marszu docieram do magazynów podstacji - pustych, szarych budynków, otoczonych pękającym i walącym się betonowym płotem. Swego czasu podobno stacjonowała tu jednostka "Tango". Nikt jednak nie wie, co się z nimi stało - jak gdyby po prostu zniknęli, przepadli jak kamień w wodę. No nic, pora zabrać to, po co tu przyszedłem. W małej szopce narzędziowej odsuwam na bok zbutwiałą drewnianą skrzynię, po czym otwieram skrytkę w podłodze. Uśmiecham się pod nosem, widząc, że mój ekwipunek jest nienaruszony. Strój maskujący i specjalna maść tłumiąca zapachy - trzymać to w szafce w bazie równałoby się "magicznemu" zniknięciu wyposażenia nie dłużej niż po tygodniu od schowania tam... Co by nie mówić - to wyposażenie prawdziwego łowcy. Smaruję się specyfikiem, po czym zakręcam słoik i na powrót chowam do schowka. Poświęcam kilka minut na założenie stroju, następnie zamykam skrytkę i zasuwam na nią gnijącą skrzynię. Jestem gotów do drogi. Dzięki tym zabiegom nie będę musiał obawiać się zarówno węchu, jak i wzroku nocnych łowców - natomiast pełnia księżyca pozwoli mi nie błądzić w kompletnych ciemnościach. Ruszam w stronę 'żelaznego lasu', jak zwykli nazywać go stalkerzy. Stamtąd można Dość bezpiecznie przejść w okolice kompleksu fabryki 'Jupiter'. To nie jest ogólnodostępna informacja... A ja dodatkowo zadbałem, aby przewodnik nie był w stanie przekazać jej nikomu innemu.

Uśmiecham się gorzko do siebie na wspomnienie całej tej sytuacji. Przewodnik wiedział, że jest na celowniku - myślę, że spodziewał się tego na długo, zanim przyszedłem do niego i zacząłem rozmawiać o poprowadzeniu tą trasą. Zgodził się pokazać szlak, mimo iż to traperska tajemnica. Kiedy w drodze, w pewnym momencie otworzyłem usta, żeby wyjaśnić po co tak naprawdę zostałem wysłany, ten tylko uniósł dłoń, żeby mi przerwać i powiedział:

- Wiem, wiem. Mam tylko prośbę - zrób to szybko.

Po tych słowach zamknął oczy, usiadł na błotnistej drodze szlaku i czekał na egzekucję. Kiwnąłem tylko głową - mimo, iż nie mógł tego widzieć - po czym wyjąłem mojego G18 i oddałem jeden strzał w jego głowę. Był pierwszym, którego śmierć uczciłem odpaleniem kadzidła. Nigdy wcześniej ani później nie spotkałem takiego człowieka... Jako jedyny był w stanie pogodzić się z nieuniknionym i przyjąć to, jako coś normalnego.

Zmierzam powoli tą ścieżką, klucząc wyuczonym krokiem pomiędzy anomaliami i nasłuchując odgłosów otoczenia. Ściskam w dłoniach stary, wysłużony M21 - pamiątkę właśnie po tamtym spotkaniu. Nie mam w zwyczaju zabierać celom ich ekwipunku. Jednak wtedy... To było widać, że dla tamtego stalkera ten karabin znaczył wiele - spojrzenie w jego oczach, sposób w jaki trzymał broń, czy sam fakt jej zadbania... Nie wiem, czy nazwać to honorem, czy sentymentalizmem... Nie mam pojęcia. Wiem jednak, że ta broń nigdy jeszcze mnie nie zawiodła.

Nigdy.


Samotnik, cz. 4

:

Siedział w rurociągu bitą godzinę i czekał na dogodny moment. Jeśli miał zginąć, to albo zaraz, albo nigdy. Do nosa wetknął dwa skrawki koszuli nasączonej wódką. Jej woń co prawda powodowała odruch wymiotny, ale nie była gorsza niż odór ścieków płynących kiedyś tym akweduktem. W oddali słyszał jakieś odgłosy, jakby rozmowy. Po kilku, zdających się trwać wieczność, minutach, w końcu ucichły, a wewnątrz metalowej rury echem zaczął odbijać się tupot nóg. Postanowił podciągnąć się bliżej.

Był może pięć, może sześć metrów od wylotu tunelu. Nagle, do obserwowanego pokoju weszło dwóch mężczyzn. Jeden wyraźnie starszy i chyba mający rangę oficera, drugi, widać od razu, że młody i strachliwy. Ten bardziej doświadczony wydzierał się na niego przez jakiś czas, w końcu wskazał drzwi i powiedział, pierwszy raz od naprawdę długiej chwili, spokojnym tonem: "wypierda*aj i nie pokazuj się tu więcej.". Młodzik wyszedł ze spuszczoną głową, a stary usiadł przy biurku, stojącym tuż o wylotu rury i, kładąc łokieć na blacie, oparł czoło o dłoń, wzdychając głośno. Skrzypek milimetrowymi krokami posuwał sie do przodu. W końcu był już na tyle blisko, że mógł bez problemu dosięgnąć tamtego najemnika. Wziął głęboki oddech, przygotował lewą rękę do chwytu, a prawą do strzału i mocno odepchnął się nogami. Półkolistym ruchem złapał starego za kark, przykładając mu jednocześnie lufę do skroni. Trwał tak przez chwilę w milczeniu, nasłuchując, czy nie zbliża się żaden strażnik. Było cicho.

- Jak się nazywasz?

Najemnik milczał, patrząc prosto przed siebie.

- Jak się nazywasz?

Ten dalej milczał. Skrzypek niemal wepchnął mu karabin do ucha.

- Gadaj, albo za chwilę już niczego nie usłyszysz.
- Chromy. - Odparł tamten. - Nie wiem, co tu robisz, ani po co tu jesteś, ale nie wyjdziesz z tego cało.
- Chcę się czegoś dowiedzieć. Jeśli mi powiesz, zostawię cię w spokoju.

Nagle najemnik zaczął się trząść, pohamowując śmiech.

- Synku, nie takie groźby znosiłem. Radzę ci dobrze, puść mnie i odejdź, póki się jeszcze nie zdenerwowałem.
- To się jeszcze okaże. Kto wczoraj strzelał z okolic arki Noego w kierunku Leśniczówki? Nie żyje, kulka w głowie.
- To sprawy wewnątrz naszej grupy. Nie dotyczą cię, stalkerze.
- Chcę wiedzieć. Ktoś postrzelił ważną osobę. Daj mi cokolwiek.
- To nikt z najemników. - Powiedział Chromy, ale jakimś takim dziwnym tonem. Przypomniało mu się, że to z jego rozkazu zginął ten młody chłopak.
- Jesteś pewien? Nie wydaje mi się.
- Nic więcej ci nie powiem. Odejdź stąd.

Trwali w uścisku jeszcze chwilę. Nagle w kieszeni Chromego coś zabrzęczało. Ten wziął głeboki oddech. Wiedział, co się za chwilę stanie.

- Daj mi urządzenie. - powiedział Skrzypek.
- Nie dowiesz się. Nawet po moim trupie.

Z kieszeni nadal rozlegał się odgłos nowej wiadomości. Uwięziony najemnik zaczął wołać strażników, jednak jego okrzyk nie trwał zbyt długo. Już po sekundzie przerwał go odgłos poddźwiękowego pocisku wylatującego z lufy. Nabój przetopił się przez czaszkę jak rozpalony do białości nóż przez masło i wyleciał z drugiej strony, wyprzedzając o milisekundy fontannę gorącej krwi zalewającej wszystko wokół czerwienią. Skrzypek poczuł, jak trzymane za kark ciało sztywnieje i robi się niezwykle ciężkie. Szybko wypuścił trupa z uścisku i sięgnął do małej, zapinanej na suwak, kieszonki wszystej z lewej strony ciemnoniebieskiej kurtki, wykonanej z materiału podobnego do ortalionu. Wyciągnął wibrującego wciąż palmtopa i, włożywszy go sobie w usta, zaczął szybko cofać się wgłąb rurociągu. Od ścian pomieszenia i od blaszanej konstrukcji, w której się znajdował odbijały się coraz głośniej różne krzyki, nawoływania i nierównomierne stukanie. Do pokoju Chromego zaczęli wbiegać najemnicy. Po chwili ktoś zaczął świecić latarką w kierunku uciekającego stalkera.

- Jest! zaje*ać suki*syna! - Krzyknął, po czym oddał długą serię z karabinu. Skrzypek jednak znikł już za zakrętem rurociągu i tylko kątem oka zauważył, że w ściance znajdującej się naprzeciwko niego zaczęły pojawiać się okrągłe otwory wpuszczające coraz więcej światła. Cudem uniknął śmierci.

Po kilku kolejnych, pełnych nerwów, metrach tunel zwiększył swoją średnicę. Można było się obrócić i poruszać dalej "na czworaka", zwiększając tempo ucieczki. Nie wiedział jednak, czy po wydostaniu się ze starego, cuchnącego kanału nie powita go mur złożony z kilkunastu najemników. "Raz kozie śmierć", pomyślał, przełknął ślinę i dalej uciekał.

Kolana bolały go potwornie, a ręce miał zdarte aż do krwi. Nie dał rady pokonać kolejnych kilkudziesięciu metrów, które dzieliły go od wolności... lub natychmiastowej śmierci. Przypomniał sobie o PDA, które zabrał Chromemu chwilę po zabiciu go. Usiadł, opierając się ramieniem o ścianę okrągłej rury i wreszcie wyjął urządzenie z ust. Splunął przy tym siarczyście. Przetarł ekran mankietem swetra, wystającym spod podwiniętych rękawów kurtki i wcisnął przycisk "czytaj".

Dotarłem do DarkLabu. Mam problem. Drzwi są zamknięte na jakiś pieprzony szyfr, rodzaj zamka elektronicznego. Czy w tych dokumentach jest jakaś informacja, jak je otworzyć?
NN.


DARK-LAB. Na te dwie sylaby skręciło go od środka. Ledwie powstrzymał wymioty. Schował PDA do wewnętrznej, zapinanej na dwa guziki, kieszeni kurtki i spojrzał na rękę. Przypomniał sobie, co przed chwilą zrobił. Owszem, zabijał już wcześniej, nie raz i nie dwa, ale nigdy z tak bliska. Nigdy nie pozbawił nikogo życia w tak okrutny sposób. Nigdy nie miał cudzej krwi, dosłownie, na rękach. Nigdy ta krew nie należała do osoby tak wysoko postawionej w jakiejkolwiek hierarchii. Aż do dziś. Poczuł, że żołądek mu się kurczy i podchodzi po same gardło. By powstrzymać refluks nabrał do płuc dużo powietrza. I to był błąd. Fetoru, jaki uderzył w jego zmysł węchu nie zniósłby chyba nawet nibyolbrzym. Mięśnie brzucha natychmiast skurczyły się, powodując cofnięcie treści pokarmowej. Wyrzygał poranną kawę, wypitą ze Żwawym, kanapkę z konserwą, którą zjadł przed wejściem do rurociągu i pewnie znalazłoby się w tej zielono-czerwonej masie trochę etanolu pochodzącego z wczorajszej "kolacji". Słaby, zniszczony psychicznie, pełen obaw i niepewności zaczął szarpać się i wręcz szaleć. Ruszył pędem w stronę słabego światła na końcu tunelu.

W końcu dotarł do jego wylotu. Zawalony most Przeobrażeńskiego. Część konstrukcji podtrzymującej rurociąg zerwała się razem z upadkiem betonowego cielska tego "cudu architektoniki", jednak sam kanał wisiał względnie bezpiecznie. Zionęła tylko z niego wielka wyrwa, pozwalająca wejść i wyjść. Co najważniejsze - znajdowała się już za linią anomalii grawitacyjnych i oberwanym kawałkiem drogi, odcinającymi go od najemników. Teraz z szukającego zemsty Skrzypek stał się uciekającym od niej. Nie obchodziło go to. Obiecał Kosowi, że pomści ten postrzał w nogę, więc obietnicy dotrzyma. Musi. Wiedział jedno: tamten był w DarkLab, położonym niedaleko fabryki Jupiter, w lesie, tuż przy antenach Mózgozwęglacza. To niecałe sześć kilometrów, licząc od Skadowska. Może udałoby się skrócić tą odległość o połowę, jednak nikt o zdrowych zmysłach nie chciał wędrować przez las pełen anomalii i mutantów.

Do Skadowska dotarł dosyć szybko. Przed wyprawą i prawdopodobnie walką na śmierć i życie musiał zaopatrzyć się w kombinezon, amunicję i leki. Ten pierwszy mógł pożyczyć od Kosa, w końcu jemu i tak nie będzie na razie potrzebny. Wystarczy go tylko trochę połatać, Kardan pewnie uwinie się w pół godziny. Amunicja do AK-9 również należy do rannego, więc dostanie ją bez problemu. Lekami zajmował się Wariat, szczególnie po śmierci Wstrząsa. Skrzypek po wejściu na pokład swoje kroki skierował do jego pomieszczenia.

- Chłopaki... - Złapał się jedną ręką za głowę i powoli wypuścił całe powietrze z płuc. - Idę. Znalazłem gościa. Nie wiem czy dam radę, ale Kos... obiecałem Ci coś.
- Może jednak odpuść? - Nieśmiało wtrącił Wariat.
- Nie ma opcji. Za dużo krwi już przelałem, żeby się wycofać. Jak on mnie nie zabije, zrobi to ktoś inny, prędzej czy później. A nawet jeśli to ja go odstrzelę, to jego kumple pewnie po mnie przyjdą. - Zatrzymał się na chwilę. - Biorę Twoje AK, zabrałem spod Leśniczówki. Potrzebuję też kombinezon i amunicję. No i jakiś bandaż... jakby on cokolwiek zmienił.
- Ech... Skrzypek... Czemu ty, do ku*wy nędzy, jesteś taki uparty?
- Obietnica.
- A niech cię Zona pochłonie. Wszystko leży w mojej szafce. Wariat, daj mu klucz.

Zaprzyjaźniony medyk podał Skrzypkowi mały kluczyk. Ten natychmiast przeszedł do pomieszczenia przy Hotelu, w którym stalkerzy trzymali swoje rzeczy. Odnalazł szafkę Kosa, która po chwili gmerania przy zamku ustąpiła. Wyjął kombinezon, a naładowane magazynki wrzucił do kieszeni. Zauważył też małą butelkę wódki, którą zabrał ze sobą. Zamknął szafkę, upewnił się, czy zrobił to właściwie i wrócił do gabinetu.

- Wariat, pomożesz? Samemu tego nie włożę.

Medyk wstał i wspólnymi siłami próbowali założyć strój. Po paru minutach Skrzypek zapinał ostatnie guziki i zaciągał ostatnie suwaki zamków błyskawicznych. Kos był nieco niższy i tęższy od niego, więc kombinezon zdawał się lekko krępować ruchy.

- No... to na śmierć i życie. - Powiedział, zasalutował niedbale i wyszedł.

Dziura w łydce nie wymagała pracy. Dało się w nią co prawda włożyć środkowy palec, ale nie wpływała znacząco na właściwości ochronne ubioru. Schodząc na dolny pokład zatopionego w piasku okrętu spostrzegł grupę stalkerów szykujących się do wyjścia. Dwóch w kombinezonach Powinności i jeden z niebieską opaską na ramieniu. Kurier! Usłyszał, jak mówią coś o Janowie.

- Panowie, wybieracie się może w okolice Jupitera? Mogę iść z wami? - Zagaił. Nawet, jeśli się nie zgodzą, przynajmniej próbował jakoś umilić sobie czas wędrówki. Być może tej ostatniej.

Jeden z Powinnościowców spojrzał na niego spode łba.

- A tylko zacznij fikać, to cię moment uciszymy. - Warknął drugi, należący do Czerwonych Tarcz.
- Nie mam zamiaru.

Wyszli. Słońce miło przypiekało, a lekki wiatr delikatnie smagający twarze orzeźwiał, szło się całkiem przyjemnie, pomimo uciskającego kombinezonu i kieszeni wyładowanych amunicją. Po parudziesięciu minutach znaleźli się przy stacji w Janowie.

- No, stalkerze, spisałeś się. A teraz zapamiętaj - nigdy nas na oczy nie widziałeś.
- Jasne.

Skrzypek celowo obszedł dookoła przerobiony, podobnie jak Skadowsk, na bar, noclegownię, bunkier i miejsce spotkań, budynek dworca i wszedł z drugiej strony. Wolał, by nikt nie domyślił się, skąd i z kim przybył. Na tamtą trójkę nawet nie spojrzał. Usiadł przy jednym ze stołów, po czym z jednej z kieszeni wyjął konserwę i jakąś bułkę, zakupioną pospiesznie u Brodacza, tuż przed wyjściem. Planował szybko zjeść, by nabrać sił i wyruszyć dalej, w stronę Anten. W stronę DarkLabu. W stronę Śmierci.
Ostatnio edytowany przez Gizbarus 09 Kwi 2013, 12:03, edytowano w sumie 14 razy
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir

Za ten post Gizbarus otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive Kudkudak, Red Liquishert.
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Reklamy Google

Re: "Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus

Postprzez Voldi w 26 Mar 2013, 10:39

Giz, to jest to, co myślę? :E Albo jakaś przymiarka?

Jest fajnie. Kolejny "świeży" pomysł. Byli już bandyci, w "Barwnoprogresji" naukowcy, w końcu pora na najemników :)
Znalazłem tylko jeden mały błąd: "wbijając się lekko kolbą ramię mego towarzysza" - zjadłeś "w" między kolbą a ramieniem :)
Spodobało mi się przyrównanie zapachów do kolorów. Też czasami w myślach tak kojarzę :) No i opowiadanie o Zonie tak, by pobudzić wszystkie zmysły. Szkoda tylko, że nie poczułem tego zapachu z samego początku, bo czytając jadłem zupkę Vifon :P
Image
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Re: "Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus

Postprzez Gizbarus w 26 Mar 2013, 10:42

Voldi - tak, to właśnie to ;) Na razie nie mam konceptu, więc wrzucam co już napisałem. Mały wstęp, tak dla pokazaniu klimatu i osobowości mojego nowego bohatera. Domyśl się, kto został trafiony :P
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: "Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus

Postprzez Voldi w 26 Mar 2013, 10:43

Osz Ty sk****$ynu! :D
Image
Awatar użytkownika
Voldi
Ekspert

Posty: 843
Dołączenie: 29 Gru 2011, 11:11
Ostatnio był: 30 Maj 2024, 11:26
Miejscowość: Kraków/Hajnówka
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: TRs 301
Kozaki: 426

Re: "Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus

Postprzez Gizbarus w 26 Mar 2013, 10:45

:E

Ale tylko w nogę, także nie ma się co bać...:P I tak chciałeś kogoś zostawić ;) Jak napiszę coś jeszcze, to wrzucę. Obaczy się, dopasuje i stworzy jedno wielkie dzieło :E
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: "Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus

Postprzez echelon w 26 Mar 2013, 11:55

Pierwsze zdanie trochę przekombinowane, usunąłbym zwrot "moje nozdrza", bo to swego rodzaju masło maślane. W końcu czy można wdychać zapach czymś innym niż nozdrzami?

Teraz muszę jeszcze tylko wrócić do Zakładu Utylizacji Odpadów i złożyć raport

Trochę na zbyt jasno i konkretnie podane miejsce, brakuje tylko ulicy, na której mieści się zakład ;). Nie pasuje mi to do reszty. Lepiej by brzmiało zdanie, że bohater musi jeszcze wrócić do oczyszczalni albo po prostu do bazy, jakiejś mniej sprecyzowanej miejscówki.

Natomiast całość wygląda całkiem dobrze, szkoda, że nie masz na razie pomysłu na ciąg dalszy, bo chętnie bym to poczytał.
Dlatego - mimo druty, wieże i strażnice
Tam chcemy dotrzeć, gdzie nam dotrzeć zabroniono;
Bezużyteczne, śmieszne posiąść tajemnice
Byleby jeszcze raz gorączką tęsknot płonąć
Nim podmuch jakiś strzepnie chwiejne potylice
Awatar użytkownika
echelon
Tropiciel

Posty: 305
Dołączenie: 28 Mar 2010, 21:28
Ostatnio był: 12 Lis 2024, 20:24
Miejscowość: Stalowa Wola
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 41

Re: "Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus

Postprzez Gizbarus w 26 Mar 2013, 14:49

Poprawiłem te pierdółki, o których wspomniałeś, Echo ;) Co do zakładu, to nie byłem pewny jak to się dokładnie nazywało, a nie chciało mi się specjalnie po to włączać gry :P Stąd pełna nazwa, własnie pod poprawkę. Tak czy siak - ciąg dalszy zapewne nastanie za jakiś czas, także trzymajcie rękę na pulsie.
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: "Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus

Postprzez marcel w 26 Mar 2013, 17:21

Tekst, choć krótki, trzyma poziom "Samotności...", którą przeczytałem jak dotąd kilkukrotnie i za każdym razem z niekłamaną przyjemnością. Jedna tylko uwaga:

W rzeczy samej – oboje jesteśmy najemnikami


Oboje? Znaczit, jeden z bohaterów jest kobitką? ;)

:arrowd: Approved. Ja napisałbym "obaj", ale to już tylko i wyłącznie kwestia gustu. :)
Ostatnio edytowany przez marcel, 26 Mar 2013, 17:34, edytowano w sumie 1 raz
>>> Wenn ist das Nunstück git und Slotermeyer? Ja! ... Beiherhund das Oder die Flipperwaldt gersput. <<< ~ Ernest Scribbler
marcel
Opowiadacz

Posty: 436
Dołączenie: 31 Lip 2007, 17:48
Ostatnio był: 29 Paź 2020, 15:47
Kozaki: 193

Re: "Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus

Postprzez Gizbarus w 26 Mar 2013, 17:23

Zmienione na "obydwaj", powinno bardziej pasować :P
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: "Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus

Postprzez Tormentor w 26 Mar 2013, 17:50

Czyta się lekko i co najważniejsze dobrze się zapowiada. Fajnie przedstawiona natura najemnika-sukinsyna.
Dalszy los bohatera ciężko rozszyfrować i nie wiadomo do jakiś czynów się posunie.
Image
Awatar użytkownika
Tormentor
C O N T R I B U T O R

Posty: 1043
Dołączenie: 15 Lis 2010, 21:42
Ostatnio była: 28 Lis 2024, 11:17
Miejscowość: Yantar
Ulubiona broń: --
Kozaki: 290

Re: "Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus

Postprzez KOSHI w 26 Mar 2013, 18:12

Całkiem niezły kawałek tekstu. Jedna uwaga, za dużo spójnika "i" momentami stosujesz. Poza tym większych błędów nie widzę. Kiepski był ten snajper chyba, jak zamiast w głowę, trafił w nogę. Tyle mniej więcej mogę powiedzieć po przeczytaniu.

Pozdrawiam.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 23 Lis 2024, 06:46
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: "Niech cię Zona pochłonie" by Gizbarus

Postprzez Dziab_Dziab w 26 Mar 2013, 18:19

Tekst naprawdę świetny. Jest krótki, ale mimo to strasznie mnie wciągnął i czekam na więcej. Świetne choć krótkie opisy, bardzo dobra narracja, a przede wszystkim akcja. To mi się tutaj bardzo spodobało :D Tylko jak właśnie przedmówcy rzucały mi się za bardzo "i", których było za dużo.
Awatar użytkownika
Dziab_Dziab
Stalker

Posty: 120
Dołączenie: 17 Sty 2013, 20:09
Ostatnio był: 02 Sie 2017, 16:59
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: SPSA14
Kozaki: 23

Następna

Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 23 gości