Nie strasz nas Kriss, to zagina nawet moje koszmary
A właśnie, tym razem nie miałem koszmarów (jupi!), natomiast miałem jeden z tych snów któe można określić jako "bajeczne".
Śniło mi się że znajduję się w wielkiej, szerokiej i płytkiej zatoce z wyspą na środku (taką "klifiastą"), było słonecznie, ciepło, wiał leciutki wiaterek, jednym słowem- pięknie. I tutaj najważniejsza część scenerii- od tej wyspy aż do plaży wszędzie leżały zniszczone, staromodne, drewniane okręty. A ja wśród nich pływałem, niczym młody bóg
Ludzie, tego się nie da z niczym porównać! Wyobraźcie sobie... Piękna, tropikalna zatoka, nieskazitelna plaża i niewyobrażalnie wręcz czysta, ciepła woda. I te okręty! Niektóre zatopione niemal całkowicie, inne lekko zanurzone na mieliźnie. Pamiętam że pływałem między nimi, wchodziłem do środka, wspinałem się po nich, nurkowałem i nie wiem czemu ale miałem nieskończony zapas tlenu w płucach. Takie udziwnienie. Zapamiętałem jeszczę ostatnią scene ze snu- wszedłem przez dziurę w burcie do jednego ze statków i brodząc w wodzie po kolana szukałem czegoś. Znajdowałem się na dolnym pokładzie, piasek osiadł na podłodze, przez liczne dziury prześwitywało słońce, ściany aż iskrzyły się od wodnych refleksów, wszędzie pływały małe rybki a w powietrzu unosił się zapach morza. Pamiętam że przechadzałem się po tym dolnym pokładzie i tak gdzieś w połowie okrętu znalazłem w wodzie piękną, nagą, jasnowłosą dziewczynę
Była nieprzytomna i leżała na boku na płyciźnie, światło padało na nią z wielkiej wyrwy w ścianie statku... Coś pięknego
Podszedłem do niej i podniosłem ją, była lekka niczym piórko (jestem mocarzem
), nie pamiętam tylko niestety jej twarzy. No i jak to bywa w snach... obudziłem się.
:Merhiusromantyk: