Biała Zona

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Biała Zona

Postprzez Dziab_Dziab w 18 Sty 2013, 23:46

Opowiadanie napisałem już częściowo wcześniej, więc wrzucam trzy rozdział. Zapraszam do lektury!

Rozdział I
:

Szedłem. Szedłem wycieńczony już kilkadziesiąt minut. Jeszcze trochę i dojdę w końcu na Wysypisko. Była dopiero połowa grudnia, a już cała Zona przykryta została warstwą śniegu grubą na jakieś czterdzieści centymetrów. Zima tutaj stanowiła bardzo ciekawe zjawisko. Wszyscy żyjący tutaj stalkerzy- od kota po weterana ograniczali swój zapał do walki. Jeśli nie było potrzeby to nikt nie walczył, coraz mniej było słychać odgłosy wystrzałów. Niektórzy na okres zimowy wracali do swych domów i wyjeżdżali z Zony, jednak duża część tu żyjących ludzi uważała ten skrawek skażonej ziemi za swój dom. Wielu ludzi lubiło tę mroźną porę roku w strefie, ponieważ mutanty nie zachowywały się tak agresywnie jak dotychczas, były znacznie łatwiejsze do zabicia. Zima ograniczała także owe zabójcze niegdyś anomalie. Wiele z nich nie stanowiła już takiego niebezpieczeństwa, co na przykład latem. A działo się to najpewniej przez mróz, który w jakiś sposób je rozbraja z tych co bardziej niebezpiecznych możliwości.
Dzisiejszy dzień należał do dni łagodnych podczas ukraińskiej zimy, podczas której mrozy sięgały nawet minus czterdziestu stopni Celsjusza. Temperatura aktualnie wynosiła jedynie pięć stopni na minusie, nie było także zbyt wielkiego wiatru. W pewien sposób gruba warstwa śniegu, pokrywająca wszystko łącznie z powykręcanymi gałęziami rachitycznych drzew sprawiała, że zimno nie było zbyt mocno odczuwalne.
Wracałem do Baru 100 Radów z małej, nieudanej wyprawy. Razem z dwoma przyjaciółmi- Lorekinem i Bolem byłem w Dolinie Mroku i próbowałem wraz z towarzyszami przejąć posterunek bandytów. Stacjonowali w budowlach, w których jak podejrzewano mieści się tajne, radzieckie laboratorium. Zamierzaliśmy zaatakować ich z zaskoczenia, jednak coś nam to nie wyszło. Strażnik zobaczył nas, kiedy się skradaliśmy, zanim jeszcze podeszliśmy do bramy- od razu zaczął bić na alarm. Wycofaliśmy się przestraszeni za zdezelowany autobus, który stał już jakieś dwadzieścia pięć lat nieopodal na wpół opuszczonego zakładu. Bandziorów było jakieś trzy, albo nawet cztery razy więcej, a sądziliśmy, że będzie ich góra sześciu. Rozpoczęła się nierówna wymiana ognia. Spychali nas coraz bardziej w stronę zamarzniętych bagien i na szczęście nikt nas nie dostał pestką, również my nikogo nie trafiliśmy. Odpuściliśmy, więc sobie strzelanie, już i tak sporo pocisków wystrzeliliśmy w kierunku wroga. Rzuciliśmy się w stronę odległego Wysypiska, a nasi prześladowcy nie przerywali ognia, lecz nie usiłowali nas gonić. Dopadliśmy po chwili porzuconej koparki i po krótkiej wymianie zdań postanowiliśmy się rozdzielić. Lorekin miał pewną sprawę u Sidorowicza, a Bolo postanowił jemu towarzyszyć. Ja za to udałem się z powrotem do Baru.
Trzymałem luźno w dłoni mój wysłużony, brytyjski karabin- IL-86. Nie zostało mi niestety do niego sporo amunicji, a miałem jej wcześniej… dużo, naprawdę dużo. Na sobie miałem standardowy, stalkerski kombinezon Świt. Różnił się on jednak od wielu innych- miał wszyty w środku materiał termo aktywny, dzięki czemu nie odczuwałem za bardzo chłodu. Było zrobione to tak praktycznie, że kiedy nadejdzie cieplejsza pora roku mogę zdjąć tę warstwę ubioru. Także kaptur został nieznacznie zmodyfikowany, nie musiałem zakładać i zdejmować maski przeciw gazowej, bo wystarczyło, że wysunę ją z kaptura okrywającego głowę. W tej chwili akurat maska była schowana, bo nic mi nie groziło.
W Zonie jestem już jakiś czas, około półtora roku. To czemu tutaj się zjawiłem to bardzo skomplikowana sprawa. Pochodzę z Polski, z Wrocławia, a mój ojciec urodził się we Lwowie i uczył mnie języka ukraińskiego, więc potrafię porozumiewać się w trzech językach- polskim, angielskim i ukraińskim. Na studiach poznałem Adę, zakochaliśmy się w sobie, a zaraz po ukończeniu nauki wzięliśmy ślub. Rok później urodziła się nasza córeczka- Julka. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Jula urodziła się z nowotworem mózgu- była niepełnosprawna. Zgłaszałem się wraz z żoną do różnych fundacji z prośbą dofinansowania operacji, dzięki której Julka będzie mogła żyć bez choroby. W ciągu tych trzech lat czepiałem się wszystkiego co mogłoby mojej rodzinie zapewnić pieniądze, aż w końcu postanowiłem dla zarobku wyjechać tutaj, do Zony. To jednak tylko pogorszyło sytuację. Ada porzuciła mnie i musiałem wrócić do Polski, aby wziąć rozwód. Sąd odebrał mi prawo opieki nad córeczką i nie mogłem nawet się z nią spotykać. Więc zdołowany postanowiłem wrócić do Zony, wzbogacić się albo stracić wszystko.

Minąłem nareszcie pagórki dzielące Wysypisko od Doliny Mroku. Na posterunku broniącym przejście nikt nie stał, najwidoczniej Wolnościowcy mają ważniejsze sprawy od tego. Szedłem w stronę masywu zrujnowanej budowli, w której mieści się Pchli Targ. Stalkerzy handlowali tam zdobytym przez siebie różnorakim towarem, począwszy od kiełbasy, a skończywszy na pociskach do wyrzutni rakiet. Oczywiście poza miejscem handlu, było to także miejsce spotkań. To bardzo ważny punkt strategiczny na Samotników i nie tylko, często atakowany przez łatwo odpieranych bandytów. Bandyta to nie człowiek, bandyta to wrzód na dupie narodu. Stwierdził kiedyś tak Dywan, mój dawny kumpel rozerwany niedawno przez przeciw pancerną minę.
Przechodziłem przez niezbyt gęsty, pełen niskich drzewek zagajnik. Wiedziałem, że są tam anomalie i znałem to miejsce na tyle dobrze, iż potrafiłem się ominąć. Nie orientowałem się zbytnio co to za anomalia, obchodziło mnie bardziej to, bym w żadną z nich nie wszedł. Podczas zimy poza tym, że anomalie nie były takie niebezpieczne to także artefakty rzadko powstawały, więc szansa na ich znalezienie była mizerna. Rzucałem co chwilę przed siebie śrubki, akurat w te miejsce, w które miałem zamiar pójść. Moja intuicja zawiodła mnie tylko raz, czyli tylko jedna śrubka wpadła w jedną z tych dziwnych anomalii. Przed sobą miałem zamarznięta bajoro i Pchli Targ, całe szczęście, że nie było nigdzie widać bandytów. Pospiesznie ruszyłem w stronę masywu budowli. Moje nogi, aż do kolan zagłębiały się w grubej warstwie śniegu. Zwolniłem jednak po chwili tempa, ponieważ byłem strasznie zmęczony, a plecak w którym miałem jedynie termos, trochę amunicji i chleb ciążył mi na plecach, jakbym niósł w nim kamienie. Jeszcze chwila i będę na miejscu, może nie spotka mnie pech i zobaczę się z Bergiem.
Doszedłem jakoś do celu i powoli wdrapałem się po schodach. Rzuciłem plecak i karabin pod ścianę, a sam padłem zmęczony na jakiś stary materac. Wiedziałem, że zaraz ktoś mnie zauważy i radośnie się ze mną przywita. No i zgadłem.
- Dobrze ciebie widzieć, Igi! – poznałem po głosie Makarona.- Gdzie jest Lorekin? Wisi mi czterysta dwadzieścia rubli za amunicję.
- Też dobrze mi ciebie widzieć, po nieudanym wypadzie Lorek poleciał z Bolkiem do Sidorowicza.
- Nieudany? Co się stało? A po co poleciał do naszego drogiego zgreda, Sidorowicza?- jak zawsze pytania i pytania.
- Później powiem co się stało, daj mi odpocząć. Nie mój zasrany interes po co miał się spotkać z Handlarzem.- to był sygnał dla Makarona, żeby się odczepił, teraz go jeszcze tylko spytałem na odchodne: - Widziałem gdzieś Cięgło?
- No, jest na górze u naszego „doświadczonego technika”.
Uznałem, że skoro jest na wyższym poziomie u technika to zaraz zejdzie tu na dół, do mnie. A co do tego technika… raczej można go nazwać kimś kto czyści i najwyżej trochę podreperuje broń. Teraz to on tylko jest na jakiś czas, oby jak najkrótszy. Wielu stalkerów teraz musi biegać, aż do Baru, albo do Wolności, jednak Bar jest bardziej lubiany od Hangaru. To zapewne za sprawą lepszego położenia, stamtąd niedaleko do Dziczy, Magazynów Wojskowych i także kilku innych istotnych miejsc.
W tym momencie jeden z odpoczywających bywalców Pchlego Targu podniósł swą starą, akustyczną gitarę i zaczął grać smętnie jakąś melodię, a w tym samym momencie pojawił się Cięgło, więc wstałem i się z nim przywitałem:
- Dobry.
- Dobry, dobry. Ten technik, idiota zarysował moje SGI! Rozumiesz?! A jak próbowałem jemu poprawić trochę jego łuk brwiowy to wachman mnie tutaj wywalił.- Cięgło powiedział oburzony. Zawsze miał bzika na punkcie broni palnej, a jakiego karabin szturmowy był jego oczkiem w głowie.
- Nie przesadzaj, broń już ogarnąłeś to się zajmij pancerzami haha. Mam dla ciebie pewną propozycję- możesz się ze mną wybrać do Baru, a później do Jantaru?
- Jasne, muszę pójść do technika z Powinności, a co do Jantaru to zombiaczków chciało się pozabijać, co?
- Taa, tak dla zabawy. Przy okazji możemy przecież wziąć to co mają te upiory przy sobie. Czasem trafiają się prawdziwie dobre fanty.- uzasadniłem swój wybór.
- No dobrze, przyda mi się trochę gotówki, idziemy?- zapytał Cięgło. Skinąłem głową, narzuciłem swój plecak na plecy, wziąłem karabin w dwie ręce i powoli skierowałem się razem z kumplem w stronę Baru. Poza karabinem na amunicję NATO 5.56x45 miałem schowanego w kaburze PBS’a. Miał już swoje lata, lecz mimo tego, iż był używany przez wielu ludzi nie zawodził, ani trochę. Wszystko działało sprawnie. Ktoś kiedyś powiedział:” Z radzieckimi rzeczami jest tak, że albo od razu się zniszczą, albo będą niezniszczalne”. Ten kto wypowiedział te słowa miał rację. Na samym początku pobytu w Zonie używałem automatu Kalasznikova z lat siedemdziesiątych i praktycznie co dziennie musiałem wymieniać jakąś część.
I w tym momencie, gdy już byłem wraz z Cięgłem niedaleko posterunku Powinności rozległy się głośno strzały.


Rozdział II
:

Odwróciłem się i ujrzałem trzy postacie w kominiarkach. Bandyci znów podjęli próbę zniszczenia Pchlego targu, tylko że atakując tak „licznym” oddziałem dostaną jedynie tęgie lanie. Jeden z nich był ubrany w dosyć sponiewierany kombinezon Wolności, pewnie sukinsyn zdjął go z trupa. Żaden z przeciwników nie wyglądał na groźnego i nikt nie był zbyt dobrze uzbrojony, więc broniący się stalkerzy z łatwością ich pokonają.
- Słuchaj Cięgło, poczekajmy tu chwilę i kiedy się uspokoi to podejdziemy i zarekwirujemy co nieco.- powiedziałem na co mój towarzysz w zamyśleniu kiwnął głową. Obydwoje oglądaliśmy nierówne starcie.
Bandzior w kombinezonie Wolności, najwidoczniej dowodzący podszedł najbliżej i schował się za transformatorem i darł się na dwóch swoich kompanów, aby do niego dołączyli. Coś im nie wyszło. Jeden z samotników skutecznie ostrzelał z Vintara przeciwnika i dwóch beznadziejnych pomagierów „Wolnościowca” kopnęło w kalendarz. Jeden z nich dostał kulkę w szyję, a drugi w klatkę piersiową. Na śnieg trysnęła fontanna, ciemnej, gorącej krwi. Z gardła ostatniego bandziora wydobył się zduszony krzyk i zostawiając swój stary, radziecki karabin szturmowy rzucił się do ucieczki. Wyczułem okazję i zaraz po wycelowaniu wystrzeliłem w stronę uciekiniera. Karabin zaciął się, a tylko jeden z wystrzelonych kilkunastu pocisków trafiając cel w udo, bandyta krzyknął i runął w zaspę przy drodze.
Ruszyłem truchtem w stronę miejsca krótkiej wymiany ognia, Cięgło ruszył za mną. Nie tylko my poszliśmy, aby przeszukać trupy. Z Pchlego Targu po zasypanej drodze biegł zabójca dwóch bandytów i jeszcze jakiś samotnik. Szczerze mówiąc miałem ich w dupie, biegłem tam tylko po to, by zająć się „Wolnościowcem”. Przeładowałem pospiesznie swój karabin i zwolniłem tempa, przeciwnik pewnie ma pistolet i nie zamierza umrzeć bez honorowej, ostatniej walki. Ale moje przypuszczenia nie były trafne. Krwawiący bandyta czołgał się zostawiając po sobie ślad, starał się uciec. Z łatwością dopadłem go i celnym strzałem w głowę dobiłem. Kolejny zabity przeze mnie człowiek, pewnie nie ostatni. Jakbym służył jeszcze w Wolności z chęcią bym go przesłuchał.- rozmyślałem sobie, kiedy dobiegł mnie gniewny, lecz opanowany głos:
- Zostaw ten pistolet kocie, on jest mój.- odwróciłem się i zobaczyłem stalkera z Vintarem celującego do mężczyzny z Pchlego Targu. Ten wystraszył się i porzucił łatwy łup. Spróbował szczęścia ponownie i udał się w moją stronę. A niech sobie bierze co chce, tylko wezmę naszywkę. Kucnąłem przy ciepłych zwłokach i zerwałem z ramienia naszywkę Wolności, sprzeda się w Barze.

Wejście do bazy Powinności i Baru nie zaskakiwało. Niezależnie od pory roku zawsze na asfaltowej drodze i na jej poboczu leżały truchła zmutowanych psów lub wilków. Dziwnym trafem mutanty nigdy nie miały ogonów. Zapewne ich krew nigdy nie znikała i cały czas pokrywała się nową warstwą, nikt nie miał ochoty tego sprzątać, jedynie co jakiś czas martwe mutanty zrzucano do głębokiego dołu wykopanego niedaleko drogi. Kolejnym nieodłącznym elementem tego widoku byli, są i będą Powinnościowcy strzegący bazy za blaszanymi tarczami, a tuż przed nimi rozpościerały się prowizoryczne zasieki ograniczające bojowe możliwości mutantów. Gdy potwory napotykały zaostrzone końcówki kijów stalkerzy w prezencie wysyłali przeciwnikom naboje, za darmo.
Szedłem z Cięgłem prosto do Baru. Przy wejściu przywitały mnie zaciekłe, gniewne spojrzenia strażników. Wiedzieli, że przyczyniłem się do śmierci kilku ich towarzyszy, lecz nie zamierzali z jakiegoś powodu nic mi zrobić. Nienawidziłem przechodzić przez „bramę” i przez hangar kierujący wędrowców do Baru i na Arenę. Czułem na sobie nienawistne spojrzenia moich dawnych wrogów. Mogliby mnie zabić, lecz Łukasz, ich zasrany dowódca nie pozwalał strzelać do spokojnych samotników. Mało kto wznieca tutaj bójki czy strzelaniny, a jak do tego dojdzie to Powinność szybko wyciąga konsekwencje.
- Nullus, ja idę na Arenę, żeby pogadać, pooglądać co się dzieje.- poinformował mnie Cięgło.
- Dobra, zobaczymy się później. Tylko uważaj, żeby zamiast na widownię nie trafić na arenę, hahaha.
Na Arenę przychodzili stalkerzy w wielu celach. Jedni zakładali się o to kto wygra w walce w specjalnie przystosowanym do tego budynku, inni nie ryzykowali rubli i tylko oglądali walczących, a jeszcze inni przybywali tu by zaryzykować własne życie w walce. Istniały trzy możliwości walk. Pierwsza to kiedy stalkerzy walczyli ubierając własny kombinezon i używając własnej broni, dostawali wtedy jednak mniej pieniędzy. Kolejną możliwością jest walczyć z tym co się otrzyma od zarządców Areny. Nie zawsze przeciwnicy są uzbrojeni tak samo, lecz to zależy od stopnia zaawansowania walczących. Ostatnią natomiast możliwością jest taka walka jak opisana powyżej, jednak kiedy trwają zawody. Odbywają się one co kwartał i są naprawdę ciężkie do wygrania. Wielu stalkerów ginie w początkowych rundach przegrywając z silniejszymi przeciwnikami. Ostatnio mistrzem areny został Tancerz. Bardzo dziwny stalker. Małomówny, spokojny, opanowany, mający zaledwie 170cm wzrostu i ważący prawie 70kg wbrew pozorom jest śmiertelnie niebezpiecznym przeciwnikiem. Najdziwniejszą rzeczą w jego wyglądzie były ciemno zielone włosy i kredowo biała cera, a poza zielonymi włosami miał także zielone oczy. Rzadko opuszcza teren chronionej bazy i wiele czasu spędza na arenie. Zawsze nosi czarno-czerwony kombinezon Powinności, lecz nie należy do żadnej frakcji. Kombinezon jest pozbawiony wielu elementów, więc zapewnia mniejszą ochronę, a zarazem jest lżejszy i wygodniejszy. A co do używanej przez niego broni… Tancerz na arenie używał wyłącznie noża, bądź dwóch. Broń wybierali zawsze zarządcy, lecz jeśli walczący prosił o „najsłabszą” broń- nóż to zostawał on jemu wręczany. Tancerz jednak wyjątkowo dobrze potrafił posługiwać się tym orężem. Przemieszczając się niemożliwie wręcz szybko i zręcznie potrafił stawić czoła uzbrojonemu po zęby stalkerowi. Walka wręcz w jego wykonaniu była bardzo szybka i dynamiczna, przypominała taniec, bardzo szybki taniec. Był tak szybki i zręczny, że jeszcze nigdy nie został poważnie ranny. Tym, że pokonał wielu na arenie narobił sobie sporo wrogów, którzy chcieli jego śmierci, ponieważ zabił wielu czyichś przyjaciół, kolegów czy też ojców. Zdawał sobie z tego doskonale sprawę, więc nie opuszczał bezpiecznej bazy stalkerów.
Schodziłem już betonowymi schodami do Baru. Tutaj wszyscy, no prawie wszyscy nie mogą do siebie strzelać. Pierwsze co można poczuć wchodząc do tego miejsca to mocny zapach pieczonego dzika, wysoka temperatura zabijała szkodliwe bakterie i wirusy, dzięki czemu mięso nadawało się do zjedzenia. Panowała tutaj magiczna, wyjątkowa atmosfera. Stalkerzy prowadzili ożywione dyskusje, przechwalali się, śmiali, stawali się pracownikami i zleceniodawcami. Ja jednak dawno już skończyłem z przyjmowaniem zadań od stalkerów i bezcelowymi rozmowami. Przychodziłem tutaj w celu pohandlowania bądź porozmawiania z dobrymi znajomymi. Zobaczyłem tylko Kruka, czy też Wronę, nie wiedziałem jak go tutaj nazywają. Ja znałem go wcześniej, w dzieciństwie. Od jakiegoś czasu jest handlarzem informacji w Zonie, ja jednak miałem wiele dosyć ogólnych wiadomości za darmo.
- Jak mija dzień, Andriej?
- Dobrze, panie Nullusie, bardzo dobrze.- w Zonie mówili na mnie Nullus, jednak tylko na Pchlim Targu jego bywalcy zwracali się do mnie Igi.
- Zrobiłem jakiś biznes, że taki ten dzień dobry?- zapytałem.
- Tak, jakiś idiota pytał o plany Agropromu. Akurat miałem jedne, więc opchnąłem je jemu za marne siedem tysięcy dwieście rubli. A wiszą na drzwiach od Baru, ślepy jakiś. Hahahaha.- Kruk (czy tam Wrona) uwielbiał się nie do końca uczciwie wzbogacać. Wkręcił już wielu naiwniaków zarabiając przy tym sporo kasy.
- Wiesz, że tego nie popieram. Planuję małą wyprawę do Jantaru. Coś ma się tam dziać ciekawego?
- A więc to ciebie dzisiaj ciekawi? Powinnościowcy coś tam mówili o przejęciu fabryki w Jantarze. Ale to raczej celowo, by zmylić przeciwników i wprowadzić ich w błąd. Przecież to wręcz nie możliwe do cholery, żeby zrobić coś takiego! Fale psioniczne zamieniłyby ich w bezmyślne zombii, a nawet jeśliby wyłączyli te fale to wybicie zombii i snorków byłoby wręcz niewykonalne. Musieliby odesłać do tego setki swoich żołnierzy, których nie mają haha. Ahh… nie mam ochoty rozgadywać się o tym co musieliby niewykonalnego zrobić haha. Jeśli to wszystko to możesz już iść, panie Nullus.- powiedział Kruk (czy tam Wrona czy jak tam jemu było…) po czym wstałem pożegnałem się z nim skinieniem głowy i po woli skierowałem się do wyjścia.

Musiałem jeszcze tylko pójść do Szczura opylić naszywkę Wolności i udać się do technika Powinności i mogę już szukać Cięgła, a następnie udać się do Jantaru. Na początku poszedłem do jednego z mniejszych hangarów i poszedłem do handlarza drobiazgami- Szczura. Niski, koło trzydziestki, wyglądem przypominający szczura mężczyzna wykupił od Powinności najmniejszy hangar, albo raczej budyneczek i zrobił w nim coś w rodzaju sklepiku. Skupował i sprzedawał naszywki, kombinezony różnych frakcji oraz informację, jednak nie był jakoś szczególnie lubianym człowiekiem w Zonie. Irytował swoimi wrednymi odzywkami i złośliwym zachowaniem, toteż starałem się do niego nie przychodzić zbyt często.
- O przyszedł pan, panie Nullus. Nazbierało się troszkę naszywek i chce się je sprzedać, żeby mieć tyle pieniędzy co ja?- powiedział na mój widok.
- Milcz, bo jeszcze coś ci się stanie gnoju.- nienawidziłem gościa i to jeszcze jak. Na sam jego widok miałem ochotę chwycić go za jego chudą szyję i cisnąć nim w ścianę z całej ściany, tak żeby się już nie podniósł. Niestety nie mogę tego zrobić, bo sukinsyn zatrudnił dwóch najemników. Jeden z nich miał egzoszkielet i trzymał w dłoniach gietę, czyli GP37, a drugi natomiast miał jedynie lżejszy pancerz- kombinezon Bułat.
- Spokojnie panie Nullus, pieniądze się przydadzą, a w tej chwili to pan na pewno takowych potrzebuje. Khy, khy potrzebował… na córeczkę.
- Odwal się, bo coś tobie zrobię! Nie twoje sprawy.- powiedziałem gniewnie. Coś złowrogiego błysnęło w moich oczach. Nienawidziłem kiedy ktoś pcha się w moje prywatne, a ten tutaj przesadzał. Musiałem się opanować i przejść do rzeczy. Rzuciłem na ladę kilka naszywek i powiedziałem:
- Masz i się zamknij. Pięć naszywek renegatów, dwie bandytów i jedna z Wolności.
- Dwadzieścia rubli za jedną renegatów, dwadzieścia pięć za jedną bandytów i pięćdziesiąt za tą z Wolności.
- Łżesz! Przecież naszywki Wolności chodziły za osiemdziesiąt rubli! Dawaj tyle ile powinno być.
- Panie Nullus, niech się pan uspokoi. Na „rynku” są nowe ceny, trzeba się do nich przystosować panie Nullus. To co dostałeś już tobie daję.- po tym położył na ladę dwieście rubli.
- Tym razem tobie odpuszczę, sukinsynu.- wziąłem pieniądze i wściekły wyszedłem z budynku.
Skierowałem się powoli do technika, żeby zrobił coś z zacinającym się mechanizmem karabinu, gdy minąłem jakiegoś stalkera, który ożywiony rozmawiał ze swoim kumplem
-… a widziałeś jak Róg tak sprawnie uniknął jego strzałów i trafił go ze swojej dwururki? Wygrał raniąc tego… jak jemu było? A no tak! Cięgło! Ale krwawił…
Przeraziłem się i aż nie mogłem uwierzyć, że Cięgło poszedł na Arenę walczyć. Co za idiota… Nie pójdzie ze mną do Jantaru i zapewne do końca zimy nie opuści bazy. Cholera, jego problem. Udam się do niego za jakiś czas, teraz jestem zajęty- rozmyślałem sobie.
Teraz podążałem niespiesznie przez zasypaną śniegiem bazę do warsztatu Sosny. Już od jakichś dobrych dwóch godzin panował mrok, w zimowy czas w Zonie ciemność zapadała szybciej niż gdzie indziej. Szedłem na wpół odśnieżoną uliczką, którą otaczały odrapane, zaniedbane budynki, a na poboczu leżały różnorakie pudła, skrzynie i inne nie potrzebne już nikomu śmieci. Po chwili marszu doszedłem do zniszczonych drzwi, z których łuszcząca się brązowa farba odpadała płatami. Otworzyłem drzwi i wszedłem do długiego korytarza, a brudne, okratowane okna sprawiały niemiłe wrażenie zaniedbania. Brudne były nie tylko szyby ale i ściany, a także pokryta kurzem podłoga.
Na końcu korytarza były ciężkie metalowe drzwi, które otworzyłem pchnięciem dłoni. Sosna poza zajmowaniem się naprawą i modyfikacji broni sprzedawał do niej amunicję, granaty, a nawet czasami miał na składzie jakąś broń snajperską. Miejsce pracy opuszczał w soboty i wyruszał w teren polować na mutanty oraz bandytów. Miał około dwadzieścia pięć lat, lecz groźnie wyglądająca blizna i gęsta broda postarzała go o kilka lat.
- Chcę kupić amunicję NATO i dobrze, by było jakbyś trochę podreperował mój karabin.- krótko i zwięźle od drzwi powiedziałem po co przyszedłem.
- Hmm… mało mam teraz amunicji, dwa magazynki wystarczą?- skinąłem niechętnie głową, pieniądze mi się kończyły i nie miałem ich zbyt wiele, lecz wolałbym mieć sporo naboi.- A co do twojego karabinu to sprawdzę co się z nim stało dopiero jutro, bo dzisiaj muszę jeszcze zmodyfikować TRs’a.
Kiwnąłem głową, położyłem na stoliku należne dwieście trzydzieści rubli, wziąłem zakupioną amunicję i wyszedłem bez słowa z budynku. Wzięła mnie ochota na jakieś małe piwko, już dawno nie piłem niczego związanego z alkoholem. Udałem się powolutku do Baru i byłem w nim już po dwóch minutach krótkiej drogi. Wieczorem odpoczywało tutaj najwięcej bywalców. Niektórzy postanowili utopić swoje smutku w kuflu piwa, bądź też w kieliszku wódki, albo raczej w kilku kuflach czy kieliszkach. Wielu stalkerów grało w karty i nie zwracali uwagi na ściany pozbawione tynku, zniszczoną podłogę czy odrapane ściany. To nie było dla nich ważne, mało to ich obchodziło, bo w końcu przyszli tutaj odetchnąć, a nie podziwiać zniszczony lokal.
Podszedłem do tłustego Barmana i poprosiłem o małe piwo, które dostałem chwilę później. Postanowiłem podejść do grupki grających w karty mężczyzn i podejrzeć jak grają. Nigdy mnie to nie kręciło to też po chwili odszedłem od nich z pustym kuflem, odstawiłem go na ladę i znużony wyszedłem znowu na powierzchnię. Musiałem znaleźć miejsce do odpoczynku, więc wszedłem do jednego z hangarów zajętych przez samotników i usiadłem przy ognisku. Akurat jeden ze stalkerów opowiadał jakaś na wpół wymyśloną historyjkę:
-… i jak mówiłem skradałem się do nich powoli, powoli, a ci durnie niczego się nie spodziewali! Już miałem zaatakować ich pod osłoną ciemności kiedy nagle rzuciła się na nich pijawa! Takiej to ja jeszcze nie widziałem, miała prawie trzy metry, a jak groźnie wyglądała! Gdy już zręcznie uśmierciła dwóch najemników to wiedziałem, że wyczuła moją obecność, więc wystrzeliłem do niej z granatnika, ale się roz*ebała na setki kawałków!- opowiadał podniecony stalker, wyglądający jeszcze na kota. Pewnie na widok nibypsa spieprzał ile sił w nogach, idiota. Nie miałem ochoty słuchać tych bredni, więc zająłem miejsce w kącie hangaru i zmęczony czekałem na nadejście snu.


Rozdział III
:

Wstałem dosyć wcześnie, tuż przed siódmą rano. Byłem głodny, bardzo głodny, więc wyjąłem resztki prowiantu z plecaka i rozpocząłem poranny posiłek. Do zjedzenia miałem naprawdę niewiele- trzy kromki chleba, połowa jakieś konserwy w blaszanej puszce i termos herbaty do popicia. Nie smakowało to jakoś wytwornie, ot zwykły, pożywny posiłek typowego stalkera. O tej porze roku słońce dopiero miało wstać, więc w hangarze panował mrok, z którym walczyły płomienie ogniska. Drzwi były zamknięte. Przecież nikt nie chciał, by w hangarze panował chłód. W budynku poza mną siedziało przy ognisku jakichś dwóch stalkerów. Jeden z nich spojrzał na mnie i wrócił do swoich wcześniejszych zajęć. Nie byli jakoś specjalnie dobrze wyposażeni. Oceniałem ich na kotów, nowicjuszy, a może i trochę zwykłych stalkerów. Pierwszy z nich, wyższy miał na sobie kombinezon najemnika, lecz nic nie świadczyło, o tym że można go nająć na przykład do ochrony. Drugi jednak miał na sobie tylko poplamiony krwią, ciemnobrązowy sweter, a jego standardowy kombinezon „Świt” leżał obok. Był wyraźnie podniszczony i splamiony krwią, ciekawe co ci dwaj przeżyli jakiś czas temu.
Przerwałem w pewnym momencie swój posiłek i to co zostało z powrotem włożyłem do plecaka, nie było tego wiele. Poza tym co miałem z sobą wziąłem jeszcze stary, duży koc. Później się mi z pewnością przyda. Planowałem czym prędzej wyruszyć do Jantaru, by zapolować na zombii, wyszedłem z hangaru i opuściłem obóz.


Do Jantaru szedłem dłuższą trasą przez Wysypisko i okolice Agropromu. Nie zamierzałem walczyć z najemnikami oraz mutantami z Dziczy. Droga minęła mi spokojnie. Mutanty, które napotykałem na swojej drodze nie miały najmniejszej ochoty ze mną walczyć, więc uciekały spłoszone przede mną. Wszystkie anomalie jakie czekały na nieuważnych stalkerów minąłem używając metody z śrubkami. Nie spotkałem nawet żadnego bandyty czy innego zawadiaki. Dzisiaj najwidoczniej miałem szczęście, chociaż nie do końca. Cały czas, w odległości co najmniej stu metrów szedł za mną jakiś stalker. Musiałem przyznać, że zaniepokoił mnie jego widok. Miał zapewne na sobie ciężki kombinezon „Bułat”. Nie widziałem z takiej odległości dokładnie. Ale co tam, nie ważne, najlepiej jest się nie przejmować.
Stałem na pagórku, przeze mną rozciągały się bagna, dawniej będące jeziorem oraz niedaleko trujących moczar stał bunkier jajogłowych. Daleko było widać masyw budynków starej, opuszczonej fabryki, na terenie którego teraz grasowały zombii oraz snorki. Jajogłowi czyli naukowcy stacjonujący w swoim bunkrze akurat tutaj zajmowali się przede wszystkim badaniem fal psionicznych, które zamieniał stalkerów w bezmyślne zombii. Bunkier broniony był przez jeden, liczny oddział najemników odpierający przeważnie ataki stalkerów, którzy już nie byli ludźmi. Snorki to natomiast przeważnie wojskowi w charakterystycznym maskach przeciw gazowych „Słoń” wystawieni na zbyt długi czas na radiację. Żołnierze przeszli mutację i przeistoczyli się w krwiożercze potwory poruszające się na czterech, mocno umięśnionych kończynach. Najczęściej kombinezon jest rozerwany w wielu miejscach i można zobaczyć okaleczony, zakrwawiony tułów.
Udałem się w stronę drogi prowadzącej do fabryki, dzieliło mnie od niej około tysiąc metrów. Przedzierałem się przez krzaki leżące u podnóży stromych pagórków. Nie chciałem, żeby ktokolwiek mnie zauważył. Nie lubiłem tego miejsca, zawsze było tutaj brzydko i nie poprawiał tego wrażenia biały śnieg. Po kilkunastu minutach marszu dotarłem do zwykłej, kiepsko utwardzonej drogi, po której bokach stały krzywo wbite słupki. Szedłem wzdłuż drogi do fabryki i mijałem co jakiś czas zdezelowany pojazd, czy to furgonetkę, czy to autobus. Miałem wrażenie, iż ktoś mnie cały obserwuje. Odwróciłem się tknięty przeczuciem i wzrokiem szukałem potencjalnego prześladowcy. Nikogo nie zauważyłem, jeśli ktoś w ogóle za mną podążał musiał umieć dobrze się ukrywać. Dodatkowo łatwiej było jemu mnie śledzić, ponieważ zostawiałem w śniegu ślady wojskowych butów, przez niektórych potocznie nazywanych glanami. Zamiast dalej rozmyślać nad niewidzialnym wrogiem przyśpieszyłem tempa. Zwolniłem dopiero niedaleko murów okalających dawny zakład pracy. Dopiero tutaj zwykła „wiejska” droga zmieniała nareszcie swoją powierzchnię na asfaltową. Na pokrywie śniegu przed główną bramą na szczęście nie było widać żadnych, nawet najmniejszych czyichś śladów. Zbliżyłem się powoli do skrzyń leżących i tym samym prawie tarasujących wejście na teren fabryki i ostrożnie spoza z nich wyjrzałem. Na widoku były tylko trzy zombii. Przyjąłem moją taktykę polegającą na wywabieniu stworów poza bramę, a następnie zlikwidowanie ich z ukrycia. Jak znam życie kryje się ich tu więcej i zamiast trzech nadejdzie ich tutaj niewiele więcej. Sprawdziłem czy w magazynku mojego karabinu znajduje się amunicja, odbezpieczyłem, oparłem broń na swoim ramieniu, wycelowałem i oddałem dwa strzały w stronę najgroźniej wyglądającego zombii. Nim zrozumiał co się stało zdążyłem już wystrzelić do jego dwóch pozostałych kompanów. Takiego stwora ciężej było pod pewnym względem zabić. Skóra podczas mutacji stwardniała, a wiele komórek odpowiedzialnych za odczuwanie bólu obumarło, przez co zombii miał jakby drugi pancerz. Oczywiście wraki dawnych stalkerów miały na sobie kombinezony. Czasami, lecz bardzo rzadko trafiają się mutanty w egzoszkieletach, lecz jeszcze nie przytrafił mi się taki pech. Odszedłem jakieś dwadzieścia metrów od bramy i kucnąłem za autobusem, zerkałem co chwilę czy nie nadchodzą przeciwnicy. I w końcu pojawił się jeden zombii, a za nim kolejne cztery. Stały w tym miejscu skąd oddałem strzały i nie miały pojęcia co robić. Odczekałem chwilę, by mieć pewność, że żaden kolejny mutant nie nadejdzie. W końcu po kilku minutach czekania otworzyłem ogień. Strzelałem seriami do pięciu pocisków i starałem się, by pestki trafiały w głowę, bądź jej okolice. Już po chwili śnieg zabarwił się na czerwono i tylko jeden z ocalałych potworów otworzył do mnie ogień jednocześnie idąc w moim kierunku niemrawo. Wszystkie kule wystrzelone z jego karabinku Viper 5 świstały mi nad głową lub trafiały niewinny autobus. Spokojnie, nie zwracając uwagi na ostrzał przeciwnika sam odpowiedziałem jemu ogniem kończąc tym jego wędrówkę po ziemi. Podszedłem powoli do jednego z zombii i mocnym kopniakiem zakończyłem jego przedśmiertne konwulsje. Jak każdy stalker nie zostawiałem łupu przy o ofiarach to też zacząłem przeszukiwać trupy. Przy pierwszym najbardziej wojowniczym zombii znalazłem użyty zresztą karabinek Viper. Niechętnie wziąłem się przeszukiwania reszty ciał.

Szczególnie cennych łupów nie znalazłem, jednak trochę tego było. Wziąłem sporo egzemplarzy broni palnej, która była w różnym stanie. Poza Viperem znalazłem starą dubeltówkę, AK 74/u, dwa karabiny szturmowe AK 74/2 oraz mocno zniszczony IL86. No i oczywiście znalazłem broń mniejszego kalibru, czyli USP i dwie PMm’ki. Cały ten skromny arsenał poza pistoletami położyłem na wziętym wcześniej przeze mnie kocu i zacząłem ciągnąć go za sobą. Całą amunicję oraz trochę przydatnego prowiantu włożyłem do plecaka, który nie ciążył na plecach zbyt mocno, lecz odczuwalnie. Zdobytą broń mogę opchnąć taniej najemnikom, którzy później sami ją sprzedadzą, albo pomęczyć się i sprzedać ją na Pchlim Targu lub w Barze. Potrzebowałem jednak pieniędzy, więc postanowiłem zaryzykować i sprzedać drożej swój pryz. Ehh… znów trzeba wracać tą, nudną drogą. To był właśnie ten minus dla samotnych samotników. Długie nieciekawe podróże, choć lepsze gdy są nudne, niż kiedy zaatakuje ciebie jakiś wróg. Nie można było powiedzieć, że nie lubię chodzić. Robiłem to nawet bardzo często. Tutaj jednak doskwierała mi samotność, teraz zapewne wracałbym z Cięgłem do Baru, jednak ten idiota musiał pójść na Arenę, ehhh. W innej porze roku takie samotne przemierzanie byłoby niebezpieczne, cholernie niebezpieczne. O tej porze jednak nie groziło mi wiele, szczęście i pech dla niektórych. A teraz wędrowałem przez te pustkowia z łupem i miałem obawy co do podróży. Mimo tego, że była zima to ktoś i tak może polować na nieuważnych wędrowców. Rozważałem nad udaniem się do siedziby Samotników mieszczącej się niedaleko. Ostatnio w Zonie jest mniej stalkerów, więc ciężko znaleźć kupca na broń, nawet tą w lepszym stanie. Idę cały czas drogą powrotną, czyli taką samą jak wcześniej jednak coś nie mi tutaj nie pasuje. Nie mam pojęcia co, może kruki i wrony są cicho? –Musisz być czujny, Nullus.- podpowiadał mi mój cichy głosik w głowie. Co do cholery się dzieje? Można powiedzieć, że wszystko ucichło. Nawet moje kroki na wilgotnym śniegu nie są takie… głośne. I nagle zobaczyłem to. Nie było to nic niezwykłego, lecz czułem się na ten widok dziwnie, bardzo dziwnie. ON stał tam cały czas bez ruchomo. Niby to stalker, stalker w pancerzu „Bułat”, ale coś tutaj nie pasowało. Stałem dwadzieścia metrów od tego człowieka i nie mogłem uciekać. Do dwóch metrów brakowało jemu pewnie dziesięć centymetrów, albo ewentualnie trochę więcej. Nie widziałem jego twarzy, którą zasłaniała maska. Nic szczególnego się nie stało, ale się strasznie bałem. Panowała nienaturalna cisza i przeważnie tylko dlatego się bałem, jednak w tej złowrogiej postaci coś było… W pewnym momencie dostrzegłem coś na jego ciemnym niczym atrament pancerzu. Czerwone, jaskrawe słowa w jakimś dziwnym, nieznanym alfabecie pojawiły się z nikąd. Jednak mimo, iż nie miałem pojęcia co to za dziwaczne znaki układające się w wyrazy, to znałem ich znaczenie. Mówiły wręcz do mnie – Zgiń! – Zgiń! Wtedy też odezwał się cichy głos – Nullus, uciekaj póki możesz, albo zgiń! Ledwo oderwałem ociężałe nogi od ziemi i rzuciłem się do szaleńczego biegu w stronę bunkra naukowców. Nigdy nie biegłem tak szybko jak teraz, pewnie biję rekordy prędkości. Przerażony bałem się odwrócić, ale jednocześnie tego chciałem. Walczyłem sam ze sobą i jedna moja część wygrała. Spojrzałem za siebie i zauważyłem…


Rozdział IV

:

Spojrzałem za siebie zatrwożony i zauważyłem to, że nie było widać złowrogiej postaci. Odetchnąłem z ulgą. Strasznie bolała mnie głowa i nie tylko. W jednej chwili poczułem się bardzo zmęczony i ospały. Incydent wybił mnie z równowagi. Co się w ogóle stało? Jakiś stalker w pancerzu stał w miejscu i pewnie w masce przeciwgazowej miał zainstalowane dwie diody świecące na czerwono. Taki żart dowcipnisia, czego ja się wystraszyłem? Przypomniałem jednak sobie tę chwilę, nienaturalną ciszę, złowrogą atmosferę i nie do końca wierzyłem w opcję, że ktoś postanowił zażartować sobie kosztem innych. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co się stało chwilę temu, muszę odpocząć. Wciąż zszokowany tym jakże dziwnym wydarzeniem, szedłem powoli w stronę bunkra naukowców. A może oni coś będą wiedzieć na ten temat? Szybko odrzuciłem tą myśl, pewnie powiedzą, iż przez radioaktywność i fale psioniczne mam jakieś pieprzone majaki. Durnie, nie wyjrzą z tej swojej „twierdzy” i się wymądrzają. Muszę iść z powrotem do Baru, coś zjeść, pogadać, sprzedać i może pójdę do Cięgła… Aj, to nie ważne, jestem ciekaw co się stało chwilę temu. Kto może to wiedzieć? Medyk? Jajogłowi? Nie mam pojęcia. Dobra, później pomyślę, teraz muszę wrócić z tym co mam do 100Radów.

Droga minęła spokojnie, absolutnie nic się nie działo. I dobrze, pokonanie tej samej trasy samemu w lato, a nie w zimę jest naprawdę dużym osiągnięciem. Znużony zszedłem do zatęchłej piwniczki nazywanej barem. Ostatni wypad poza małym łupem przyniósł mi tylko nie potrzebne zmartwienie, a zarazem tajemnicę. Podszedłem do Kruka i zagadałem:
- Widzisz, mam problem wiążący się jakby z mitami Zony. Czymś dziwnym… rzadkim. Kto może coś o tym wiedzieć?
- Jak to kto? Leśnik, chyba wiesz kto to.- Kruk odpowiedział z serdecznym, słowiańskim uśmiechem na twarzy.
Przyszedłem do Baru tylko po to i nic więcej, nie mówiąc nawet ‘dzięki’ wybiegłem z piwniczki na powierzchnię. Muszę sprzedać handlarzowi broń, która pozostawia wiele do życzenia. Od wczoraj w bazie praktycznie nic się nie zmieniło, tylko śniegu jeszcze napadało. Wszyscy sprawiali wrażenie ospałych i znużonych brakiem zajęcia. Nareszcie doszedłem do ośnieżonej kanciapy handlarza bronią. Zmierzył mnie swoimi oczami i czekał co zrobię. Położyłem na ladę znalezione pisi bez słowa czekałem na wycenę. Stalker wziął powoli do ręki Makarova i dokładnie go obejrzał, sprawdził czy się nie zacina, ani czy nie ma żadnych usterek. To samo zrobił z drugim pistoletem i wycenił:
- Pierwszy nawet nieźle się trzyma, wszystko chodzi jak należy, choć za jakiś czas ktoś musiałby go naprawić, trzysta rubli?- zapytał i skinąłem w zamyśleniu głową- Drugi już taki świetny nie jest, jeśli w tydzień go nie sprzedam to będę musiał oddać go technikowi. Nie wygląda najlepiej, dam tylko sto pięćdziesiąt i ani rubla więcej. A za ten ostatni, USP dam tobie marne trzysta pięćdziesiąt, podniszczony mocno jest. Pasuje?- przytaknąłem głową i mężczyzna wręczył mi plik banknotów, wiele tego nie było.
Wyszedłem już bez skromnego łupu. Nie pozostało mi nic do roboty, więc znowu udałem się do Baru. Może ktoś będzie miał coś ciekawego do powiedzenia. Kątem oka zobaczyłem dwóch stalkerów idących za mną. Odniosłem wrażenie, że skądś ich znam. Odrzuciłem szybko tą myśl, przecież w Zonie jest wiele ludzi. Przyśpieszyli kroku wyraźnie idąc w moją stronę. Pierwszą myślą była ucieczka, tylko po co? Jestem zbyt nerwowy, opanuj się Nullus. Wyższy z stalkerów powiedział do mnie:
- Pójdziesz z nami, tylko niczego nie próbuj.
- Spieprzajcie, posłańcy. Nigdzie z wami nie idę.- odpowiedziałem na zaczepkę, zdawałem sobie sprawę, że mogą mi coś zrobić, a strażnicy nawet nie ruszą palcem, by mi uratować. Ruszyłem szybkim krokiem w stronę Baru mijając dwóch… bandytów? Usłyszałem wtedy zirytowany głos jednego z nich:
- Nabój!


Ból rozsadzał moją czaszkę, widziałem jakieś niewyraźne kształty przed sobą. Spróbowałem dotknąć ręką swoją, ciężką, obolałą głowę. Nie mogłem. Coś krępowało skutecznie ruchy moich rąk i nóg. Siedziałem na stary krześle, przywiązany do niego. Gdzie ja jestem? Nagle ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Rozbudziłem się na dobre i zacząłem kaszleć ochryple. Podniosłem głowę i ujrzałem stare, masywne biurko. Nie sam mebel mnie zaintrygował, lecz postać przy nim siedząca.
- Widzisz Nullus, nie chciałeś po dobroci, to masz na przymus. Byśmy spokojnie pogadali, a tak to musisz siedzieć związany. Szkoda, że muszę ciebie zmuszać.
- Ty gnoju!
- Spokojnie, powinieneś dziękować. Chłopcy ciebie nieśli z Baru, aż do naszych skromnych magazynów wojskowych. Musieli się zmęczyć.- drwiny przesiąkały słowa stalkera, a raczej dowódcy stalkerów.
- Ale po co ja tobie?! Spłaciłem dług, zostałem wolnym stalkerem i jesteśmy kwita!
- Nullus, szukam ludzi. W tym ciebie.
- Nie ma mowy, Łukasz. Od czarnej roboty to masz swoich durnych anarchistów! Chcesz, żebym dołączył do masakry pod Barierą? Myślisz, że nikt nie wie co tam się dzieje?! Wysyłasz tam dziesiątki stalkerów na bezsensowną rzeź z Monolitem!
- Czy ktoś mówił, że jesteś mi potrzebny akurat do tego? A ta cała twoja rzeź to próba powstrzymania fanatyków i ich zabójczych ideologii. Durna Powinność myśli, że to jedyne co robimy. Nie spodziewają się niczego.
- Łukasz, co ty do cholery kombinujesz?!- nic już nie rozumiałem.
- Chyba ciebie moi dzielni chłopcy za mocno zdzielili po łbie, haha. Mam mało ludzi, coraz mniej. Sam chyba wiesz dlaczego. W zimę tylko Monolit jest aktywny i ktoś musi go powstrzymać. Zostało mi tylko kilku naprawdę dobrych stalkerów. Ty też do nich należysz.
- Tylko, że już nie jestem w Wolności i nie zmusisz mnie bym do niej wrócił.
- Czy ja mówię, że masz być w Wolności? Ja chcę tylko, żebyś mi pomógł w pewnej sprawie. Potrzebuję doświadczonych ludzi, a nie kotów. Zrobisz co miałeś zrobić i jesteś wolny. Oczywiście dostaniesz jakąś sumkę w nagrodę za służbę…- Łukasz przeszedł do konkretów.
- Naprawdę myślisz, że będę dla ciebie pracował? Nie żartuj sobie. Rozwiąż mnie i wypuść cholero.
- Mało kto teraz odwiedza wieżę ciśnień i pijawki są spragnione krwi, ktoś musi je nakarmić.- ta groźba do mnie trafiła. Czy w taki sposób chcę skończyć swoje życie?
- Mów o co chodzi.
- Dwie grupki naszych mają przejąć Agroprom. Znaleźliśmy ścieżkę, dzięki której podejdziemy prawie pod sam Agroprom mijając wszystkie posterunki Powinności. Pierwsza, czteroosobowa grupa ma przejść pod południową bramę po drodze eliminując wszystkie oddziały Powinności. Druga grupa, co najmniej dwa razy większa dojdzie później i na sygnał zaatakuje od bramy wschodniej.
- Szaleńczy plan… jak niby w czterech mamy przejść przez wszystkie posterunki?
- O ludzi to się nie martw, lepszych ze świecą szukać. A sprzęt dostaniesz od Maksa, tylko później musisz go z powrotem oddać i weźmiesz to co miałeś, umowa stoi?
- No, nie mam wyjścia.- odpowiedziałem niechętnie.
- Dobra, to może się przebierzesz, ogarniesz i idź do Maksa.


Poszedłem, świeży, umyty do jednego z baraków. Tam podobno przebywał Maks. Tutaj było całkiem inaczej niż u Powinności. Panowała samowola. Tu i ówdzie ktoś jarał skręta, wielu stalkerów grało w karty z pieniądze, wszędzie było słychać radosne okrzyki i rozmowy. Mimo luźnej atmosfery główna siedziba Wolności była dobrze chroniona przez przede wszystkim snajperów. W końcu znalazłem Maksa, leżał na jednym z polowych łóżek i czyścił rewolwer.
- Łukasz mówił, żebym poszedł do ciebie po wyposażenie.
- O, Nullus! Brakowało tobie starych, dobrych kompanów, co?
- Można tak powiedzieć, gdzie ten sprzęt?- nie miałem ochoty na rozmowę.
- Czekaj, już daję.- mówiąc to podszedł do wielkiej skrzyni leżącej pod oknem i wręczył mi to czego potrzebowałem.
- Dzięki.- dźwigając sprzęt usiadłem na pryczy i przejrzałem to co otrzymałem. Kombinezon „Strażnik Wolności” miał w jednej z dodatkowych kabur pistolet Kora z tłumikiem. Z broni długiej dostałem wyciszony karabin snajperski L96A1. Najbardziej cieszył mnie jednak mały karabinek typu SMG Scorpion. Spojrzałem na sprzęt w uznaniem i odłożyłem go na bok.
- Maks, kiedy wyruszamy na Agroprom?
- Jutro rano, lepiej odpocznij.
Skinąłem głową, a że było ciemno, położyłem się czekając na sen. W oknie zobaczyłem ciemną sylwetkę, której oczy się jakby świeciły na czerwono. Podskoczyłem w pierwszej chwili na łóżku i nie mogłem oderwać wzroku od złowrogiej postaci. Było w niej coś hipnotyzującego. Zrobiłem jednak coś co przerwało ten nienaturalny trans. Mrugnąłem. Postaci za oknem już nie było.
- Nullus, co się dzieje?- Maks zapytał się mnie troskilwie.
- Nic, nic. Masz szluga? Muszę zapalić.
- Tak, mam. Łap.- mówiąc to towarzysz podał mi papierosa.
Nie paliłem nigdy nałogowo. W ogóle paliłem tylko w momentach, gdy byłem naprawdę zdenerwowany, zatrwożony. A szczególnie, gdy wiele negatywnych emocji się skumuluje. Ten kawałek bibuły z mieszanką tytoniu uspokajał moje psychiczne problemy, dzięki papierosom w trudnych sytuacjach umiałem spokojnie pomyśleć, zapanować na sobą. Narzuciłem na siebie kurtkę i wyszedłem z baraku zapalić. Jakieś dziwaczne monstrum z Zony postanowiło mnie śledzić czy co? Chyba tak. Na dodatek, w końcu kiedy postanowiłem udać się do Leśnika, to Wolnościowcy musieli mnie porwać. zaje*iście, no Nullus, po prostu zaje*iście… Jeszcze szanse na przeżycie tego durnego napadu na Agroprom są naprawdę małe. Taktyka do najlepszych nie należy… Ale trzeba w końcu spojrzeć też pozytywnie. Jeśli wszystko się uda to zgarnę trochę pieniędzy i wyjdę na prostą, może. Wtedy trzeba będzie pójść do tego dziadka, Leśnika i co nieco się dowiedzieć o tym czymś co mnie… śledzi? Może nawet bym opuścił Zonę? Chociaż to i tak nie ma sensu, bo co bym tam robił?
Teraz już tylko strażnicy stali na swoich wartach na zimnym powietrzu. Nie było ich i tak wielu, nikt nie spodziewał się jakiegokolwiek ataku. Wszyscy inni Wolnościowcy odpoczywali w starych, wojskowych barakach. Kiedyś było tu inaczej… Papieros wypalił się już prawie całkowicie, rzuciłem więc niedopałek w głęboki śnieg i wróciłem z powrotem do schronienia. Trzeba już iść spać, ciekawe co przyniesie kolejny dzień.
Ostatnio edytowany przez Dziab_Dziab 21 Sty 2013, 20:43, edytowano w sumie 2 razy

Za ten post Dziab_Dziab otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive M3Fis70.
Awatar użytkownika
Dziab_Dziab
Stalker

Posty: 120
Dołączenie: 17 Sty 2013, 20:09
Ostatnio był: 02 Sie 2017, 16:59
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: SPSA14
Kozaki: 23

Reklamy Google

Re: Biała Zona

Postprzez Gizbarus w 19 Sty 2013, 01:25

Powiem tak - da się to czytać, ale jest sporo błędów i pierdółek, które rażą w oczy jak jasna cholera :P Przykładowe byki poniżej:

Dziab_Dziab napisał(a):Jeśli nie było potrzeby to nikt nie walczył, coraz mniej walczono i strzelano do siebie nawzajem.


Walczono i toczono walki, a także wszyscy walczący byli bardzo waleczni... Rozumiesz, o co mi chodzi? ;)

Dziab_Dziab napisał(a):Zima ograniczała także owe zabójcze niegdyś anomalie. Wiele z nich nie stanowiła już takiego niebezpieczeństwa, co na przykład latem.


W jaki sposób ograniczała anomalie? Musisz to wyjaśnić - dzięki warstwie śniegu były bardziej widoczne? Wymyśl coś, bo bez tego po prostu widać niedopracowanie.

Dziab_Dziab napisał(a):Temperatura aktualnie wynosiła zapewne jedynie pięć stopni na minusie


Albo aktualnie wynosiła, albo wynosiła około - nie możesz określać dokładnie, a potem dodawać "zapewne" :P

Dziab_Dziab napisał(a):Już przy samej bramie zauważył nas, skradających się strażnik i ogłosił chwilę później alarm.


"Strażnik zobaczył nas, kiedy się skradaliśmy, zanim jeszcze podeszliśmy do bramy - od razu zaczął bić na alarm" - może nie jest to styl wieszcza, ale jest bardziej uporządkowane niż twoje zdanie ;) Musisz coś z nim zrobić.

Dziab_Dziab napisał(a):Także kaptur został nieznacznie zmodyfikowany, nie musiałem zakładać i zdejmować maski przeciw gazowej, bo wystarczyło, że wysunę ją z kaptura okrywającego głowę.


Nie potrafię sobie wyobrazić gumowej maski wciskanej po kaptur i wysuwanej spod niego w razie potrzeby... Możliwe, że po prostu się czepiam - ale wyjaśnij mi to, jak byś to widział ;)

Dziab_Dziab napisał(a):rozerwany niedawno przez przeciw pancerną minę


PRZECIWpancerną :E Chyba, że miała to być mina odporna na ostrzał z broni ręcznej? :E

Dziab_Dziab napisał(a):Poza karabinem na amunicję NATO


Amunicja NATO obejmuje wiele kalibrów - musisz uściślać. Dwa najbardziej znane to 5.56x45 (ten, który miałeś na myśli) i 7.62x51 (ktoś inny mógłby pomyśleć właśnie o tym), także po prostu pisz konkretnie o jaki typ naboi chodzi.

Dziab_Dziab napisał(a):miałem schowanego w kieszeni PBS’a.


Lepiej chowaj go do kabury :P Chowanie pistoletu do kieszeni grozi wypadnięciem broni w najmniej odpowiednim momencie.

Wypisałem jedynie najbardziej rzucające się w oczy byki z pierwszego rozdziału - poza tym jest sporo błędów interpunkcyjnych i źle użytych słów. Sprawdź tekst jeszcze raz i popraw byki, a będzie lepiej ;) Ogólnie opowiadanie mogę ocenić na 6+/10 - wciągnęło mnie na tyle, żeby je przeczytać i do tego wypisać błędy (a to już znaczy wiele, uwierz mi :P). Pisz dalej, chętnie poczytam i ocenię ;)
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: Biała Zona

Postprzez Dziab_Dziab w 19 Sty 2013, 10:16

Dzięki, szczerze mówiąc nie oczekiwałem z jednej strony tak pozytywnej oceny. Błędy już poprawiłem i czekam na kolejne oceny.
Awatar użytkownika
Dziab_Dziab
Stalker

Posty: 120
Dołączenie: 17 Sty 2013, 20:09
Ostatnio był: 02 Sie 2017, 16:59
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: SPSA14
Kozaki: 23

Re: Biała Zona

Postprzez Gizbarus w 19 Sty 2013, 11:46

Musisz jeszcze zwrócić uwagę na powtórzenia - czasami zbytnio nadużywasz jakichś słów. Postaraj się je zastąpić bliskoznacznymi albo po prostu pozostawić je w domyśle.

Dziab_Dziab napisał(a):Wiedziałem, że są tam anomalie i znałem to miejsce na tyle dobrze, iż potrafiłem się ominąć. Nie orientowałem się zbytnio co to za anomalia, obchodziło mnie bardziej to, bym w żadną z nich nie wszedł. Podczas zimy poza tym, że anomalie nie były takie niebezpieczne


Jak widzisz - trzy zdania i trzy razy powtarza się słowo "anomalia". Ja osobiście napisałbym to mniej więcej tak:

"Wiedziałem, że ten zagajnik (tylko uwaga, bo w poprzednim zdaniu też użyłeś słowa 'zagajnik' !) jest zawalony wręcz anomaliami - jednak znałem to miejsce na tyle dobrze, że potrafiłem je ominąć i nie postradać życia w żadnej z nich. Poza tym, o tej porze roku, kiedy wszystko wokoło zamarzało i zapadało w sen zimowy, także "niespodzianki Zony" sprawiały wrażenie słabszych i ospałych - o ile można mówić o ospałości w kontekście czegoś nieożywionego..."

Wprawdzie to zdanie jest pisane moim stylem, także nie przepisuj zbyt dosłownie w razie czego, ale mam nadzieję, że w ten sposób wykazałem ci, czego musisz unikać w zdaniu i w jaki sposób to robić ;)

Ps - w moim podpisie masz link do opowiadania, które wrzuciłem tu, na forum. Jeśli chcesz, poczytaj - a nuż wpadnie ci jakiś pomysł do głowy.
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854

Re: Biała Zona

Postprzez KOSHI w 20 Sty 2013, 00:31

Powiem tak: opowiadanie daje jakoś radę. Da się czytać to, co napisałeś, chociaż ja widzę w tym pewne mankamenty, które psują całokształt. Po pierwsze - nie jestem zwolennikiem pisania opowiadań na podstawie gry. Mam wrażenie, że kolejny raz gram w Stalkera (bar 100 Radów, barykada na wyjściu z wysypiska, odbijanie Pchlego Targu itp.), a nie czytam kogoś twórczość. Chociaż z dwojga złego lepsze to, niż opowieści dziwnej treści, jakimi nas tu niektórzy częstowali - historia fryzjera z bochnami jest moją ulubioną do dziś. Dwa - za dużo szczegółów typu nazwy broni itp. Mnie to osobiście razi, ale jak ksiądz woli, twoje opowiadanie. Trzy - sposób opowiedzenia historii jest jakiś taki niemrawy. Widzę, że masz pomysł prowadzenia narracji, tyle, że wykonanie kuleje. To tak na +/-. Cztery - fabuła ujdzie, choć osobiście wolę opowiadania z jakąś historią i dłuższym wstępem, niż teksty typu: krótki wstęp, jak dostałem się do Zony + dzień / dni z życia stalkera. To tak pokrótce ode mnie. Błędami zajął się Gizbarus, chociaż, jakby dobrze tekst zbadać, to trochę tam tego będzie. Ja ekspertem nie jestem od gramatyki i stylu, od tego mamy 2 specjalistki na forum ;) .

Ogólnie nie jest najgorzej. Ja dałbym za to opowiadanie 5/10. Pozdrawiam i powodzenia w pisaniu.
Image
Awatar użytkownika
KOSHI
Opowiadacz

Posty: 1325
Dołączenie: 16 Paź 2010, 13:13
Ostatnio był: 23 Lis 2024, 06:46
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 649

Re: Biała Zona

Postprzez M3Fis70 w 20 Sty 2013, 00:52

Nie będę się rozpisywał, po prostu napiszę, iż ciekawą opowiastkę żeś kolego napisał. I w przyszłości czytać dalej ją będę.O ile będzie kontynuacja
Dobry mutant, to martwy mutant.
Tajne zaszyfrowane inforamcje
:

Kovek to ciągle pauka
Awatar użytkownika
M3Fis70
Weteran

Posty: 652
Dołączenie: 08 Kwi 2010, 20:34
Ostatnio był: 23 Lip 2019, 10:04
Miejscowość: Brzydgoszcz/Posen
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2U
Kozaki: 76

Re: Biała Zona

Postprzez Dziab_Dziab w 21 Sty 2013, 20:49

:arrowu: dzięki, kontynuacja oczywiście będzie, mam nadzieję, że weny wystarczy na jak najdłużej. Czwarty rozdział już jest.
Awatar użytkownika
Dziab_Dziab
Stalker

Posty: 120
Dołączenie: 17 Sty 2013, 20:09
Ostatnio był: 02 Sie 2017, 16:59
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: SPSA14
Kozaki: 23

Re: Biała Zona

Postprzez Wunderwaffe w 21 Sty 2013, 21:42

Trochę drobnych błędów, których nie ma sensu wymieniać, ale ogólnie jest OK. I co więcej napisać? To by było wszystko. :)
Image
Awatar użytkownika
Wunderwaffe
Łowca

Posty: 480
Dołączenie: 06 Mar 2012, 20:43
Ostatnio był: 04 Lis 2018, 20:43
Miejscowość: Siedlce
Frakcja: Monolit
Ulubiona broń: F1 Grenade
Kozaki: 187

Re: Biała Zona

Postprzez Dziab_Dziab w 25 Mar 2013, 08:55

Tak właśnie ostatnio wróciłem do tego swojego skromnego opowiadanka i tak myślę, że w najbliższym czasie napiszę piąty rozdział. A tymczasem tworzę jeszcze jedno, inne opowiadanie. :D
Awatar użytkownika
Dziab_Dziab
Stalker

Posty: 120
Dołączenie: 17 Sty 2013, 20:09
Ostatnio był: 02 Sie 2017, 16:59
Frakcja: Najemnicy
Ulubiona broń: SPSA14
Kozaki: 23


Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 25 gości