Opowiem wam historię z mojego koszmaru jaki miałem dobre dwa lata temu. Do dzisiaj go pamiętam, co chyba świadczy że był mocno pojechany
A zatem:
Śniło mi się że byłem członkiem grupy najemników która zeszła z jakimś naukowcem do podziemi zniszczonego kompleksu (co to był za kompleks, nie wiadomo). Jesteśmy na miejscu, uzbrojeni i zestresowani, naukowiec czegoś szuka. Kazał nam się rozdzielić na dwie grupy, jedna idzie z nim, druga (w tym ja) przeszukuje okolice. Podziemia były mroczne, czuło się zaduch, wszędzie było ciemno i unosiła się niebieskawa mgła (!), cała podłoga była zawalona gruzem i kilkucentymetrowym pyłem. Część kompleksu którą badała moja grupa zajmowały puste, brudne korytarze z niebiesko-szarej cegły, w zasadzie nie pamiętam źadnych pomieszczeń. Chodziliśmy po tych podziemiach przez jakiś czas aź nagle znaleźliśmy wielkie, rozsuwane, na oko dwu metrowe wrota, chyba czerwone... Otworzyliśmy je, z niewiadomych przyczyn zrobiło się jeszcze ciemniej, zapaliliśmy latarki (nie wiem czemu dopiero teraz), nagle "kamera" wyjechała z mojej głowy i usadowiła się przed nami, tak że było widać co mamy za plecami. Badamy pomieszczenie i naglę błysneło światło, na dziwnej małej platformie za naszymi plecami, na ułamek sekundy w świetle ukazały się trzy dziwne potwory, jakby skrzyżowanie psa z czarną jaszczurką, nie pamiętam dokładnie co to było, jedyne co pamiętam to to jak rzuciły się na jednego z naszych i jak otworzyliśmy do nich ogień. Ludzie, nie wyobrażacie sobie jaka to panika
ręce się pocą, całe ciało zaczyna się trząść, robi się gorąco i niedobrze. Pamiętam jak waliłem z kolegami do tych potworów, jak popadnie, człowiek nawet się nie zastanawia w takich chwilach ile marnuje amunicji. Zaczeliśmy uciekać, nawet nie wiem jak odnaleźliśmy drogę na powierzchnię, wiem tylko źe przez całą drogę darliśmy się jak opętani (to ten taki podniecony krzyk pojawiający się gdy ktoś nas goni i jest juź bardzo, bardzo blisko
). Ostatnie co pamiętam z podziemi to to jak przy wyjściu spotkaliśmy naukowca, samego...
Błysk.
Następna część snu, nie wiem czemu, odbywała się na terenie mojego domu (!?). Pamiętam jak stałem na dworzu przed furtką i gadałem o czymś z tym naukowcem, nie wiem o co chodziło, rozmowa była napięta. Przyszedł jakiś inny najemnik i powiedział coś do naukowca po czym obaj weszli do domu. Ja zostałem na podwórku, wiem źe czułem stres i spojrzałem w niebo... Było pomarańczowe.
Błysk.
Kolejna scena, chyba parę dni później, byłem w domu i siedziałem w pokoju na parterze razem z naukowcem. Rozmawialiśmy o czymś i naglę coś tąpnęło. Spojrzeliśmy się na drzwi (są częściowo ze szkła) i zobaczyliśmy źe coś się za nimi rusza, podszedłem do nich i usłyszałem jakieś sapanie za drzwiami, przez szkło (zniekształcające obraz rzecz jasna) widziałem coś czarnego, mniej więcej wielkości człowieka. Pamiętam jak klamka zaczęła się ruszać, natychmiast ją złapałem i przytrzymałem, to coś po drugiej stronie szyby naparło lekko na drzwi i szarpnęło pare razy klamką, później odeszło. Jak debil uchyliłem wtedy drzwi i zobaczyłem to coś jak odchodziło przez korytarz do drzwi wyjściowych, od razu zamknąłem drzwi na zamek i usiadłem cały zgrzany na fotelu, ręce mi latały jak szalone i myślałem ciągle co by było gdyby to bydle otworzyło drzwi albo rozbiło szybę...
Błysk.
Następna scena, znowu kłócę się z naukowcem, nadal nie wiem o co chodzi, naglę naukowiec wstaje i wychodzi z pokoju, wychodzę za nim i widze jak zmierza po schodach na pierwsze piętro. Wróciłem się do pokoju i zawołałem najemnika, który nie wiadomo skąd się tam wziął. Poszliśmy razem na pierwsze piętro, do kuchni. W ścianie od strony ulicy była wielka dziura, w zasadzie cała ściana się oderwała, wszystko na dworzu było pomarańczowe tak jak niebo. I wtedy wszystko się zaczęło... za moim kolegą, jak z pod ziemi, wyskoczył czarny potwór, pamiętam tylko tył jego głowy, wyglądał jak ogolony na łyso wilczur. Złapał najemnika, powalił go na ziemię i rozerwał. Naglę pojawił się drugi mutant, ten wyglądał jak człowiek ze zdeformowaną, spuchniętą głową, otworzył paszczę i ukazał mnóstwo ciękich kłów ustawionych w nierównych rzędach na podniebieniu i w miejscu języka. Rzucił się na mnie, złapał mnie za mundur i pchnął na ścianę, nie wiem czemu ale ściana pękła, wpadłem do pokoju sąsiada i leźałem na podłodze, połamany i uwalony w gruzie. "Kamera" przeniosła się na dwór, nad ulicą, od budynku do budynku, wisiały wielkie pajęczyny. Ostatnie co pamiętam to jak po tych pajęczynach biegła w moim kierunku kultowa, zaśliniona i zakrwawiona głowa na pajęczych nogach...
Błysk.
Ostatnia scena, kilka dni wcześniej. Widzę jednego z najemników stojącego nad stołem i grzebiącego coś w papierach, najemnik naglę wstaje, podchodzi do takiej plastikowej tablicy i wiesza na niej dużą kartkę. Na kartcę jest mapa kompleksu. Najemnik cofa się o krok, patrzy na mapę i zadowolony wypowiada jedno zdanie które pamiętam do dzisiaj, brzmiało ono "to będzie udany dzień..."
Co myślicie? Nieźle trzeba mieć zryty grami mózg źeby coś takiego się przyśniło
Gdy się obudziłem byłem cały spocony i przez jakieś trzy minuty nie mogłem się ruszać, normalnie całkowity paraliż.