Wycieczka do Strefy

Kontynuowane na bieżąco.

Moderator: Realkriss

Wycieczka do Strefy

Postprzez Dementorin w 17 Gru 2012, 00:52

Jakiś czas temu postanowiłem napisać powieść o grupce miłośników Strefy, która postanowiła spełnić swoje marzenie i odkryć na własną rękę niedostępną Zonę. Nie wiem jednak czy kontynuować pisanie, bo pisarz ze mnie żaden i nie wiem czy opłaca się poświęcać czas na tą "powieść". Proszę o prawdziwą krytykę. W spoilerach zawarłem rozdziały, które na razie napisałem. W tekście mogą być błędy bo piszę nocami, tylko wtedy mam natchnienie.


Nowe życie
:

Chłodny, nieprzyjemny wiatr wiał w twarz wszystkim zebranym na peronie. Każdy był samoukiem, większość nie dotrwała nawet do matury. Oczekujący byli niewiele po dwudziestce, chodź wyglądali starzej. Nie było tam osoby o takim samym zainteresowaniu czy poglądach jak pozostali. Każdy stał i patrzył po innych, ale milczał. Nikt nie odezwał się ani słowem, wszyscy czekali. Dlaczego nie można przyspieszyć czasu? Zegar na słupie bardzo wolno i niechętnie przesuwał wskazówkę pokazującą marsz sekund. Pociąg będzie dopiero za 20 minut, a wciąż brakuje dwóch osób w tym najważniejszej, organizatora. Z początku poza ciężkimi westchnieniami i wyjącym wiatrem nie było nic słychać, lecz nagle z głębi peronu dobiegły czyjeś kroki. Czy to on? Już można już się zbierać? Nie, to tylko kolejny najemnik. Nie przywitał się, nie kiwnął głową, nawet nie podniósł głowy by spojrzeć reszcie w oczy. Stanął jak inni na peronie i czekał. Pociąg i tak pewnie się spóźni, zawsze się spóźnia, jak to w Polsce. Rzeczy przytroczone do plecaka na linkach odbijały się od siebie wydając odgłosy niczym dzwoneczki, a kiedy tylko wiatr się nasilał, odgłos ten tworzył tworząc jedyny słyszalny dźwięk na całej stacji. Z każdą dłuższą chwilą, plecaki na plecach najemników robiły się coraz cięższe, niektórzy już nie wytrzymywali i przestępowali z nogi na nogę poprawiając sobie palcami szelki. Nikt nie zdejmował plecaka, każdy chciał już jechać i był do tego gotów. W końcu ktoś usiadł i zaczął czytać podniesioną z ziemi, wczorajszą gazetę. Wszyscy spojrzeli na niego z nudów i dostrzegli, że ten przegląda prognozę pogody na przyszłe dni. Zapowiadało się słonecznie. Ale czy tam gdzie jadą pogoda będzie tak samo łaskawa?
Czas ciągnął się bez końca. Kwadrans, za kwadransem, minuta po minucie... niektórzy liczyli w myślach sekundy. Pięć minut do przyjazdu umówionego pociągu. Peron wypełnił się pachnącą smogiem mgłą. Wilgotny i cierpkie w zapachu powietrze wypełniło wszystkim płuca. Na stacji dało się słyszeć ciężkie westchnienia. Deski gdzieś z tyłu zaskrzypiały, wszystkie oczy obróciły się w kierunku drzwi wejściowych, ale długo nic się tam nie pokazywało. Zbiorowe złudzenie? W końcu z cienia, dodatkowo spowitego mgłą dało się wyłuskać zarys postaci, ktoś tam przyszedł. Ale to znowu nie on, to nie mógł być Organizator. Niski, słaby, niezbyt dobrze zbudowany. Plecak zauważalnie ciążył mu boleśnie na barkach i odchylał chłopaka do tyłu. Wszyscy z rezygnacją popatrzyli po sobie, dodatkowy najemnik? Wątpliwe. Organizator? Na pewno nie. Więc chyba jednak najemnik. Bo nikt inny nie przyszedł by na ten peron o takiej porze, bo po co. Nowy podszedł do zegara i spojrzał na karteczkę, którą trzymał w ręku. Spuścił wzrok na ziemię, zdjął plecak i postawił go na podłodze. Wszyscy wrócili do swoich zajęć, chociaż czy stanie i myślenie można nazwać zajęciem? Kiedy tylko z daleka dało się słyszeć odgłos kół pociągu stukających o podkłady kolejowe, każdy schował do kieszeni to co miał akurat w ręku, patrzył na każdego zebranego z osobna a potem na zegar i ruszył w stronę torów. Wśród zebranych zawrzało. Gdzie ten organizator? Oszukał ich? Nie może być. Podkreślał żeby przyjść godzinę wcześniej, żeby nikt się nie spóźnił. Bo ludzie już tacy są, przychodzą za wcześnie albo za późno. Więc lepiej za wcześnie. Pociąg wjechał na stację i zatrzymał się. Jeden z zebranych wstał i krzyknął.
- Wsiadamy!
Czy to był on? Stał ciągle w cieniu i ani drgnął od samego początku. Niektórzy pewnie go nawet wcześniej nie zauważyli. Skubany!
-Szybciej! Teraz albo nigdy! Wsiadajcie! - krzyknął i znikną w drzwiach wagonu.
Wszyscy rzucili się w pogoń za nim, ale nikt się nie przepychał. Każdy ustępował osobie, która była z przodu.
Zanim wszyscy wsiedli, pociąg ruszył, ostatnia osoba ledwo zdążyła doskoczyć do drzwi, kiedy ostatni i wagon opuścił peron. Teraz trzeba tylko znaleźć organizatora. Gdzie on jest? Przed chwilą jeszcze stał w drzwiach pomagając innym wsiadać. W którym przedziale się schował? Na pewno gdzieś niedaleko. Już pierwsza osoba otworzyła usta by coś powiedzieć gdy nagle z przedziału na końcu wagonu wysunęła się ręka i zaprosiła gestem do środa. Wszyscy ruszyli do przedziału, niektórzy nagle zwalniali bo ich obficie obwieszone plecaki nie mieściły się w wąskich drzwiach. Gdy już wszyscy weszli do środka i upchnęli swoje plecaki na półkach, wyprostowali zmęczone plecy i zaczęli gapić się w milczeniu na organizatora.
-Siadajcie... - powiedział szukając czegoś w swoim plecaku. W końcu wyjął jakiś szary, podrapany notes.
-Każdy wie co ma w plecaku? Teraz przeczytam z listy przedmiotów rzeczy, które mieliście zabrać. Każdy kto ma wszystko co wyczytałem niech podniesie rękę. - organizator wziął głęboki wdech i zaczął wyliczać.
-Koc, śpiwór, konserwy, menażki, nóż, sznurek, przybory do mycia, woda, napoje energetyczne, maska przeciwgazowa, dwa filtry, kurtka od deszczu, folia aluminiowa, młotek... - czego by tam nie było. Samo wymienienie przedmiotów zajęło kwadrans. Wraz z ostatnim przedmiotem wszystkie ręce wzniosły się w górę niczym fajerwerki.
-Dobrze, teraz specjaliści wyczytani przeze mnie, podejdą i powiedzą swoje imię i nazwisko odwracając się do wszystkich. - organizator przetarł oczy ze zmęczenia i zaczął.
- Elektryk.
- Marek Sosna, do usług. - wyszczerzył zęby chudy, nieogolony typ.
- Mechanik.
- Andrzej Osa... - niemałych gabarytów mężczyzna kiwnął głową do wszystkich po czym zwalił się na siedzenie wydychając powietrze z płuc
- Biolog, ogrodnik. - Organizator przekręcił kartkę
- Michał Kujżo, i wolałbym określenie botanik jeżeli mo... - nawet nie dokończył bo organizator czytał dalej.
- Były wojskowy.
- Jurek Gnat. - odpowiedź krótka, bez dopowiedzi. Na pewno wojskowy! Zauważali inni. Lista ciągnęła się jeszcze przez minutę. W sumie dziewięć osób, dziesięć łącznie z organizatorem, który okazał się Arturem Kałamarzem. Droga już nie dłużyła się tak jak samo czekanie na pociąg. Wagon aż huczał od rozmów, śmiechów i okrzyków. W końcu wszystkich zmorzył sen, była w końcu czwarta w nocy.
Nie spał tylko Jurek Gnat i organizator. Usiedli w innym przedziale, nie lubili krzyków i głośnych rozmów. To nie pozwalało im się skupić i myśleć o tym, o czym trzeba było. Obaj byli pogrążeni w swoich sprawach. Artur sprawdzał jakieś mapy, a wojskowy przeliczał karty w swojej talii i układał pasjansa. W końcu padły pierwsze słowa.
- Broń jest jak prosiłem? - zapytał Gnat.
- Oczywiście. - odrzekł Kałamarz bez podnoszenia głowy.
- To dobrze. Tamci już chyba śpią. Nie ma pan żadnych przepustek? Prawda? Idziemy tam... że tak powiem, na farta? - Artur nie odpowiadał i dalej w skupieniu patrzył w swoje mapy i o czymś rozmyślał. Po chwili milczenia odpowiedział.
- Jutro jest ciężki dzień, niech się wyśpią. Nie dojdziemy tam pierwszego dnia. Droga zajmie nam od dwóch do trzech dni. Będzie pan szedł obok mnie z przodu i wybierał drogę. Taką by nikt nas nie zauważył. Niech pan patrzy na ściółkę, mówi czy droga uczęszczana, czy nie i tak dalej. Jak tylko dojdziemy do celu weźmie pan kilku ludzi i zabezpieczy cały teren dookoła.
- Tak jest! Jak pan chce to popilnuję bagaży, pan niech się prześpi. Ja spałem w dzień. - Artur spojrzał mu w oczy, jakby chciał się upewnić. Potem niepewnie oparł się o siedzenie i usnął.


Obce tereny
:

Na granicy wszystko poszło dobrze, wojskowy machnął jakimiś papierami. Wręczył upominek pieniężny, dołożył paczkę papierosów i kontrola postawiła wszystkim stempelki zapominając o bagażach. Gdy tylko pociąg zatrzymał się na właściwej stacji, wszyscy byli już spakowani, rozbudzeni i czekali tylko na znak organizatora. Ten spokojnie wysiadł z wagonu, a zaraz za nim pomaszerowała cała ekipa. Chociaż nie wszyscy wyglądali na wysportowanych i dobrze zbudowanych, wszyscy zgodnie szli w ciszy za Kałamarzem aż do granicy miasta. Na polu za miastem odbył się krótki postój. I tu przemówił Gnat.
- Wszyscy słuchać! Przed nami około trzy dni wędrówki, postoje będą rzadko, trasa będzie długa. Wszyscy mają się podporządkować, indywidualiści zostaną pożegnani. Będziemy iść przez lasy i bagna. Na polach i przy drogach są zbyt duże szanse kontroli przez tutejszą władzę. Nie marnować żywności, uzupełniać płyny! W razie pilnych pytań, zgłaszać się do mnie. - wszyscy patrzyli i słuchali w milczeniu kiwając głową że rozumieją. Po chwili organizator machnął ręką i powiedział.
- Wyruszamy!
Przez pierwsze dziesięć kilometrów nie było dłuższych postojów. Raz na półtora godziny można było wypakować z plecaka wodę albo kanapkę lub załatwić potrzebę. Po kolejnych dziesięciu kilometrach ludziom spadły morale, szli wolniej, mniej rozmawiali ze sobą. Słońce piekło z góry głowy i jak na złość nie wysuszało błota, w którym grzęzły buty najemników. Wszyscy szli w milczeniu wiele kilometrów. Gdy nastał wieczór, a ludzie ledwo dyszeli i zipieli, Kałamarz usiadł na najbliższym suchym konarze i rzekł.
- Przerwa! Zdjęć plecaki i ustawić w rzędzie. Zbiórka.
- Zbiórka! - powtórzył Gnat i z pogardą patrzył jak to cywile nie potrafią ustawić się w szeregu.
- Tutaj będziemy nocowali... - z grupy słuchających dało się słyszeć niezadowolenie.
- Cisza! Każdy narwie sobie gałęzi z tych iglaków i położy je sobie pod karimatę. O śpiworach nie muszę wam chyba mówić. Jest was ośmiu, czyli cztery dwójki. Każda dwójka będzie miała wartę nocną. Ty i ty, będziecie razem! - pokazał palcem na elektryka i mechanika. Wojak wyznaczył również trzy inne warty i podał im odpowiednie godziny, o których mieli wstać.
- Jutro o piątej kolejny wymarsz! Przykryjcie gałęziami swoje plecaki i siebie na tyle żebyście mogli oddychać, ale nie można was było zauważyć. - wojskowy odwrócił się i zaczął rąbać swoją maczetą gałęzie pod karimatę. Noc nastała w ciąg godziny. Było ciemno, pochmurnie, a wojskowy zabronił używać latarek. Druga warta składała się z Michała Kujżo i Emila Burbona. Ten drugi, był medykiem ekipy. Było na tyle ciemno że tylko gwiazdy przebijające się przez rzadkie chmury oświetlały iglaste drzewa i wzniesienia, na których spali najemnicy. Teren do patrolowania był bardzo niewielki. Wszyscy spali dość blisko siebie, plecaki leżały za głowami właścicieli. Zapach żywicy i rześkiego wiatru przebijał się ledwo przez gęsty las. Niedawno tu pewnie padało bo wszystko jeszcze było wilgotne i pokryte rosą. Warta a to siadała, a to wstawała, nikt nie mógł znaleźć sobie konkretnego zajęcia. Trzeba tylko patrzeć czy nikt nie idzie i czy dzikie zwierzęta nie wyczują ich w lesie.
- Burbon, ty skończyłeś studia? - zapytał Kujżo
- Gdzie tam! Wyleciałem na trzecim roku! - odpowiedział niedbale medyk
- A ty skończyłeś jakieś studia? - lekceważąco spytał Burbon
- Nie zdałem do trzeciej klasy liceum... - wymamrotał pod nosem botanik, patrząc na swoje buty
- Nieźle. Jaki masz cel w strefie? Każdy przecież z nas po coś tam jedzie... - teraz już patrząc mu prosto w oczy zapytał medyk.
- Zawsze interesowałem się florą w strefie. Mutacje, zmiany genetyczne. Ale nigdy nie miałem pieniędzy i znajomości żeby tam pojechać. Aż do teraz. - podekscytowany powiedział Michał uśmiechając się sam do siebie.
- Bardziej chodziło mi o to co robisz w ekipie... - sprostował Buron
- Jako że znam się na botanice, florze i roślinności. Mam zapewnić wam pożywienie i dbać byście się nie potruli. Cez, Stront... nie wszystko można jeść przyjacielu! - rozzuchwalił się Kujżo
- To nasze zadania mają dużo wspólnego. Jak się strujecie albo coś was pogryzie to walcie do mnie! Wyleczę, załatam, dam co trzeba. A jak już zacząłeś mówić o swoim hobby to dodam że zawsze chciałem zobaczyć czy leki i rośliny zmieniają swoje właściwości pod wpływem promieniowania. W strefie będzie to najłatwiej zaobserwować.
- A właśnie, mam przy sobie licznik Geigera. Sprawdźmy czy strefa już na nas oddziałuje.
- Przeciętne promieniowanie powinno wynosić 30 setnych mikro siwerta. - powiedział z dumą znawcy Burbon.
-Wiem. Poczekaj tylko odkopię go w swoim plecaku. Chwileczka. Mam! - Burbon podszedł do Kujża i obejrzał licznik. Szary prostokąt wielkości połowy cegły, z ośmioma przyciskami w tym jeden na dole i dwoma na górze. Botanik przesunął dolny przycisk, na ekraniku pojawiły się cztery zera z przecinkiem po środku ekranu. Przez chwilę wydawało się że licznik nie działa ale nagle na ekraniku pojawiła się trójka. Licznik zapikał i wyświetlacz ujawnił już liczbę 00.13. Michał przesunął górny przycisk na górze i licznik zamilkł, wyświetlacz jednak dalej nabijał punkty. 00.20, 00.23, znowu 00.20 i 00.27.
- Mało imponujące. - stwierdził lekko zawiedziony medyk
- Na razie tak, jeszcze dwa dni drogi przed nami. Poczekamy zobaczymy.
- Która godzina? - Burbon zmienił temat
- Pięć minut po północy. Koniec warty.
- Idź spać, ja obudzę chłopaków i też się kimnę. - zakomunikował medyk i ruszył w stronę śpiworów.
Noc minęła szybko, ale sen w iglastym lesie dobrze zrobił ekipie. Wszyscy wstali wypoczęci i wyspani, mimo że pobudka zerwała na nogi wszystkich o czwartej nad ranem.
- Dziesięć minut na śniadanie! - poinformował Kałamarz
- Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia! - oznajmił Edward Poręba i po chwili zaczęły się wesołe rozmowy.
- Ma ktoś dżem? -
- Mam morelowy.
- A ma ktoś może malinowy albo truskawkowy?
- Ja mam truskawkowy! - mechanik podniósł triumfalnie rękę ze słoikiem
- Domowy czy ze sklepu? - zapytał z głupawym uśmieszkiem Burbon
- Nie wybrzydzaj jedz co dają! - powiedział Andrzej Osa
- Domowy! Z własnych truskawek!
- To podaj!
- To i ja poproszę! - dodał nagle wojskowy
Minęło dziesięć minut i każdy zbierał swoje rzeczy. Wszyscy najedzeni, wypoczęci, z entuzjazmem wyruszyli na północ rozmawiając przez długi czas. Po trzech godzinach wędrówki niebo zasnuło się ciemnymi chmurami. Zrobiło się chłodno i z tej okazji Gnat zrobił postój na wyjęcie kurtek i ubranie się. W czasie postoju zaczęło dżdżyć, ekipa zarzuciła na swoje plecaki folie, a na siebie kurtki przeciwdeszczowe. Ludziom dobrze się szło w chłodnym deszczyku, zwłaszcza że przed niespełna godziną smażące Słońce i to bardzo. W chwili obecnej już nic nie utrudniało im drogi. Rozmowy trwały przez długi czas jednak wszystkie ucichły wraz z ustalonym wcześniej gestem wojskowego. Na następny znak wszyscy kucnęli i nasłuchiwali. Gnat wyjrzał ostrożnie zza drzew. Spojrzał w lewo i w prawo. Cofnął się, nasłuchiwał. Znowu wyjrzał i bezszelestnie ale niezwykle szybko podszedł do organizatora.
-Broń i naboje na zwierzynę! - wyszeptał do Kałamarza. Ten bez chwili namysłu sięgnął do kieszeni bocznej w plecaku i wyjął wydłużony pistolet i owinięty w papier tłumik. Pogrzebał jeszcze trochę w kieszeni i wydobył z niej naboje w kształcie lotek, wszystko to podał wojskowemu. I zanim ten się oddalił organizator zapytał tylko.
-Co jest?
Odpowiedzi już nie usłyszał bo Gnat w kilka kroków znalazł się parę metrów dalej, skręcił pistolet z tłumikiem, załadował dwa naboje i wycelował gdzieś między drzewa. Ekipa usłyszała tylko cichy świst i coś co runęło w błoto. Wszyscy czekali w napięciu na znak wojskowego, a nie musieli czekać długo. Wszyscy wstali i podeszli do celu. Okazał się nim milicjant, strzałka tkwiła w szyi. Gnat podszedł i nie dotykając żołnierza wyjął strzałkę z szyi i schował ją do kieszeni. Następnie stanął pod drzewem i podskoczył wyciągając ręce do góry, urwał grubą gałąź i gdy jeszcze spadał uderzył nią w głowę nieprzytomnego milicjanta. Machnął ręką na resztę i zostawiając gałąź obok żołnierza pobiegł z resztą przez las. Gdy wszyscy oddalili się na kilometr Jurek Gnat pozwolił wreszcie rozmawiać. Wszyscy byli podekscytowani zajściem i rozmawiali o przydatnych umiejętnościach wojskowego. Alarm powtórzył się jeszcze dwa razy, tym razem bez szczególnych akcji. Za każdym razem wędrowcy musieli tylko przeczekać aż patrolujący odejdzie na bezpieczną odległość i ruszali dalej. Pewne już było że strefa zacznie się lada chwila lub najemnicy już w niej są. W końcu zrobiło się ciemno i wszyscy szli powoli wypatrując znaków o ostrzeżeniu promieniowania. Żadnego jednak nie znaleźli, było już ciemno a zmęczenie obniżało spostrzegawczość. Kałamarz wyjął swój licznik Geigera. Był on żółtego koloru i jajowatego kształtu, jeden z tych nowszych typów, wzbudzał zazdrość u posiadaczy starszych modeli w tym u botanika. Kilka osób zbliżyło się do Artura i popatrzyło na licznik. 79 setnych mikro siwertów. To już na pewno strefa! Co za radość, co za ożywienie! Niektórzy czekali na tą chwilę kilka lat wszystkich łączyła pasja Strefą. Wojskowy i organizator myśleli w tym czasie o bezpiecznym noclegu. Wiadomo że patrole chodzą również w nocy, a nocleg na granicy lekko napromieniowanej strefy nie był bezpieczny. Promieniowanie było znikome, ale patrolując teren jakiś milicjant po prostu mógł wejść wprost na biwakujących. Kałamarz ruszył szybko do przodu, zaraz za nim ruszył Gnat. Po chwili reszta oprzytomniała i podążyła za nimi. Widzieli że spotkanie z wojskowymi podczas nocowania w strefie była nieunikniona, ale nie myśleli o tym wcześniej. Dlatego teraz każdy przypominał sobie co wiedzą o promieniowaniu. Niektórzy od razu, inni dopiero po jakimś czasie przypomnieli sobie o tym że promieniowanie jest znacznie mniejsze pod ziemią, ale nie tutaj. Chociaż, jeżeli by znaleźć jakiś budyneczek albo ziemiankę... Szukali więc piwnicy, jednak w najbliższej okolicy żadnej nie było widać. Wszyscy nerwowo rozglądali się i nasłuchiwali jednocześnie. Adrenalina podskoczyła wszystkim na tyle by wyczulić ich zmysły o wiele powyżej normy. W milczeniu dziesięć osób przedzierało się a to przez las. Nikt nie wychodził na polany, wszyscy woleli się maskować w bezpieczniejszej gęstwinie. Organizator szedł powoli i nasłuchiwał głosów przyrody. Wpatrywał się w korony drzew, gdy nagle noga zachwiała mu się w powietrzu i Artur spadł do jakiegoś wąwozu lessowego lub czegoś podobnego. Szybko wstał i rozejrzał się dookoła. Ziemianka! Tego szukali! Stara, betonowa ziemianka porośnięta mchem i krzewami idealnie maskowała się w lesie, dodatkowo była schowana w dolince. Kałamarz dał znak Gnatowi, a ten reszcie by po cichu wszyscy zeszli z pagórka i weszli do piwnicy. Miejsca nie było dużo, ale było tam dosyć sucho i bezpiecznie by przenocować. Organizator wyjął licznik, 36 setnych mikro siwerta. Może być, na pewno lepiej niż 79 setnych. Kałamarz zdjął plecak i powiedział szeptem.
- Tutaj śpimy do jutra. Zakaz używania latarek, zakaz rozmów, zakaz dawania oznak życia. - oznajmił stanowczo.
- Burbon pójdziesz i zamaskujesz wejście do piwnicy, potem kładź się spać. Warta jednoosobowa, zmiana co godzinę aż do świtu. Wystarczy że będziecie patrzyli się na drzwi i tyle. Jutro poszukamy miejsca na stałe. - wszyscy słuchając rozkazów poukładali na ścisk swoje plecaki i położyli się na nich zwinięci w kłębek. I tak przespali całą noc.


Ziemia obiecana
:

Noc była nerwowa ale bezpieczna, wszyscy na swojej warcie pocili się z obawy przed niefortunnym odkryciem. Co na szczęście nie nastąpiło. Z rana śniadanie zjedzono bez takiego entuzjazmu jak wcześniej, pośpiesznie zjedzono chleb z masłem i pasztetem z konserwy. Wyruszono jeszcze przed wschodem Słońca. Wszyscy szli powoli i ciągle nasłuchiwali lub rozglądali się czy przypadkiem jakiś patrol nie zmierza w ich kierunku. Około godziny dziesiątej najemnicy rozluźnili się trochę i zaczęły się rozmowy. Raz na jakiś czas można było zobaczyć zardzewiały znak ostrzegający przed skażonym terenem. Widząc to, maszerujący uśmiechali się pod nosem i obmyślali co będzie dalej. Licznik w niektórych miejscach nabijał do 1 mikrosiwerta. W końcu uwagę wszystkich przyciągnął organizator. Widocznie się zdenerwował, sprawdzał coś na GPS-ie, porównywał to z mapami, coś mazał ołówkiem, coś ścierał gumką. Zapisywał co jakiś czas ilość jednostek na mapie, być może są już blisko celu. W końcu zawędrowali do opuszczonej wioski. Organizator wreszcie się uspokoił i powiedział.
- Osiem kilometrów na północny wschód stąd znajduje się miasto Prypeć. W podobnej odległości tyle że na południowy wschód stąd znajduje się Czarnobyl 2 czyli Oko Moskwy. Podaję wam regulamin naszego miejsca zamieszkania. - tutaj Kałamarz zrobił dłuższą pauzę i kontynuował.
- Nie wolno pić wody z rzek i zbiorników wodnych, nie wolno palić tytoniu, nie wolno spożywać alkoholu. Nie patrzcie tak! Musimy ciągle myśleć trzeźwo! Nie wolno podejmować kontaktu z nikim spoza naszej grupy, nie wolno wzniecać kurzu i wchodzić w krzaki. Nie wolno oddalać się bez mojego pozwolenia... - regulamin był cytowany bardzo długo, ale od tego zależało bezpieczeństwo wszystkich zgromadzonych. Organizator obszedł z grupą wszystkie domy i w końcu trafił na miejsce gdzie promieniowanie wewnątrz budynku było równe 39 setnych mikro siwerta. Co ważniejsze budynki były w dobrym stanie, oczywiście wymagały napraw i remontu, ale spełniały oczekiwania i wymogi organizatora.
- Tu spędzicie następne miesiące swojego życia, teraz ustawcie pod tamtym oknem swoje plecaki i wyjmijcie swoje maski przeciwgazowe wraz z filtrami. Nałóżcie na siebie foliowe kurtki by radioaktywny pył na was nie osiadł. Będziemy ciężko pracowali zanim zaczniecie swoje badania i co tam jeszcze chcecie. Jednak ciężka praca to owocna praca! Każdy może zrezygnować jeżeli chce, wystarczy powiedzieć... - Kałamarz spojrzał każdemu głęboko w oczy, nikt jednak nie rezygnował.
- Sosna, sprawdzisz instalację elektryczną i przewody, sprawdź czy cokolwiek nadaje się do ponownego użytku. - elektryk od razu założył maskę i poszedł do pobliskich słupów.
- Osa, zobacz czy coś ze sprzętu w okolicy nadaje się do użytku lub ponownego uruchomienia. Wiem że najpewniej stalkerzy wszystko ukradli... ale sprawdź to. Weź mój licznik Geigera. - mechanik bez wahania ruszył do zardzewiałego samochodu, który stał porzucony przy pobliskim domu.
- Kujżo, oceń jakość gleb i sprawdź co z zielska rosnącego tutaj nadaje się do jedzenia. - botanik wyjął z kieszeni swój starszy licznik Geigera i poszedł do ogródka.
- Gnat, ty wiesz co masz robić. Weź swojego przyjaciela z tyłów i zbierzcie drut kolczasty z całego terenu. - Wszyscy spojrzeli na najemnika, na którego wcześniej nie zwracali uwagi. Szedł rzeczywiście z tyłu, wysoki, umięśniony, wygolony na zero, z pękatym plecakiem, nie odzywał się do nikogo. I teraz też nie patrząc na resztę ruszył za wojskowym.
- Konrad Szklarski, jako że znasz się na architekturze, wytrzymałości materiałów i takie tam... sprawdź jakość budynków i sprawdź co może nam runąć na głowę. - Szklarski wyjął ze swojego plecaka jakieś narzędzia i maskę po czym zniknął w pobliskim domu.
- Burbon, idź sprawdź co z lekami w apteczkach. Poszukaj w domach starych leków i je zakop jeżeli są. Żeby nikt się nie otruł. - medyk bez słowa odszedł do swoich obowiązków.
- Oto Edward Poręba. Poznajcie naszego kucharza! Wyjmij z wszystkich plecaków pożywienie i wszelkie płyny. Przelicz wszystko i potem mi powiesz na ile nam tego starczy. - Edward szybko zabrał się do swojej roboty.
- Został nam jeszcze Radosław Rdza. Jako jedyny zgłosiłeś się za darmo... więc nie będę ci przeszkadzał. Idź rób co masz robić. - Rdza ubrany był zupełne inaczej niż inni. Kurtka wojskowa z naszytą siatką maskującą. Nakolanniki, nałokietniki, nagolenniki... maska przeciwgazowa zdjęta z taśmy... prawdopodobnie za dużo nagrał się w gry komputerowe. Ale cóż. Płaci zamiast brać, więc nikt nie będzie go o nic pytał.
-Ja zajmę się organizacją. Działajcie!
Nastało południe, Słońce nie przypiekało tak bardzo jak zawsze. Schowane za delikatnymi, białymi chmurkami ogrzewało przyjemnie kark i plecy. Wszyscy mieli zajęcie i ani myśleli przerywać to, co robili. W gospodarstwie został tylko Szklarski, Poręba, Sosna i od czasu do czasu pojawiał się Burbon. Na początku plątał się jeszcze Rdza, ale gdy znudziła mu się obserwacja kolegów, gdzieś wsiąkł. Wszyscy byli ubrani w kolorowe folie i gumowe rękawice. Do każdej twarzy przywierała gumowa maska przeciwgazowa, do której przykręcony był filtr. W powietrzu unosił się napromieniowany kurz, osadzał się na folii i na szkłach masek. Nikomu to jednak nie przeszkadzało, każdy pogrążony był w swoich robótkach. Przewody elektryczne okazały się na tyle dobre by jakotako przewodzić prąd i nie doprowadzić do pożaru. W niektórych miejscach należało naprawić izolację, ale wszystko zdaniem elektryka było w stanie zadziałać. Poręba liczył konserwy, chleby, wódki, wody mineralne, napoje energetyzujące, paprykarze oraz słodycze, które były najczęściej ukryte w ubraniach. Najwięcej ruszał się Szklarski, mierzył ściany, stukał w podłogę, kombinował coś przy oknach, wchodził na strych, schodził do piwnicy. Po dwóch godzinach, gdy wszyscy skończyli już prace w gospodarstwie wyszli na dwór i zdjęli z wielką ulgą maski. Spocone, czerwone twarze pochłaniały świeże powietrze, pachnące lasem. Po kilku minutach przyszedł Kałamarz i zapytał.
- I jak? Damy radę tu trochę pomieszkać? - zapytał
- Trzeba uszczelnić kominek jeżeli chcemy w nim palić. W kafelkach są braki, przez które może wydostawać się czad. W dachu jest parę dziur. Na jesieni trzeba będzie uszczelnić okna i drzwi. Ściany są solidne, wszystko z nimi jest w porządku. Aha, i w dwóch oknach brakuje po szybie. - dodał szybko Szklarski i zamknął oczy kierując twarz ku Słońcu.
- Przewody są sprawne, można podłączyć generator, pięć na sześć żarówek, które zebrałem ze sobą działają jak należy! - zameldował Sosna.
- Stare leki zakopane, nowe leki wypakowane. To tyle. Jak coś to rezerwuję sobie ten mały pokoik z dużym oknem. Będzie tam mój gabinet lekarski! - z dumą dodał Burbon, zawsze marzył o takiej pracy. Pracy lekarza.
- Świetna robota! Reszta jeszcze pewnie nie skończyła, niedługo powinni przyjść. A co z zapasami Poręba?
- Spokojnie przeżyjemy z miesiąc na tym co mamy. Ale trzeba by pomyśleć o jakiś jabłkach cz coś. Mogę zrobić weki. Robię wyśmienite weki! - oblizał się Edward i zamknął oczy rozmyślając o jakiś przepisach.
- No dobra, odpoczywajcie. Zasłużyliście! A jak już odpoczniecie to pomożemy Szklarskiemu pozaklejać dziury w dachu i w kominku.
Tymczasem praca nadal trwała, Kujżo sprawdzał czy gleba jest na tyle żyzna by zasiać na wiosnę jakieś nasiona. Liczne dżdżownice i grzyby rosnące przy drzewach świadczyły o tym że wszystko jest w porządku, drzewa miały już owoce jabłek i gruszek, wystarczyło poczekać aż dojrzeją. Gnat znalazł taczkę i wraz z przyjacielem zbierali wszystkie druty z ogrodzeń i zawozili je do gospodarstwa.
- Podaj mi te obcęgi do cięcia drutu. - powiedział Gnat wyciągając rękę
- Daj mi te obcęgi... Gral! O czym ty myślisz?! Mamy tu ciężką pracę do wykonania!
- Przepraszam, zamyśliłem się. Będziemy mieli tu musztrę? Czy się obejdzie? - zapytał przyjaciel wojskowego
- Jak będziesz bujał w obłokach to będziesz miał musztrę. A teraz daj te obcęgi i przynieś mi tamten drut z garażu, wygląda na solidny.
Wieczór nastał dziwnie szybko. Dopiero przed chwilą wszyscy wyszli do swoich zajęć, a już nastała dwudziesta i Słońce zachodziło za horyzontem. Wszyscy wrócili do gospodarstwa. Dwa domy były już wywietrzone i pozbawione niebezpiecznego kurzu. Materace, pościele i inne nadające się do użytku tkaniny zostały wytrzepane i wysuszone na Słońcu. Brud został starty, dach został przykryty blachami, jedzenie zostało schowane do ocalałych półek, plecaki stały już przy łóżkach. Wszytko poszło dobrze i przyjemnie. Wszyscy zebrali się przy stole w większym domu i rozmawiali.
- Świetnie daliście sobie radę z wysprzątaniem tych domów! Czuję się prawie jak u babci na wsi!
- Jutro trzeba będzie postawić do pionu płot i zawiesić na nim drut kolczasty. Nie podoba mi się fakt, iż nie widziałem żadnego wojskowego w okolicy. Wczoraj się od nich roiło. - wymamrotał Gnat myśląc nad przyczynami pustej okolicy
- Na jesieni będą wiśnie, jabłka i gruszki. Na wiosnę posadzimy pszenicę i będziemy mieli chleb!
- Co do żarcia to każdy dostaje dwa posiłki dziennie, musimy oszczędzać zapasy. - przypomniał Kałamarz
- Można już podłączyć generatorek do prądu. Wszystko gra i śpiewa. Osa, znalazłeś co trzeba? - ale nikt nie odpowiedział. Wszyscy przełknęli to co mieli w ustach i rozejrzeli się.
- Gdzie jest Osa i Rdza? - zapytał Szklarski. Organizator wstał od stołu, a za nim Gnat i Gral. Reszta rozmawiała niespokojnie i snuli już teorię co się mogło stać.
- Widział ich ktoś dzisiaj po zbiórce? - zapytał Kałamarz
- Rdza się pokręcił przy plecaku i wyniósł się gdzieś za dom. Ale tam go nie widziałem. Osa chyba z nim rozmawiał.
- Kim w ogóle jest ten Rdza? - podrapał się po głowie Poręba
- Radosław Rdza to „znawca” strefy. Nigdy tu nie był, a mimo to wie więcej niż my wszyscy razem wzięci. Oczytany człowiek nie ma co, trochę odludek. Każdy z was dostał po pięć tysięcy złotych... a on mi zapłacił dziesięć. Więc nie pytamy go o nic i pozwalamy mu się szlajać... co ja gadam... Gnat, Gral, za mną!
Reszta została w domu i dojadała swoje porcje.
- Pewnie porwali ich wojskowi. Dlatego nie było ich widać przez cały dzień! - zaproponował swoją teorię Poręba
- Co ty, wojskowi by ich od razu rozwalili, a nie słyszałem strzałów. Pewnie zostali pożarci przez mutanty! - wtrącił Burbon
- Za dużo siedziałeś przed kompem i majaczysz... mutantów nie ma!
- Ale były! Czytałem o tym.
- Ale już nie ma i nie mieszaj! Pewnie się zgubili w lesie. I tyle! Idę spać! - powiedział Sosna. Nie skończył nawet mówić a drzwi otworzyły się ze zgrzytem i do domu weszli po kolei organizator, wojskowy, Gral i zaginieni najemnicy. Organizator był widocznie zdenerwowany i oburzony, Gnat z uśmieszkiem na twarzy powstrzymywał śmiech, a Gral jak zawsze zostawał obojętny na sytuację. Do domu wszedł ubrany niczym bohater gry komputerowej człowiek. Rdza ledwo trzymając się na nogach, a w rękach trzymał masę chrustu.
- Gdzie to postawić? - zapytał zmęczony głos zza maski.
- W tej wnęce za kominkiem. O tam! Gdzie stoją szczotki. - odpowiedział uspokojony Kałamarz. Zagadkowy facet powoli powędrował przed siebie i skręcił za kominkiem. Postawił ostrożnie wyschnięte gałęzie i wrócił do pokoju. Wyprostował ze zgrzytem ręce i zgiął je przy szyi. Zdjął maskę i przysunął sobie krzesło. Z niewiadomego powodu był dumny jak nigdy.
- To ten Rdza? - z kpiną w głosie zapytał Sosna
- Przepraszam za spóźnienie, ale w tym kombinezonie strasznie wolno się chodzi. Za to można będzie rozpalić niedługo w piecu i ugotować coś na ciepło! Osa znalazł pełną butlę z gazem w jednym z wraków samochodów. Wygląda jak nowa... - Rdza powoli wydostawał się ze swojego kostiumu, kiedy Osa wszedł do pokoju niosąc w rękach piętnastu litrową butlę z gazem.
- Koniec zamieszania! Do łóżek. Jako że to pierwszy dzień wszyscy na pewno są zmęczeni! Osa i Rdza niech zjedzą swoje porcję i spać! Warty takie jak dwie doby temu. Dobranoc! - mówiąc to zezłoszczony zamieszaniem organizator wyszedł z pokoju i poszedł spać. Po chwili reszta zrobiła to samo. Jednym trafiło się łóżko w małym domu, innym w dużym, tym z piecykiem i małym generatorem. Wszystkim jednak się podobało. Wydawałoby się że wycieczka Osy i Rdzy oraz znaleziona nowa butla z gazem będzie dostarczała najemnikom wiele pytań, ale jak się okazało wszyscy poszli spać. W nocy nie było żadnych rewelacji. Następny dzień zapowiadał się jeszcze bardziej męczący niż ten.


W poszukiwaniu surowców
:

Rano wszyscy wstali wypoczęci i wyspani. Niektórym zdawało się że obudzili się w domu, we własnym łóżku. I obudzili się we własnym łóżku, tyle że nowym i w innym domu. Dopiero teraz mieli czas na ogolenie się, umycie i zjedzenie porządnego śniadania. W łazience wisiało prawie całe lustro, a woda pitna służyła także do umycia się. Można było się poczuć prawie jak na obozie harcerskim. Około godziny siódmej wszyscy stali przy stole i czekali na polecenia. Organizator najwyraźniej przygotował sobie już wcześniej mowę, gdyż zaczął bez zastanowienia.
- Osa i Szklarski, wy pójdziecie poszukać owalnych lejów lub blach i wiader. Będziemy do nich zbierali deszczówkę. Poszukajcie też jakiś metalowych słupów do utrzymania leja w pionie. - ciągnął dalej
- Sosna i ja podłączymy generator do kabli. Tak żebyśmy mogli w miarę potrzeby korzystać z prądu. Obok generatora leżą, stare rynny. Jak damy radę to ustawimy je przez okno tak żeby dym wylatywał i nas nie truł. - Kałamarz zrobił pauzę i spojrzał na wojskowego.
- Gnat, Gral i Rdza poustawiają ogrodzenia i obwiążą je drutami. Tak na wszelki wypadek. - mrugnął do reszty
- Burbon i Poręba, wy przygotujecie jakiś ciepły posiłek na obiad. Mogą być kiełbaski, byleby było jadalne. - już miał skończyć ale dodał.
- Kujżo może pomagać w razie co. Najbliższą robotę będzie miał na jesieni więc ma czas wolny. Rób to po co tu przyjechałeś! A reszta rozejść się! - z uśmiechem dodał Kałamarz i poszedł do generatora. Reszta ludzi rozeszła się do swoich zajęć.
Osa i Szklarski zaglądali do pobliskich domów i gospodarstw. Promieniowanie dochodziło tam do 4 mikro siwertów, więc mogli tam przebywać ile chcieli. Ostatecznie znaleźli dwa leje z maszyn rolniczych, kilka prętów z rozwalonych studni i gotowe. Teraz musieli tylko znaleźć wiadra lub jeszcze lepiej jakieś wanny.
Gnat i Rdza ustawiali płot, a Gral obkopywał je ziemią i kamieniami. Po pięciu godzinach cały teren był już ogrodzony. Teraz trzeba było się wziąć za umieszczanie drutu kolczastego. Pięć taczek drutu leżało na ziemi pod stodołą obok domów. Teraz trzeba je było tylko rozprostować i porozwieszać. Zadanie brzmi łatwo ale jest naprawdę trudne. Cały łańcuch jest poplątany, dodatkowo zardzewiały przez co jest możliwość zachorowania na tężec. Cała trójka założyła grube, materiałowe i ogumowe rękawice. W trzy godziny udało się całkowicie rozprostować i zawiesić drut, bez ani jednego ukłucia! Jako że myśleli że zajmie im to więcej czasu, postanowili poszukać grubych bali i desek i zbić budkę obserwacyjną za bramą od strony domów. Gral wykopał głębokie doły, Gnat wyszukał i przyniósł bale z innych domów, oraz moce deski a Rdza obkopał bale w ziemi i zbił gwoźdźmi całkowicie przyzwoitą budkę obserwacyjną. Ze złamanej drabiny zrobili wejście na budkę. Zaraz jak trójka zbrojeniowa skończyła mocować drabinę, Szklarski i Osa zamontowali za domami dwa małe i jeden duży lej na wodę, pod nimi stały dwie stare wanny, które idealnie nadawały się do magazynowania wody. Nagle zjawił się Kujżo z długim kablem, który poprowadził do budki i zamocował na szczycie. Potem kabel zakopał i przyniósł reflektor z samochodu. Z pomocą przyszedł Sosna, który pokombinował coś chwilę przy kablach i dolutował przełącznik. Potem zeszli z budki i zamontowali żarówkę nad wejściami do domów. Z komina większego domu zaczął lecieć nikły dym, co oznaczało że Poręba i Burbon zaczynają pichcić obiad. Organizator uruchomił generator i sprawdził czy wszystko działa. Upewnił się też, czy dym nie jest zbyt widoczny. Wszystko działało! Czegóż więcej chcieć? Świeże powietrze z mokrego jeszcze lasu i zapach obiadu unosiły się w powietrzu mieszając się wzajemnie, Słońce łagodnie przygrzewało z góry, a w tle było słychać cichutkie buczenie generatora. Osa podszedł do Sosny i rozmawiali o czymś przez dłuższy czas. Potem podeszli do Kałamarza wymieniając kilka słów i oddali się z gospodarstwa.
- Co jest? - zapytał Rdza
- Poszli poszukać części do wiatraka. Żeby robił nam prąd jak się paliwo skończy. - odrzekł organizator i wyciągnął się na brezencie, z którego zrobił sobie hamak.
- Dobry pomysł. To co teraz robimy? - włączył się do rozmowy Gral
- Róbta co chceta! Ja idę spać, wy róbcie to po co tu przyjechaliście. Zrealizujcie się. - odrzekł Kałamarz. Wszyscy poszli do swoich plecaków i powyciągali najróżniejsze rzeczy. Burbon wyjął jakieś paseczki, które po zanurzeniu w wodzie zmieniały kolor. Rdza wyjął książkę i poszedł na spacer po okolicy. Gnat wyjął z plecaka różne części i zaczął z nich coś montować. Gral obszedł wioskę i naszkicował mapę terenu. Poręba wrócił do kuchni i wypił wszystko ze swojej manierki. Szklarski namalował małymi farbkami gospodarstwo, które teraz było jego domem. A Kujżo powłóczył się bez celu po okolicy, po czym poszedł pomóc Osie i Sośnie przy noszeniu części. I tak minął cały dzień. Obiad okazał się kolacją, wartownicy wymienili się godzinami służby, Szklarski powiesił swój obraz w pokoju, w którym spał. Nadawało to pomieszczeniu domowy klimat. Po zjedzeniu kolacji wszyscy poza wartą poszli spać i nawet nie zapytali Rdzy skąd on wziął taki kombinezon i na co mu on, chociaż zapewniali się że go zapytają.


Coś dziwnego
:

- Coo jeeest? - zapytał ktoś wyrwany ze snu, ziewając i przeciągając się.
- Nie wiem. - opowiedział głos z łóżka obok
- Wy też? - zapytał ktoś znowu z przeciwnej strony pokoju
- Wszyscy się obudziliście? - zapytał organizator i wstał z łóżka wkładając już buty by wyjść na dwór do wartownika, gdy ten sam wpadł do środka.
- Nic wam nie jest? - przerażony potknął się o próg i boleśnie upadł na podłogę. - w tej samej chwili do domu wszedł Poręba i Sosna.
- Coś się u was stało? Wszyscy się nagle obudziliśmy.
- Nie, a u was? - zapytał organizator
- Światło... - wstając wydyszał Osa
- Jakie światło? Zapalić światło? - zapytał Szklarski, który był już na nogach
- Błękitne światło, przepiękne, jasne, ale takie... zimne.
- Co ty bredzisz? Złapałeś coś? - zapytał zdenerwowany Kałamarz
- Gdzie to światło? - zapytał Burbon wyglądając przez okno
- Wszędzie... - powiedział Gnat chodząc po pomieszczeniu z czymś w ręku
- Ty też to widziałeś? Co to za diabelstwo masz tam w ręku? - stojąc obok zainteresował się Sosna
- Radio. Wczoraj zacząłem montować ale nie zdążyłem dokończyć. Przed chwilą obudziło mnie trzeszczenie i gdy otworzyłem oczy żeby zobaczyć o co chodzi oślepiło mnie niebieskie światło. Przeszły mnie dreszcze, co rzadko miewam. - oznajmił wojskowy
- Zimne, błękitne światło! - majaczył obolały Osa rozmasowując łokieć
- Zimne, to prawda. I jeszcze ta trajektoria... - zasyczał Gnat ze złości
- Jaka trajektoria? O czym wy mówicie? - zaprotestował Poręba. W pokoju stali już wszyscy. Każdy obudził się zdezorientowany i przyszedł do organizatora żeby zapytać co się stało.
- Możecie mi nie wierzyć, z resztą sam sobie nie wierzę. Ale widziałem jak te kule światła zbliżały się do plecaków. Jedna z nich popatrzyła na mnie i chyba jak zobaczyła że ją widzę to zniknęła. - ledwo dokończył zdanie, gdy wszyscy rzucili się do swoich dorobków.
- Mój plecak jest rozpięty, nic nie zniknęło. O co chodzi?
- Mój też jest rozpięty, wasze też?
- Tak.
- Mój też.
- Co jest grane chłopaki? Przyznać się, co to za jaja...
Głosy pełne rozdrażnienia i niepewności wypełniły pokój, trzeszczenie radyjka Gnata ucichło.
- Nie ma części jedzenia! - wzrok wszystkich powędrował do drzwi kuchni. Poręba wyszedł niepostrzeżenie i przeliczył jedzenie.
- Znikło pięć chlebów, dwie konserwy i trzy litry wody mineralnej! - wybełkotał kucharz
- Tu się dzieje coś dziwnego. Niech każdy spróbuje usnąć, rano omówimy co i jak. - powiedział organizator i położył się w swoim łóżku. Reszta zrobiła to samo. Ranek długo nie chciał nadejść niebo powoli jaśniało i nabierało ciepłych barw. Do rana było spokojnie, nic się nie działo. Nikt jednak nie usnął. O świcie wszyscy byli zmęczeni, poddenerwowani i niewyspani. Każdy chciał odpowiedzi na pytanie. Co to było? Kałamarz zarządził zbiórkę jak tylko wszyscy doszli do siebie. Głos zabrał Gnat.
- Mówię co widziałem. Radio zaczęło trzeszczeć, chociaż nie zamontowałem jeszcze anteny. Chciałem na nie spojrzeć ale moją uwagę przyciągnęło niebieskie światło. I one tak jakby sięgały do plecaków. Po prostu jakby piorun kulisty usiadł na plecakach. Tylko że te pioruny kuliste zachowywały się jakby wiedziały co gdzie mamy i jak dostać się do naszych rzeczy. To tyle ode mnie. Osa, mów co widziałeś.
- A więc, tak. Emm... Stałem sobie na warcie, trochę przysypiałem bo nic się nie działo a ja sam na budce. Zero osób do rozmowy...
- Ekhem! - chrząknął Poręba i popatrzył na zegarek.
- A więc, coś zza mnie oświetliło las przede mną, więc się odwróciłem. Zobaczyłem tylko błękitne, zimne światło płynące z domów. Ale światło szybko znikło więc pobiegłem do was. Myślałem że coś się zapaliło czy coś. Albo że ktoś latarkę zapalił choć nie wolno...
- Czyli podsumujmy... - zabrał głos Sosna - ...radio zareagowało na przybycie tych, hmm, uznajmy to za pioruny kuliste. Błękitna poświata nie zwracaja uwagi na ściany, wiedzieła co gdzie jest i jak się do tego dobrać. Zabrała tylko jedzenie. Czy tak?
- Tak.
- Zgadza się. - wszyscy odpowiedzieli zgodnie.
- Kończąc podsumowanie stwierdzam że to był głupi sen i zaraz się obudzimy! -Na sosnę padło wiele pogardliwych spojrzeń.
- Przepraszam, to z nerwów. Nie wiem co to było. Wy też pewnie nie wiecie. Możemy tylko się bardziej zabezpieczyć. Zamontuję antenę na dachu i głośniki w pokojach. Będziemy wiedzieli chwilę przed ich przybyciem.
- Czy ktoś zna Ukraiński? - zapytał wtrącając się Rdza.
- Jacyś panowie z bronią do nas. - wszyscy z przerażeniem spojrzeli na Rdzę, zapomnieli o własnym bezpieczeństwie. Nikt nie pilnował bramy, która była otwarta. Co za lekkomyślność! No ale trzeba było działać! W drzwiach stały trzy osoby. Mężczyzna w foliowym kombinezonie i dwóch wyższych mężczyzn w wojskowych mundurach. Organizator wstał i podszedł powoli do naukowca, a przynajmniej do kogoś kto tak wyglądał. Zaraz za nim wstał Sosna, który też znał ukraiński. Ale nie chciał się z tym na razie ujawniać. Rozmowa trwała krótko, Kałamarz biegle znał ukraiński więc opisał wszystko co się im przydarzyło. Naukowiec zapytał o ludzi i o sprzęt. Organizator powiedział tylko o zniknięciu jedzenia. Naukowiec zapytał o rodzaj jedzenia. Jałowa rozmowa toczyła się przez kilka minut po czym żołnierz powiedział że muszą aresztować nielegalnych osiedleńców, ale naukowiec zabronił mu tego kategorycznie i wyszli z gospodarstwa. Żołnierz kłócił się jeszcze z naukowcem i chciał zaaresztować wszystkich ale zamilkł gdy dostał zwój banknotów i jakieś niezrozumiałe zdanie w innym języku. Przed bramą wejściową stał dżip z dwójką innych żołnierzy, którzy czekali na odjazd. Obcy wsiedli do samochodu i odjechali. Organizator, który stał najbliżej bramy, odprowadził ich wzrokiem i wsadził rękę do kieszeni. Znalazł tam mapę, którą naukowiec włożył mu tam prawie niepostrzeżenie podczas rozmowy. Wszyscy podeszli do Kałamarza i z zainteresowaniem przyglądali się mapie. Była to mapa Strefy, a dokładniej okolic Prypeci, Czarnobyla i Czarnobyla 2. Na mapie były jakieś napisy oraz zaznaczone miejsca z krótkimi opisami. Jedno z nich mieściło się blisko gospodarstwa najemników. Organizator zapytał więc o chętnych do ekspedycji rozpoznawczej. Zgłosił się Rdza, Sosna, Gnat i Gral....

Za ten post Dementorin otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive GhostRider44, Shaker279, Stalkier_100.
Dementorin
Tropiciel

Posty: 391
Dołączenie: 17 Cze 2009, 10:25
Ostatnio był: 30 Paź 2014, 20:05
Kozaki: 261

Reklamy Google

Re: Wycieczka do Strefy

Postprzez echelon w 18 Gru 2012, 17:43

Na razie przeczytałem pierwszą część. Normalnie skomentowałbym opowiadanie po przeczytaniu wszystkich, ale z racji tego, że nie wiem kiedy będę miał na to czas (pierwszą część przeczytałem w pracy) skomentuję teraz to, co przeczytałem do tej pory.
Czyta się dobrze, bez zgrzytów. Umiesz opisywać sceny i piszesz ciekawie, ale do kilku szczegółów można się przyczepić.
Zanim wszyscy wsiedli, pociąg ruszył, ostatnia osoba ledwo zdążyła doskoczyć do drzwi, kiedy ostatni i wagon opuścił peron.

Pociąg zawsze rusza po tym jak wszyscy wsiądą do pociągu, co wcześniej sprawdza kolejarz po czym daje znak gwizdkiem. PKP jest jakie jest, ale to jeszcze nie dziki zachód :).

Samo wymienienie przedmiotów zajęło kwadrans

Wymienianie rzeczy zapakowanych w duży plecak zajmuje znacznie mniej czasu, wiem z doświadczenia :). Natomiast jest to szczegół najmniej istotny.

Nie ma pan żadnych przepustek?

Raczej nie mówiliby do sie bie per pan, tym bardziej, że, jak piszesz, były to osoby niewiele po dwudziestce.
Natomiast tak jak już wspomniałem, pisanie wychodzi ci znacznie lepiej od ostatnich debiutantów literackich na tym forum męczących się ze swoimi fabułami.
Dlatego - mimo druty, wieże i strażnice
Tam chcemy dotrzeć, gdzie nam dotrzeć zabroniono;
Bezużyteczne, śmieszne posiąść tajemnice
Byleby jeszcze raz gorączką tęsknot płonąć
Nim podmuch jakiś strzepnie chwiejne potylice

Za ten post echelon otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive STALKERCOSIEK, Dementorin.
Awatar użytkownika
echelon
Tropiciel

Posty: 305
Dołączenie: 28 Mar 2010, 21:28
Ostatnio był: 12 Lis 2024, 20:24
Miejscowość: Stalowa Wola
Ulubiona broń: GP 37
Kozaki: 41

Re: Wycieczka do Strefy

Postprzez STALKERCOSIEK w 18 Gru 2012, 18:05

Ujmę to tak pisarz z Ciebie nie będzie ale bardzo bardzo fajne.
Radzę Ci napisać kolejną część tego opowiadania i dostajesz odemnie kozaczka.

Za ten post STALKERCOSIEK otrzymał następujące punkty reputacji:
Negative Voldi.
STALKERCOSIEK
Kot

Posty: 16
Dołączenie: 11 Gru 2012, 11:40
Ostatnio był: 02 Kwi 2013, 14:14
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Akm 74/2
Kozaki: -16

Re: Wycieczka do Strefy

Postprzez Shaker279 w 19 Gru 2012, 14:57

Przeczytałem wszystkie rozdziały i powiem że nie znalazłem większych błędów oprócz braku literki albo dwóch w niektórych wyrazach.Dobrze piszesz, masz fajny pomysł na fabułę, więc czekam na dalsze opowiadania.
:

I po co to czytasz i tak nie znajdziesz tu nic mądrego
Awatar użytkownika
Shaker279
Stalker

Posty: 56
Dołączenie: 25 Cze 2012, 19:17
Ostatnio był: 27 Wrz 2013, 17:14
Miejscowość: I tak nie zansz tego zadupia
Frakcja: Powinność
Ulubiona broń: Vintar BC
Kozaki: 6

Re: Wycieczka do Strefy

Postprzez Dementorin w 19 Gru 2012, 20:46

Dzięki za wszystkie komentarze!
Chwilowo straciłem wenę by kontynuować to opowiadanie, ale zamierzam je kontynuować.
Dementorin
Tropiciel

Posty: 391
Dołączenie: 17 Cze 2009, 10:25
Ostatnio był: 30 Paź 2014, 20:05
Kozaki: 261

Re: Wycieczka do Strefy

Postprzez Gizbarus w 19 Gru 2012, 22:36

Przejdź się do lasu, opuszczonej fabryki albo opustoszałego domu - mnie to zawsze pomagało w odnalezieniu weny przy pisaniu mojej "Samotności..." :wink:
A czy TY już przeczytałeś i oceniłeś moją twórczość?
"Samotność w Zonie" - nadal kontynuowana.
"Dawno temu w Zonie" - tylko dla weteranów forum.
"Za późno" - czerwona część cyklu "Kolory Zony"
"Akurat o czasie" - biała część cyklu "Kolory Zony"
"Za wcześnie" - niebieska część cyklu "Kolory Zony"
"Pęknięte Zwierciadło" - mini-cykl o Zonie w wersji noir

Za ten post Gizbarus otrzymał następujące punkty reputacji:
Positive marcel.
Awatar użytkownika
Gizbarus
Opowiadacz

Posty: 2895
Dołączenie: 18 Paź 2011, 16:44
Ostatnio był: 27 Sie 2024, 20:51
Miejscowość: Zadupie Mniejsze Wybudowania Kolonia II
Frakcja: Samotnicy
Ulubiona broń: Sniper Rifle SVDm2
Kozaki: 854


Powróć do O-powieści w odcinkach

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 33 gości