Witam, jak już niektórzy wiedzą, mam 12 lat. Lubię pisać i widzę w tym przyszłość, bo to dobrze mi idzie. Zainspirowany opowieściami, które tworzą inni postanowiłem sam coś napisać. Dziś napiszę wstęp oraz pierwszy rozdział. Sam nie wiem czy będę to kontynuował. Może trochę krótko, ale wybaczcie nie umiem na tyle dobrze "rozwijać" tekstu. Komentujcie, oceniajcie!
Wstęp
:
-Źle się dzieje, oj bardzo źle, przynajmniej w mojej rodzinie. I to przez tego durnia Olega! Daj mu możliwości, wspomagaj go, aby tylko poszedł w moje ślady i także został biznesmanem. A dokładniej nie miał najmniejszej ochoty pójść na jakiekolwiek studia. Zamiast tego woli grać na perkusji, gitarze oraz uczyć się projektowania, zarówno domów i jak i ubrań. A! I jeszcze chce się nauczyć rysować i malować. Dureń, przecież sam wie, że na tym nie zarobi. A jeśli by chociaż poszedł na te studia to bym jemu przepisał w testamencie majątek. Ale co się będę żalił, trzeba jakoś temu zapobiec.- wyżalał się sam sobie biznesman z Lwowa.
Wtedy otworzyły się drzwi wejściowe i do dużego, urządzonego z gustem salonu wszedł Oleg. - Ojciec daj mi 500 rubli (tak, wiem, na Ukrainie są hrywnie, ale piszę ruble).- rzucił niedbale. - Na co tobie tyle? Przecież nie dawno wyżebrałeś ode mnie jeszcze więcej, i co? Już wszystko wydałeś? Jestem ciekaw na co! Sam byś siebie utrzymał, masz w końcu 22 lata. Idź na studia, naucz się czegoś pożytecznego. Szlajając się po mieście z swoimi kolegami się niczego nie nauczysz. - Oj dobra, cicho już bądź i daj te pięć stówek! - Jak ty się zwracasz do ojca?! Won mi stąd, już!- tymi słowami starzejący się mężczyzna wygonił swego syna z domu.
- A to gówniarz! I co mam z nim zrobić? Coś lub ktoś musi go nauczyć pewnego szacunku dla starszych oraz samodyscypliny. Ale to na pewno nie będę ja. Jest więc pewne wyjście... wyślę go do wojska, za jakiś czas zresztą wróci, tylko mam nadzieję, że się zmieni.
Rozdział I: Początek Misji "Anonim"
:
Wróciłem do domu koło 1 w nocy. Próbowałem po cichu wejść do domu, lecz mi się to nie udało, gdyż oparłem się o dzwonek przy drzwiach. No to teraz będzie fajnie... Jeśli ojciec jest w domu to już po mnie. Wszedłem do środka, by odważnie zmierzyć się z moim "przeciwnikiem", gdy nagle czyjeś silne ręce złapały mnie i nie zamierzały puścić. Wierzgałem się i kopałem, ale ktoś tak umiejętnie mnie trzymał, iż nie mogłem się wyrwać. Wnet zapaliło się światło. Zamknąłem moje oczy przyzwyczajone do ciemności. Kiedy je otworzyłem na przeciwko mnie stał mój ojciec. Powiedział: - No synek, doigrałeś się, czy chcesz, czy nie to i tak pójdziesz do wojska. Nie ma teraz wojen i sytuacja taka na świecie, że na razie raczej ich nie będzie. Dlatego też pójdziesz do wojska, teraz kiedy wojny nie ma i wojaczka na froncie tobie nie grozi. A teraz, dobranoc. I ktoś od tyłu uderzył mnie czymś twardym. Zrobiło się ciemno.
Jakiś czas później.
Co by o tym mówić co się dzieje w wojsku? Cały czas ta sama nudna, rutyna. O piątej muszę wstawać, a niekiedy i budzą nas o pierwszej i mamy manewry na poligonie, tylko że w nocy. No i powróćmy do tematu. "Rano", czyli o piątej mamy się szybko ubrać i zapie*rzać w podskokach na musztrę, która trwa aż do 7. Wracamy, myjemy się, a następnie idziemy na śniadanie. Potem mamy bieg wytrzymałościowy w pełnym ekwipunku bojowym, obciążeni około dziesięcioma kilogramami sprzętu mamy przebiec 12 kilometrów. Po tym znowu myjemy się i mamy wykłady o strategii i o taktyce. Następnie przerabiamy to w terenie, no nie zawsze. Reszta dnia zależy od tego co nam zaplanuje dowództwo. I tak było przez półtora roku, dzień w dzień.
Ten dzień był inny, pozwolono nam się wyspać, przynajmniej mi oraz Koli. Był to mój przyjaciel w wojsku, często ze sobą rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Obudzono nas po 7 i zaprowadzono do dowódcy naszego oddziału. Powiedział nam: - Żołnierze, zostaniecie oddelegowani do jednostki, która przygotowuje się do wypadu w teren, do Zony. Dzieją się tam niepokojące rzeczy. Coraz więcej stalkerów nielegalnie się tam przedostaje, jak wiecie, nie jest to nam na rękę. Dowództwo uważa, że trzeba ograniczyć ich liczbę, albo najlepiej zlikwidować wszystkich. Nie będzie to łatwe i misja ta zajmie kilka lat, przez które będziemy umacniać swoją pozycję w Zonie. Wy weźmiecie udział w rozpoczęciu tej akcji, pojedziecie tam wraz z innymi żołnierzami z innych jednostek jako pierwsi. Szkolenie was zajmie trochę czasu. - po tych słowach kazano nam opuścić budynek w którym byliśmy i wsiąść do ciężarówki podstawionej dla nas.
Szkolenie nas do wyjazdu w głąb Zony trwało rok. Mniej było manewrów i ćwiczeń w terenie, a więcej się uczyliśmy o Zonie oraz o jej mieszkańcach. Kolejną rzeczą na którą zwracano dużą uwagę było strzelanie z karabinu oraz posługiwanie się bronią. Przerażała mnie moja sytuacja, przecież gdybym nie został wybrany na "wycieczkę" do Zony to już był bym w domu, a tak to pewnie zabiją mnie w Zonie kilka dni po moim przyjeździe. Nie oszukujmy się, to co się tam dzieje jest piekłem. Prędzej do domu wrócę w trumnie co i tak byłoby wielką rzeczą niż w żywy.
Nadszedł ten dzień. Obudzono mnie o 6, cały dzień miałem wolny, no prawie. Musiałem pójść na ostatnie "zajęcia" o Zonie, a raczej powtórzenie najważniejszych informacji. Koło godziny piętnastej, po obiedzie wyjechałem wraz z innymi. Było ich razem ze mną i Kolą ośmiu. Jechałem z innymi żołnierzami, tfu, wojskowymi stalkerami jakąś starą, rosyjską ciężarówką. Wszystkie nasze bagaże, czyli plecaki oraz karabin AK/74/u były położone w jednym miejscu, a dokładniej tuż koło kabiny kierowcy. Siedziałem na niezabudowanym tyle pojazdu, z samego brzegu. Na przeciwko mnie siedział Kola. Prowadziliśmy luźną rozmowę, a godziny jakoś mijały. W końcu po 22 wjechaliśmy do Zony. Wszystkie rozmowy ucięły się, nawet ja przestałem dyskutować z Saszą, który siedział obok mnie. Starałem się dojrzeć coś ciekawego, interesującego w tym co nas dookoła otacza, podobnie rozglądali się inni. Nie widzieliśmy jednak za wiele, ponieważ było ciemno. Zagadałem Kolę: - Jak myślisz, jaka będzie nasza pierwsza misja? - Nie mam pojęcie mam nadzieję, że będziemy przede wszystkim siedzieć na tyłkach w bazie i pilnować porządku koło naszej jednostki. Wtedy naszą rozmowę przerwał krzyk: - Nu, Aszot, strzelaj! Chwilę później coś uderzyło w ciężarówkę, rozległ się huk i towarzysząca jemu eksplozja. Później nastała ciemność.
Rozdział II: Muszę przetrwać...
:
Obudziłem się, zaczynało świtać. Bolało mnie wszystko, ale raczej to tylko siniaki i zadrapania, mam nadzieję, że nie stało mi się nic poza tym. Muszę sobie przypomnieć co się stało... Jedyne co pamiętam to krzyk i wybuch, który nastąpił chwilę później. Czyli zapewne jacyś stalkerzy pod osłoną nocy zaatakowali ciężarówkę, którą jechałem. Do diabła! Czemu nikt z moich towarzyszy nie miał noktowizora?! Ale teraz to już nie ważne, trzeba obmyślić plan dotyczący tego co mam w tej sytuacji zrobić. Przede wszystkim muszę upewnić się czy ocalało coś po wybuchu, wątpię żeby ktoś mnie obserwował, więc zabiorę się do roboty jak najszybciej, aby później wyruszyć w drogę w głąb Zony. Nie znalazłem niczego przydatnego w dymiącym wraku albo obok, jedynymi "rzeczami" jakie tam leżały były zmasakrowane zwłoki wojskowych, zebrało mi się na wymioty. Musiałem wziąć się w garść, przy sobie mam tylko starą Berettę i 2 magazynki do niej. Postanowiłem wyruszyć w głąb Zony, by znaleźć jakąś grupę stalkerów i do nich dołączyć, nie miałem ochoty wracać do wojska. Szedłem wzdłuż drogi, lecz jakieś 150 metrów w bok od niej, by nikt mnie nie zauważył na otwartym terenie, nie miałem zamiaru spotkać się z bandytami.
Wokół mnie rozpościerały się pagórkowate pola, na których miejscami rosły drzewa. Na nie zagospodarowanych terenach pełno było zarośli. Teraz doskonale widać brak działań człowieka, przez co przyroda zaczęła się rozwijać tam, gdzie ludzie by jej nie pragnęli. Rośliny rozwijały się w Zonie na potęgę, jednak ze zwierzętami było inaczej. Przez radiację wiele stworzeń podległo mutacji i zapewne nadal biegają po Strefie czyhając na życie stalkerów. Zwierząt, które nie przyszły mutacji było tutaj bardzo mało, wręcz wcale. Jedynymi ptakami jakie tu teraz żyją są wrony i kruki, można je usłyszeć praktycznie wszędzie.
Wędrowałem już co najmniej godzinę, kiedy usłyszałem szczekanie. Nie umiałem początkowo ocenić z jakiego kierunku dochodzi, lecz po chwili zorientowałem się, że pies (albo raczej ślepy pies) zbliża się z kierunku w którym szedłem. Wyjąłem moją Berettę i oddałem 7 strzałów w stronę mutanta. Na strzelnicy szło mi dobrze, ale co innego strzelać do nieruchomych celów, a co innego strzelać do atakującego nieprzyjaciela. Tylko 2 z 7 pocisków parabellum dosięgło celu i cudem unieszkodliwiło mutanta. Serce biło mi jak oszalałe, pierwszy raz stanąłem oko w oko z potworem, niestety muszę się do tego przyzwyczaić- jestem w Zonie. Z 18 naboi zostało mi tylko 11, obym nie spotkał bandytów. Zresztą i tak muszę jak najszybciej zmienić miejsce, w którym jestem. Odgłos strzałów zapewne słyszano nawet jakieś 3-4 kilometry stąd, mam nadzieję, że nikt nie przyjdzie, by sprawdzić tutaj kto i czemu strzelał. Moja sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze, brak jedzenia oraz wody powoli zaczynał mi doskwierać. Muszę znaleźć stalkerów, którzy mi pomogą. Wszedłem na pagórek i z niego dojrzałem wioskę.
Rozdział III: Coś się poradzi.
:
Widziałem małą wioskę ze wzgórza, na którym stałem. Nie wyróżniała się niczym od wielu innych wiosek na Ukrainie, od głównej szosy odchodziła zwykła, nie utwardzona droga. A po jej bokach stały domy, tylko że te akurat były zniszczone w przeciwieństwie do tych poza Zoną.
Zbliżałem się powoli w stronę zabudowań, byłem pewien obaw. Nie wiedziałem kogo tam spotkam, ani jak mnie tam przyjmą. Jak będę miał szczęście to nic mi się nie stanie, a o tej drugiej możliwości to nie mam ochoty myśleć. W razie czego sprawdziłem czy pistolet jest naładowany. Odbezpieczyłem go i schowałem za pazuchą wojskowej kurtki, nie sprawię najlepszego wrażenia z wyciągniętą bronią. Nie miałem ochoty na krótką strzelaninę ze złym skutkiem dla mnie. Byłem słabo uzbrojony, zmęczony, głodny i spragniony, w takim stanie źle by było wpadać w jakie kolwiek tarapaty.
Zauważyłem 7 stalkerów, jeden z nich stał na warcie tuż przy wejściu do wioski, nikt z nich chyba jeszcze nie wie o mojej obecności. Podszedłem do wartownika pełen obaw, patrzył na mnie i wyciągnął pistolet jednak nie celował do mnie. Posiadał on zapewne starego przedwojennego Vis'a, byłem ciekaw czemu używa takiego starej spluwy. Zbliżyłem się na odległość dziesięciu kroków i zacząłem: - Nie strzelaj, proszę, nie mam złych.... - Milcz!- rzucił groźnie stalker i kopnął mnie mocno w brzuch. Upadłem, a chwilę później dostałem czymś boleśnie po głowie...
Obudziłem się związany na krześle, przede mną stał wysoki, barczysty mężczyzna z bejsbolem w dłoni. - Gadaj psie z Wolności co chciałeś zrobić! Sabotażu się zachciało, ha?! Już ja się z tobą policzę!- wykrzyczał mi w twarz. - Jaka Wolność? Jestem wojskowym stalkerem i...- dostałem pięścią po twarzy. - Łżesz sukinsy*u! Takie gadki to nie ze mną. Gadaj, albo obudzisz się zamknięty w lochu razem z nibypsem! Nagle drzwi do piwniczki otworzyły się i stanął w nich szczupły, uzbrojony w strzelbę TOZ-34 stalker i rzucił -Tasak zostaw go! Ja mam go przesłuchać, nie ty. Ja szybciej dowiem się od niego czegoś i przynajmniej nie będę musiał go torturować dopóki umrze. Olbrzym mrucząc pod nosem przekleństwa opuścił pomieszczenie, na odchodne uderzył pięścią ze złości w ścianę, tak że aż tynk poleciał. Uznałem, żeby lepiej nie wchodzić mu w drogę, to straszny nerwus.
Podszedł do mnie mój "wybawca". Dopiero teraz mogłem się jemu przyjrzeć. Wyglądał na najwyżej 26 lat, jednak blizna i oparzenia na twarzy dodawały mu kilku lat. Wyglądał w porównaniu do Tasaka marnie, lecz i tak nie można było powiedzieć, iż jest słaby. Zaczął rozmowę spokojnie: - Kim jesteś i co tu robisz?- spytał przyjacielskim tonem. - Nazywam się Oleg Burianov, zostałem wysłany do Zony, aby dołączyć do jednostki wojskowej. Na obrzeżach Strefy ktoś zniszczył naszą ciężarówkę i tylko ja ocalałem.- odpowiedziałem jemu szczerze. - A załóżmy, że jesteś z wojska, więc skoro tutaj przyszedłeś? Mogłeś przecież zawrócić z powrotem, albo dołączyć do najbliższej jednostki wojskowej. Akurat się składa, iż nasz oddział zaginął bez śladu niedaleko stąd. Coś się obawiam, że to twoja sprawka. - Nie! To nie tak! Nie zamierzam się wracać, poszedłem do wojska z przymusu i nie mam ochoty do niego wracać, rozumiesz?! Nic nie wiem o tym oddziale co zaginął, niby skąd mam to wiedzieć skoro jestem w Zonie od wczoraj?!- broniłem się ze strachu. - Dobra, dobra. Coś czuję, że nie kłamiesz, ale pewien nie jestem. Poczekam, aż wróci nasz kapitan, wtedy on podejmie decyzję co z tobą zrobić i jeszcze spyta ciebie o kilka rzeczy. Teraz zaprowadzę ciebie do celi, gdzie poczekasz na jego powrót.
Wyszedłem na zewnątrz prowadzony przez stalkera. Był ciepły wieczór, samotnicy siedzieli przy ognisku, grali na gitarach, żartowali i dyskutowali zawzięcie o ważnych dla nich sprawach. Byli zbyt zajęci, więc nawet na mnie nie spojrzeli, to chyba dobrze. Mężczyzna zaprowadził mnie do jednej z piwnic, pełniła zapewne rolę "więzienia", ponieważ wstawione były tam kraty. Wszedłem tam, stalker zamknął drzwi i i nie pozostało mi nic innego jak czekanie.
Poza mną zamknięty był tutaj, także brodaty mężczyzna, spał. Obudził się nagle i zaczął mamrotać: - Śmieeerrć... jest stworzeniem... hggrrhhh... żyje w każdym z nas... i w pewnym momencie budzi się i nas zaaaabijaaarghhhćśśś......- mówił jak opętany. Zacząłem się jego bać, a co jeśli mnie zaatakuje? Byłem ciekaw co się jemu stało, o co jemu chodzi.
Postanowiłem wypić wodę z naczynia, które stało w rogu zimnego, wilgotnego pomieszczenia. Jedynym źródłem światła była stara migająca żarówka, długo jeszcze raczej nie poświeci. Postanowiłem się zdrzemnąć, mimo iż obawiałem się wariata , z którym dzieliłem celę. Zmęczenie wzięło górą- zasnąłem głodny. Rano obudził mnie męski głos: - Wstawaj! Zjedz szybko to co tobie przyniosłem i chodź, kapitan chce z tobą rozmawiać.- rzekł ten sam człowiek, który mnie tu zaprowadził. Zjadłem szybko kromkę chleba z konserwą, popiłem i ruszyłem w towarzystwie stalkera do jego dowódcy.
Po chwili już byłem w domku, który był w najlepszym stanie i wszedłem do pokoju. W środku stał zapewne kapitan, kazał usiąść mi na krześle, a sam usiadł za biurkiem. - Jesteście żołnierzem, prawda? Domyślam się, iż przeprowadzacie jakąś akcję i chcę znać jej szczegóły. Jak powiecie mi coś wiarygodnego to was wypuszczę i dam wolną rękę. A jak nie, to sobie ptaszku posiedzisz w celi, aż zmądrzejesz.- powiedział poważnie. To przypadło mi do gustu, miałem w dupie wojsko i ich plany, które zamierzałem powiedzieć temu Samotnikowi. - Władze mają dość tego co się dzieje tutaj, w Zonie więc coraz więcej żołnierzy tu przyjeżdża. Plan polega na tym, by zaaresztować lub zabić jak najwięcej stalkerów. Mają być wprowadzone tu pojazdy opancerzone oraz czołgi. Chcą zacząć od Wolności, a następnie zabrać się za bandytów i renegatów, a następnie za całą resztę.- powiedziałem jemu wszystko co wiedziałem. - Jest to dosć prawdopodobne, ostatnio widzieliśmy grupę śmigłowców, które leciały w głąb Zony. Dotrzymam umowy, wypuszczę ciebie.
I wyszedłem z budynku.
Rozdział IV: Staję się Stalkerem
:
Wyszedłem z budynku ucieszony, udało się! Jestem wolny! Teraz tylko trzeba pomyśleć co należy zrobić. Nie mam ochoty wracać do domu, ledwo odpocząłem od kłótni z ojcem i już miałbym wracać? Nie ma po co, jeśli się przyłożę to w Zonie zajdę daleko, a jak nadejdzie czas to wrócę do normalnego życia we Lwowie. Tylko, że jak kiedy będę opuszczał Strefę to będę miał sporo pieniędzy, wtedy może założę rodzinę, kupię dom... Ehh, głupie myśli, zamiast myśleć o przyszłości powinienem zająć się tym co dzieje się tu i teraz. Na początek muszę trochę zarobić i dowiedzieć się czegoś więcej o Zonie, przydałby się jakiś towarzysz. Stalker, który stoi przy domku z kałachem w dłoni wygląda na rozgarniętego, spróbuję się czegoś od niego dowiedzieć.
Podszedłem i zacząłem rozmowę: - Witaj, nie wiesz od kogo mogę się dowiedzieć czegoś ciekawego i trochę zarobić? - Dobry, widzę, że jesteś nowy. W pod ziemnym schronie jest handlarz, Sidorowicz. Udzieli tobie z pewnością kilku rad, a zadań dla stalkerów to ma coraz więcej. Jak chcesz odpocząć, przespać się, zjeść to idź do Brzozy, to ten luzak w ziemiance koło ogniska. Za opłatą wskaże tobie miejsce do spania, da trochę gorzały oraz jedzenia. Nawet nieźle się tutaj urządzili. Kurde! Teraz mi się przypomniało, że zabrali mi mój pistolet, mam nadzieję, że stalker z którym rozmawiam wie coś na ten temat. Przerwał mi w pewnym momencie rozmyślenia i zagadnął: - Nawet nie znam twojego imienia, jak się nazywasz? Na mnie mówią Wilk. - Mów mi Oleg, miło mi. Mam taki jeden mały problem, kiedy tu dotarłem wtrącono mnie do celi i przesłuchiwano oraz odebrano mi broń osobistą- Berettę, mogę ją dostać z powrotem? - A, no tak, zapomniałem tobie ją oddać. Poczekaj chwilę pójdę ją wziąć i będę tu zaraz.- i jak powiedział poszedł do pobliskiego domku.
Wykorzystałem ten moment, aby usiąść przy ognisku i posłuchać tego co siedzący przy nim mają ciekawego do powiedzenia. Jeden z nich głośno opowiadał: - No i wtedy zaszedłem tego gnoja z Powinności i... ciach! Jedno cięcie nożem i leżał konający u moich stóp! - A ja zabiłem jednym nabojem 2 pijawki. Jednym strzałem! Pocisk przeleciał przez głowę jednej i trafił drugą! Ta, a jak przyjdzie co do czego to obydwaj pierwsi zwiewacie. Jestem ciekaw ile było prawdy w tym co mówili. Jeden z odpoczywających podniósł gitarę i zaczął smętnie grać. Wszyscy stalkerzy zamilkli i chłonęli dźwięki wydobywające się z instrumentu.
Zauważyłem Wilka, na jego widok wstałem. Wręczył mi bez słowa broń i wskazał kierunek, w którym mam iść do handlarza. Ruszyłem w tamtą stronę i po chwili dotarłem do otwartych, ciężkich, metalowych. Wszedłem do środka i po schodach zszedłem do pokoju. Po bokach ścian stały stare, niebieskie, metalowe szafki, które były zamknięte na kłódkę. Przede mną siedział przed laptopem niski, krępy mężczyzna wyglądający na pięćdziesięciolatka- zapewne to był Sidorowicz. Mnie i jego dzieliła ścianka z dosyć dużym okienkiem, właśnie w nim widziałem mężczyznę. Za nim można było zajrzeć półki, na których leżały apteczki, konserwy, bandaże oraz amunicja.
Rozpocząłem rozmowę: - Ty pewnie jesteś Sidorowicz, jestem nowy w Zonie. Mógłbyś mi udzielić jakichś rad? A, i czy masz dla mnie jakąś pracę? - Powoli, powoli. Masz pewnie wiele pytań odnośnie Zony i jej mieszkańców. Zacznijmy od tego co będzie tobie najbardziej potrzebne do przetrwania, czyli wiedza o mutantach. Na przykład ślepe psy pojedynczo są banalnie prostymi do pokonania przeciwnikami, jednak w grupie są przerażająco niebezpieczne. Nawet doświadczeni stalkerzy mają z nimi problemy. Tak samo jest z większością mutantów, jeden nie jest specjalnie groźny, ale kiedy jest ich więcej to ma się wtedy czego obawiać. Wyjątkiem jest mięsacz, go pokonasz z łatwością nawet jeśli będzie ich kilka. Nie będę tobie teraz opowiadał o snorkach, pijawkach, kontrolerach i o innych plugastwach. Nie spotkasz i w Kordonie. Jedynymi większymi niebezpieczeństwami w tej części Zony są anomalie, bandyci oraz wojskowi, którzy czasami wejdą głębiej, aby "oczyścić" teren. - A co do pracy, masz jakąś? - Te, które mam do zlecenia są dla bardziej doświadczonych stalkerów. Jak na początek zaoferuję tobie dołączenie się do Miłego. Znajdziesz go na pewno w naszej skromnej bazie. A co do szczegółów to powiem tobie, to że z pewnością wasze zadanie będzie bardzo ciekawe. Resztę szczegółów powie tobie Miły. To już wszystko, leć na powierzchnię, haha. - Mam jeszcze jedno pytanie. Byłem w celi z jakimś brodatym stalkerem, zachowywał się jak oszalały. Co się jemu stało? - Masz na myśli Kokę? Był jednym z naszych najlepszych ludzi, zajmował się dostarczaniem amunicji, broni i ogólnie dostarczał na zaopatrzenie. Kiedyś był w szeregach Wolności, jednak postanowił przejść na "emeryturę" , hehe. Koza, nasz łowca mutantów znalazł go niedaleko Wysypiska i przyprowadził z powrotem, do nas. Biedak pewnie wpadł w jakąś anomalię, albo stało się jemu coś innego. Zamknęliśmy jego w celi, ponieważ straszył nam kotów. Nic więcej nie wiem. - Dzięki, cześć-. powiedziałem na odchodne.
To bardzo ciekawe, co się stało Koce. Chciałbym wiedzieć o tym coś więcej, ale jak na razie udam się do Miłego, kasa sama nie przyjdzie. Podszedłem znowu do ogniska i zapytałem: - Nie ktoś z was gdzie mogę spotkać Miłego? Odpowiedział mi najbardziej trzeźwy stalker: - Nu, toż to win je o tut.- rzekł i pokazał mi palcem na człowieka stojącego do mnie plecami. Stał on po drugiej stronie wioski.
Podszedł do niego i powiedziałem: - Ej, to ty jesteś Miły? Wtedy stalker odwrócił się do mnie twarzą. To był ten mężczyzna, który uratował mnie przed moim katem, Tasakiem.
Rozdział V: Stój!
:
- Tak, to ja. Ty jesteś tym wojskowym stalkerem, co nie?- bardziej stwierdził niż zapytał. -Sidorowicz mówił, że mam do wykonania z tobą jakąś misję. - A no tak, muszę z tobą przejąć paczkę, która schowana jest w skrzyni pod nasypem kolejowym. Normalnie to sam bym ją stamtąd wziął, ale teraz czasy są nie pewne i trzeba mieć się na baczności. Nie gadajmy sobie tak stojąc, idźmy już.- po tym poszedłem za Miłym. Wyszliśmy na zniszczoną szosę, po której bokach rosły stare dęby. Na gałęziach siedziały wrony i kruki. Chyba jedyne zwierzęta, które nie przeszły mutacji w Zonie. Było ich mnóstwo, siedziały jak sępy czekając na łatwą ofiarę. Nawet owady w Zonie były spotykane rzadziej od tych ptaszysk. Po roślinach było widać, że lekko tutaj nie miały. Na drzewach rosło niewiele liści, a kolor ich oraz innych roślin odbiegał od tego, który powinny mieć. Trudno będzie go opisać. Zdziwiłem się, bo pojazdy, skrzynie i inne ciężkie śmieci walały się tam i ówdzie, czemu nikt jeszcze tego nie zabrał? To pewnie przez radiację, nikt nie chce skażonych rzeczy. Kolejnym rozczarowaniem dla mnie było to, że podczas naszej wędrówki nie zobaczyłem ani jednego mutanta. - Miły, czemu tutaj nie ma mutantów? - Widzisz, wolą być tam gdzie jest więcej pożywienia, czyli stalkerów. Zapuszczają się bliżej centrum Zony, tylko że tam giną pod ogniem ciężkich karabinów maszynowych. Czasami może dorwą jakiegoś nieostrożnego stalkera, a tak to wybierają śmierć podczas walki z nieprzyjacielem. Są na tyle głupie, że nie będę żerować na kotów w Kordonie. Ale to nie mój problem.
Szedłem i napawałem oczy obrazem tego co widzę. Zapuszczone pola, które gdzieniegdzie były usiane jakimś starym sprzętem sprawiały iście magiczne wrażenie. Zona miała swój niepowtarzalny, oryginalny klimat. Wtedy moje rozmyślania przerwał głos towarzyszącego mi mężczyzny: - Stój! Widzisz te zafalowania w powietrzu na moście? Tam są anomalie, prawdopodobnie te co nazywają je Wirem. Obyś nigdy do niej nie wpadł, nie życzę tego tobie, bo nie będzie czego po tobie zbierać. Widziałem jak dwóch zajętych dyskusją Powinnościowców weszło w coś takiego. Obracając wyrzuciło ich na kilka metrów w górę i... jeb! Zostały z nich tylko odłamki mięsa i kości, nawet ich Obokany tego nie przetrwały. A jeśli nawet na tym moście ominiesz anomalie to wykończy ciebie pewnie radiacja. Po tych słowach podążając za Miły zszedłem z drogi i po przejściu kilkudziesięciu metrów po bezdrożach z powrotem wszedłem na szosę.
Zauważyłem kogoś leżącego koło przystanku autobusowego i krzyknąłem głośno: - Ktoś tam jest i chyba potrzebuje pomocy!- po tym podbiegłem do leżącego i stwierdziłem.- Jest ranny, pewnie ma połamane żebra, musimy go jakoś przenieść do wioski kotów. Wtedy Miły zrobił coś co mnie przeraziło oraz jednocześnie zaskoczyło. Podszedł do nieprzytomnego, ze stoickim spokojem wyjął z kabury pistolet Kora z tłumikiem i z zimną krwią oddał strzał w głowę rannego. Wykrzyknąłem oburzony: - Czemu go zabiłeś? On był ranny i nic tobie nie zrobił! - Zamknij się. To długa historia, zastrzeliłem go, ponieważ się jemu należało. Zresztą to jest Zona, uświadom to sobie. Powiedział szczerze. Przemyślałem to i uznałem, że ma rację. Skoro to zrobił najwyraźniej miał powód. Po chwili wyruszyłem z moim kompanem w dalszą drogę i trochę nieśmiało rozpocząłem rozmowę. - Czy w Zonie są kobiety? - Tutaj jakiejkolwiek kobiety nie spotkałem, coś chyba nie lubią tego miejsca. Poza tym nasza Zona nie jest dla nich. Poddałyby się bardzo szybko w tych warunkach, część zapewne z powodu braku centr handlowych, haha. Podobno jakiś najemnik widział przepiękną kobietę w Dziczy, takim rejonie. Pojawiła się w oknie budowanego bloku, zaczarowany ją pognał do środka budynku i ślad po nim przepadł. Puf! Nikt go nie spotkał, nie widział, po prostu facet zniknął. Nie mam pojęcia co się tam stało. - W takim razie skoro zniknął to skąd o tym wiesz? - Zostawił wiadomość w swoim PDA, które znaleziono później niedaleko Baru. Dziwne, co nie?
Szedłem dalej bez słowa. Po chwili dotarłem wraz z Miłym pod nasyp kolejowy. - Bierzemy to co mamy wziąć i lecimy stąd.-rzucił. Podbiegłem do niebieskiej skrzyni leżącej na asfalcie i wyjąłem zawiniątko wielkości książki, tylko że to było lżejsze. Schowałem przesyłkę do plecaka i nagle ktoś wystrzelił w powietrze z jakiegoś karabinku. - Cholera, to zasadzka, w nogi!-krzyknął Miły. Zacząłem biec w stronę budynków, pomiędzy którymi stały jakieś stare pojazdy, to samo zrobił mój kumpel. Ktoś oddał kilka strzałów w niebo, pewnie myślał, że padniemy ze strachu. Zobaczył jednak, że nic sobie z tego nie zrobiliśmy, więc otworzył ogień do Miłego. Biegł za nim i strzelał, tylko że mój towarzysz prawie dobiegł do zabudowań, w których ja już byłem. Nagle rozległ się krzyk: - Kur*a! Moja ręką! Chwilę później ranny stalker wpadł na plac zapełniony pojazdami i ruszył za mną. - Wejdź do budynku i na górę, na górę! Pomogłem Miłemu wejść po drabinie na strych jednego z budynków i pospiesznie obejrzałem jego ranę. Kula trafiła go w ramię i na szczęście przeszła na wylot. Zacząłem szukać w plecaku mojego towarzysza bandaży, albo czegokolwiek czym mógłbym zatamować krwotok. Termos, suchary, kiełbasa, portfel... o są! Wyjąłem bandaże z opakowania po czym zacisnąłem je na krwawiącej ręce jak najmocniej. - Sukinkot trafił mnie w moją prawą rękę i nie mogę teraz strzelać. Przestań się mną zajmować i zobacz czy nic nam nie grozi.- mówiąc to podał mi swojego kałacha.
Wstałem ostrożnie i powietrze koło mnie przeszyły pociski. Zobaczyłem go celującego do mnie zza ciężarówki. Był uzbrojony w Mp5 i miał na sobie czarny płaszcz. Schyliłem się i oddałem kilka strzałów w jego stronę na ślepo. Chybiłem, to było do przewidzenia. Mój przeciwnik przeładowywał swój pistolet maszynowy i najwidoczniej miał jakiś problem z magazynkiem, bo zaczął kląć. Wykorzystałem ten moment, wychyliłem się zza osłony i wystrzeliłem do niego kilka razy. Z kilku dziur na korpusie bandziora zaczęła tryskać krew. Upuścił swoją broń i chwilę później padł nieżywy. Ale miałem szczęście...
Rozdział VI
:
Odetchnąłem z ulgą. Oparłem się o ścianę i osunąłem na podłogę. Nareszcie chwila wytchnienia... Ale co tam, to nie ważne! Chwilę temu zabiłem człowieka, człowieka! Inaczej jest pokonać mutanta, a inaczej człowieka. Pierwszy i zapewne nieostatni raz to zrobiłem. Ale czy to na pewno było potrzebne? Mógł mnie w sumie zabić, ale ja sam wolałbym ogłuszyć, czy też co najwyżej ranić. No cóż, stało się to stało, już tego nie zmienię. - Zabiłeś go?- spytał mój ranny towarzysz. - Tak, dostał kilka pestek w prezencie, słuchaj, musimy tutaj zostać jakąś chwilę, żeby odpocząć. Na te słowa Miły pokiwał w zamyśleniu głową. Gdyby nie to, że był ranny to byśmy byli już w drodze do wioski stalkerów. Zamiast tego rozejrzę się trochę. -Oleg, przeszukaj tego trupa i weź potrzebne rzeczy. Ja tutaj odpocznę.
Bez słowa sprzeciwu opuściłem budynek i powoli podszedłem to martwego bandyty. Dopiero teraz mogłem się jemu przyjrzeć. Mój niedoszły zabójca leżał teraz w coraz to bardziej powiększającej się kałuży krwi. Jego broń leżała jakieś pół metra od niego, bez magazynka. Mężczyzna był niskiego wzrostu, nie wyróżniał się szczególnie, nosił zwykłe trapery, dżinsy i czarną, skórzaną kurtkę. Ot normalny ubiór nowego stalkera. Zdjąłem kominiarkę, która zasłaniała jego twarz. Był młody, zapewne w moim wieku, ciekawe co go przywiodło do Zony. Pewnie przygody, większość młodziaków tutaj przyjechało w poszukiwaniu przygody, urozmaicenia swojego życia. Niestety wielu z nich dostawało kulkę między oczy na dzień dobry. Ten tutaj miał podziurawioną kurtkę, która się już do niczego nie przyda, nie uda mi się jej sprzedać. Co on może mieć przydatnego... Wyciągnąłem z kieszeni zapakowaną kiełbasę i puszkę napoju energetycznego. - On już tego nie zje, niech się nie marnuje.- powiedziałem sam do siebie po czym zabrałem się do spożywania prowiantu bandziora.
Podczas posiłku dopiero zwróciłem uwagę na to co mnie otacza. Stare, ceglane budynki popadały w ruinę. Tynk już dawno opadł ze ścian i nawet nie zalegał na podłożu. Cała ściana jednego z trzech budynków, które mnie otaczały była przyozdobiona szkieletem wiszącym na sznurku. Okropne, nagle przestałem mieć ochotę na jedzenie czegokolwiek, lecz mimo tego dalej wżerałem kiełbasę. Roślinność wdzierała się wszędzie. Małe drzewka i trawa gęsto porastała dach zabudowań. Flora tworzyła tutaj coś zupełnie innego, bez wtrącania się człowieka zajęła sobą nawet najbardziej niedostępne przestrzenie. Między płytkami wystawały źdźbła trawy, starały się przetrwać w tych warunkach jak najdłużej. Stary, duży Kamaz, niegdyś dumny, a teraz zardzewiały i zdezelowany samotnie stał na placu. Tylko Moskwicz 426, mający lata świetności dawno temu wystawał z garażu i w pewien sposób towarzyszył ciężarówce. Zajrzałem do stodoły, która została dawno temu przerobiona na garaż. Zauważyłem dwa na wpół rozebrane ciągniki oraz jakąś przyczepę. To wszystko było skażone, podobno trafiali się ludzie, którzy wywozili złom z Zony i usiłowali go sprzedać na skupie. Durnie, nikt nie kupi tego co jest skażone.
Wraz z ostatnim kęsem mięsa zakończyłem swoja rozmyślania i z powrotem wziąłem się za przeszukiwanie bandyty. Z kieszeni ciemnej kurtki wyciągnąłem dwa magazynki, zapewne pasują do karabinku Mp5, który też pochwyciłem. Razem ze skromnym łupem wróciłem do Miłego i usiadłem koło niego. Spytał mnie: - Możesz mi dać tą broń?- wręczyłem jemu bez słowa pistolet maszynowy. Oglądał go chwilę i stwierdził- Widać, że ktoś go sporo używał i to na pewno nie był ten kot.- ruchem zdrowej dłoni wskazał na plac.- Zgłoś się do technika w bazie samotników, zrobi coś z tym zepsutym mechanizmem, który utrudnia przeładowywania. Jak już będzie sprawny to sam zdecydujesz, czy go sobie zostawisz, czy sprzedasz. Zapytałem go po chwili odbiegając od tematu: - A co by było jakby po Zonie jeździły samochody? - Masz na myśli te, które są tutaj porzucone? Jakiś czas temu dwóch stalkerów znających się na motoryzacji zdołało odpalić Wołgę, była w całkiem niezłym stanie. Ich przejazd trwał jednak dosyć krótko, chwilę po starcie zjechali z drogi i uderzyli w drzewo. To cud, że tym idiotom nic się nie stało. Większość pojazdów w Zonie jest tak przerdzewiała, że nie nadaje się do niczego. Mało samochodów mogłoby jeździć po tych wybojach jakie tutaj są, a co dopiero pojazdy z połamanymi częściami. Ty raczej zamiast kombinować jak odpalić auto wymyśl co zrobić, żeby uruchomić jakoś pojazdy opancerzone, haha. - Może kiedy indziej. A czy teraz jesteś gotowy do powrotu? - Tak, ruszajmy. Wstałem i wyruszyłem z Miłym z powrotem do obozu stalkerów. Droga mijała mi spokojnie, nie rozmawialiśmy ze sobą. Rozmyślałem co może być w zawiniątku, które mam w plecaku, ciekawe ile dostanę za wykonanie tego zadania. Chciałbym sobie kupić jakiś porządniejszy pancerzyk i trochę amunicji. Zresztą dzisiaj poszło mi dobrze, można powiedzieć nawet, że bardzo dobrze.
W końcu dotarłem z Miłym do wioski, stalker trzymający wartę rzucił: - Siema Miły, co się tobie stało w rękę? - Wypadek przy pracy, później opowiem. Teraz muszę iść do Sidorowicza, a następnie do medyka. Po chwili marszu byłem już bunkrze. Sidorowicz na widok mój i Miłego powiedział: - Już jesteście, a myślałem, że skontrolował was kontroler i nie wrócicie, haha. Darujmy sobie żarty, przynieśliście co mieliście przynieść? - Tak, mam tą przesyłkę.- zaraz po tym wyciągnąłem z plecaka i wręczyłem ją mojemu zleceniodawcy. - No, cała i zdrowa, hehe. A ty Miły co? Dostałeś? - Tak, mieliśmy jeden problem.- odpowiedział towarzyszący mi stalker. - No to mówcie co się stało, chętnie posłucham. - Kiedy brałem przesyłkę jakiś bandyta zaczął do nas strzelać, zaczęliśmy uciekać w stronę placu maszyn, kiedy Miły oberwał. Po tym jak dotarliśmy do budynków zabiłem przeciwnika i mieliśmy chwilę odpoczynku.- streściłem w dwóch zdaniach całe zdarzenie. - To nie dobrze, to jest kurde nie dobrze. Nie chcę, żeby jacyś bandyci rządzili się na moim terenie! A ty Miły teraz sobie odpoczniesz od misji w bazie jakieś dwa, trzy miesiące. Dobra, nie będę przedłużał naszego spotkania. Macie po 620 rubli i won stąd w podskokach.- mówiąc to wręczył mi i Miłemu plik banknotów. Posłusznie wyszliśmy na powierzchnię.
Ostatnio edytowany przez Kill_Flint 24 Lis 2012, 23:44, edytowano w sumie 10 razy
"Zauważał, że jego syn powoli zamieniał się w anarchistę." Czy ja wiem. Ojciec próbował przekonać syna, żeby ten był biznesmenem, ten wolał być muzykiem, i od razu taki anarchista? Gruba przesada. "Oleg nie zamierzał iść do armii.... Lecz uznał" Niepotrzebne te cztery kropki. W ich miejscu powinien być przecinek, bo "Oleg nie zamierzał iść do armii.... Lecz uznał, że będzie to lepsze niż cały czas "żreć" się z ojcem." to jedno zdanie. "nie zabudowanej" "Nie" z przymiotnikami piszemy razem. "Wolałby, żebyśmy byli gotowi na wszelki wypadek." To w końcu opowiadasz w pierwszej osobie czy w trzeciej?
Ogólnie brakuje mi przede wszystkim opisów i dialogów. Czas akcji toczy się zbyt szybko. Ledwo wysłali go do woja, a już jest w Zonie. Rozwiń to jakoś! Tak póki co to opowiadanie jest średnie, niczym ciekawym nie zaskakuje, ale powodzenia w dalszym pisaniu.
Ale, że co to jest? Streszczenie streszczenia opowiadania, które chcesz napisać, czy tak miało być? Początek takiej historyjki da się rozpisać na kilkadziesiąt stron. Zero dialogów, zero opisów, w ogóle zero szczegółów. No chyba, że to tak miało być, a ja jestem głupi.
Rozumiem waszą krytykę, boję się po prostu wprowadzać dialogi, ponieważ obawiam się , że mi nie wyjdą. W kolejnym rozdziale, który zapewne napiszę postaram się bardziej rozwinąć akcję. Nie zrozumcie mnie źle, ale jest to dla mnie trudne.
Nie bój się, tylko napisz od nowa wstęp i rozdzial z dialogiami, opisami itp. Inaczej niż przez pisanie się nie nauczysz, jeśli będą błędy to forumowi eksperci wskażą ci je, po to umieszcza się tutaj opowiadania.
Opowiadanie jest tragiczne. Nie ma co tego ukrywać. Nie dość, że krótkie, to jeszcze z błędami. Nie wspomnę, że bez dialogów żadne opowiadanie nie będzie dobre. Styl pisania a`la baśń o kwiecie paproci. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami... Nie będę cię gnębił - jest fatalnie i uważam, że nie napiszesz na razie nic lepszego, skoro boisz się nawet dialogi wstawiać. Ale przynajmniej się przyznajesz do tego, a nie udajesz, że umiesz pisać. I to się ceni. Myślę, że jeszcze nie pora dla ciebie na pisanie opowiadań, ale forum jest otwarte dla każdego. Chcesz - pisz.
Niezłe streszczenie. A teraz pytanie za kozaka: gdzie jest oryginalny tekst? Bo jakoś nie mogę uwierzyć, że cały prolog składa się tylko z siedmiu zdań. A ja narzekałem, że TSM pisał krótkie rzeczy...
Lubię pisać i widzę w tym przyszłość, bo to dobrze mi idzie.
Rozumiem waszą krytykę, boję się po prostu wprowadzać dialogi, ponieważ obawiam się , że mi nie wyjdą.
Miałem nadzieję na to że przeczytam porządne opowiadanie, ale niestety rozczarowałem się, żadnych dialogów, żadnych opisów nie ma tam niczego! Chłopak nie dogadywał się z ojcem, ten wysłał go do wojska. Powiedziano mu że ma jechać do Zony. Kilka zdań później już jedzie do Zony na pace ciężarówki. Jakiś Ukrainiec coś zawołał i rozdział się skończył!
Coś takiego da się rozpisać na bardzo wiele stron! A ty umieściłeś to w kilkunastu krótkich zdaniach. Ale w porównaniu z innymi początkującymi pisarzami (choćby znany i (nie)lubiany TesterMods) jest dobrze!
Kill_Flint napisał(a):Rozumiem waszą krytykę, boję się po prostu wprowadzać dialogi, ponieważ obawiam się , że mi nie wyjdą.
Raz piszesz opowiadanie z perspektywy trzeciej, a raz z pierwszej osoby. Zdecyduj się. Można się czepiać o Berettę, bo (o ile mi wiadomo) przepisową bronią ukraińskiej armii jest Makarow lub Fort 12 (w ograniczonych ilościach).
Dosyć sporą falę krytyki zauważam... Nie wiem, więc czy mam pisać 3 rozdział, na który mam już pomysł (dużo dialogów). Powiedzcie mi czy kontynuować czy też nie.