przez Greyeeh w 01 Wrz 2012, 17:02
Bez (nie)zbędnych wstępów. Jak się spodoba to wstawię więcej. Liczę także na konstruktywną krytykę.
* * *
Prolog
Był to kolejny ponury marcowy dzień, krople deszczu głośno odbijały się od blaszanego dachu baru.
- Jeszcze raz to samo... – powiedział żołnierz.
Barman posłusznie wykonał polecenie. Wypełnił kieliszek wódką i podał klientowi. Chmury powoli zaczęły się przerzedzać ukazując szare niebo Zony. Gdzieś w oddali dało się słyszeć strzały – kolejna placówka została zaatakowana przez falę mutantów.
- Oddział 7, macie wezwanie do sektora Brawo. – mówił głos przez megafon.
Dzień jak co dzień - raz mutanty, raz bandyci – Powinność nie odpoczywa, Powinność zawsze czuwa i walczy ze złem Zony… no i anarchistami. Ta szara codzienność zaczynała ostro mu się nudzić, nie był typem domatora – wolał pałętać się z awanturnikami i „zbijać niezłą kasę” na artefaktach. Był jeden problem – dołączył do Powinności. Nie przekonały go ich bajki o chwale, zapisaniu się na kartach historii i wiekopomnym zwycięstwie, tylko ich sprzęt. Nawet szeregowi bojownicy tej frakcji dostawali porządny karabin i kamizelkę (mniejsza z tym, że wyglądała jakby ktoś ściągnął ją z trupa).
Nie ufaj ludziom, których lojalność można kupić. - tak mówiła pewna zasada – Powinność o tym nie wiedziała. Często myślał o tym żeby się stąd urwać, uciec z Czarnobyla, wrócić do normalnego życia. Jednakże Zona odciska na człowieku piętno - kto raz do niej zawitał, nie wróci z niej taki sam.
Nagle do budynku wpadł zadyszany stalker, ciężko spoczął na barowym stołku i oparł głowę o dłonie sapiąc.
-No, no... kogo my tu mamy? Kola… długo nas nie odwiedzałeś, przyszedłeś zapłacić swój zaległy rachunek? – zapytał barman, a stalker spojrzał na niego spode łba.
-Dobrze wiesz, że na razie nie mam kasy. Oddam jak sprzedam jakiś artefakt! – odrzekł.
-Żeby coś sprzedać trzeba to najpierw mieć… - mówił nieco podenerwowany.
Kola obrócił się na krześle tak, że siedział teraz tyłem do barmana. Po pewnym czasie sięgnął do plecaka i wyciągnął z niego napój energetyczny – pił powoli.
-Oddział 8 i 9, zbiórka przed budynkiem dowodzenia – krzyczał dowódca przez megafon.
-No, Vadim… wygląda na to, że musisz wreszcie ruszyć dupsko. Spadaj na zbiórkę. – powiedział barman, a żołnierz zgramolił się z krzesła i ruszył w stronę wyjścia zabierając po drodze swój karabin oparty o ścianę.
Wyszedł na plac przed trzypiętrowym budynkiem, na owym placu zgromadziło się już ponad dziesięciu chłopa, wszyscy uzbrojeni po zęby i w czerwono-czarnych kamizelkach, naprzeciw nich dowódca wykrzykiwał rozkazy. Vadim dołączył do oddziału 9 (pechowego, jak to się zwykło mówić).
-Waszym zadaniem będzie wsparcie 7-demki na wysuniętej zaporze w sektorze Brawo. Zostali oni zaatakowani przez przeważające siły Wolności i ledwo się trzymają. 8-emka uderzy z lewej – zza pagórka a 9-tka dołączy bezpośrednio do garnizonu.
„No pięknie... na zakończenie dnia napier***anka z Wolnością – tego mi było trzeba” pomyślał Vadim i ruszył za Pechowym oddziałem w stronę szlabanu.
Obie drużyny poruszały się lekkim truchtem wzdłuż drogi mijając zdeformowane drzewa, zniszczone budynki i pagórki dopóki nie dotarli do słupa wysokiego napięcia – tam się rozdzielili i zgodnie z rozkazami 8-emka poszła w lewo a 9-tka biegła do obozowiska. Usłyszeli głośny huk i serie strzałów, po chwili znowu seria i po raz kolejny huk. Wolność zasypywała pozycje bojowników na zaporze granatami. Wnet wyszli zza pagórka i ich oczom ukazała się bariera na której resztki sił oddziału Powinności były dziesiątkowane przez wroga.
-Zauważyli nas! Rozproszyć się! – usłyszał rozkaz dowódcy i bez zastanowienia rzucił się w kierunku jakiejkolwiek zasłony.
Trafił za stertę skrzyń i beczek „zakamuflowanych” specjalną siatką. Wychylił się i zobaczył grupę 8-mą wyłaniającą się zza wzgórza. W tym momencie sytuacja się odwróciła, zaskoczeni przeciwnicy zwrócili karabiny w stronę posiłków Powinności będąc całkowicie widocznymi dla 9-tki i niedobitków oddziału 7-mego. Nie czekając ani chwili wychylił się zza zasłony jeszcze bardziej i wycelował – na muszce swojego kałasznikowa miał ubranego w zielony mundur i kamizelkę stalker, który akurat przeładowywał broń – „idealny cel” – pomyślał i nacisnął na spust. W stronę wroga poleciała seria pocisków i po chwili pogrążył się on w kałuży własnej krwi.
Teraz Vadim nie miał nikogo w zasięgu wzroku, więc zaczął wychylać się jeszcze bardziej, szybko przestał kiedy usłyszał jak w skrzynię wbijają się naboje, a jego kolega padł na ziemię. Odwrócił się i spojrzał na niego – trup, nikt mu już nie pomoże – trzeba walczyć dalej. Podniósł karabin nad głowę i prowadził ogień na ślepo zza zasłony, nie wiedział na co liczy.
Po chwili kolejny wybuch – jeszcze bliżej niego, pociski znów zaczęły wbijać się w skrzynię. Wychylił się ponownie w lewo, zobaczył biegnącego w stronę sporych rozmiarów pnia anarchistę i szybko wycelował, strzelił i spudłował. Nie musiał czekać długo aż wróg odpowie ogniem, naboje mijały go minimalnie – miał szczęście, że nie dostał. Dowlókł się na drugą stronę swojej zasłony i wyjrzał tym razem w prawo, dwóch wrogów prowadziło ostrzał na pozycję przed nim. Jeśli wychyli się za bardzo to pewniakiem dostanie. „Raz się żyje” – pomyślał i wycelował, nacisnął na spust i usłyszał stłumiony jęk. Jeden z przeciwników padł na ziemię i stoczył się w dół pagórka.
Jeszcze jeden wybuch, tym razem daleko przed nim, gdzieś na pozycjach Wolności. 8-ka powoli zaczęła schodzić w dół i ostro napierać na wroga. Wykorzystał tę okazję i rzucił się w stronę jakiegoś starego pojazdu, chyba UAZa. Wychylił się i puścił serię w stronę chowających się wrogów. Znów huk granatu i jeszcze głośniejsze strzały.
-Napier**ać dalej, nie odpuszczać! – usłyszał głos ze swojego PDA, to był dowódca oddziału 8-mego.
Szybko zmienił magazynek i wstał, znów zaczął prowadzić ogień przygniatający. Zobaczył jak zza zasłony buchnęła czerwona chmura i spostrzegł, że jego karabin już od jakiegoś czasu nie strzela. W sumie nic dziwnego, magazynek był pusty, a on stał już tak prowadząc ogień od dwudziestu sekund.
-Dobra, to chyba wszyscy. Utrzymywać pozycje dopóki nie wydam stosownego rozkazu. – znów usłyszał głos z PDA – Okej panowie, udało nam się. Niech dowódcy oddziałów wybiorą „ochotników” do posprzątania tego burdelu, reszta niech się przegrupuje i zbiera do bazy.
W ten oto sposób minął mu kolejny wieczór w Zonie, jak zawsze miał kupę szczęścia - w końcu nie codziennie zostaje się wybranym do sprzątania trupów, prawda?
-
Za ten post Greyeeh otrzymał następujące punkty reputacji:
- Gro3a.