przez MCaleb w 20 Paź 2007, 13:31
Jako, że tak nisko winda jeszcze nie zjeżdżała - blokowała się na 2024 piętrze. MC pomyślał, że nie trzeba było oszczędzać na pamięci dla niej, w końcu 256 bajtów to za mało. Nie zastanawiając się dłużej nad oszczędnościami podszedł do drabiny i zjechał sobie spokojnie na sam dół. Tąpnęło nim porządnie, gdyż zjeżdżał kilkadziesiąt pięter, lecz wspomaganie zbroi wreszcie zadziałało i nie wywinął artystycznie orła.
Na dole było ciemno, chłodno i parno. Przeklinając pod adresem PSA podszedł do najbliższego przełącznika i pstryknął go zamaszystym ruchem. Przełącznik wytrzymał, a na całym piętrze pojawiło się światło. Calebowi i tak ciemność nie przeszkadzała, ale wolał, by PIES nie użył na nim swojego lasera, którym strzelał z... nieważne.
Po podłodze walały się stare kości, klucze francuskie i inne duperele. Śmierdziało nieziemsko, więc MC mógł wreszcie odetchnąć pełną piersią, po czym zakrztusił się, gdy zmutowana mucha wpadła mu do gardła. Skąd ona się tu wzięła - pomyślał, gdy już ją przełknął. Poszedł dalej.
Po kilkudziesięciu metrach coś odbiło mu się od buta. To rozkosz turysty rozwinęła nogi i próbowała spieprzyć. Jako, że był już porządnie głodny, MC złapał ją i schrupał całą. Wolałby co prawda kisiel, ale nie zabrał żadnej torebki ze sobą. Ile teraz by dał za Galaretę... Po czym sobie przypomniał o Pastylkach. Wyciągnął więc jedną z kieszeni, żar od niej szedł jak z pieca kowalskiego, po czym wsadził ją sobie do ust i rozgryzł. Ściany naokoło nadtopiły się, a temperatura na najniższych poziomach wzrosła gwałtownie. Normalnie te Pastylki potrafią roztopić wszystko, co będzie na tyle nierozważne, by je zniszczyć, lecz Calebowi to nie przeszkadzało w najmniejszym stopniu. Nawet jego ekwipunek się nie rozlazł, choć też nabrał temperatury. W poprawionym nastroju szedł dalej szukać PSA, mając nadzieję, że nie nazwie go Lassie. Miał do niego ważną sprawę, w końcu wielka siła niesie ze sobą wielką nieodpowiedzialność.
There is nothing in this world worth believing in...