W sumie jakiś czas temu przeczytałem "Do światła" i zapomniałem podzielić się swoją opinią - szczęśliwie drobna dyskusja nt. Metra z Grzechem przypomniała mi, że miałem się za to zabrać
![Jezyk :P](./images/smilies/icon_razz.gif)
Otóż więc ten tego. Podszedłem do książki z niejaką rezerwą, z racji, że książki-matki jakoś niespecjalnie przypadły mi do gustu... No i nie zawiodłem się - to znaczy, nie zawiodłem w opinii negatywnej. Spodziewałem się czegoś mocno średniego i własnie to otrzymałem. Pomysł z dziecięcym bohaterem mógłby być dość ciekawy, ale średnio wpasowuje się w te realia - w końcu tutaj dorosły człowiek miałby problem z przeżyciem, a co taki mały sraluch? Widać "Luck" 10/10 punktów
![Suchar :suchar:](./images/smilies/icon_suchar.png)
Ponadto, niespecjalnie pasowała mi idea przebywania przez 80% książki na powierzchni przez bohaterów - tak, oczywiście, argumenty "ile można siedzieć w metrze". Ale wystarczy spojrzeć na Pangię i zadać nieco zmienione pytanie "ile można siedzieć przy komputerze?"
![Suchar :suchar:](./images/smilies/icon_suchar.png)
Po prostu szwendanie się po ulicach miasta przez praktycznie cały czas średnio wpasowuje się w kanon, przynajmniej według mojego wyobrażenia.
Kolejna rzecz, która kole w oczy, to ilość członków drużyny - ilu ich tam było? Ośmiu? Dziesięciu? Przecież to jak cholerna wycieczka szkolna... Szczerze, to przez tą mnogość bohaterów nie byłem w stanie zapamiętać ani przywiązać się do praktycznie żadnego z nich - ot, była jakaś laska, dowódca, wielki ogr i tadżyk (którego pamiętam tylko dzięki pewnej pani z FC2 tejże samej narodowości), a reszta? Cholera wie. O, jeszcze nawiedzony kapłan, który pasował jak pięść do nosa.
Dokładając jeszcze do pieca moich marudnych opinii, to motyw z kapłanem wydał się naciągany jak majtki BJa.
Przy okazji irytuje też nastawienie dzieciaka do tego odpowiednika Huntera
![Suchar :suchar:](./images/smilies/icon_suchar.png)
Raz się go boi, za pięć minut nagle go nienawidzi, potem zaczyna prawie wyć, bo nie ma go w pobliżu, później z kolei woła do niego "tato" i tak w koło Macieju... Nie wiem, może tak zachowują się dzieci, które mają 12 lat, są postawione w sytuacjach stresowych i są stylizowane na quasi-dorosłe. Niemniej jednak, niesmak pozostaje.
To chyba tyle mojego bólu dupy (ah, jakże to do niedawna był modny idiom...) na temat książki. Mimo wypisanych wad i tak przyznam, że dało się to przeczytać i nawet całkiem przyjemnie - poza paroma żenującymi fragmentami, które poruszyłem wcześniej. Czytałem wprawdzie wiele lepszych książek, ale zacząłem też i niemało gorszych. Ot, takie 5+/10.