przez qcyk0015 w 24 Maj 2012, 11:03
cz. III
Zona odcisnęła na Jantarze swoje plugawe piętno, pożerając zwyczajne rośliny i zwierzęta, a wydalając zdeformowane mutanty oraz powyginane od promieniowania, bezlistne drzewa. Niegdyś piękne jezioro, na które przed laty zjeżdżały się rzesze turystów, teraz jedna, wyschnięta dziura, w której na każdym kroku czaiły się mutanty i napotykało się zabójcze anomalie, bez trudu rozrywające człowieka na strzępy. Okoliczne bagno pełne było wałęsających się, podobnych do czołgającego się człowieka okropnych stworów, z resztkami masek przeciwgazowych na ryjach oraz butów na nogach. W powietrzu unosił się zapach rozkładu i wilgoci, panowała tutaj nostalgiczna, przygnębiająca atmosfera, dodatkowo podsycana złowrogim krakaniem wron.
Trójka stalkerów doszła do oznaczonej słupkami drogi, która skręcała na prawo. Na wprost, w oddali widać było mały bunkier otoczony blaszanym, podziurawionym ogrodzeniem. W pewnym momencie Przewodnik machnął ukrytą w grubej rękawicy dłonią by się zatrzymali. Oleg i Barin rozejrzeli się z przestrachem , starając się dostrzec, skąd może pochodzić niebezpieczeństwo, lecz nic nie spostrzegli. Spojrzeli ukradkiem po sobie pytającym wzrokiem. Przewodnik zamarł z nadstawionym uchem, jakby rysując sobie otoczenie tylko poprzez dźwięki, które słyszalne były tylko dla niego. Po dłuższej chwili przykucnął z bronią w ręku w wysokiej trawie. Oleg i Barin zrobili to samo i wytężyli wzrok w kierunku, w którym spoglądał Przewodnik.
W pobliżu małej, zdezelowanej ciężarówki krążyło kilku stalkerów, a raczej to, co z nich zostało.
Ubrane w stalkerskie kombinezony i dzierżące w rękach pistolety lub karabiny ludzkie ciała, pozbawione samodzielnego myślenia i własnej woli, błąkały się bez celu swym chwiejnym krokiem, mrucząc od czasu do czasu niezrozumiałe słowa. Jedynym instynktem, który im pozostał to strzelać do wszystkiego co się rusza, nieważne czy człowieka, czy zwierzęcia.
- Kim oni są? - spytał Oleg.
- To puste skorupy po ludziach z uszkodzonymi mózgami, nie można im już pomóc. Nazywamy je zombie – odpowiedział Przewodnik z westchnieniem i spojrzał na Olega – Czy mógłbyś?
Oleg kiwnął głowa, odbezpieczył AWM'a i przykucnął na wilgotnej trawie. Wycelował powoli w jednego z nich i nacisnął spust. Strzał odbił się szerokim echem po dolinie, zombie złapał się za brzuch i padł na ziemię z cichym stąpnięciem. Następnemu kula przeszyła głowę tworząc ciemną dziurę pośrodku czoła, upadając zacisnął spust na broni i przypadkowo postrzelił pozostałych obok.
-Czysto – rzekł Oleg wieszając spowrotem snajperkę na ramię.
Udali się w kierunku bunkra naukowców, mijając ciężarówkę i Oleg spostrzegł, że jeden ze zzombifikowanych stalkerów pląsał dziko po ziemi, jakby w ataku epilepsji i mamrotał niewyraźnie. Oleg odbezpieczył pistolet, wymierzył w głowę zombie i naszła go myśl co by powiedziała jego Julia gdyby go teraz zobaczyła. Po chwili obok jego ucha rozbrzmiał strzał i zombie padł martwy nie ruszając się już więcej.
- Nad czym się tak zastanawiasz, on by ci władował kulę w plecy nie wiedząc co robi – skarcił go przewodnik widząc Olega obserwującego ciała, lecz po chwili zniżył ton – Nie przejmuj się tak. Tylko koty, poznające dopiero Zonę i jej prawa, zajmują się zbieractwem jak padlinożercy. My nie żerujemy tylko na zgniłych trupach, jesteśmy doświadczonymi drapieżnikami i musimy zabijać.
Oleg uśmiechnął się do niego lekko, a Przewodnik podszedł do pancernych drzwi bunkra i stuknął dwa razy po trzy uderzenia. Zamek kliknął cicho i weszli do ciasnego i dusznego wnętrza. Na wprost wchodziło się do małego pomieszczenia z dwoma łóżkami i stolikiem, po prawej stała duża, oszklona szafa z dziwacznymi, podobnymi do strojów płetwonurków kombinezonami. Grzebał w niej starszy jegomość ubrany w niebieski uniform naukowy, z łysiną na czole i resztkami siwych włosów na głowie.
- Witaj Sacharow – przywitał się Przewodnik ściskając mu rękę.
- Dzień dobry – odpowiedział naukowiec – przyprowadziłeś kolegów? - spytał spoglądając uprzejmie na Olega i Barina.
- Zgadza się. To jest Oleg, mój kompan do wędrówek – rzekł klepiąc go po plecach lekko – a to Barin, członek Powinności. Jego szef ma do ciebie jakąś sprawę.
Barin tylko kiwnął głową a Oleg podszedł i również uścisnął rękę profesorowi.
- Zapraszam do stolika, nie jest zbyt wygodnie, ale to warunki, że tak powiem, kampingowe.
Wszyscy porozsiadali się na twardych pryczach. Sacharow zaproponował wodę mineralną, której napili się wszyscy prócz Olega. Ten wyjął z plecaka wódkę i pociągnął zdrowy łyk. Przewodnik spojrzał się na niego krótko, zapalił papierosa i zagadnął do profesora.
- No więc w czym możemy służyć?
- Rzecz w tym, że coraz więcej stalkerów nie powraca z rejonów fabryki. A jak już się pojawiają, to w takim stanie, że sumienie nakazuje tylko ich dobić. Przyłazi takie cholerstwo i wyje pod bunkrem, że nie da się pracować. Poza tym zalęgł się tam jakiś nowy mutant o którym nie mamy żadnych danych. Mój asystent, Siemieniow boi się tam iść.
- I co chciałbyś bym zrobił? - spytał Przewodnik, spoglądając na bladą mgiełkę dymu z papierosa, unoszącą się pod sufitem.
- Zbadał, wyniuchał, posłuchał, wszystko co potrafisz tylko ty – stwierdził Sacharow.
Przewodnik milczał przez moment zatopiony we własnych myślach.
- W porządku – szepnął – Ale, z całym szacunkiem, wiesz, że nie robię nic za darmo.
- O honorarium porozmawiamy jak wrócisz cały i zdrowy – uciął sacharow.
- No to jesteśmy umówieni – rzekł Przewodnik, zgasił papierosa i zaczął szykować się do wyjścia.
- Chciałbym udać się na północ odnaleźć Spełniacz Życzeń – niespodziewanie powiedział głośno Oleg.
Przewodnik spuścił głowę i zaczął przyglądać się swoim grubym butom, Barin westchnął cicho i uniósł wzrok w górę a Sacharow parsknął drwiąco.
- Nie mów mi, że jesteś jednym z tych niby doświadczonych stalkerów, którzy uważają, że już są gotowi na wyprawę w głąb Zony za jakimiś domniemanymi polami artefaktów. „ Daj mi dobry kombinezon i giwerę a przyniosę ci artefakty spod samej elektrowni”. Tak gadali... Phi. To śmieszne i żałosne. Nie ma sposobu by się tam dostać choćbyś i jechał czołgiem uzbrojonym w CKM. Jeśli jakimś trafem nie zeżrą ciebie mutanty albo nie rozwalą na kawałki anomalie, to wypali ci mózg Mózgozwęglacz i będziesz chodził jak te trupiaki, które wytłukliście - w kółko i bez celu. Jeszcze nikt stamtąd nie powrócił. Z ultranowoczesnym kombinezonem i bronią nie uda ci się przeniknąć nawet przez Radar, a o Prypeci albo tym bardziej Elektrowni nie wspominając. Owszem, jak się uprzesz to dam ci porządny pancerz i karabin jak masz dziesiątki tysięcy rubli, odejdź w poszukiwaniu przygód, ale ostrzegam cię, nikt i nic cię nie uratuje jak zamienisz się w zombie, albo jak dostaniesz kulkę w łeb i twoje ciało zgnije wśród innych nieszczęśników, którzy odważyli się tam zapuścić.
Sacharow skończył mówić a Oleg milczał ze wzrokiem wbitym w podłogę. Nie wiedział co go podkusiło, by wyznać swoje pragnienie, tym bardziej przy Przewodniku i dwóch zupełnie obcych osobach. Wstał powoli, odszedł od milczących towarzyszy i wyszedł na zimne i wilgotne powietrze. Pogarda i chłodna logika Sacharowa, jego pewność, że nie da się zajść dalej niż za Mózgozweglacz dodała mu dziwnej siły i zawziętości. Przez długi okres, przez większość czasu, w którym mieszkał w Zonie nie mógł się zdecydować na wędrówkę na północ. Zlękniony, tak jak ogromna większość stalkerów opowieściami weteranów o trudach i niebezpieczeństwach drogi do elektrowni, nigdy nie postawił nogi dalej niż do Magazynów Wojskowych. Był tam raz, błądząc przypadkowo w nocy po opuszczonej wiosce i cudem unikając śmierci z łap pijawek. Udowodni Sacharowowi, że da się dojść do elektrowni nie tracąc życia. Może inną drogą, innym sposobem...
Oleg kilka minut rozmyślał, obserwując niebo usłane granatowymi chmurami i wdychając wilgotne powietrze przesycone zapachem mokrej trawy i ziemi. W końcu otworzyły się ze skrzypieniem stalowe drzwi bunkra i wyszli z niej Przewodnik wraz z Barinem.
- No to idziemy znów we trójkę, Barin postanowił nam potowarzyszyć – rzekł Przewodnik do Olega krótko i oddalili się w stronę wzgórza, na którym piętrzyły się stare, podniszczone budynki byłej fabryki.
Wędrując po piaszczystej drodze, obok porośniętej wysoką trawą, pustej doliny, w której stał usmolony i skorodowany wrak, będący kiedyś autobusem, skręcili w stronę masywnej, wyszczerbionej bramy. Była otwarta na oścież, jakby w zapraszającym geście. Wokoło leżało kilka rozkładających się trupów, niektóre oparte o osłonę zbudowaną z worków z piaskiem, a niektóre leżały na ziemi, pokryte grubą warstwą zaschniętej krwi i z wyrazami straszliwej agonii wypisanej na dawno zastygłych twarzach. Panowała złowieszcza cisza, przerywana jedynie od czasu do czasu grzmotem burzy i kapaniem deszczu. Przez dwadzieścia lat nieobecności w tym miejscu cywilizowanego człowieka, opuszczone bloki pochłonęło zniszczenie i zmutowana roślinność. Stare budynki fabryki straszyły czarnymi i pustymi oczodołami okiennic, zbudowane z czerwonej cegły mury porosły na kilka metrów zmutowanymi pnączami, drzwi do większości budynków były wyłamane lub spróchniałe od wilgoci, odkrywając mroczne wnętrza. Wszystko wydawało się wymarłe i opustoszałe, tak jak i cała Zona, lecz to tylko złudzenie, nie była opuszczona i porzucona, ale tylko zmieniła swoich gospodarzy. Kilka kroków dalej, po lewej stronie od bramy w której stali, błyskała kilkumetrowej średnicy anomalia elektryczna, wystrzeliwująca co kilka sekund setki miniaturowych błyskawic. Po prawej, w rozwalającym się garażu słychać było piski, ciche mruczenie i drapanie. Przeszli przez bramę, po popękanym asfalcie, w którym gdzieniegdzie przebijała się trawa i podeszli do zardzewiałych drzwi garażu. Przewodnik skinieniem dał znak, żeby wycelowali z drzwi, a sam zamaszystym kopniakiem otworzył je z hukiem, niszcząc wiążący je skobel. Ze środka z piskiem wybiegł mały stwór, podobny do szczura, lecz o wiele chudszy i poruszający się na dwóch nogach, wymachujący dziko długimi pazurami. Przewodnik zamachnął się nogą ponownie, a mały stworek przeleciał piszcząc z bólu nad górką jakichś starych szmat i zatrzymał się dopiero na przeciwległej ścianie, barwiąc ją kleksem krwi. Gdy wstąpili do środka mierząc wciąż broniami i przyjrzeli się bliżej górce po środku, okazało się, że wcale nie składała się tylko ze szmat. Na samym środku pomieszczenia leżał stos białych, jakby pozbawionych krwi trupów, rozczłonkowanych i poszarpanych, leżących z ogromnej kałuży krwi. Wytaczały fetor tak straszliwy, że Oleg zatkał nos i usta, powstrzymując mdłości, a Barin z miejsca wymiotował na popękana podłogę. Much i innych owadów unosiło się w powietrzu tak dużo, że tworzyły czarną chmurę nad rozkładającym się mięsem, na stosie wiły się również tysiące obrzydliwych, białych robaków. Przewodnik, nie zważając na okropny smród, podszedł do jednego z ciał i szturchnął lufą od karabinu.
- To jest spiżarnia – stwierdził.
- Że co? Czyja? - spytał z przestrachem Oleg.
Przewodnik nie odpowiedział. Spojrzał jeszcze raz na trupy, po czym przeszedł do okna i popatrzał przez pozbawione szyb, metalowe okiennice. Nadstawił ucho i jakby próbował wyłowić swoim czujnym słuchem jakiś obcy dźwięk.
- Coś tutaj się czai – szepnął – Bądźcie czujni.
Oleg z Barinem spojrzeli po sobie znacząco, po czym rozejrzeli się wokoło, jakby w każdej chwili miało wyskoczyć na nich coś potwornego. W dachu ziała potężna dziura, przez którą widać było zachmurzone niebo, deszcz lał się strumieniami do środka, mieszając się z kałużą krwi. Oleg poczuł przemożną chęć opuszczenia tego garażu, nie chcąc stać się częścią tej góry mięsa, która najwyraźniej była obiadem jakiegoś mutanta. Wyszli na zewnątrz i ciesząc się świeżym powietrzem skierowali się na środek placu, na którym górował wysoki, unieruchomiony na wieczność dźwig. Od samego początku Oleg wzdrygał się co chwilę, czując na sobie jakiś niewytłumaczalny wzrok, śledzący każdy jego ruch. Jego kompani pewnie czuli to samo, od czasu do czasu spoglądając się za siebie. Mijając betonowy placyk, przechodząc pod dźwigiem i zmierzając w stronę pobliskiej alejki, Olega przeszył nagle straszliwy ból głowy, rozmazało mu się przed oczami i usłyszał w głowie radosny śmiech. Po chwili wszystko ustało, a Oleg oszołomiony złapał się za głowę.
- Wszytko w porządku? - spytał Przewodnik.
- Tak... Tak, wszystko gra – odpowiedział niepewnie Oleg a Przewodnik spojrzał na niego badawczo.
Nic nie znajdując w drewnianych, dziurawych barakach skierowali się do dużego, prostokątnego budynku. Miał kilka pięter, niektóre okna były zabite deskami, kilka miało wbudowane kraty, skorodowane przez kwaśną deszczówkę.
- Stójcie – rzekł Przewodnik – Rozdzielimy się. Oleg, wejdziesz z Barinem do tego budynku i rozejrzycie się w środku.. Ja wejdę w tamtą alejkę – wskazał na uliczkę znikającą za rogiem, obok śmietnika. Oleg i Barin skinęli głowami.
Włączając latarki, wstąpili do ciemnego budynku oświetlając sobie drogę i rozejrzeli się. Znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu, w którym znajdowały się pokryte dywanem kurzu stoliki, a na nich zardzewiałe maszyny nieznanego przeznaczenia. Podłoga była usłana zardzewiałymi rupieciami, żelastwem oraz resztkami połamanych cegieł. Na wprost przed nimi pięła się w górę mała klatka schodowa z wyłamaną poręczą, z rozsypującymi się schodami i obdrapanymi ścianami, na których stara farba zwisała w płatach. Oleg skierował snop światła latarki w dół szczerbatych schodów, rozstępując gęstą ciemność i spostrzegł na popękanej podłodze krwiste plamy i smugi, jakby ktoś ranny zszedł lub został zwleczony na dół po schodach.
- Sprawdźmy to – nakazał Barin a Oleg niechętnie zgodził się zejść w dół schodów do ciemnej piwnicy.
Niepewne światełko latarki Olega błądziło po pustych pomieszczeniach, lizało bladożółtą poświatą obdrapane ściany i zakurzoną, brudną podłogę. W pewnym momencie natrafiło na zardzewiałe kraty, osadzone w wąskim przejściu do innego pomieszczenia. Były uchylone i pokryte dziwnym, błyszczącym w świetle latarki zielonkawym śluzem. Oleg dotknął go i substancja przykleiła się do skórzanej rękawicy, ciągnąc się jak gęsta ślina.
- Co to za paskudztwo? - mruknął cicho Oleg a Barin tylko wzruszył ramionami i pchnął kratę. Zaskrzypiała przeraźliwie, obijając się echem po szerokich korytarzach podziemia. Gdy echo dotarło do odległych zakątków pustych pomieszczeń, jakby w odzewie rozległ się głęboki, mrożący krew w żyłach pomruk. Ciężkie krople potu pojawiły się na czole Olega, machał latarka na prawo i lewo szukając źródła dźwięku, lecz wokoło była tylko ciemna pustka. Skierował snop światła na Barina, a ten pokazywał coś palcem kilka metrów dalej.
Ciemne plamy prowadziły do poszarpanego trupa, leżącego w kałuży krwi, na podrapanej twarzy z zastygłymi oczami błąkało się przerażenie. Poszczególne członki walały się w promieniu kilku metrów od korpusu ciała, podłoga błyszczała szkarłatem w promieniach latarki. W pewnym miejscu do uszu Olega dobiegł cichy dźwięk kapania. Spoglądając kawałek dalej spostrzegł na podłodze powiększająca się plamę krwi. Od krótkiej chwili czuł na całym ciele zimny dreszcz i przytłaczające, palące spojrzenie, mierzwiące włosy na karku. Wstrzymał oddech i przezwyciężając własny paranoiczny lęk, zaświecił latarką w stronę sufitu.
Dopiero po chwili uświadomił sobie co widzi. Nad głową wisiało wbitymi w sufit długimi pazurami czarne, uskrzydlone, ogromne cielsko z małą głową, wpatrzoną w jego przerażoną twarz. Czerwone, ohydne oczy z pionowymi szparkami zamiast źrenic zmrużyły się od światła i zanim Oleg zdążył zareagować i zrobić cokolwiek, stworzenie zaskrzeczało przerażająco i puszczając się pazurami od sufitu opadło na podłogę. Straszliwy ból przeszył ramię Olega i popchnięty ogromną siłą upadł na twarz, uderzając o beton. Pistolet wypadł mu z ręki dźwięcząc o podłogę i znikając w ciemności. Od ramienia w górę przez ciało przeszło mu straszliwe zimno, przestał czuć rękę a chwile potem nie mógł już obrócić w żadną stronę głowy. Wierzgał beznadziejnie nogami i próbował wstać, jednak paraliżujący jad pokonał go całkowicie i opadł na podłogę nie mogąc się poruszyć nawet o cal. Leżąc twarzą do wilgotnego betonu widział tylko kątem oka latarkę leżąca na ziemi i Barina próbującego wstać i wycelować karabinem w mutanta, jednak stworzenie wytraciło mu go z rąk, rzuciło Barinem o pobliską ścianę a ten opadł na podłogę i zastygł w bezruchu. Żółte światło latarki powoli niknęło Olegowi sprzed oczu, usłyszał tylko cichy pomruk zadowolenia potwora i spadł w ciemną otchłań tracąc przytomność.
Ostatnio edytowany przez
qcyk0015, 30 Lip 2012, 20:46, edytowano w sumie 1 raz
-
Za ten post qcyk0015 otrzymał następujące punkty reputacji:
- SkullDagger.