Wstyd się przyznać, ale dopiero teraz wziąłem się za poznanie twórczości Stanisława Lema. Zacząłem od podstaw (znaczy, tak myślę), najpopularniejszej i podobno najlepszej jego powieści. Terminus i paru innych cwańszych użyszkodników już pewnie wie, jaką książkę mam na myśli.
Książka na kilka pierwszych rzutów okiem po początkowych stronach od razu wyróżnia się bardzo starannie obmyślanym uniwersum. Bardzo szybko człowiek dochodzi do wniosku - słusznego z resztą - że Lem miał niesamowitą wyobraźnię i jeszcze wspanialszą wiedzę. Szczegółowo opisany świat przyszłości, podróże międzyplanetarne, obce formy życia - to wszystko 8 lat przed lądowaniem na księżycu, kiedy kosmonautyka jeszcze leżała i robiła pod siebie. Chociaż dzisiaj dopiero uczymy się chodzić...
O czym opowiada książka chyba nie muszę pisać, to tak jakby opisywać tematykę trylogii (która trylogią nie jest), autorstwa wiadomego angielskiego filologa z fajką. No ale wypada jednak to zrobić, prawda?
Powieśc porusza m.in.temat, który niedawno mnie zainteresował - mianowicie granicę życia, jego "jedyną słuszną definicję" czy równie ciekawe zagadnienie - proces rozwoju nauki oraz sam sens jej istnienia. Wszystko te rozważania wplecione zostały w opowiadaną historię planety Solaris, (czy może raczej historię jej badania) głównie tę w której tworzeniu uczestniczył niejaki Kris Kelvin, główny bohater. Opowieść ta potrafi niesamowicie wciągnąć czytelnika do świata książki oraz cały czas buduje napięcie, wywołując syndrom "ostatniej kartki".
Teraz pytanie do "starych wyjadaczy". Mam na oku "Niezwyciężonego", jako następne dzieło genialnego pisarza-filozofa, do poznania. Dobry wybór?
PS Kriss, nie bij, ale Pratchetta w dalszym ciągu odkładam "na później", które jescze nie nastąpiło...