To może przedstawię na przykładzie.
Stalker rosyjski:
Stalker amerykański:
Amerykański stalker to cywil, który swój ekwipunek kupił w sklepie survivalowym, lub używa codziennych ubrań w niecodziennych warunkach. Jego motto to "Cool and groovy. Nie ważne co masz na sobie. Ważne jak w tym wyglądasz". W Zonę idzie dla sprawdzenia swoich możliwości, przeżycia przygody życia i zrobienia fajnych zdjęć na fejsa. Takie hobby. Jak scouting.
Stalker- hm... ukraiński? Europejski? W każdym razie nasz, swojski- kupi wojskowy kombinezon u znajomego kwatermistrza za skrzynkę wódki, albo wyszabruje z opuszczonych magazynów już na miejscu. Jego mottem będzie "wejść w Zonę i wrócić całym i zdrowym, a jak przy okazji zdobędziesz cenne fanty, tym lepiej dla ciebie!". Typ człowieka, który nie ma wyjścia, albo którego pociąga myśl o szybkim zarobku i adrenalinie. Stalkerstwo to fach i powołanie.
Dlatego nie podoba mi się konwencja całych chmar stalkerów wchodzących w Zonę jak w las na grzybobranie. Łączących się w nacje, frakcje i obozy. Zona to nie piknik tematyczny. Zona to nie LARP.