Witam! W tym temacie chciałbym poruszyć temat wojen frakcji, dokładnie poruszyć...Zacznijmy od tego, że na "lini frontu" mogliśmy oficjalnie zawalczyć tylko w Czystym niebie (w SoC takich wojen nie było, bynajmniej nie na taką skalę i nie były one-w pewnym sensie- ważne dla fabuły. Każdy kto miał okazję pograć i powalczyć na jakiejś wojnie na pewno spotykał się z głupotą ze strony własnej frakcji. Generalnie oni opierdzielali się na posterunkach a my musieliśmy biegać w tą i z powrotem w jakimś głupim celu. A najgorzej było z atakami na bazy wrogów...ale po kolei. Zależnie od frakcji walczyliśmy różnie to znaczy na innych terytoriach, chciałbym dodać iż gdy grałem opowiadałem się tylko albo po stronie Powinności albo Wolności. Tak więc wojny bandyto-stalkerowskie nie są mi dokładnie znane. Zdobywanie terytorium opierało się na zdobywaniu różnych punktów typu A B C (oczywiście w grze było to wszystko dokładniej nazwane
. Czyli- z naszej bazy szliśmy do terenu pomiędzy moją frakcją, a frakcją wroga. Zdobywaliśmy jakiś obóz żeby mieć punk obrony w razie konieczności wycofania się. Następnie szliśmy do terenu wroga aby zdobyć "przyczółek". Potem jakiś obozik i baza główna wroga. I to wszystko nawet fajnie by przebiegało gdyby działało prawidłowo. Koszmarne jest to, że kompani mają nasze poczynania dokładnie tam gdzie światło nie dochodzi. Może raz pójdą i spróbują zdobyć jakiś tam posterunek, choć i tak po 10-15 minutach zwiewają w popłochu. Wszystko jest narzucone na nas i to bardzo mi się nie podoba. Mamy zdobyć przyczółek? Ha okej w końcu to nic trudnego ale z kompanami. Cóż sami kompani może nawet przyjdą do nas, ale uprzednio zaliczą wizyty w barze, skoczą do kibelka i pomogą starej babci odwiedzić Sidorovicza. Ehh nie ma co liczyć na tych... no właśnie tępaków bo nawet jak przyjdą to zaraz giną. A gdy my (bo jakże by inaczej) sami idziemy zdobyć przyczółek na terenie wroga, to zaraz jesteśmy zasypywani gradem kul oraz czerwonym napisem
Koniec Gry. No ale dobra zdobyliśmy przyczółek itp. A teraz baza. I tutaj jest największy problem. Możemy czekać nawet realną godzinę a nasi kompani aby nam rzekomo dopomóc w zdobyciu bazy ha niespodzianka nie pojawią się! System A-life szwankuje w tej sytuacji i to bardzo. Zdecydowanie nie czepiał bym się twórców gdyby kompani podczas wojen oddziaływali na jakieś skrypty. Bazy wrogów są dobrze chronione. Nie mówiąc już o takich kozakach z powinności którzy po prostu jak się w tych hangarach w swoich egzoszkieletach oraz z karabinami gaussa się skryją i z zza rogu zaczną napierać to po prostu @$#@%$@@
frustracja! No nic piszcie swoje opinie na ten temat i jak wy to odczuwacie. Dziękuje za przeczytanie Matiziom47