przez Wienia w 24 Lip 2011, 15:26
Trzy dni później
Mrok spowił instytut badawczy Agroprom. Wszyscy będący w okolicy stalkerzy ściągali do budynku, bo marsz nocą w tym terenie, był równoznaczny z samobójstwem- pełno patroli wojskowych, mutantów i innego dziadostwa. Podczas gdy w zabudowaniach handel kwitł. Wielu stalkerów szukających schronienia, stawało się potencjalnymi klientami dla mniejszych i większych handlarzy. Dla stalkera również było to okazją by kupić wyposażenie na dalszą podróż. Mimo szalejącej burzy na zewnątrz, wewnątrz panowała przyjemna atmosfera. Lampy naftowe, świeczki i ognisko w beczce były źródłem światła i ciepła zarazem, a gromada odprężonych stalkerów dawała poczucie bezpieczeństwa. Największy z tutejszych handlarzy prowadził również obskurny bar- było to parę stołów i blat za którym stał, ale czegóż potrzebuje jeszcze bar? Wódki oczywiście, ale tegoż też nie brakowało. Nazywano go „Dobrym Samarytaninem” gdyż w zwyczaju miał stawianie ludziom kozaków. Dzisiejszej nocy było dosyć tłoczno, może z 15-20 osób. Przy jednym ze stolików siedział Igor, blondasek średniego wzrostu, dokładnie czyszczący swojego AK74/2. Po drugiej stronie stołu siedziała jego drużyna- Lewus i Dima. Ten pierwszy to wysoki brunet, z karabinem myśliwskim przy ramieniu, człowiek w wieku 30 lat bodajże, niezły spryciarz, zawsze wie co i gdzie, przynajmniej takie sprawia wrażenie, niestety nie jest szczególnie twardy. Drugi zaś to łysy bydlak, dzierżący obokana. Siłacz, należący do grupy ludzi najpierw działających, potem myślących, a może nawet czasem pomija myślenie. Wszyscy przywdziani w zwyczajne kurtki sprawiali wrażenie grupy kotów, i w rzeczywistości właśnie nimi byli.
- Musimy obmyślić co dalej. Po przyniesieniu paczki od Sidora nie mamy już co robić- Powiedział Igor.
- Możemy wybrać się do baru, trochę dla Powinności porobić- zaproponował Dima, bawiąc się klapką od swojego detektora.- zawsze nieźle płacili, a przy okazji odwiedzimy starych znajomych
- Niezły pomysł- Pogratulował Igor- może poszukajmy kogoś kto też się tam wybiera, podobno ostatnio bandyci tam się rozpanoszyli, samotnie lepiej nie iść.
Po czym postanowili zapytać się stalkerów przy sąsiednim stoliku. Wszyscy wstali, zbliżyli się do obcych i Igor zapytał.
- Przepraszam, czy nie wybieracie się przypadkiem do baru?
- Nie dziś, nie jutro, nigdy. Z wolnością się nie zadajemy.- Powiedział oschle facet w egzoszkielecie
- Nie rozumiem.- Zdziwił się Igor
- To ty nie wiesz, że bar kontroluje Wolność? Skąd żeś się urwał?- Człowiek w sevie sprawiał wrażenie na tyle zdziwionego, jakby kto się zapytał skąd się biorą dzieci.- Może zabierzesz się z nami do Jantaru? Idziemy sprzedać artefakty naukowcom, może będą mieli dla was robotę.
- Zastanowimy się.- Odparł Igor
- Jaaasne, jak się namyślicie to dajcie znać, przed świtem się stąd nie ruszamy- Stalkerzy wstali, zebrali sprzęt i ruszyli na górę, do miejsca umownie wyznaczonego jako „sypialnia”
Gdy stalkerzy zniknęli za schodami, ekipa zaczęła zbierać swoje manatki.
- W takim wypadku podróż do baru odpada, w końcu mamy z Wolnością ostro na pieńku- stwierdził Lewus, próbując wcisnąć na siłę wcisnąć amunicję do plecaka- na cholerę mi było tyle amunicji!?
- Ta, mogliśmy nie kraść kucharzowi wódki – Powiedział rozbawiony Dima- Może by nam nawet wybaczyli gdyby Igor nie zarzygał butów Łukaszowi. Aleśmy wtedy popili.
- To może pójdziemy do Jantaru?- Zaproponował Igor
- Jasne! Czemu nie?- propozycja Igora spotkała się z aprobatą towarzyszy
Po zebraniu sprzętu drużyna skierowała się do sypialni, pogadać z tamtymi.
Skoro świt drużyna stała przed budynkiem gotowa do wymarszu. Cały świat zdawał się być skąpany w czerwonym świetle wschodzącego słońca. Gdy tylko zaspani Lewus, Dima i Igor wyszli z budynku ujrzeli dwóch stalkerów gotowych do wymarszu. Zadziwiającym był fakt, że jest dopiero 5 rano, a oni byli całkowicie wyspani. Ale w końcu to weterani. Chyba. Mężczyzna w Sevie ujrzawszy resztę drużyny, uśmiechnął się i powiedział.
-Skoro będziemy razem podróżować pasuje, abyśmy się trochę poznali- zaproponował, z serdecznym uśmiechem na twarzy- Ja jestem Tolik, a koleżka w egzo to Pyton. Mam nadzieję że będzie nam się miło podróżować.
- Dlaczego Pyton?- zapytał Lewus
- Bo dusi ludzi po nocach.- Stwierdził z przerażającą powagą Tolik
Po jego słowach zapadła niezręczna cisza, lecz chwilę później przerwał ją donośny śmiech Tolika.
-Haha, żartowałem- nie wytrzymał milczenia, wyraźnie rozbawiony swoim żartem- Tak naprawdę raz zadusił pijawkę gołymi rękoma, z czego stał się trochę znany, ale oczywiście od tyłu i to potężnym uściskiem egzoszkieletu, inaczej by go rozszarpała.
- To jest Lewus, a to Dima- odpowiedział Igor wskazując swoich kompanów- a ja jestem Igor. Skoro już się znamy, to może pasuje wyruszać, szkoda czasu marnować.
- Święta racja drogi kolego- stwierdził z serdecznością w głosie Tolik- Idziemy
Po czym udali się do Jantaru z Tolikiem, swoim nieformalnym przewodnikiem na czele, co stało się początkiem nowej przygody.
Lewus nie mógł powstrzymać nachodzącego na jego twarz grymasu obrzydzenia, brodząc w bagnie po pas.
- Czy nie mogliśmy iść inną drogą?- zapytał, starając się utrzymać karabin jak najdalej od bagna.
- Po ostatniej emisji nie za bardzo- stwierdził Tolik- chyba, że chciałbyś przejść przez pole psioniczne.
- Lewus, przestań narzekać- Zdenerwował się Dima- zachowujesz się jak panienka.
- Nie zachowuję się jak…- nagle ryk wciął się w zdanie Lewusa, który zbladł niczym ściana- to chyba czai się za mną- szepnął sparaliżowany strachem
Wszyscy wykonali błyskawiczny odwrót i zobaczyli snorka, w tej samej chwili drugi doskoczył od boku na Dimę. Zaczął szarpać się z potworem, który okazał się silniejszy i ranił go w rękę, jednakże po chwili szamotaniny udało mu się zdzielić go kolbą i gdy ten odskoczył dostał serią z obokana i sczezł. Przy pierwszym snorku, pojawił się także drugi i trzeci, i ruszyły na oddział, biegnąc w dosyć dziwny sposób na czterech kończynach, jednak dużo nie ubiegły otrzymawszy sporą porcję ołowiu. Lewus przyglądał się wszystkiemu jakby nieobecnym wzrokiem, aż do czasu gdy otrzymał liścia od Igora.
- Chodź, snorki nadciągają, musimy uciekać!- krzyknął, po czym pociągnął Lewusa za sobą i pobiegli w kierunku uciekającego oddziału
Pyton ubezpieczał ekipę, ładując amunicję z ręcznego karabinu maszynowego w snorki czające się w wysokich, żółtych trawach, natomiast Tolik bronił ranionego poważnie ranionego w rękę Dimę. Wyskakujące zewsząd snorki mogły doprowadzić do szaleństwa. Po chwili Igor i Lewus dogonili resztę drużyny. Już widać było wyjście z tego piekła, jednakże bieg zdawał się ciągnąć w nieskończoność. W końcu udało im się wydostać z bagien. Oddalając się, za każdym razem gdy obejrzeli się za siebie, mogli dostrzec stojące na skraju traw snorki, odprowadzające ich swoim złowrogim spojrzeniem.
-
Za ten post Wienia otrzymał następujące punkty reputacji:
- nismoztune.